Zdaniem mistrzów etykiety, towarzystwo na naszych oczach traci równowagę i powoli zamienia się w zwykłe towarzycho
W każdej nerwowej epoce pewne słowa zdobywają większą popularność w świecie polityki niż inne. Bywa, że słowa - podobnie jak artyści, kolorowe krawaty czy kije bejsbolowe - stają się po prostu modne. Nic w tym dziwnego. Życie polityczne przypomina serial wenezuelski i w dziewięćdziesięciu procentach polega na ględzeniu. Politycy niczym dyktatorzy mody lansują modę na wybrane słowa.
Za gierkowskiej propagandy sukcesu modnym słowem było "plenum". Na każdym plenum partii bito pianę. Po plenum czasem bito kogoś po mordzie, a czasem wpinano order i klepano po plecach. Gazety i telewizja w tamtych słodkich czasach nie wyobrażały sobie życia bez plenum. Plena się mocno pleniły, stąd - zdaniem naukowców - duży odsetek osób sepleniących w tamtym okresie. Dekadę wcześniej za łysego Gomułki karierę zrobiły trzy słowa na "es" - "samokrytyka", "syjonizm" i "stabilizacja". Za Jaruzela "es" dalej było w modzie, ale na topie były już takie słowa, jak "solidarność", "sojusze" i "sex machine" (to ostatnie w związku z wprowadzonym przez generała nowym rodzajem stanika).
Przemiany w 1989 r. przyniosły wiele nowych słów. Najmodniejszym było lansowane przez Lecha Wałęsę słówko "pluralizm". Niewinne to słowo, mimo że przez kilka lat było absolutnym hitem, do dziś wielu kojarzy bardziej z nazwą jakiejś brzydkiej choroby niż z tym, co oznacza ono w rzeczywistości, czyli poglądem filozoficzno-bankierskim, uznającym, że mnogość i wielość to stan ciekawszy niż jednowymiarowość, jedność czy zero na koncie.
Obecnie najmodniejszym słowem sezonu jest "towarzystwo". Poseł Rokita mówi o "towarzystwie wzajemnej adoracji", Michnik "o kłótniach i podziałach w towarzystwie". Towarzystwo raz się kłóci, raz baluje, a w przerwach między geszeftami udaje, że rządzi. Kto jest członkiem jakiego towarzystwa, dokładnie nie wiadomo, choć zdaniem badaczy, wszyscy z tzw. towarzystwa władzy doskonale nadają się do Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Człowiek jest ze swej natury istotą towarzyską, stąd naturalna chęć przynależności do towarzystwa. Istotną cechą każdego towarzystwa jest fakt, że nie każdy może zostać do niego przyjęty. Są ludzie, którym towarzyszą różne afery. Ci ludzie chętnie przyjmowani są do towarzystwa. Jeżeli w wyścigu do sławy, władzy i pieniędzy towarzyszy ci tylko twój pies lub chora matka, to, niestety, twoja atrakcyjność jest tak mała, że możesz zostać co najwyżej członkiem szkolnego koła Towarzystwa Ochrony Przyrody.
W dawnych czasach byli jeszcze towarzysze. Towarzysze wybitnie nie pasują do dzisiejszego towarzystwa, choć wielu z nich przed laty zaczynało karierę jako towarzysze właśnie. Prawdziwi towarzysze zostali jeszcze w Rosji, a w Polsce co najwyżej w nocnym tramwaju spotkać można towarzysza podróży, który i tak na koniec okaże się zwykłym kieszonkowcem.
Potrzeba stowarzyszenia się z innymi przedstawicielami gatunku ludzkiego jest tak duża, że gazety pełne są ogłoszeń towarzyskich. Rośnie w Polsce rola agencji towarzyskich, które zapewniają towarzystwo o każdej godzinie i w dowolnym kolorze włosów. Towarzystwo napalonej blondyny wilgotnej dwadzieścia cztery godziny na dobę płatne jest z góry gotówką. Góra zawsze woli gotówkę, ale czasem musi iść na przelewy, by nie wyglądało na przewały.
Bywając w towarzystwie, trzeba uważać, w jakie towarzystwo się wpada. Nieświadoma niczego młodzież, podobnie jak minister Janik, wpada czasem w złe towarzystwo. Przed zarzutami o złe towarzystwo polityka zawsze broni grupa kumpli, zwana towarzystwem ubezpieczeniowym. Zdaniem mistrzów etykiety, towarzystwo na naszych oczach traci równowagę i powoli zamienia się w zwykłe towarzycho. Tymczasem część towarzystwa ma już dość nieporozumień towarzyskich i zgłosiła propozycję wyboru nowego towarzystwa w przyszłym roku w czerwcu. W opinii Związku Hydraulików, wyborom nowego towarzystwa, tak jak w trakcie czyszczenia kibli, towarzyszyć będą przepychanki.
