Czy wysiaŁeś już rzeżuchĘ? Wszak to już Wielki Tydzień i niewiele czasu pozostało, ale jeśli się pospieszysz, to jeszcze Ci się do niedzieli zazieleni. W tym roku Wielkanoc dość późno wypada, ale przecież i wiosna czegoś nieskora, więc warto ją w ten sposób energiczniej przywołać.
Czołem, Drogi Przyjacielu!
Powiem Ci, że ogromnie lubię wielkanocny zwyczaj siania zieleninki, a już zwłaszcza od czasu, kiedy w stanie wojennym spędzałem święta 1982 r. w więzieniu, jako człowiek niebezpieczny dla państwa. Wspólnie z kolegą z sąsiedniej pryczy zadaliśmy sobie trud, aby jeden ze stołków obciągnąć folią z torby plastikowej. Pokryliśmy go watą z podpasek higienicznych, które w trosce o nasze zdrowie przysłał nam Austriacki Czerwony Krzyż, i na niej wysialiśmy nasionka przemycone z widzenia z rodziną. Podlewaliśmy pilnie i już po kilku dniach kilkanaście par oczu znużonych dojmującą szarością więziennej celi wlepiło się w wysuwające się z pękniętych ziarenek żółtawe kiełki, które stopniowo się zazieleniały, listkowały, aż powstał mały kwadratowy trawnik. W tym ponurym betonowym miejscu to było coś naprawdę niesamowitego. Do tego stopnia, że gruboskórni na co dzień strażnicy nie mieli serca nam tego zepsuć.
A w domu to można sobie nawet i cały dywan wysiać - te korzonki skręcają się z sobą w wacie i tworzą wcale mocną tkaninę. W latach 70. artystka Teresa Murak cała się osobiście pokrywała rzeżuchą i eksponowała w charakterze dzieła sztuki.
No, a potem tę rzeżuszkę się strzyże nożyczkami i hajda na chleb z masłem, do sałatki, do zupy! Bo to jest bardzo pyszna roślinka. Pachnie, zgoda, średniawo, ale ma wyjątkowy smak, który może mieć mocny wpływ na charakter potrawy. Świetnie się miesza z sałatą, bo jest zdecydowanie pikantna (nie bez kozery jej botaniczna nazwa brzmi "pieprzyca siewna"). Dobry jest twarożek ze śmietaną zmieszany z drobno posiekaną rzeżuchą.
Kiedyś na rzeżuchowym trawniczku ustawiłem cukrowego baranka i w ten sposób, niechcący, wynalazłem znakomitą wielkanocną klepsydrę. Rzeżucha rośnie na mokrej wacie, cukier się rozpuszcza, a baranek się powoli rozpływa jak bałwan na roztopy i gdy opuści chorągiew, to jest już akurat po świętach.
Smakowitego Alleluja życzy
Bikont
Porośnięty Rzeżuchą
Piotrusiu!
Mam wrażenie, że tĘ zielonĄ roślinkĘ traktujemy zbyt instrumentalnie. Wysiewamy ją masowo w okolicach Wielkiejnocy, a potem na rok zapominamy o istnieniu biedactwa. Uwielbiam zdecydowany smak rzeżuchy, a i zapach, choć bardzo intensywny i siarczany, cieszy me nozdrza. Nie rozumiem, czemu nie da się jej kupić tylko w formie prenatalnej, by nie rzec, nasiennej. W sklepach bez trudu dostać można kiełki soi czy rzodkiewki, a nikt nie wymyślił, by rzeżuchę siać, zbierać i sprzedawać. Nie jako ozdobnik, lecz kulinarny dodatek. Spieszę donieść, że nasza ulubienica występuje również w przyrodzie dzikiej. Wiem to z angielskich książek kucharskich, które każą udawać się nad leniwe nurty rzeczne i wprost z toni lub mokrych brzegów zbierać wodolubne, zielone listki. Nigdy nie zbierałem, lecz z prawdziwą przyjemnością obserwowałem, jak córy i synowie Albionu kładą rzeżuchowe listki do sałatkowych kompozycji, czyniąc z nimi dokładnie to samo, co Włosi z rukolą. Za rukolę płacimy majątek, bo importujemy ja z daleka, a rzeżuchy kupić nie sposób.
Cieszę się, że wspomniałeś o baranku. Będę miał nie tylko cukrowego. Jagnięcina to żelazne wielkanocne danie w wielu krajach. Jedzone w świąteczny poniedziałek od Grecji po Francję i Włochy smakuje milionom, a u nas nie chce się przyjąć, mimo że Wielkanoc nie ma niezmiennego kulinarnego kanonu. O niechęci Polaków do jagnięciny i baraniny napisano wiele, niektórzy twierdzą, że wzięła się z czasów mięsnych niedostatków, gdy w sklepach bez kartek można było kupić baraninę pochodzącą najwyraźniej od sztuk, które ze starości wyzionęły ducha. Dla mnie jagnięcy udziec, kokieteryjnie pachnący czosnkiem i uwodzicielsko rozmarynem, to przyjemność z gatunku fundamentalnych. Dzielę się więc z Tobą i ze wszystkimi Czytelnikami "Wprost" nie tylko jajkiem, lecz i rumianą, pachnącą jagnięciną, symbolem pomyślności i dobrego smaku. Alleluja!
