"Wprost" dotarł do sensacyjnych zapisków Ericha Kocha, osławionego gauleitera Prus Wschodnich. Wynika z nich między innymi, że Bursztynową Komnatę, przedmiot targów o własne życie z władzami komunistycznej Polski, Koch mógł ukryć w Krasnem, w swym dawnym latyfundium. Nikt jej tam jeszcze nie szukał Kochany bracie, kochana siostrzenico, drodzy krewni i przyjaciele, ta moja ostatnia wola ogłoszona zostanie, gdybym nie przeżył mającej się odbyć jutro operacji..." - tak brzmi początek testamentu gauleitera Prus Wschodnich Ericha Kocha. Fragmenty tego dokumentu zdobył "Wprost". Oprócz testamentu hitlerowskiego dygnitarza w rękach prywatnego kolekcjonera - którego odnaleźliśmy - znajdują się notatki i korespondencja zbrodniarza. Być może kryją one wiedzę o losach Bursztynowej Komnaty. Ta wiedza, jak wynika z dokumentów, pozwoliła Kochowi uniknąć stryczka, choć w 1959 r. prawomocnym wyrokiem skazano go na śmierć. Koch nie został ułaskawiony, ale wyroku nie wykonano, licząc na to, że skazaniec ujawni, gdzie ukryto skarby III Rzeszy. Dzięki umiejętnej grze z władzami PRL udało mu się przeżyć aż do roku 1986 - umarł we śnie w wieku 90 lat. Koch był jedynym, poza Rudolfem Hessem, zbrodniarzem hitlerowskim skazanym po wojnie, któremu udało się w więzieniu dożyć sędziwego wieku. Czy jego skarby, a wśród nich Bursztynowa Komnata, spoczywają w Krasnem, gdzie miał latyfundium? Byłby to całkowicie nowy trop dla poszukiwaczy skarbu.
Przez ostatnie trzy miesiące "Wprost" prowadził negocjacje z kolekcjonerem, któremu udało się zdobyć zapiski Kocha z więzienia w Barczewie. Niestety, nie zgodził się on udostępnić całości dokumentów i nosi się z zamiarem sprzedania ich do Niemiec. "Wprost" dotarł też do ewangelickiego biskupa Józefa Pośpiecha, który w ostatnich latach życia Kocha sprawował nad nim opiekę duszpasterską. Zaledwie tydzień po rozmowie z "Wprost" sędziwy hierarcha zmarł. Zdążył nam jednak przekazać kopie swoich notatek robionych po rozmowach z Kochem. Do pierwszego spotkania pastora Pośpiecha z byłym gauleiterem doszło w 1980 r. Koch nie był zadowolony z poprzedniego księdza, który go odwiedzał. Może dlatego, że ów duchowny przeszedł przez piekło obozów koncentracyjnych i był dla zbrodniarza bardzo surowy.
Ralf Meindel, niemiecki historyk i biograf Kocha, uważa, że wspomniane dokumenty mają ogromną wartość historyczną. Koch nie był postacią tak prominentną, jak Goebbels czy Göring, ale należał do ścisłego kręgu władz NSDAP i był bliskim współpracownikiem Hitlera. Żeby zrozumieć, jak wielkie znaczenie mają te dokumenty, trzeba sięgnąć do biografii Kocha.
Stary towarzysz w NSDAP
Przyszły wielkorządca Prus Wschodnich i części Polski oraz komisarz Rzeszy na Ukrainie przyszedł na świat w 1896 r. w Ebberfeld w Nadrenii. Pochodził z ubogiej rodziny. Jako młody człowiek działał w stowarzyszeniach młodzieży ewangelickiej. - Pod koniec życia miał żal do Kościoła. Twierdził, że o nim zapomniano, a on uważał, że pomógł swojemu Kościołowi - mówił "Wprost" biskup Pośpiech. Koch nie zdobył wykształcenia i znalazł pracę na kolei. Wybuch I wojny światowej sprawił, że znalazł się w wojsku na froncie wschodnim opodal Baranowicz. W armii pod wpływem kolegi stał się socjalistą. Jak wielu weteranów wojny, po powrocie z frontu nie potrafił sobie znaleźć miejsca w nowej rzeczywistości. Początkowo zaangażował się w ruch socjalistyczny. W 1921 r. w jego ręce wpadła broszura zatytułowana "Hakenkreutz". Młodzi socjaliści rychło do swej ideologii dodali przymiotnik "narodowy".
