Europejskim bankom grozi katastrofa według koreańskiego scenariusza
Nasz dobrobyt staje się iluzją - ocenia Hans Tietmeyer, były szef Bundesbanku. Wirus wyniszczający dotychczas głównie niemiecki przemysł zaatakował sektor finansowy. Podobnie jest w innych częściach Europy, głównie we Włoszech i Francji. Zamykane są kolejne filie banków, zmniejsza się zatrudnienie i pensje pracowników. Pod koniec ubiegłego roku na ulice Niemiec wyległo 70 tys. urzędników bankowych, którzy protestowali nie tylko przeciwko działaniom pracodawców, lecz także z powodu mizernych efektów wielkiej polityki - słabnącej koniunktury, kryzysu na rynkach finansowych i złej strategii kredytowej. Popularny w Niemczech "Podatkowy song", satyra na politykę finansową Gerharda Schrödera, stał się platynową płytą. Niemcy śmieją się z kukły kanclerza, która w wideoklipie zabiera im pieniądze, ale w rzeczywistości nie jest im do śmiechu, podobnie jak społeczeństwom kilku innych krajów Europy, również Polakom - nasze banki przeżywają podobne problemy jak zachodnioeuropejskie, tym bardziej że ponad 80 proc. spośród nich jest częścią europejskich gigantów.
Czarny rok
To najczarniejszy okres dla europejskiej finansjery od czasów II wojny - alarmują, mówiąc o ubiegłym roku, analitycy wielkich europejskich banków. HypoVereinsbank (HVB), największy kredytodawca w Europie, udzielił w 2002 r. pożyczek o wartości 450 mld euro. Po fali plajt koncernów jego rezerwy finansowe niebezpiecznie stopniały, a fuzja z Austria Bankiem spowodowała, że wartość akcji HVB spadła. Dziś w HypoVereinsbanku szepcze się, że wobec koniunkturalnej flauty pozostaje się modlić, by nie doszło do wielkiego krachu. To tylko jeden z przypadków europejskiej choroby bankowej. We Włoszech w ostatnich dwóch latach koszty własne banków wzrosły prawie o jedną trzecią, a straty z nie odzyskanych kredytów zwiększyły się z 4,5 mld euro do 6,6 mld euro. Dziś stanowią one aż 44 proc. majątku podlegającego kontroli banku centralnego. Wartość akcji włoskich banków spadła o ponad połowę. We Francji zyski Société Générale stopniały o 41 proc., a Crédit Agricole o 27 proc. Ogółem wartość akcji największych banków europejskich spadła w 2002 r. o 40 proc., podczas gdy w USA - mimo słabej koniunktury - niespełna o 20 proc.
Chorzy osobnicy Europy
Bayerische Landesbank, będący największym wierzycielem grupy Kircha, na skutek jej bankructwa musiał zwolnić 700 osób, Deutsche Bank postanowił zmniejszyć liczbę pracowników o 3,8 tys., a Dresdner Bank, który już pozbył się 8 tys. zatrudnionych, zamierza wręczyć kolejne 3 tys. wypowiedzeń... Ogółem w 2002 r. niemieckie banki ogłosiły zmniejszenie zatrudnienia z 465 tys. do 430 tys. osób. Podobnie postępują inne europejskie instytucje finansowe. Tylko Banca Intesa BCI wręczy wkrótce wypowiedzenia 9 tys. osób. W Szwajcarii rozwiązano już umowy z 7 tys. osób.
- Jeśli będziemy krakać, to wpadniemy w kryzys z powodu samospełniającej się przepowiedni - bagatelizuje Rolf Breuer, prezydent związku banków w RFN. Groźba zapaści na rynku finansowym zagląda jednak bankowcom w oczy. Amerykański "The Wall Street Journal" określił niemieckie banki mianem "chorych osobników Europy". Powodem kryzysu są głównie wysokie koszty własne. W ubiegłym roku w Dresdner Banku i Deutsche Banku stosunek kosztów do wpływów wyniósł około 80 proc., podczas gdy w Citigroup 60 proc., a w brytyjskim Barclays tylko 53 proc.
Fuzja przy skroni
Banki próbują się ratować najprostszymi sposobami, głównie dzięki fuzjom. We Francji połączyły się Crédit Lyonnais (CL), Crédit Agricole i BNP Paribas, we Włoszech Banca Intesa, Unicredito, San Paolo IMI oraz Capitalia, w Hiszpanii Banco Bilbao Vizcaya Argentaria (BBVA) i Banco Santander Central Hispano (BSCH), w Niemczech Deutsche Bank wpisał w logo symbol Banku 24. Przygotowywana jest fuzja HypoVereinsbanku (właściciel polskiego PBK BPH) i Commerzbanku (właściciel BRE). Dzięki łączeniu sił i środków wartość depozytów imponująco wzrosła, ale duże pieniądze to także duży problem, zwłaszcza w wypadku turbulencji gospodarczych, zbytniej uległości wobec kręgów rządowych i złej polityki kredytowej. Od podobnych kłopotów zaczęła się katastrofa koreańskiej gospodarki - największe czebole padły, a bankom pozostały dziesiątki miliardów dolarów długów.