Robert Makłowicz
Powiem Ci, że ogromnie lubię wielkanocny zwyczaj siania zieleninki, a już zwłaszcza od czasu, kiedy w stanie wojennym spędzałem święta 1982 r. w więzieniu, jako człowiek niebezpieczny dla państwa. Wspólnie z kolegą z sąsiedniej pryczy zadaliśmy sobie trud, aby jeden ze stołków obciągnąć folią z torby plastikowej. Pokryliśmy go watą z podpasek higienicznych, które w trosce o nasze zdrowie przysłał nam Austriacki Czerwony Krzyż, i na niej wysialiśmy nasionka przemycone z widzenia z rodziną. Podlewaliśmy pilnie i już po kilku dniach kilkanaście par oczu znużonych dojmującą szarością więziennej celi wlepiło się w wysuwające się z pękniętych ziarenek żółtawe kiełki, które stopniowo się zazieleniały, listkowały, aż powstał mały kwadratowy trawnik. W tym ponurym betonowym miejscu to było coś naprawdę niesamowitego. Do tego stopnia, że gruboskórni na co dzień strażnicy nie mieli serca nam tego zepsuć.
A w domu to można sobie nawet i cały dywan wysiać - te korzonki skręcają się z sobą w wacie i tworzą wcale mocną tkaninę. W latach 70. artystka Teresa Murak cała się osobiście pokrywała rzeżuchą i eksponowała w charakterze dzieła sztuki.
No, a potem tę rzeżuszkę się strzyże nożyczkami i hajda na chleb z masłem, do sałatki, do zupy! Bo to jest bardzo pyszna roślinka. Pachnie, zgoda, średniawo, ale ma wyjątkowy smak, który może mieć mocny wpływ na charakter potrawy. Świetnie się miesza z sałatą, bo jest zdecydowanie pikantna (nie bez kozery jej botaniczna nazwa brzmi "pieprzyca siewna"). Dobry jest twarożek ze śmietaną zmieszany z drobno posiekaną rzeżuchą.
Kiedyś na rzeżuchowym trawniczku ustawiłem cukrowego baranka i w ten sposób, niechcący, wynalazłem znakomitą wielkanocną klepsydrę. Rzeżucha rośnie na mokrej wacie, cukier się rozpuszcza, a baranek się powoli rozpływa jak bałwan na roztopy i gdy opuści chorągiew, to jest już akurat po świętach.
Smakowitego Alleluja życzy
Bikont
Porośnięty Rzeżuchą
Piotrusiu!
Mam wrażenie, że tĘ zielonĄ roślinkĘ traktujemy zbyt instrumentalnie. Wysiewamy ją masowo w okolicach Wielkiejnocy, a potem na rok zapominamy o istnieniu biedactwa. Uwielbiam zdecydowany smak rzeżuchy, a i zapach, choć bardzo intensywny i siarczany, cieszy me nozdrza. Nie rozumiem, czemu nie da się jej kupić tylko w formie prenatalnej, by nie rzec, nasiennej. W sklepach bez trudu dostać można kiełki soi czy rzodkiewki, a nikt nie wymyślił, by rzeżuchę siać, zbierać i sprzedawać. Nie jako ozdobnik, lecz kulinarny dodatek. Spieszę donieść, że nasza ulubienica występuje również w przyrodzie dzikiej. Wiem to z angielskich książek kucharskich, które każą udawać się nad leniwe nurty rzeczne i wprost z toni lub mokrych brzegów zbierać wodolubne, zielone listki. Nigdy nie zbierałem, lecz z prawdziwą przyjemnością obserwowałem, jak córy i synowie Albionu kładą rzeżuchowe listki do sałatkowych kompozycji, czyniąc z nimi dokładnie to samo, co Włosi z rukolą. Za rukolę płacimy majątek, bo importujemy ja z daleka, a rzeżuchy kupić nie sposób.
Cieszę się, że wspomniałeś o baranku. Będę miał nie tylko cukrowego. Jagnięcina to żelazne wielkanocne danie w wielu krajach. Jedzone w świąteczny poniedziałek od Grecji po Francję i Włochy smakuje milionom, a u nas nie chce się przyjąć, mimo że Wielkanoc nie ma niezmiennego kulinarnego kanonu. O niechęci Polaków do jagnięciny i baraniny napisano wiele, niektórzy twierdzą, że wzięła się z czasów mięsnych niedostatków, gdy w sklepach bez kartek można było kupić baraninę pochodzącą najwyraźniej od sztuk, które ze starości wyzionęły ducha. Dla mnie jagnięcy udziec, kokieteryjnie pachnący czosnkiem i uwodzicielsko rozmarynem, to przyjemność z gatunku fundamentalnych. Dzielę się więc z Tobą i ze wszystkimi Czytelnikami "Wprost" nie tylko jajkiem, lecz i rumianą, pachnącą jagnięciną, symbolem pomyślności i dobrego smaku. Alleluja!
Robert Makłowicz
Udziec jagniĘcy pieczony Podaje Robert MakŁowicz |
---|
Udziec natrzeć octem balsamicznym i świeżo zmielonym czarnym pieprzem, dodać rozmaryn i wstawić do lodówki minimum na cztery godziny. W brytfannie rozgrzać oliwę, dodać masło, udziec posolić i na mocnym ogniu obsmażyć ze wszystkich stron. Brytfannę zdjąć z ognia, dodać ząbki czosnku nie obrane ze skórki i rozmaryn, podlać winem, przykryć i wstawić do piekarnika rozgrzanego do 180°C. Piec około godziny, w razie potrzeby podlewać nieco wodą. |
Więcej możesz przeczytać w 16/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.