Kasy fiskalne w taksówkach nie mają sensu, jeśli taksówkarze nadal mają płacić zryczałtowany podatek
Wszystkie obroty, w tym obroty taksówkarzy, powinny być rejestrowane - to jedna z zasad wolnego rynku. Tyle że wówczas należałoby zlikwidować podatek ryczałtowy - wszystkim. Ministerstwo Finansów chce, by taksówkarze zamontowali kasy fiskalne i nadal płacili zryczałtowany podatek. Łatwo się domyślić, że prędzej czy później ten podatek zostanie zlikwidowany. Gdyby miał pozostać, instalowanie kas nie miałoby sensu. Pod względem działania oraz zakresu dokumentowanych informacji kasa jest bowiem niemal kopią taksometru. Na dobrą sprawę to drugi taksometr, tyle że inaczej się nazywa. Kasa po prostu przetwarza informacje pochodzące z niego.
Kasa zapasowa
Wprowadzanie kas ma trwać dziewięć miesięcy - będą one instalowane według kolejności wyznaczonej numerami NIP. Przez trzy kwartały po miastach będą więc jeździć taksówki z kasami i bez kas, bo Ministerstwo Finansów chce rozłożyć koszty operacji w czasie. Oczywiście chce je rozłożyć sobie, a nie taksówkarzom. Tym ostatnim zaleca, by kupowali po dwie kasy na wypadek, gdyby jedna się popsuła. Pomysł ma przyszłość, bo można taksówkarzom zalecić kupienie drugiego samochodu na wypadek, gdyby pierwszy się popsuł. Oczywiście też wyposażonego w dwie kasy.
Ministerstwo Finansów będzie zwracać taksówkarzom połowę kosztów zakupu kasy - jednej i bez VAT, bo taksówkarze nie są płatnikami tego podatku i jego zwrot im się nie należy. Państwo wyda na ten cel około 75 mln zł, a według innych szacunków, nawet 150 mln zł. Stawka VAT wynosi 22 proc. Gdyby taksówkarz kupił dwie kasy (na wypadek awarii), to fiskusowi zapłaciłby 44 proc. wartości kasy w postaci VAT, a ministerstwo zwróciłoby mu połowę jej wartości.
Obecnie taksówkarze płacą podatek zryczałtowany, którego wysokość zależy od wielkości miasta (najwyższy jest w Warszawie - 195 zł miesięcznie). Załóżmy, że państwo będzie zwracać taksówkarzom po tysiąc złotych (suma najbardziej prawdopodobna). Warszawiakom zwróci równowartość podatku za pół roku, a taksówkarzom z małych miast - za rok lub więcej. Wszystko to po to, by rejestrować obroty i tak już rejestrowane przez taksometry i nie mające wpływu na wysokość podatku, bo jest on zryczałtowany.
Czterech do 300 milionów
Na wprowadzeniu kas zarobią przede wszystkim czterej krajowi producenci, którzy mają do sprzedania ponad 100 tys. kas, a do zarobienia 300 mln zł. Na razie nie wiadomo, ile kasy będą kosztować i kto będzie miał homologację, bo do dziś nikt jej nie dostał. Na początek jeden z producentów, warszawski Posnet, zapowiedział, że jego kasa będzie kosztować 600 zł. Posnet był wcześniej podejrzewany przez
taksówkarzy o lobbowanie w sprawie nowego prawa, gdyż Adam Krauze, jeden z jego właścicieli, był dyrektorem Departamentu Podatków Pośrednich w Ministerstwie Finansów. 27 stycznia Posnet ogłosił jednak, że wycofuje się z przedsięwzięcia. Czyżby wystraszył się dochodzenia, którego wszczęcia domagają się od prokuratury taksówkarze?
Produkująca kasy firma Optimus IC chce je sprzedawać za 1-2 tys. zł. Warszawska firma Innova proponuje kasę zintegrowaną z taksometrem za jedyne 2 tys. zł. Oczywiście te deklaracje do niczego nie zobowiązują i w praktyce ceny mogą być zupełnie inne. Elzab z Zabrza na razie nie ujawnia ceny, ale w jego ofercie nie ma kas kosztujących mniej niż 2 tys. zł. Ponieważ zakup kas jest przymusowy, a producentów niewielu, żadnemu z nich nie opłaca się walka konkurencyjna i obniżanie ceny. Znacznie bardziej opłaca się solidarne jej wywindowanie. Do tego nie potrzeba nawet zmowy - wystarczy jeden telefon.
10 tys. złotych wpisowego
Kandydat na taksówkarza oprócz samochodu musi jeszcze kupić radiotelefon za 2 tys. zł, kasę za 2,5 tys. zł, taksometr za 800 zł (razem z montażem i legalizacją 1,4 tys. zł), a do tego zapłacić 1,5 tys. zł za licencję i egzaminy. Dodatkowo co pół roku trzeba ponieść koszty legalizacji taksometru i kasy oraz uiścić wiele drobniejszych opłat. W sumie taksówkarz musi wydać około 10 tys. zł, żeby w ogóle zacząć zarabiać. To suma porównywalna z ceną kilkuletniego samochodu. Producenci kas mówią, że pewnie będą się one psuły, bo na dobrą sprawę nikt nie wie, jak będą się sprawować poddawane wstrząsom i zmiennym temperaturom. Zdaniem Pawła Biedrzyckiego, prezesa Zrzeszenia Transportu Prywatnego w Warszawie, żaden z używanych taksometrów nie nadaje się do podłączenia kasy fiskalnej, więc trzeba je będzie wymienić na nowe, co będzie kosztować około 1400 zł.
Obowiązek wprowadzenia podatku VAT dla taksówkarzy wynika z dyrektywy numer 6 Unii Europejskiej oraz z naszej ustawy o podatku VAT. W krajach UE taksówkarze płacą VAT, mimo że nie mają kas fiskalnych. Jeśli chcemy, by wszyscy podatnicy byli równo traktowani, pomysł Marka Belki, byłego ministra finansów, by wprowadzić kasy i z czasem ściągać podatki od rzeczywistych obrotów, powinien objąć nie tylko taksówkarzy, ale także na przykład lekarzy czy adwokatów.
Więcej możesz przeczytać w 6/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.