Koch został przywódcą lokalnej komórki NSDAP. Do końca życia chlubił się jednym z najniższych numerów legitymacji partyjnej, co stawiało go w gronie "alte Genossen" - starych towarzyszy. Jak wspomina w odkrytym przez "Wprost" testamencie, był związany ideologicznie z lewym skrzydłem partii nazistowskiej. "Jako przyjaciel Gregora Strassera i jego brata Ottona należałem do współzałożycieli partii" - pisze. Przyjaźni ze Strasserami omal nie przypłacił życiem.W 1928 r. Gregor Strasser, będący wówczas w partii osobą numer 2, wysłał Kocha do Prus Wschodnich.
Gauleiter
W Prusach Wschodnich gauleiter zorganizował de facto partię od początku. Odniósł sukces. W wyborach we wrześniu 1930 r. NSDAP zdobyła połowę głosów. Koch - jako członek parlamentu - pierwszy raz w życiu zyskał stabilizację finansową. Walki frakcyjne w NSDAP nasiliły się, gdy pojawiła się szansa przejęcia przez tę partię władzy. Hitler, potrzebując pieniędzy na kampanie wyborcze, zaczął się zwracać w kierunku wielkiego biznesu i arystokracji, których ideologiczni socjaliści w rodzaju Strasserów uważali za największych wrogów.
Nad NSDAP pojawiło się widmo schizmy, ale Strasser spuścił z tonu i rozłam zażegnano. Koch z własnej inicjatywy podjął się mediacji między Strasserem a Hitlerem. Jak wspomina, Hitler przyjął go w swoim monachijskim mieszkaniu chłodno. "Antagonizm między nim a Strasserem nie ma nic wspólnego z polityką, wynika z osobistego stosunku Strassera do niego" - wspominał po latach. Führer nakazał Kochowi, by nie wtrącał się w spory wewnątrzpartyjne. Mimo klęski mediacji gauleiter notuje: "Wierzyłem nadal w Hitlera i jego socjalistyczne posłannictwo". 30 stycznia 1933 r. Hitler z rąk Paula von Hindendburga odebrał nominację na kanclerza Rzeszy.
Hindenburg, który miał w Prusach Wschodnich majątek ziemski, uważał Kocha za bolszewika i szczerze go nie cierpiał. Przyczyny niechęci prezydenta republiki weimarskiej do szefa NSDAP w Prusach Wschodnich miały też zapewne i inne podstawy. Koch zdobył najprawdopodobniej dokumenty związane z tzw. aferą Osthilfe - pomocy dla junkrów pruskich, w którą był zamieszany Hindenburg. Właśnie szantaż w tej sprawie mógł sprawić, że Hindenburg, niechętny nazistom, zdecydował się oddać władzę kanclerską Hitlerowi.
Latem 1933 r. Hitler zaproponował Kochowi objęcie urzędu nadprezydenta Prus Wschodnich, i to wbrew sprzeciwowi Hindenburga. Tę sprawę Koch zrelacjonował w szkicu swego życiorysu przechowywanym w IPN: "Latem 1933 r. Hitler wezwał autora niniejszego do Monachium, tam w obecności Hessa i Ficka oświadczył dosłownie: Staruszek [Hindenburg - C.G.] oświadczył mi, że o ile mianuję pana prezydentem prowincji Prus Wschodnich, to on ustąpi. On [Hindenburg] nie może tego zrobić ludziom swojego stanu, aby radykalnego socjalistę, takiego jak pan, mianować na prezydenta". Mimo sprzeciwu prezydenta Koch objął swoją funkcję jesienią 1933 r. Bez wątpienia mógł się poszczycić sukcesami. Jako pierwszy gauleiter doniósł Hitlerowi o zlikwidowaniu w swojej prowincji bezrobocia. Poprzez miejscowego duchownego Müllera, którego wyniósł do godności biskupa Rzeszy, zneutralizował też wpływy Kościoła ewangelickiego.
