Jak się ubezpieczyć od Jana Monkiewicza?
Widmo krąży po III RP, widmo Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji - instytucji kosztownej, która chce dzielić i rządzić, choć nikomu nie jest potrzebna. W jej ślady poszła Komisja Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych. Kiedy w 2002 r. Maurice Greenberg, prezes AIG, jednej z największych na świecie korporacji finansowych, usłyszał o planowanych w Polsce zmianach w prawie ubezpieczeniowym, umożliwiających państwowej KNUiFE wpływanie na obsadę dwóch, trzech miejsc w radach nadzorczych towarzystw asekuracyjnych, natychmiast - według naszych informatorów - przyleciał do Warszawy. Wybrał się do Ministerstwa Finansów i zagroził, że jeśli pieniędzmi jego firm w Polsce będą zarządzać ludzie z administracyjnego nadania, to AIG opuści nasz kraj (należąca do niej firma ubezpieczeń na życie Amplico Life ma 800 tys. klientów). Wiceminister finansów Jan Czekaj zalecił zespołowi przygotowującemu nowelizację rezygnację z tego przepisu. Co musiał pomyśleć szef AIG, gdy później posłowie wprowadzili poprawkę dającą KNUiFE wpływ na obsadę aż jednej trzeciej składu rad nadzorczych?
Nowe ustawy ubezpieczeniowe uchwalone 10 kwietnia przez Sejm najeżone są rafami groźnymi dla prywatnych towarzystw. Niektóre z wprowadzonych zmian zmierzają wręcz do renacjonalizacji rynku polis, stawiając pod znakiem zapytania poszanowanie konstytucyjnych zasad własności i wolności gospodarczej. "Ojcem chrzestnym" wielu zawartych w nowelizacji uregulowań jest Jan Monkiewicz, przewodniczący KNUiFE. Pikanterii sprawie dodaje to, że Monkiewicz, domagający się dziś prawa do oceny kwalifikacji ubezpieczycieli, w 1998 r. procesował się przed NSA z Państwowym Urzędem Nadzoru Ubezpieczeniowego, który nie chciał się zgodzić, by objął on stanowisko prezesa Polisy Życie ze względu na... zbyt małe doświadczenie w branży.
Egzamin państwowy
Niedawno artykuł 30 projektu nowelizacji ustawy o działalności ubezpieczeniowej zmroził szefów firm asekuracyjnych. Trzecia część członków rad nadzorczych ich spółek musiałaby pochodzić "spoza akcjonariuszy zakładów ubezpieczeń i osób pozostających z akcjonariuszem w stosunku zatrudnienia". Mało tego, trzeba by ich wybrać z listy opracowanej przez KNUiFE! - Tak brutalne mieszanie się do polityki właścicieli firm sprawiłoby, że w oczach zachodnich inwestorów spadlibyśmy do pozycji bantustanu - komentowali ubezpieczyciele. - Na wniosek posłów SLD, którzy otrzymali instrukcję z Ministerstwa Finansów, kontrowersyjną poprawkę wycofano - wyjaśnia Zyta Gilowska, posłanka PO.
Cóż z tego, skoro w uchwalonych ustawach ubezpieczeniowych znalazły się inne "kwiatki". Choć nowelizację firmował rząd, ludzie z branży nie mają wątpliwości, że zgłoszone w trakcie prac nad ustawami przez posłów SLD poprawki to pomysły Jana Monkiewicza, który szermując argumentem konieczności dostosowania prawa polskiego do unijnego oraz ochrony interesów ubezpieczonych, dąży do wzmocnienia roli KNUiFE. - Nadzorowanie myli mu się z zarządzaniem. To właściciele ponoszą odpowiedzialność i ryzyko biznesowe, więc muszą mieć swobodę zarządzania. Chyba że Monkiewicz chce się stać na rynku ubezpieczeniowym wszechwładnym agentem numer 1 - kpi szef jednego z towarzystw. Niestety, przewodniczący KNUiFE nie znalazł dla nas czasu, by odpowiedzieć na stawiane mu zarzuty.
