Na Opolszczyźnie stoją pomniki, które byłyby zakazane w Niemczech
Czy w Londynie mógł-by powstać pomnik niemieckich lotników? Nikt nie wpadłby nawet na taki pomysł. Także w Berlinie nie mógłby stanąć pomnik obrońców miasta. Na Opolszczyźnie przedstawiciele niemieckiej mniejszości tak zaadaptowali pomniki ku czci poległych w I wojnie światowej, że służą też upamiętnieniu żołnierzy II wojny światowej. Niektóre upamiętniają także Trzecią Rzeszę. Przepisy obowiązujące w Niemczech są znacznie surowsze niż w Polsce: na pomnikach nie wolno umieszczać żadnych symboli nazistowskich. Pomniki zbudowane na Opolszczyźnie nie mogłyby stanąć w Niemczech.
Tylko 7 z 47 pomników postawionych na Opolszczyźnie przez mniejszość niemiecką spełnia wymagania polskiego prawa. Opolscy Niemcy nie widzą problemu, a sprawdzanie, czy napisy na pomnikach nie łamią polskiego prawa, uważają za szykanę ze strony administracji. Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa nie godzi się, by pomniki upamiętniały żołnierzy Wehrmachtu i SS. Przedstawiciele mniejszości niemieckiej (niemal jedna trzecia mieszkańców regionu) wielokrotnie publicznie twierdzili, że obeliski nie są poświęcone hitlerowskim żołnierzom, ale ich bliskim, którzy walczyli i polegli w niemieckich mundurach. Są oburzeni, gdy żelazne krzyże i hełmy Wehrmachtu traktuje się jak nazistowskie symbole.
Pierwsza wojna o pomniki
Niemieckie pomniki zaczęto odbudowywać w przeddzień zmian politycznych w Polsce - w 1988 r. Na początku lat 90. przedstawiciele mniejszości niemieckiej zaczęli na nich dopisywać nazwiska poległych nie tylko podczas pierwszej, ale także drugiej wojny światowej. Obok nazwisk żołnierzy zaczęły się pojawiać żelazne krzyże. Zaprotestowali przeciwko temu Polacy. "Der Spiegel" pisał w 1992 r.: "W ubiegłych tygodniach ludność niemieckiego pochodzenia prowokacyjnie wyczerpała polską cierpliwość".
Konflikt rozgorzał na dobre, gdy na Opolszczyźnie pojawili się polscy narodowcy oraz członkowie niemieckiego Nationale Offensive. Dochodziło do oblewania pomników farbą, pisania na nich inwektyw. W listach do opolskich gazet obrońców pomników określano mianem "demonów wojny", "potomków najeźdźców", "morderców narodów", "nazistów rodzimego chowu". 3 maja 1994 r. na Górze św. Anny, podczas uroczystych obchodów rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja i rocznicy powstań śląskich, przedstawiciele polskich organizacji narodowych wygłosili antyniemieckie przemówienia. Towarzyszyły im okrzyki skinheadów: "Polska dla
Polaków", "Precz z Niem-cami". Skini zdemolowali
też i sprofanowali pomnik w Dziewkowicach poświęcony żołnierzom poległym w I wojnie światowej.
Druga wojna o pomniki
"Dziennik Zachodni" ujawnił, iż na monumencie w Szczedrzyku widnieje nazwa "Hitlersee", nadana wsi w 1934 r. Napis zasłonięto, ale wojewoda opolski Leszek Pogan (SLD) nakazał sprawdzenie innych niemieckich pomników. Kontrola potwierdziła, że są na nich symbole, które mniejszość niemiecka zgodziła się usunąć w 1993 r.
Wojewoda Pogan i poseł Kroll podpisali porozumienie, które de facto było protokołem rozbieżności. Kroll zgodził się na usunięcie nazw pochodzących z lat 30. oraz dodanie polskojęzycznych tablic, ale bronił żelaznych krzyży i napisów oddających hołd poległym. Porozumienie nie jest realizowane. Engelbert Miś, rzecznik Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim, tłumaczy to tym, że pomniki stoją nie tylko w miejscach publicznych, ale także na parafialnych cmentarzach i mają różnych fundatorów, w tym oso-
by prywatne mieszkające w Niemczech.
Gdy wojewoda Pogan zorientował się, że jego zalecenia zostały zignorowane, zorganizował okrągły stół z udziałem Andrzeja Przewoźnika, sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, liderów mniejszości niemieckiej oraz samorządowców. Mniejszość niemiecka debatę zbojkotowała. Jej przedstawiciele zakwestionowali legalność kontroli zleconej przez wojewodę - bez konsultacji z Towarzystwem Społeczno-Kulturalnym Niemców i lokalnymi władzami.
Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa domaga się usunięcia kwestionowanych znaków i napisów, zaś mniejszość te żądania kontestuje. Poseł Henryk Kroll uzasadnia takie postępowanie tym, że prawo w Polsce stanowią ustawy, a uchwała Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa prawem nie jest.
Andrzej Przewoźnik nie sprzeciwia się pozostawieniu żelaznych krzyży na pomnikach żołnierzy z I wojny światowej, ale nie na monumentach poświęconych żołnierzom Wehrmachtu. Poza tym nigdzie nie czci się agresorów. Przedstawiciele mniejszości argumentują, że taki sam krzyż jak na pomnikach widnieje na samolocie kanclerza Niemiec i czołgach Bundeswehry. Tyle że obecnie żelazny krzyż nadaje się za obronę demokracji i wolności, a w III Rzeszy odznaczano nim także zbrodniarzy wojennych.