Noc długich noży
Koch niemal cudem przeżył "noc długich noży", kiedy Hitler wraz z Göringiem i Himmlerem rozprawiali się z SA Ericha Röhma i opozycją strasserowską. Nie ma wątpliwości, że Koch jako przyjaciel Gregora Strassera był na listach proskrypcyjnych. "Siedziałem w restauracji Traube [w Berlinie w czerwcu 1934 r. - C.G.] nieopodal zoo. Zostałem ostrzeżony w ostatniej chwili przez znajomego kelnera" - wspominał po latach. Informacja przekazana przez kelnera musiała pochodzić z bardzo wysokich kręgów. W szczegóły logistyczne �nocy długich noży" prócz Hitlera byli wtajemniczeni jedynie Göring i Himmler. Koch postanowił się ukryć i przeczekać. Schronienie znalazł w mieszkaniu wspomnianego biskupa Müllera.
Ostrzeżenie było poważne. 30 czerwca pod pozorem próby przewrotu zorganizowanej jakoby przez Röhma ludzie Hitlera wymordowali przywódców wewnątrzpartyjnej opozycji. Gregora Strassera rozstrzelano w siedzibie gestapo przy Prinz Albrechtstrasse. Hitler postanowił, że Koch pozostanie na stanowisku.
Drugi Stalin
Koch do końca był lojalny wobec Hitlera. Führer odwdzięczył mu się, odwołując z Prus Wschodnich jego głównego przeciwnika Ericha von dem Bacha-Zelewskiego, gruppenführera SS. Wojna z Polską znacznie zwiększyła zakres władzy Kocha. Czerpał z niej również osobiste korzyści. Przejął m.in. latyfundia magnackie: Krasne i Nacpolsk. W Krasnem zburzył pałac wzniesiony przez Krasińskich i wzniósł nowy, na podobieństwo Kancelarii Rzeszy. Bywali w nim dostojnicy Rzeszy, pałac zaś zapełniał się zrabowanymi dobrami kultury. Koch wybrał też miejsce na kwaterę główną Hitlera w Wilczym Szańcu.
Majątek Kocha powiększył się wraz z początkiem wojny ze Związkiem Sowieckim. Gauleiterowi Prus Wschodnich powierzono funkcję komisarza Rzeszy na Ukrainie. Dorobił się rychło przydomka "drugi Stalin". W aktach procesu Kocha zachowały się zeznania o licznych okrucieństwach jego siepaczy. Jedną z metod stosowanych zarówno w Polsce, jak i na Ukrainie było zmuszanie dzieci do występowania w charakterze katów swoich rodziców. Przeciw polityce Kocha protestowali nawet inni gauleiterzy, szczególnie odpowiedzialny za politykę wschodnią Alfred Rosenberg.