Tymczasem w Europie bankowa choroba się rozwija. W Hiszpanii odkryto, że BBVA, drugi pod względem wielkości bank w tym kraju, przeznaczał 2,5 proc. majątku na łapówki dla polityków. W bulwersujące skandale uwikłały się francuskie CL, Société Générale i Crédit Agricole, a Włosi nazywają swe banki "jedynym legalnym stowarzyszeniem mafijnym". Organizacje konsumenckie oskarżyły w Brukseli Banca d'Italia o niedostateczny nadzór nad rodzimymi bankami, które rekompensują swoje błędy w polityce finansowej podwyżkami opłat manipulacyjnych. Włoska telewizja posłużyła się przykładem pewnego ojca, który wpłacił synowi pieniądze na oprocentowaną książeczkę, a gdy po pięciu latach sprawdził jej stan, okazało się że oszczędności zmalały o połowę. Jak obliczyli dziennikarze, by zarobić we Włoszech na posiadaniu konta, trzeba na nie wpłacić przynajmniej 450 tys. euro.
Droga donikąd
W USA Zarząd Rezerwy Federalnej, aby się ustrzec deflacji według japońsko-koreańskiego scenariusza, stale korzysta z dostępnych sobie narzędzi, m.in. reguluje wysokość stóp procentowych. Deutsche Bank, Bank of England i Europejski Bank Centralny (EBC) nie robią właściwie nic. Mimo słabej koniunktury i zastoju na rynku papierów wartościowych EBC nie widzi podstaw do interwencji. W listopadzie Wim Duisenberg, prezes EBC, ograniczył się do podkreślenia konieczności "wzmożonej uwagi na inflacyjnym froncie" i "zachowania reżimu stabilizacyjnego" euro. Sytuacji nie zmieniły informacje, że Niemcy przekroczyły dopuszczany w UE deficyt budżetowy (3 proc. PKB) prawie o jedną trzecią i Bruksela zamierza nałożyć na RFN karę nawet 10 mld euro. Do niebezpiecznej granicy deficytu zbliża się też Francja.
Finansiści uspokajają, że bankom nie grozi bankructwo. - Nawet jeśli doszłoby do tego, nie ma powodu do paniki, bo istnieją gwarancje banków centralnych - konstatuje prof. Wolfgang Gerke z Uniwersytetu w Norymberdze. Okazuje się, że w Europie już zapomniano o amerykańskiej nauczce z 1991 r., kiedy bierna postawa banku centralnego doprowadziła do finansowego krachu oraz upadku ponad 700 banków i kas oszczędności.
Po RFN krąży dziś złowieszczy dowcip: "Przychodzi baba do wiejskiego banku i pyta: - Co będzie, jeśli wpłacę tysiąc euro, a wy zbankrutujecie? - Pieniądze odda pani bank krajowy - wyjaśnia kasjer. - A jak on splajtuje? - docieka baba. - Należność zwróci pani Bundesbank - tłumaczy kasjer. - A gdy i ten padnie? - dopytuje klientka. Na to urzędnik: - Wtedy padnie rząd, ale chyba nie szkoda pani tysiąca euro na taki cel?".
Czarny rok
To najczarniejszy okres dla europejskiej finansjery od czasów II wojny - alarmują, mówiąc o ubiegłym roku, analitycy wielkich europejskich banków. HypoVereinsbank (HVB), największy kredytodawca w Europie, udzielił w 2002 r. pożyczek o wartości 450 mld euro. Po fali plajt koncernów jego rezerwy finansowe niebezpiecznie stopniały, a fuzja z Austria Bankiem spowodowała, że wartość akcji HVB spadła. Dziś w HypoVereinsbanku szepcze się, że wobec koniunkturalnej flauty pozostaje się modlić, by nie doszło do wielkiego krachu. To tylko jeden z przypadków europejskiej choroby bankowej. We Włoszech w ostatnich dwóch latach koszty własne banków wzrosły prawie o jedną trzecią, a straty z nie odzyskanych kredytów zwiększyły się z 4,5 mld euro do 6,6 mld euro. Dziś stanowią one aż 44 proc. majątku podlegającego kontroli banku centralnego. Wartość akcji włoskich banków spadła o ponad połowę. We Francji zyski Société Générale stopniały o 41 proc., a Crédit Agricole o 27 proc. Ogółem wartość akcji największych banków europejskich spadła w 2002 r. o 40 proc., podczas gdy w USA - mimo słabej koniunktury - niespełna o 20 proc.
Chorzy osobnicy Europy
Bayerische Landesbank, będący największym wierzycielem grupy Kircha, na skutek jej bankructwa musiał zwolnić 700 osób, Deutsche Bank postanowił zmniejszyć liczbę pracowników o 3,8 tys., a Dresdner Bank, który już pozbył się 8 tys. zatrudnionych, zamierza wręczyć kolejne 3 tys. wypowiedzeń... Ogółem w 2002 r. niemieckie banki ogłosiły zmniejszenie zatrudnienia z 465 tys. do 430 tys. osób. Podobnie postępują inne europejskie instytucje finansowe. Tylko Banca Intesa BCI wręczy wkrótce wypowiedzenia 9 tys. osób. W Szwajcarii rozwiązano już umowy z 7 tys. osób.
