Anita Błochowiak - zrobiła w SLD chyba największą karierę: od Panny Nikt do znanej amatorki toalet i mocnych wrażeń. Posłanka SLD zasłynęła nie tylko dzięki pedałom i ich kolorowym skarpetkom. Wcześniej wykazała się szczególną predylekcją do toalet w siedzibie "Gazety Wyborczej" (dlatego wdzięczny lud nadał jej tytuł "WC Kaczka") i dociekaniami, czy są tam korytarze w pionie. Naoglądała się "Matrixa" czy jak?
Brunatny Robert - to zapewne zmierzch kariery zagorzałego prawicowca, ba, faszysty wręcz, Roberta Kwiatkowskiego w Telewizji Białoruskiej Oddział w Warszawie, ale jaki piękny zmierzch! Przez cały rok dzięki aferze Rywina jego nazwisko nie schodziło z ust połowy Polaków i podejrzewamy, że tak łatwo skóry nie sprzeda. A potem zawsze może występować w reklamach. Węgla brunatnego z kopalni Bełchatów.
Czarzasty - Włodzimierz, ale samo nazwisko brzmi lepiej. Ma wszystko, co podnieca Aleksandra Kwaśniewskiego: władzę, pieniądze, butę, jest czerwony i należy do Ordynackiej. Nie dziwota, że pan prezydent ostatnio widuje się z nim częściej niż z małżonką.
Danka Waniek - najgorzej ubrana kobieta na północ od zwrotnika Raka. Zaryzykowalibyśmy nawet, że i facetów gorzej ubranych nie ma wielu. Prócz nas, rzecz jasna.
Gembarowski Piotr - czołowy propagandysta Telewizji Białoruskiej Oddział w Warszawie. Wdzięczny warszawski ludek postanowił uhonorować go iście po białorusku. Mianowicie zainicjował ogólnopolską Akcję Stawiania Gembarowskiemu Setki Ciepłej Wódki, koniecznie najtańszej. O poświadczonych przez kelnerów faktach stawiania gorzały można nas informować pod adresem: koalicja&[email protected].
Jagiełło - Władysław, Litwin, który koronował się na króla Polski. Nie należał ani do PZPR, ani do SLD, ani nawet do Unii Pracy, więc ma u nas tyły. Dla koalicji zapisał się jednak złotymi zgłoskami, albowiem dał nazwisko wielu zasłużonym działaczom SLD. Zawsze to lepiej nazywać się Jagiełło niż - dajmy na to - Krzywousty, Laskonogi, Plątonogi czy po prostu Lenin.
Jagiełło - jako się rzekło, porządne polskie nazwisko, w sam raz dla postkomunisty. Na naszych łamach gościło dwóch SLD-owskich Jagiełłów: dżentelmen z Łodzi imieniem Krzysztof, który był tak wybitnym prezydentem miasta, że przegrał wybory nawet z Kropiwnickim, oraz słynny Andrzej (urodzony jako zwykły Jagieła, ale nazwisko zmienił, bo włościańsko brzmiało) - gwiazda afery starachowickiej. Jagiełło zgodnie z prawdą historyczną trzymał sztamę z Długoszem, choć tym razem role się odwróciły i to Długosz był ważniejszy, bo był baronem, a Andrzej, no może nie zwykłym ciurą, ale trzeciorzędnym posłem. Jagiełło zemścił się za ten despekt w ten sposób, że sypnął Długosza. Gdyby był prawdziwym Jagiełłą, a nie podróbką, toby go kazał ściąć.
Kwaśniewska Jolanta - naród ją kocha, SLD ją kocha, "Vivagalaelletwójstyl" też ją kochają. Epidemia jakaś. Tylko my jacyś tacy oziębli emocjonalnie.
Łapiński Mariusz - a on, choć lekarz, tej epidemii nie leczy. To zresztą największy upadek tego roku. Nie dość, że przestał być ministrem, to nawet baronem mazowieckim pobył sobie ledwie kilka miesięcy, a potem go wylano. Ochrzczony przez "Super Express" bucem, pracowicie udowadniał, że na miano to zasługuje. Teraz zostało mu tylko szpanowanie skórzaną kurtką i szkłami kontaktowymi oraz czarowanie posłanek SLD w wieku balzakowskim.
Nałęcz Tomasz - nominalnie jeszcze pozostaje w Unii Pracy, ale coraz bardziej ciąży w stronę partii K, czyli partii Kwaśniewskich, albowiem i on panią Jolantę kocha, tylko skrycie, bo się żony boi. Swoją drogą - jego miętę do Kwaśniewskich rozumiemy, bo też byśmy z Polem w jednej partii nie wytrzymali. Ze śmiechu byśmy padli. Marszałek okazuje swą miłość do rodziny panującej w komisji śledczej, gdzie najpierw jednak podwalał się do Millera, ale ten wolał Jakubowską.