Bursztynowa tajemnica
Królewiec, w którym mieściła się siedziba Kocha, zamieniono w twierdzę. Nadprezydent i gauleiter nie zamierzał jednak ginąć pod gruzami III Rzeszy. Zrabowane w Polsce i na Ukrainie dobra polecił wywieźć. Kazał zdemontować zrabowaną w 1941 r. w Carskim Siole Bursztynową Komnatę. Zapakowano ją w skrzynie i wywieziono. Po wojnie wielokrotnie podejmowano próby odnalezienia Bursztynowej Komnaty. Do tej pory na mapie poszukiwań nie pojawiły się jednak dwa miejsca dobrze znane Kochowi - jego latyfundia w Krasnem i Nacpolu. Zwłaszcza to pierwsze miejsce nadawało się na kryjówkę - leżało w okolicy prawie nie zamieszkanej, bo mieszkańców Krasnego i okolicznych wiosek pod rządami gauleitera wysiedlono. Koch utrzymywał, że posiadłość w Krasnem nie była przeznaczona dla niego. "W Krasnem zbudowano dla Hitlera - na jego rozkaz i za jego pieniądze - kwaterę główną. Zazdroszczono mi i atakowano mnie z tego powodu. Przez tę budowę zyskałem zainteresowanie Hitlera" - pisze Koch. Jeśli jest prawdą, że w Krasnem planowano stworzyć kwaterę Hitlera, to mogły tam powstać schrony podobne do tych w Wilczym Szańcu. Formalnie latyfundium w Krasnem należało do Urzędu Powierniczego Wschód. Ani w polskich, ani w niemieckich archiwach nie ma dokumentacji dotyczącej budowli wzniesionych w Krasnem z woli Kocha. Pałac, na wieść o zbliżaniu się Rosjan, na rozkaz gospodarza wysadzono w powietrze.
Dwa lodołamacze wiozące Kocha i jego majątek ruszyły w kwietniu w odyseję po Bałtyku, nie zabierając ani jednego uchodźcy. Kilka portów skandynawskich odmówiło przyjęcia statków. W końcu Koch, już w cywilnym ubraniu, dotarł do Niemiec. Miał wystarczająco dużo kosztowności, by umknąć aliantom. Mimo że był jednym z najbardziej poszukiwanych nazistów, udało mu się ukrywać pod nazwiskiem majora Rolfa Bergera w Haasenmoor nieopodal Hamburga aż do 1949 r., kiedy na skutek donosu aresztowali go Brytyjczycy.
Polisa na życie
Na proces Koch czekał 10 lat. Władze PRL usiłowały wydobyć z niego zeznania na temat ukrytych dobór kultury, przede wszystkim Bursztynowej Komnaty. Dopiero 9 marca 1959 r. skazano go na śmierć. I tu zaczęła się przedziwna gra, której ślady zachowały się w teczce 768A akt Kocha.
Artur Giesler, gauleiter Kraju Warty, kolega Kocha, został stracony publicznie. Głowę pod stryczek dał też gauleiter Gdańska. Koch, który miał więcej przewin na koncie, grę o życie poprowadził mistrzowsko, najpierw wykorzystując chorobę, potem zaś obiecując ujawnienie tajemnic. W dokumentach zachowały się wielokrotne monity władz więziennych do prokuratury z zapytaniem, czy można wykonać egzekucję na Kochu. Kilkakrotnie kierowano Kocha na badania lekarskie, bo oficjalnym powodem odwlekania wykonania wyroku była choroba. "Nie dolegają mu żadne choroby przewlekłe ani obłożne" - brzmiały diagnozy. Mimo to z prokuratury prawie co roku przychodziły pisma: "Nakaz wstrzymania egzekucji pozostaje w mocy".
Paszport dla zbrodniarza
W 1967 r. Koch zachorował naprawdę. Stwierdzono u niego raka pęcherza moczowego. O tym, jak cennym więźniem był dla peerelowskich władz, niech świadczy to, że przewieziono go na operację do Łodzi, do najlepszego wówczas szpitala zajmującego się tego typu przypadkami. Właśnie wtedy Koch napisał testament przechowywany przez kolekcjonera w Barczewie. Operacja się powiodła i w następnych latach diagnozy lekarskie stwierdzały jednoznacznie, że Koch jest zdrowy. Koch w więzieniu w Barczewie cieszył się przywilejami, jakich nie mieli przetrzymywani tam polscy więźniowie polityczni. Otrzymywał papier oraz przybory do pisania i - co niezwykłe w tamtych czasach - prenumerowano dla niego prasę niemiecką i pozwalano mu oglądać telewizję. Z czasem Koch zaczął liczyć na zwolnienie, szczególnie gdy rodzina rozpoczęła starania o zwolnienie Hessa z więzienia w Spandau. Ambasada RFN wystawiła nawet Kochowi paszport.
