Życie zaczyna się po śmierci. To największy sukces współczesnej cywilizacji mediów, zainspirowanej być może przez religię.
Życie zaczyna się po śmierci. To największy sukces współczesnej cywilizacji mediów, zainspirowanej być może przez religię. Jakże często mówiąc o bohaterach zbiorowej wyobraźni, zastanawiamy się, czy oni jeszcze żyją. Odpowiedź jest prosta - żyją, gdyż są w naszej wyobraźni. Pytanie, czy człowiek może zmartwychwstać, ma dwie odpowiedzi; pierwszą - niestety tak, drugą - na szczęście tak. Dzieje się tak dlatego, że nad procesem zmartwychwstania nie ma kontroli żadna Krajowa Rada do spraw Rewitalizacji, żadna organizacja społeczna ani żadne Towarzystwo Krzewienia Ludzi. Dla etatystów czy etatystoholików rządzących w Europie to wiadomość przykra. Tak przykra jak niemożność wpływania ONZ na pogodę na świecie. Na szczęście pogoda oraz rynek zmartwychwstań to ostatnia liberalna enklawa w Europie.
Nie wszystkie zmartwychwstania cieszą, na przykład odrodzenie się we Francji potomków tych, którzy nie chcieli umierać za Gdańsk, a w Niemczech cudowne rozmnożenie się dzieci Róży Luksemburg. W kraju też pojawiają się różnej maści mamuty, jak Władysław Gomułka, który podobno lubi zaglądać na posiedzenia Rady Ministrów. Kilka miesięcy temu zmartwychwstał zapomniany profesor ekonomii socjalistycznej Grzegorz Kołodko za sprawą boskiego Leszka Millera. Zmartwychwstał i teraz ciągnie za sobą trumnę programu reform, w której przeleżał kilka ostatnich lat. Do trumny nie chce się zmieścić minister Hausner, gdyż sam przygotował własną urnę na prochy koncepcji robienia jajecznicy bez rozbijania jaj. Dyskusja nad tym, co jest lepsze - trumna Kołodki czy urna Hausnera - trwa, ba, pojawiają się pomysły, by zmiksować trumnę z urną, ale to będzie trurdna sprawa. Jest jednak nadzieja na sukces tej krzyżówki. Wystarczy tylko twórczo rozwinąć koncepcję ministra Hausnera nie opodatkowanych bonów turystycznych w kierunku wprowadzenia bonów żywieniowych, bonów mieszkaniowych, bonów komunikacyjnych, aż po bony umysłowe. Te ostatnie usuną rażącą niesprawiedliwość w dostępie do rozumu, którego dystrybucji wśród obywateli ciągle rząd nie może kontrolować. Obserwując obrady Sejmu, można zauważyć jakąś dziwną skłonność do masowego konfiskowania umysłu, choć jeszcze nie wprowadzono ustroju sprawiedliwości społecznej. Gdyby koncepcję ustroju opartego na nie opodatkowanych bonach przeforsować w Brukseli, sukces byłby murowany. Polska krajem opieki społecznej, wzorem dla całego świata, gdzie nieliczni, wysoko opodatkowani pracujący utrzymują niepracującą większość. Te proporcje byłyby, rzecz jasna, odwzorowane w Sejmie. Stalibyśmy się pierwszym na świecie krajem zmartwychwstania socjalnej utopii. Skoro, jak pisze prof. Zyta Gilowska (vide: "Gospodarka na korbkę"), państwo janosikuje, to przy dalszej wzrastającej aprobacie etatystów różnej maści sępy zaczną krążyć nad krajem. Kto żyw, będzie uciekał przed zmartwychwstałymi Janosikami.
Jeśli prawdziwe życie zaczyna się po śmierci, to mnie osobiście niespieszno, żeby się o tym przekonać. Spośród dwóch koncepcji: europejskiej - życia w luksusowej trumnie - i amerykańskiej - życia w życiu - wybieram tę drugą. Z uporem godnym lepszej sprawy rządzący w Polsce próbują te dwie koncepcje połączyć na jednym terytorium. Otóż od wielu tygodni rządzący dyskutują nad tym, czy wybrać trumnę Kołodki, czy urnę Hausnera, zachowując się tak, jakby czas nie miał znaczenia, a w kraju dynamicznie rozwijała się gospodarka. W tym samym czasie premier Miller podpisuje list ośmiu, wspierający USA, co uważam za decyzję wybitnie dalekowzroczną, być może jedną z najważniejszych i najmądrzejszych decyzji polskiej polityki zagranicznej. Ten podpis Leszka Millera może być w przyszłości więcej wart dla Polski niż podpis na akcesji do Unii Europejskiej, choć i to ma ogromne znaczenie. Uczestnictwo w koalicji antysaddamowskiej ma dla rozwoju Polski większe znaczenie niż siedzenie na dostawce przy Chiracu, Schröderze i Putinie. Instynkt samozachowawczy jako państwo mamy prawidłowo rozwinięty, ale bez zmartwychwstania zdrowego rozsądku gospodarczego rządzących skończy się jak zawsze. I znowu będziemy czekać na zmartwychwstanie.