Ordynacka - kilku facetów plus Danka Waniek, którzy chętnie zastąpiliby SLD i w tej sprawie co kilka dni nagabują Aleksandra Kwaśniewskiego. Spotykają się też w leśniczówce u Szamałka i jak się tylko trochę zatrują etanolem, to płoszą zwierzynę. O czym uprzejmie donosimy Zielonym 2004. Niech ich pikietują.
Plankton - uciekinierzy z Samoobrony plus wyrzuceni z SLD, którzy dzielnie wspierają rząd Millera, bo doskonale wiedzą, że takiej fuchy jak teraz w Sejmie to już nigdy w życiu nie znajdą. W ten sposób rząd wisi na Bondzie. Ryszardzie Bondzie.
Plecak - Tadeusz Iwiński to klasyczny ścichapęk: facet o wyglądzie i manierach kierownika internatu dla chłopców w Górowie Iławeckim (przepraszamy wszystkie internaty i ich kierowników!), ale co za wnętrze! Najpierw objawił się jako kierowca na biopaliwach. Olsztyńska policja od niego te biopaliwa wyczuła, ale poseł SLD nie chciał zdradzić ich receptury i w balonik nie dmuchał. Potem oznajmił, że jest przyjacielem Samuela Huntingtona i myślicielem, którego o zdanie pytają Tofflerowie, Barber i Kołakowski (Arystotelesa nie wymienił). Niedawno, kiedy mu ręce na pupę tłumaczek latały, górę wzięła jego natura latynoskiego macho. Ostatnio wreszcie dochrapał się ksywy Plecak, a to dlatego, że występuje w charakterze narośli na plecach Leszka Millera, kiedy tylko ten pokazuje się w telewizji. No cóż, jego konkurentem w okręgu wyborczym jest gwiazda "Big Brother" Sebek Florek...
Pol Marek - jak napisaliśmy, że to najgorszy minister w Eurazji od czasów neandertalu, to się kilku neandertalczyków obraziło, zapchali nam skrzynki mailowe i grozili pobiciem. Neandertal przepraszamy.
Rydzoń Stanisław - jeden z najbardziej charyzmatycznych przedstawicieli SLD w parlamencie, rzucony na odcinek komisji śledczej. Jest tak bezbarwny, że jak przemawia, to nawet własna żona go nie rozpoznaje w telewizorze.
Sobotka Zbigniew - prócz Niedzielana (Groclin Grodzisk Wielkopolski) Sobotka (SLD) pozostaje najbardziej znanym polskim dniem tygodnia.
Szyszki - to, co rwie z głowy senator SLD Maria Szyszkowska, kiedy czyta tę rubrykę. Dotychczas pani profesor uchodziła za najwybitniejszego polskiego naukowca: odkryła faszystowskie ciągoty Brunatnego Roberta i TVP, prawicowość "Gazety Wyborczej", koło, maszynę parową i rurki z kremem. Od kiedy jednak wynalazła Internet i dowiedziała się, że wszystko, co odkryła, zostało już jakiś czas temu odkryte - przerzuciła się na gejów, lesbijki i transwestytów. Zaczęła ich uszczęśliwiać. Zadeklarowała też, że jest zwolenniczką klonowania ludzi. Może by jednak wrócić do wynalazczości? Sugerowalibyśmy na początek wynalezienie grzebienia.
Telewizja Białoruska Oddział w Warszawie - całkowicie się wynarodowiła, po białorusku ani godziny nie nadaje, ale duch Łukaszenki pozostał. Dzielnie o to walczą wybitne jednostki: Brunatny Robert, Wielbiciel Młodych Iglesiasów Sławek Zieliński, Sławek Jeneralski, Kamil Durczok, usłużny Orcholski - no legion ich. TVP jest wiarygodna do tego stopnia, że jak oglądamy w niej na żywo mecze Groclinu, to sobie później i tak wynik w "Faktach" musimy sprawdzić.
Wąsy - ulubiony atrybut męskiej urody u Arabów, ludowców, lewicy i Romana Jagielińskiego. Ten ostatni ma je fajniejsze niż Kalinowski, więc to z nim partia Janika i Nikolskiego (wąsy, wąsy!) zawarła koalicję.
Weryfikacja - przypadłość, która odchudziła SLD o jedną trzecią. Na szczęście zostały najbardziej wartościowe jednostki. Przyświeca im idea. Idea zbicia dużej kasy.
Zera - czyli prokuratorzy. Nazywamy ich tak czule, bo sami uznali, że kiedy Miller nazwał Ziobrę zerem, to go nie obraził. W sumie to prokuraturę rozumiemy. Nazwanie Kapusty czy Napierskiego zerem naprawdę nie jest żadną obrazą. Ich własne dzieci tak do nich mówią.