W 1980 r. Koch zaczął przyjmować polskiego pastora Józefa Pośpiecha. - Był on wtedy już schorowanym staruszkiem, choć dobrze się trzymał. Miał żal do władz, że go nie zwalniają. Przyznał, że z trudem przychodzi mu odmawianie słów: "I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczany naszym winowajcom". Czuł się skrzywdzony. Po pewnym czasie pogodził się z Bogiem i po wielu latach przyjął komunię świętą - powiedział "Wprost" tuż przed śmiercią biskup Pośpiech. W 1984 r. Koch wynajął adwokata i zaczął się starać o zwolnienie. Co ciekawe, z formalnego punktu widzenia miał ku temu wszelkie podstawy. Polskie prawo stanowiło, że po 25 latach od uprawomocnienia wyroku egzekucji nie można już wykonać. W ówczesnym kodeksie karnym najwyższą karą pozbawienia wolności było 25 lat. Sąd pozostał jednak głuchy na te prośby. Mimo że Koch kilkakrotnie uniknął gwałtownej śmierci, zmarł w sposób naturalny, podczas snu. Czy przed śmiercią zdradził komuś tajemnicę Bursztynowej Komnaty?
Ralf Meindel, niemiecki historyk i biograf Kocha, uważa, że wspomniane dokumenty mają ogromną wartość historyczną. Koch nie był postacią tak prominentną, jak Goebbels czy Göring, ale należał do ścisłego kręgu władz NSDAP i był bliskim współpracownikiem Hitlera. Żeby zrozumieć, jak wielkie znaczenie mają te dokumenty, trzeba sięgnąć do biografii Kocha.
Stary towarzysz w NSDAP
Przyszły wielkorządca Prus Wschodnich i części Polski oraz komisarz Rzeszy na Ukrainie przyszedł na świat w 1896 r. w Ebberfeld w Nadrenii. Pochodził z ubogiej rodziny. Jako młody człowiek działał w stowarzyszeniach młodzieży ewangelickiej. - Pod koniec życia miał żal do Kościoła. Twierdził, że o nim zapomniano, a on uważał, że pomógł swojemu Kościołowi - mówił "Wprost" biskup Pośpiech. Koch nie zdobył wykształcenia i znalazł pracę na kolei. Wybuch I wojny światowej sprawił, że znalazł się w wojsku na froncie wschodnim opodal Baranowicz. W armii pod wpływem kolegi stał się socjalistą. Jak wielu weteranów wojny, po powrocie z frontu nie potrafił sobie znaleźć miejsca w nowej rzeczywistości. Początkowo zaangażował się w ruch socjalistyczny. W 1921 r. w jego ręce wpadła broszura zatytułowana "Hakenkreutz". Młodzi socjaliści rychło do swej ideologii dodali przymiotnik "narodowy".
Koch został przywódcą lokalnej komórki NSDAP. Do końca życia chlubił się jednym z najniższych numerów legitymacji partyjnej, co stawiało go w gronie "alte Genossen" - starych towarzyszy. Jak wspomina w odkrytym przez "Wprost" testamencie, był związany ideologicznie z lewym skrzydłem partii nazistowskiej. "Jako przyjaciel Gregora Strassera i jego brata Ottona należałem do współzałożycieli partii" - pisze. Przyjaźni ze Strasserami omal nie przypłacił życiem.W 1928 r. Gregor Strasser, będący wówczas w partii osobą numer 2, wysłał Kocha do Prus Wschodnich.
