W każdej roli Ala Pacino widać wspaniałe rzemiosło - niezależnie od tego, czy stosuje technikę aktorskiej szarży - jak w "Człowieku z blizną" bądź "Zapachu kobiety", za który w 1992 r. dostał Oscara - czy też stawia na psychologiczne niuanse - jak w "Ojcu chrzestnym", "Donnie'm Brasco" i najnowszej "Bezsenności". - Al ma oryginalną metodę pracy: zapamiętuje scenariusz co do słowa, a potem stara się o nim zapomnieć. Pilnuje jedynie rytmu dialogów. W jego wydaniu brzmią one przekonująco - mówi Roger Donaldson, reżyser "Rekruta", najnowszego filmu z udziałem Pacino. Pacino stara się uprawdopodobnić każdą historię, którą odtwarza: - Wszystkim radzę: wyobraźcie sobie, że to się naprawdę zdarzyło. Musicie w to mocno wierzyć, nawet jeśli opowieść z pozoru jest niewiarygodna. Tylko wtedy przekonacie do siebie widzów. Tym, co najbardziej zniechęca publiczność, jest fałsz. I nie dziwię się temu, bo sam jestem na to wyczulony.
Kinoman
O tym, że zostanie aktorem, Al Pacino wiedział od dziecka. Wszystkie zaoszczędzane przez matkę centy przeznaczał na kino. Potem odgrywał przed kolegami z południowego Bronksu obejrzane sceny, wprowadzając elementy autentyzmu. Była to zresztą jedyna zabawa, jaką zapamiętał z dzieciństwa, na inne nie było stać wychowującej go samotnie matki. Gwiazdor kina uwielbia się dzielić zawodowymi doświadczeniami z młodymi aktorami. Mówi nawet, że po to, by się nimi popisywać, przyjął rolę Waltera Burke'a w "Rekrucie". Grał wybitnie uzdolnionego tajnego agenta, głównego instruktora kandydatów na szpiegów szkolonych w legendarnej Farmie, ośrodku CIA. - Przywódca i jednocześnie nauczyciel - podobało mi się to zestawienie - mówi Pacino o roli Burke'a. - Podobał mi się też człowiek z tak niesamowitym życiorysem: uczestnik nieprawdopodobnych szpiegowskich akcji i wojen. Próbowałem wydobyć z tej postaci coś, co sprawi, że ludzie zaczną reagować pozytywnie, a wręcz z podziwem na hasło "facet z CIA".
Adwokat diabła
Pacino podkreśla, że nie lubi bohaterów stereotypowych. Grane przez niego postacie cechuje charakterologiczna odmienność, niepowtarzalność. - Próbowałem już skrajnie różnych ról, różnorodność to chyba podstawa mojego aktorskiego repertuaru. Zawsze powtarzam młodym aktorom, że ten zawód nie istnieje bez ryzyka. Trzeba przyjmować nawet najbardziej kontrowersyjne propozycje, by się przekonać, w jakie można wpaść pułapki i co dzięki dobremu warsztatowi można wówczas zrobić. Al Pacino wielokrotnie obrywał od krytyków. Choćby po roli w dramacie "Rewolucja", opowieści o powstawaniu naro-du amerykańskiego, w której widzów raził jego śmieszny, nazbyt współczesny akcent. Przywykł też do tego, że jego najbardziej brawurowe role - w filmach "Zapach kobiety", "Człowiek z blizną" czy "Adwokat diabła" - uchodzące za wzór techniki i zawodowego wyrafinowania, spotykają się zarówno z zachwytem, jak i z dezaprobatą.
Ojciec
Młodzi aktorzy pytają często Pacino, ile na planie zależy od reżysera. - To reżyser wyznacza drogę, ale czasami idzie w złym kierunku i nie można mu się dać ponieść - mówi aktor. - W "Zapachu kobiety" mój bohater był niewidomy, więc można było poszaleć i wykorzystać wiele środków wyrazu. Grywałem jednak i inne role, choćby Michaela Corleone w "Ojcu chrzestnym". Przecież to rola zagrana dzięki minimum środków. Pacino kocha swój zawód. W ciągu 30 lat pracy zagrał wiele fantastycznych ról i wciąż mu mało. Dwa lata temu jego partnerka, aktorka Beverly D'Angelo, urodziła bliźnięta i wygląda na to, że rolą ojca Pacino przejął się bardziej niż kreacjami filmowymi. Tym razem jednak nie musi się uczyć na pamięć scenariusza. Z dziećmi najlepiej sprawdza się improwizacja.
Bob Strauss
The New York Times
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.