Nie wszystkie zmartwychwstania cieszą, na przykład odrodzenie się we Francji potomków tych, którzy nie chcieli umierać za Gdańsk, a w Niemczech cudowne rozmnożenie się dzieci Róży Luksemburg. W kraju też pojawiają się różnej maści mamuty, jak Władysław Gomułka, który podobno lubi zaglądać na posiedzenia Rady Ministrów. Kilka miesięcy temu zmartwychwstał zapomniany profesor ekonomii socjalistycznej Grzegorz Kołodko za sprawą boskiego Leszka Millera. Zmartwychwstał i teraz ciągnie za sobą trumnę programu reform, w której przeleżał kilka ostatnich lat. Do trumny nie chce się zmieścić minister Hausner, gdyż sam przygotował własną urnę na prochy koncepcji robienia jajecznicy bez rozbijania jaj. Dyskusja nad tym, co jest lepsze - trumna Kołodki czy urna Hausnera - trwa, ba, pojawiają się pomysły, by zmiksować trumnę z urną, ale to będzie trurdna sprawa. Jest jednak nadzieja na sukces tej krzyżówki. Wystarczy tylko twórczo rozwinąć koncepcję ministra Hausnera nie opodatkowanych bonów turystycznych w kierunku wprowadzenia bonów żywieniowych, bonów mieszkaniowych, bonów komunikacyjnych, aż po bony umysłowe. Te ostatnie usuną rażącą niesprawiedliwość w dostępie do rozumu, którego dystrybucji wśród obywateli ciągle rząd nie może kontrolować. Obserwując obrady Sejmu, można zauważyć jakąś dziwną skłonność do masowego konfiskowania umysłu, choć jeszcze nie wprowadzono ustroju sprawiedliwości społecznej. Gdyby koncepcję ustroju opartego na nie opodatkowanych bonach przeforsować w Brukseli, sukces byłby murowany. Polska krajem opieki społecznej, wzorem dla całego świata, gdzie nieliczni, wysoko opodatkowani pracujący utrzymują niepracującą większość. Te proporcje byłyby, rzecz jasna, odwzorowane w Sejmie. Stalibyśmy się pierwszym na świecie krajem zmartwychwstania socjalnej utopii. Skoro, jak pisze prof. Zyta Gilowska (vide: "Gospodarka na korbkę"), państwo janosikuje, to przy dalszej wzrastającej aprobacie etatystów różnej maści sępy zaczną krążyć nad krajem. Kto żyw, będzie uciekał przed zmartwychwstałymi Janosikami.
Jeśli prawdziwe życie zaczyna się po śmierci, to mnie osobiście niespieszno, żeby się o tym przekonać. Spośród dwóch koncepcji: europejskiej - życia w luksusowej trumnie - i amerykańskiej - życia w życiu - wybieram tę drugą. Z uporem godnym lepszej sprawy rządzący w Polsce próbują te dwie koncepcje połączyć na jednym terytorium. Otóż od wielu tygodni rządzący dyskutują nad tym, czy wybrać trumnę Kołodki, czy urnę Hausnera, zachowując się tak, jakby czas nie miał znaczenia, a w kraju dynamicznie rozwijała się gospodarka. W tym samym czasie premier Miller podpisuje list ośmiu, wspierający USA, co uważam za decyzję wybitnie dalekowzroczną, być może jedną z najważniejszych i najmądrzejszych decyzji polskiej polityki zagranicznej. Ten podpis Leszka Millera może być w przyszłości więcej wart dla Polski niż podpis na akcesji do Unii Europejskiej, choć i to ma ogromne znaczenie. Uczestnictwo w koalicji antysaddamowskiej ma dla rozwoju Polski większe znaczenie niż siedzenie na dostawce przy Chiracu, Schröderze i Putinie. Instynkt samozachowawczy jako państwo mamy prawidłowo rozwinięty, ale bez zmartwychwstania zdrowego rozsądku gospodarczego rządzących skończy się jak zawsze. I znowu będziemy czekać na zmartwychwstanie.
Więcej możesz przeczytać w 16/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.