Gauleiter
W Prusach Wschodnich gauleiter zorganizował de facto partię od początku. Odniósł sukces. W wyborach we wrześniu 1930 r. NSDAP zdobyła połowę głosów. Koch - jako członek parlamentu - pierwszy raz w życiu zyskał stabilizację finansową. Walki frakcyjne w NSDAP nasiliły się, gdy pojawiła się szansa przejęcia przez tę partię władzy. Hitler, potrzebując pieniędzy na kampanie wyborcze, zaczął się zwracać w kierunku wielkiego biznesu i arystokracji, których ideologiczni socjaliści w rodzaju Strasserów uważali za największych wrogów.
Nad NSDAP pojawiło się widmo schizmy, ale Strasser spuścił z tonu i rozłam zażegnano. Koch z własnej inicjatywy podjął się mediacji między Strasserem a Hitlerem. Jak wspomina, Hitler przyjął go w swoim monachijskim mieszkaniu chłodno. "Antagonizm między nim a Strasserem nie ma nic wspólnego z polityką, wynika z osobistego stosunku Strassera do niego" - wspominał po latach. Führer nakazał Kochowi, by nie wtrącał się w spory wewnątrzpartyjne. Mimo klęski mediacji gauleiter notuje: "Wierzyłem nadal w Hitlera i jego socjalistyczne posłannictwo". 30 stycznia 1933 r. Hitler z rąk Paula von Hindendburga odebrał nominację na kanclerza Rzeszy.
Hindenburg, który miał w Prusach Wschodnich majątek ziemski, uważał Kocha za bolszewika i szczerze go nie cierpiał. Przyczyny niechęci prezydenta republiki weimarskiej do szefa NSDAP w Prusach Wschodnich miały też zapewne i inne podstawy. Koch zdobył najprawdopodobniej dokumenty związane z tzw. aferą Osthilfe - pomocy dla junkrów pruskich, w którą był zamieszany Hindenburg. Właśnie szantaż w tej sprawie mógł sprawić, że Hindenburg, niechętny nazistom, zdecydował się oddać władzę kanclerską Hitlerowi.
Latem 1933 r. Hitler zaproponował Kochowi objęcie urzędu nadprezydenta Prus Wschodnich, i to wbrew sprzeciwowi Hindenburga. Tę sprawę Koch zrelacjonował w szkicu swego życiorysu przechowywanym w IPN: "Latem 1933 r. Hitler wezwał autora niniejszego do Monachium, tam w obecności Hessa i Ficka oświadczył dosłownie: Staruszek [Hindenburg - C.G.] oświadczył mi, że o ile mianuję pana prezydentem prowincji Prus Wschodnich, to on ustąpi. On [Hindenburg] nie może tego zrobić ludziom swojego stanu, aby radykalnego socjalistę, takiego jak pan, mianować na prezydenta". Mimo sprzeciwu prezydenta Koch objął swoją funkcję jesienią 1933 r. Bez wątpienia mógł się poszczycić sukcesami. Jako pierwszy gauleiter doniósł Hitlerowi o zlikwidowaniu w swojej prowincji bezrobocia. Poprzez miejscowego duchownego Müllera, którego wyniósł do godności biskupa Rzeszy, zneutralizował też wpływy Kościoła ewangelickiego.
Noc długich noży
Koch niemal cudem przeżył "noc długich noży", kiedy Hitler wraz z Göringiem i Himmlerem rozprawiali się z SA Ericha Röhma i opozycją strasserowską. Nie ma wątpliwości, że Koch jako przyjaciel Gregora Strassera był na listach proskrypcyjnych. "Siedziałem w restauracji Traube [w Berlinie w czerwcu 1934 r. - C.G.] nieopodal zoo. Zostałem ostrzeżony w ostatniej chwili przez znajomego kelnera" - wspominał po latach. Informacja przekazana przez kelnera musiała pochodzić z bardzo wysokich kręgów. W szczegóły logistyczne �nocy długich noży" prócz Hitlera byli wtajemniczeni jedynie Göring i Himmler. Koch postanowił się ukryć i przeczekać. Schronienie znalazł w mieszkaniu wspomnianego biskupa Müllera.