Według nowych przepisów, KNUiFE może opiniować kandydatury wszystkich członków zarządu powoływanych przez firmę ubezpieczeniową i wyrażać wiążącą odmowę albo zgodę na powołanie dwóch z nich (w tym prezesa). Wszyscy członkowie zarządu muszą m.in. mówić po polsku, mieć wyższe wykształcenie, odpowiedni staż na kierowniczych posadach i "dawać rękojmię należytego prowadzenia" towarzystwa asekuracyjnego - w ocenie KNUiFE, rzecz jasna. Przedstawiciele komisji mogą uczestniczyć nie tylko w posiedzeniach rad nadzorczych spółek, ale nawet ich zarządów! Polska Izba Ubezpieczeń nadaremnie domagała się odrzucenia art. 29a, w myśl którego członkowie zarządów firm ubezpieczeniowych stracili prawo łączenia stanowiska w jednej spółce z pracą w innej. Problem dotyczy prawie połowy spośród 73 krajowych firm ubezpieczeniowych. Wyboru między stanowiskami będzie musiał dokonać np. Paweł Dangel, który jest jednocześnie prezesem TU Allianz Polska i Allianz Życie. - Na ogół dwie spółki (ubezpieczeń majątkowych i na życie) są częścią tej samej grupy kapitałowej. Zarządzanie nimi przez jednego menedżera to popularna na świecie praktyka, pozwalająca usprawnić działanie i obniżyć koszty - mówi Danuta Wałcerz, była szefowa PUNU.
Absurdalne wydaje się samo uzasadnienie zwiększania ingerencji publicznej w obsadę władz towarzystw. - Wiceminister finansów Andrzej Sopoćko tłumaczył nam, że ma to wyeliminować z rynku ludzi pokroju Jamrożego czy Wieczerzaka, czyli byłych szefów... państwowych de facto PZU SA oraz PZU Życie, skarb państwa ma 55 proc. akcji grupy PZU - mówi Gilowska.
Furtka dla państwa
Wprowadzone przez nowe ustawy zmiany pozwolą KNUiFE odmówić akcjonariuszowi towarzystwa ubezpieczeniowego zgody na powiększenie albo zmniejszenie w nim udziału ponad określony poziom - 10 proc., 25 proc., 50 proc., 75 proc. akcji - jeśli byłoby to wbrew "kierunkom restrukturyzacji sektora". Cóż to za kierunki, skoro udział zagranicznych potentatów w kapitale polskich ubezpieczycieli wynosi 70,85 proc., a zmiany na naszym rynku są głównie wynikiem globalnych przemian w branży? - Przepis włożono do ustawy, by umożliwić zablokowanie ewentualnych prób przejęcia PZU przez holenderskie Eureko - twierdzi Kazimierz Marcinkiewicz, poseł PiS. Niemniej jednak umożliwia to nadzorowi ingerencję w strukturę właścicielską wszystkich towarzystw asekuracyjnych. Co znamienne, KNUiFE wcale nie martwi się na przykład, że jedynymi inwestorami chętnymi do ratowania TU Daewoo, w którym działa zarząd komisaryczny, są postpeerelowskie mamuty: Węglokoks, Polskie Huty Stali, Pekpol i Ciech.
Przewodniczący Monkiewicz ma wiele innych pomysłów na zwiększenie stanu posiadania państwa: utworzenie przez Pocztę Polską własnej spółki asekuracyjnej, zwiększenie konkurencji wśród OFE poprzez (sic!) tworzenie co roku jednego nowego funduszu ("prywatnego lub państwowego"!), którego klientami byłyby osoby nie zapisane na czas do innych OFE. Monkiewicz gorąco popiera też ideę odgórnego połączenia PZU z PKO BP. - Marzy mu się menedżerski fotel w zarządzie megaholdingu ubezpieczeniowo-bankowego - mówi prezes jednego z towarzystw. Spełnienie tych marzeń byłoby równoznaczne z ustanowieniem totalnego monopolu giganta pod kontrolą skarbu państwa. PZU ma ponad połowę rynku, takiej pozycji nie ma żadna firma ubezpieczeniowa w USA i Europie Zachodniej.