Marek Świercz "Dziennik Zachodni"
Tylko 7 z 47 pomników postawionych na Opolszczyźnie przez mniejszość niemiecką spełnia wymagania polskiego prawa. Opolscy Niemcy nie widzą problemu, a sprawdzanie, czy napisy na pomnikach nie łamią polskiego prawa, uważają za szykanę ze strony administracji. Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa nie godzi się, by pomniki upamiętniały żołnierzy Wehrmachtu i SS. Przedstawiciele mniejszości niemieckiej (niemal jedna trzecia mieszkańców regionu) wielokrotnie publicznie twierdzili, że obeliski nie są poświęcone hitlerowskim żołnierzom, ale ich bliskim, którzy walczyli i polegli w niemieckich mundurach. Są oburzeni, gdy żelazne krzyże i hełmy Wehrmachtu traktuje się jak nazistowskie symbole.
Pierwsza wojna o pomniki
Niemieckie pomniki zaczęto odbudowywać w przeddzień zmian politycznych w Polsce - w 1988 r. Na początku lat 90. przedstawiciele mniejszości niemieckiej zaczęli na nich dopisywać nazwiska poległych nie tylko podczas pierwszej, ale także drugiej wojny światowej. Obok nazwisk żołnierzy zaczęły się pojawiać żelazne krzyże. Zaprotestowali przeciwko temu Polacy. "Der Spiegel" pisał w 1992 r.: "W ubiegłych tygodniach ludność niemieckiego pochodzenia prowokacyjnie wyczerpała polską cierpliwość".
Konflikt rozgorzał na dobre, gdy na Opolszczyźnie pojawili się polscy narodowcy oraz członkowie niemieckiego Nationale Offensive. Dochodziło do oblewania pomników farbą, pisania na nich inwektyw. W listach do opolskich gazet obrońców pomników określano mianem "demonów wojny", "potomków najeźdźców", "morderców narodów", "nazistów rodzimego chowu". 3 maja 1994 r. na Górze św. Anny, podczas uroczystych obchodów rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja i rocznicy powstań śląskich, przedstawiciele polskich organizacji narodowych wygłosili antyniemieckie przemówienia. Towarzyszyły im okrzyki skinheadów: "Polska dla
Polaków", "Precz z Niem-cami". Skini zdemolowali
też i sprofanowali pomnik w Dziewkowicach poświęcony żołnierzom poległym w I wojnie światowej.
Druga wojna o pomniki
"Dziennik Zachodni" ujawnił, iż na monumencie w Szczedrzyku widnieje nazwa "Hitlersee", nadana wsi w 1934 r. Napis zasłonięto, ale wojewoda opolski Leszek Pogan (SLD) nakazał sprawdzenie innych niemieckich pomników. Kontrola potwierdziła, że są na nich symbole, które mniejszość niemiecka zgodziła się usunąć w 1993 r.
Wojewoda Pogan i poseł Kroll podpisali porozumienie, które de facto było protokołem rozbieżności. Kroll zgodził się na usunięcie nazw pochodzących z lat 30. oraz dodanie polskojęzycznych tablic, ale bronił żelaznych krzyży i napisów oddających hołd poległym. Porozumienie nie jest realizowane. Engelbert Miś, rzecznik Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim, tłumaczy to tym, że pomniki stoją nie tylko w miejscach publicznych, ale także na parafialnych cmentarzach i mają różnych fundatorów, w tym oso-
by prywatne mieszkające w Niemczech.
Gdy wojewoda Pogan zorientował się, że jego zalecenia zostały zignorowane, zorganizował okrągły stół z udziałem Andrzeja Przewoźnika, sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, liderów mniejszości niemieckiej oraz samorządowców. Mniejszość niemiecka debatę zbojkotowała. Jej przedstawiciele zakwestionowali legalność kontroli zleconej przez wojewodę - bez konsultacji z Towarzystwem Społeczno-Kulturalnym Niemców i lokalnymi władzami.
Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa domaga się usunięcia kwestionowanych znaków i napisów, zaś mniejszość te żądania kontestuje. Poseł Henryk Kroll uzasadnia takie postępowanie tym, że prawo w Polsce stanowią ustawy, a uchwała Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa prawem nie jest.
Andrzej Przewoźnik nie sprzeciwia się pozostawieniu żelaznych krzyży na pomnikach żołnierzy z I wojny światowej, ale nie na monumentach poświęconych żołnierzom Wehrmachtu. Poza tym nigdzie nie czci się agresorów. Przedstawiciele mniejszości argumentują, że taki sam krzyż jak na pomnikach widnieje na samolocie kanclerza Niemiec i czołgach Bundeswehry. Tyle że obecnie żelazny krzyż nadaje się za obronę demokracji i wolności, a w III Rzeszy odznaczano nim także zbrodniarzy wojennych.
Marek Świercz "Dziennik Zachodni"
DANUTA BERLIŃSKA socjolog z Instytutu Śląskiego w Opolu Po drugiej wojnie światowej, gdy Śląsk Opolski został włączony w skład państwa polskiego, polska ludność napływowa w akcie zemsty zaczęła niszczyć pomniki upamiętniające poległych podczas pierwszej wojny światowej Niemców - mieszkańców Opolszczyzny. Nie mieli oni nawet własnych grobów, bo zginęli na przykład pod Verdun, gdzie zwłoki zostawiano w okopach. Każdy niemiecki pomnik - choćby o przesłaniu pacyfistycznym, jak w Dobrzeniu Wielkim - kojarzył się z hitleryzmem, okupacją i walką z polskością. Zastraszeni Niemcy opolscy wówczas nie protestowali - takie było prawo zwycięzcy. Tuż po wojnie zniszczono 250 pomników, kilka ukryli miejscowi Niemcy. Szansa na odbudowę pomników pojawiła się dopiero w III RP. |
Więcej możesz przeczytać w 6/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.