Ostrzeżenie było poważne. 30 czerwca pod pozorem próby przewrotu zorganizowanej jakoby przez Röhma ludzie Hitlera wymordowali przywódców wewnątrzpartyjnej opozycji. Gregora Strassera rozstrzelano w siedzibie gestapo przy Prinz Albrechtstrasse. Hitler postanowił, że Koch pozostanie na stanowisku.
Drugi Stalin
Koch do końca był lojalny wobec Hitlera. Führer odwdzięczył mu się, odwołując z Prus Wschodnich jego głównego przeciwnika Ericha von dem Bacha-Zelewskiego, gruppenführera SS. Wojna z Polską znacznie zwiększyła zakres władzy Kocha. Czerpał z niej również osobiste korzyści. Przejął m.in. latyfundia magnackie: Krasne i Nacpolsk. W Krasnem zburzył pałac wzniesiony przez Krasińskich i wzniósł nowy, na podobieństwo Kancelarii Rzeszy. Bywali w nim dostojnicy Rzeszy, pałac zaś zapełniał się zrabowanymi dobrami kultury. Koch wybrał też miejsce na kwaterę główną Hitlera w Wilczym Szańcu.
Majątek Kocha powiększył się wraz z początkiem wojny ze Związkiem Sowieckim. Gauleiterowi Prus Wschodnich powierzono funkcję komisarza Rzeszy na Ukrainie. Dorobił się rychło przydomka "drugi Stalin". W aktach procesu Kocha zachowały się zeznania o licznych okrucieństwach jego siepaczy. Jedną z metod stosowanych zarówno w Polsce, jak i na Ukrainie było zmuszanie dzieci do występowania w charakterze katów swoich rodziców. Przeciw polityce Kocha protestowali nawet inni gauleiterzy, szczególnie odpowiedzialny za politykę wschodnią Alfred Rosenberg.
Bursztynowa tajemnica
Królewiec, w którym mieściła się siedziba Kocha, zamieniono w twierdzę. Nadprezydent i gauleiter nie zamierzał jednak ginąć pod gruzami III Rzeszy. Zrabowane w Polsce i na Ukrainie dobra polecił wywieźć. Kazał zdemontować zrabowaną w 1941 r. w Carskim Siole Bursztynową Komnatę. Zapakowano ją w skrzynie i wywieziono. Po wojnie wielokrotnie podejmowano próby odnalezienia Bursztynowej Komnaty. Do tej pory na mapie poszukiwań nie pojawiły się jednak dwa miejsca dobrze znane Kochowi - jego latyfundia w Krasnem i Nacpolu. Zwłaszcza to pierwsze miejsce nadawało się na kryjówkę - leżało w okolicy prawie nie zamieszkanej, bo mieszkańców Krasnego i okolicznych wiosek pod rządami gauleitera wysiedlono. Koch utrzymywał, że posiadłość w Krasnem nie była przeznaczona dla niego. "W Krasnem zbudowano dla Hitlera - na jego rozkaz i za jego pieniądze - kwaterę główną. Zazdroszczono mi i atakowano mnie z tego powodu. Przez tę budowę zyskałem zainteresowanie Hitlera" - pisze Koch. Jeśli jest prawdą, że w Krasnem planowano stworzyć kwaterę Hitlera, to mogły tam powstać schrony podobne do tych w Wilczym Szańcu. Formalnie latyfundium w Krasnem należało do Urzędu Powierniczego Wschód. Ani w polskich, ani w niemieckich archiwach nie ma dokumentacji dotyczącej budowli wzniesionych w Krasnem z woli Kocha. Pałac, na wieść o zbliżaniu się Rosjan, na rozkaz gospodarza wysadzono w powietrze.