- Jeśli będziemy krakać, to wpadniemy w kryzys z powodu samospełniającej się przepowiedni - bagatelizuje Rolf Breuer, prezydent związku banków w RFN. Groźba zapaści na rynku finansowym zagląda jednak bankowcom w oczy. Amerykański "The Wall Street Journal" określił niemieckie banki mianem "chorych osobników Europy". Powodem kryzysu są głównie wysokie koszty własne. W ubiegłym roku w Dresdner Banku i Deutsche Banku stosunek kosztów do wpływów wyniósł około 80 proc., podczas gdy w Citigroup 60 proc., a w brytyjskim Barclays tylko 53 proc.
Fuzja przy skroni
Banki próbują się ratować najprostszymi sposobami, głównie dzięki fuzjom. We Francji połączyły się Crédit Lyonnais (CL), Crédit Agricole i BNP Paribas, we Włoszech Banca Intesa, Unicredito, San Paolo IMI oraz Capitalia, w Hiszpanii Banco Bilbao Vizcaya Argentaria (BBVA) i Banco Santander Central Hispano (BSCH), w Niemczech Deutsche Bank wpisał w logo symbol Banku 24. Przygotowywana jest fuzja HypoVereinsbanku (właściciel polskiego PBK BPH) i Commerzbanku (właściciel BRE). Dzięki łączeniu sił i środków wartość depozytów imponująco wzrosła, ale duże pieniądze to także duży problem, zwłaszcza w wypadku turbulencji gospodarczych, zbytniej uległości wobec kręgów rządowych i złej polityki kredytowej. Od podobnych kłopotów zaczęła się katastrofa koreańskiej gospodarki - największe czebole padły, a bankom pozostały dziesiątki miliardów dolarów długów.
Tymczasem w Europie bankowa choroba się rozwija. W Hiszpanii odkryto, że BBVA, drugi pod względem wielkości bank w tym kraju, przeznaczał 2,5 proc. majątku na łapówki dla polityków. W bulwersujące skandale uwikłały się francuskie CL, Société Générale i Crédit Agricole, a Włosi nazywają swe banki "jedynym legalnym stowarzyszeniem mafijnym". Organizacje konsumenckie oskarżyły w Brukseli Banca d'Italia o niedostateczny nadzór nad rodzimymi bankami, które rekompensują swoje błędy w polityce finansowej podwyżkami opłat manipulacyjnych. Włoska telewizja posłużyła się przykładem pewnego ojca, który wpłacił synowi pieniądze na oprocentowaną książeczkę, a gdy po pięciu latach sprawdził jej stan, okazało się że oszczędności zmalały o połowę. Jak obliczyli dziennikarze, by zarobić we Włoszech na posiadaniu konta, trzeba na nie wpłacić przynajmniej 450 tys. euro.
Droga donikąd
W USA Zarząd Rezerwy Federalnej, aby się ustrzec deflacji według japońsko-koreańskiego scenariusza, stale korzysta z dostępnych sobie narzędzi, m.in. reguluje wysokość stóp procentowych. Deutsche Bank, Bank of England i Europejski Bank Centralny (EBC) nie robią właściwie nic. Mimo słabej koniunktury i zastoju na rynku papierów wartościowych EBC nie widzi podstaw do interwencji. W listopadzie Wim Duisenberg, prezes EBC, ograniczył się do podkreślenia konieczności "wzmożonej uwagi na inflacyjnym froncie" i "zachowania reżimu stabilizacyjnego" euro. Sytuacji nie zmieniły informacje, że Niemcy przekroczyły dopuszczany w UE deficyt budżetowy (3 proc. PKB) prawie o jedną trzecią i Bruksela zamierza nałożyć na RFN karę nawet 10 mld euro. Do niebezpiecznej granicy deficytu zbliża się też Francja.
Finansiści uspokajają, że bankom nie grozi bankructwo. - Nawet jeśli doszłoby do tego, nie ma powodu do paniki, bo istnieją gwarancje banków centralnych - konstatuje prof. Wolfgang Gerke z Uniwersytetu w Norymberdze. Okazuje się, że w Europie już zapomniano o amerykańskiej nauczce z 1991 r., kiedy bierna postawa banku centralnego doprowadziła do finansowego krachu oraz upadku ponad 700 banków i kas oszczędności.
Po RFN krąży dziś złowieszczy dowcip: "Przychodzi baba do wiejskiego banku i pyta: - Co będzie, jeśli wpłacę tysiąc euro, a wy zbankrutujecie? - Pieniądze odda pani bank krajowy - wyjaśnia kasjer. - A jak on splajtuje? - docieka baba. - Należność zwróci pani Bundesbank - tłumaczy kasjer. - A gdy i ten padnie? - dopytuje klientka. Na to urzędnik: - Wtedy padnie rząd, ale chyba nie szkoda pani tysiąca euro na taki cel?".
Więcej możesz przeczytać w 6/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.