Za gierkowskiej propagandy sukcesu modnym słowem było "plenum". Na każdym plenum partii bito pianę. Po plenum czasem bito kogoś po mordzie, a czasem wpinano order i klepano po plecach. Gazety i telewizja w tamtych słodkich czasach nie wyobrażały sobie życia bez plenum. Plena się mocno pleniły, stąd - zdaniem naukowców - duży odsetek osób sepleniących w tamtym okresie. Dekadę wcześniej za łysego Gomułki karierę zrobiły trzy słowa na "es" - "samokrytyka", "syjonizm" i "stabilizacja". Za Jaruzela "es" dalej było w modzie, ale na topie były już takie słowa, jak "solidarność", "sojusze" i "sex machine" (to ostatnie w związku z wprowadzonym przez generała nowym rodzajem stanika).
Przemiany w 1989 r. przyniosły wiele nowych słów. Najmodniejszym było lansowane przez Lecha Wałęsę słówko "pluralizm". Niewinne to słowo, mimo że przez kilka lat było absolutnym hitem, do dziś wielu kojarzy bardziej z nazwą jakiejś brzydkiej choroby niż z tym, co oznacza ono w rzeczywistości, czyli poglądem filozoficzno-bankierskim, uznającym, że mnogość i wielość to stan ciekawszy niż jednowymiarowość, jedność czy zero na koncie.
Obecnie najmodniejszym słowem sezonu jest "towarzystwo". Poseł Rokita mówi o "towarzystwie wzajemnej adoracji", Michnik "o kłótniach i podziałach w towarzystwie". Towarzystwo raz się kłóci, raz baluje, a w przerwach między geszeftami udaje, że rządzi. Kto jest członkiem jakiego towarzystwa, dokładnie nie wiadomo, choć zdaniem badaczy, wszyscy z tzw. towarzystwa władzy doskonale nadają się do Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Człowiek jest ze swej natury istotą towarzyską, stąd naturalna chęć przynależności do towarzystwa. Istotną cechą każdego towarzystwa jest fakt, że nie każdy może zostać do niego przyjęty. Są ludzie, którym towarzyszą różne afery. Ci ludzie chętnie przyjmowani są do towarzystwa. Jeżeli w wyścigu do sławy, władzy i pieniędzy towarzyszy ci tylko twój pies lub chora matka, to, niestety, twoja atrakcyjność jest tak mała, że możesz zostać co najwyżej członkiem szkolnego koła Towarzystwa Ochrony Przyrody.
W dawnych czasach byli jeszcze towarzysze. Towarzysze wybitnie nie pasują do dzisiejszego towarzystwa, choć wielu z nich przed laty zaczynało karierę jako towarzysze właśnie. Prawdziwi towarzysze zostali jeszcze w Rosji, a w Polsce co najwyżej w nocnym tramwaju spotkać można towarzysza podróży, który i tak na koniec okaże się zwykłym kieszonkowcem.
Potrzeba stowarzyszenia się z innymi przedstawicielami gatunku ludzkiego jest tak duża, że gazety pełne są ogłoszeń towarzyskich. Rośnie w Polsce rola agencji towarzyskich, które zapewniają towarzystwo o każdej godzinie i w dowolnym kolorze włosów. Towarzystwo napalonej blondyny wilgotnej dwadzieścia cztery godziny na dobę płatne jest z góry gotówką. Góra zawsze woli gotówkę, ale czasem musi iść na przelewy, by nie wyglądało na przewały.
Bywając w towarzystwie, trzeba uważać, w jakie towarzystwo się wpada. Nieświadoma niczego młodzież, podobnie jak minister Janik, wpada czasem w złe towarzystwo. Przed zarzutami o złe towarzystwo polityka zawsze broni grupa kumpli, zwana towarzystwem ubezpieczeniowym. Zdaniem mistrzów etykiety, towarzystwo na naszych oczach traci równowagę i powoli zamienia się w zwykłe towarzycho. Tymczasem część towarzystwa ma już dość nieporozumień towarzyskich i zgłosiła propozycję wyboru nowego towarzystwa w przyszłym roku w czerwcu. W opinii Związku Hydraulików, wyborom nowego towarzystwa, tak jak w trakcie czyszczenia kibli, towarzyszyć będą przepychanki.
Więcej możesz przeczytać w 16/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.