Polisa na KNUiFE
Dłubanina przy prawie ubezpieczeniowym ma też dla nas realny wymiar złotówkowy. Rząd nie odważył się wpisać do projektu postulowanego przez KNUiFE obowiązkowego ubezpieczenia mieszkań od katastrof, ale w ustawie o ubezpieczeniach obowiązkowych utrzymano art. 29, wprowadzający opłatę równowartości 1 euro od polisy OC na samochód. Już dziś szacuje się, że nawet 12 proc. kierowców nie wykupuje tego ubezpieczenia m.in. z powodu wysokiej ceny; wieści o jakichkolwiek podwyżkach nie zachęcą ich do zakupu polis. Sytuacja na rynku jest niewesoła - w 2002 r. ubezpieczyciele zebrali 23,13 mld zł składek brutto, tylko o 3,5 proc. więcej niż rok wcześniej. Na koniec III kwartału 2002 r. spośród działających w Polsce 72 towarzystw asekuracyjnych 56 zanotowało straty na działalności ubezpieczeniowej.
Wtrącanie się nadzoru w sposób zarządzania prywatnymi spółkami i dobór kadr może więć wyczerpać cierpliwość zagranicznych akcjonariuszy. Niemcy, Austriacy i Brytyjczycy, zamiast utrzymywać w Polsce duże, samodzielne towarzystwa ubezpieczeniowe, mogą zredukować je do roli małych oddziałów koncernów-matek (obeszliby w ten sposób większość niekorzystnych regulacji), a wtedy pieniądze popłyną na inne rynki. Chyba że ktoś zacznie sprzedawać ubezpieczenia... od KNUiFE i Monkiewicza.
Nieusuwalny |
---|
Jak na człowieka, który aspiruje do roli osoby urządzającej cały rynek ubezpieczeń, nawet emerytalnych, oceniającej kwalifikacje innych do zasiadania w zarządach i radach nadzorczych towarzystw, 54-letni Jan Monkiewicz ma intrygującą biografię. Jest profesorem ekonomii warszawskiej SGH, był wiceministrem ds. bankowości i ubezpieczeń w kancelarii premiera Włodzimierza Cimoszewicza w latach 1994-1996. Szykowano go wówczas na szefa PZU, lecz na odejście Monkiewicza z rządu nie zgadzał się premier, a ustawa antykorupcyjna zakazywała urzędnikom państwowym pracy w spółkach prawa handlowego. Wyjście z sytuacji podsunęło Ministerstwo Finansów - zakaz łączenia funkcji ominięto, oddelegowując Monkiewicza do pracy w PZU z ramienia skarbu państwa. Po rządach Monkiewicza w PZU pozostała sprawa Centralnego Rejestru Pojazdów Oznakowanych. Monkiewicz wydał zgodę na powstanie spółki Cerpo (PZU było jednym z jej udziałowców), która otrzymała następnie poufne dane o samochodach ubezpieczonych w PZU, a potem - wbrew prawu - skopiowała je i przekazała firmie Holodata z Niemiec. Afera była przyczyną odejścia Monkiewicza z PZU w 1997 r. Prokuratura przedstawiła mu zarzuty niegospodarności i działania na szkodę PZU SA, co stało się powodem skandalu pod koniec marca 2002 r., gdy na wniosek ówczesnego ministra finansów Marka Belki premier Leszek Miller nominował Monkiewicza na stanowisko przewodniczącego KNUiFE. Premier i minister zapewniali, że o postępowaniu prokuratorskim nie wiedzieli. Monkiewicz sam do dymisji się nie podał, a powołanego na pięć lat szefa nadzoru ubezpieczeniowego nie można właściwie usunąć. PiS chce, by w znowelizowanej ustawie o nadzorze zapisano możliwość odwoływania przewodniczącego KNUiFE. Monkiewicza nie najlepiej wspomina też zapewne Zygmunt Solorz-Żak, właściciel Polsatu. Gdy na początku zeszłego roku obecny szef KNUiFE opuszczał objęte w 1998 r. stanowisko prezesa towarzystwa Polisa Życie, w którym grupa Polsat ma 7,8 proc. akcji, było ono jednym z trzech, które zebrały mniej składek, niż rok wcześniej. |
Więcej możesz przeczytać w 16/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.