Dwa lodołamacze wiozące Kocha i jego majątek ruszyły w kwietniu w odyseję po Bałtyku, nie zabierając ani jednego uchodźcy. Kilka portów skandynawskich odmówiło przyjęcia statków. W końcu Koch, już w cywilnym ubraniu, dotarł do Niemiec. Miał wystarczająco dużo kosztowności, by umknąć aliantom. Mimo że był jednym z najbardziej poszukiwanych nazistów, udało mu się ukrywać pod nazwiskiem majora Rolfa Bergera w Haasenmoor nieopodal Hamburga aż do 1949 r., kiedy na skutek donosu aresztowali go Brytyjczycy.
Polisa na życie
Na proces Koch czekał 10 lat. Władze PRL usiłowały wydobyć z niego zeznania na temat ukrytych dobór kultury, przede wszystkim Bursztynowej Komnaty. Dopiero 9 marca 1959 r. skazano go na śmierć. I tu zaczęła się przedziwna gra, której ślady zachowały się w teczce 768A akt Kocha.
Artur Giesler, gauleiter Kraju Warty, kolega Kocha, został stracony publicznie. Głowę pod stryczek dał też gauleiter Gdańska. Koch, który miał więcej przewin na koncie, grę o życie poprowadził mistrzowsko, najpierw wykorzystując chorobę, potem zaś obiecując ujawnienie tajemnic. W dokumentach zachowały się wielokrotne monity władz więziennych do prokuratury z zapytaniem, czy można wykonać egzekucję na Kochu. Kilkakrotnie kierowano Kocha na badania lekarskie, bo oficjalnym powodem odwlekania wykonania wyroku była choroba. "Nie dolegają mu żadne choroby przewlekłe ani obłożne" - brzmiały diagnozy. Mimo to z prokuratury prawie co roku przychodziły pisma: "Nakaz wstrzymania egzekucji pozostaje w mocy".
Paszport dla zbrodniarza
W 1967 r. Koch zachorował naprawdę. Stwierdzono u niego raka pęcherza moczowego. O tym, jak cennym więźniem był dla peerelowskich władz, niech świadczy to, że przewieziono go na operację do Łodzi, do najlepszego wówczas szpitala zajmującego się tego typu przypadkami. Właśnie wtedy Koch napisał testament przechowywany przez kolekcjonera w Barczewie. Operacja się powiodła i w następnych latach diagnozy lekarskie stwierdzały jednoznacznie, że Koch jest zdrowy. Koch w więzieniu w Barczewie cieszył się przywilejami, jakich nie mieli przetrzymywani tam polscy więźniowie polityczni. Otrzymywał papier oraz przybory do pisania i - co niezwykłe w tamtych czasach - prenumerowano dla niego prasę niemiecką i pozwalano mu oglądać telewizję. Z czasem Koch zaczął liczyć na zwolnienie, szczególnie gdy rodzina rozpoczęła starania o zwolnienie Hessa z więzienia w Spandau. Ambasada RFN wystawiła nawet Kochowi paszport.
W 1980 r. Koch zaczął przyjmować polskiego pastora Józefa Pośpiecha. - Był on wtedy już schorowanym staruszkiem, choć dobrze się trzymał. Miał żal do władz, że go nie zwalniają. Przyznał, że z trudem przychodzi mu odmawianie słów: "I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczany naszym winowajcom". Czuł się skrzywdzony. Po pewnym czasie pogodził się z Bogiem i po wielu latach przyjął komunię świętą - powiedział "Wprost" tuż przed śmiercią biskup Pośpiech. W 1984 r. Koch wynajął adwokata i zaczął się starać o zwolnienie. Co ciekawe, z formalnego punktu widzenia miał ku temu wszelkie podstawy. Polskie prawo stanowiło, że po 25 latach od uprawomocnienia wyroku egzekucji nie można już wykonać. W ówczesnym kodeksie karnym najwyższą karą pozbawienia wolności było 25 lat. Sąd pozostał jednak głuchy na te prośby. Mimo że Koch kilkakrotnie uniknął gwałtownej śmierci, zmarł w sposób naturalny, podczas snu. Czy przed śmiercią zdradził komuś tajemnicę Bursztynowej Komnaty?
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.