Brunatny Robert - to zapewne zmierzch kariery zagorzałego prawicowca, ba, faszysty wręcz, Roberta Kwiatkowskiego w Telewizji Białoruskiej Oddział w Warszawie, ale jaki piękny zmierzch! Przez cały rok dzięki aferze Rywina jego nazwisko nie schodziło z ust połowy Polaków i podejrzewamy, że tak łatwo skóry nie sprzeda. A potem zawsze może występować w reklamach. Węgla brunatnego z kopalni Bełchatów.
Czarzasty - Włodzimierz, ale samo nazwisko brzmi lepiej. Ma wszystko, co podnieca Aleksandra Kwaśniewskiego: władzę, pieniądze, butę, jest czerwony i należy do Ordynackiej. Nie dziwota, że pan prezydent ostatnio widuje się z nim częściej niż z małżonką.
Danka Waniek - najgorzej ubrana kobieta na północ od zwrotnika Raka. Zaryzykowalibyśmy nawet, że i facetów gorzej ubranych nie ma wielu. Prócz nas, rzecz jasna.
Gembarowski Piotr - czołowy propagandysta Telewizji Białoruskiej Oddział w Warszawie. Wdzięczny warszawski ludek postanowił uhonorować go iście po białorusku. Mianowicie zainicjował ogólnopolską Akcję Stawiania Gembarowskiemu Setki Ciepłej Wódki, koniecznie najtańszej. O poświadczonych przez kelnerów faktach stawiania gorzały można nas informować pod adresem: koalicja&[email protected].
Jagiełło - Władysław, Litwin, który koronował się na króla Polski. Nie należał ani do PZPR, ani do SLD, ani nawet do Unii Pracy, więc ma u nas tyły. Dla koalicji zapisał się jednak złotymi zgłoskami, albowiem dał nazwisko wielu zasłużonym działaczom SLD. Zawsze to lepiej nazywać się Jagiełło niż - dajmy na to - Krzywousty, Laskonogi, Plątonogi czy po prostu Lenin.
Jagiełło - jako się rzekło, porządne polskie nazwisko, w sam raz dla postkomunisty. Na naszych łamach gościło dwóch SLD-owskich Jagiełłów: dżentelmen z Łodzi imieniem Krzysztof, który był tak wybitnym prezydentem miasta, że przegrał wybory nawet z Kropiwnickim, oraz słynny Andrzej (urodzony jako zwykły Jagieła, ale nazwisko zmienił, bo włościańsko brzmiało) - gwiazda afery starachowickiej. Jagiełło zgodnie z prawdą historyczną trzymał sztamę z Długoszem, choć tym razem role się odwróciły i to Długosz był ważniejszy, bo był baronem, a Andrzej, no może nie zwykłym ciurą, ale trzeciorzędnym posłem. Jagiełło zemścił się za ten despekt w ten sposób, że sypnął Długosza. Gdyby był prawdziwym Jagiełłą, a nie podróbką, toby go kazał ściąć.
Kwaśniewska Jolanta - naród ją kocha, SLD ją kocha, "Vivagalaelletwójstyl" też ją kochają. Epidemia jakaś. Tylko my jacyś tacy oziębli emocjonalnie.
Łapiński Mariusz - a on, choć lekarz, tej epidemii nie leczy. To zresztą największy upadek tego roku. Nie dość, że przestał być ministrem, to nawet baronem mazowieckim pobył sobie ledwie kilka miesięcy, a potem go wylano. Ochrzczony przez "Super Express" bucem, pracowicie udowadniał, że na miano to zasługuje. Teraz zostało mu tylko szpanowanie skórzaną kurtką i szkłami kontaktowymi oraz czarowanie posłanek SLD w wieku balzakowskim.
Nałęcz Tomasz - nominalnie jeszcze pozostaje w Unii Pracy, ale coraz bardziej ciąży w stronę partii K, czyli partii Kwaśniewskich, albowiem i on panią Jolantę kocha, tylko skrycie, bo się żony boi. Swoją drogą - jego miętę do Kwaśniewskich rozumiemy, bo też byśmy z Polem w jednej partii nie wytrzymali. Ze śmiechu byśmy padli. Marszałek okazuje swą miłość do rodziny panującej w komisji śledczej, gdzie najpierw jednak podwalał się do Millera, ale ten wolał Jakubowską.
Ordynacka - kilku facetów plus Danka Waniek, którzy chętnie zastąpiliby SLD i w tej sprawie co kilka dni nagabują Aleksandra Kwaśniewskiego. Spotykają się też w leśniczówce u Szamałka i jak się tylko trochę zatrują etanolem, to płoszą zwierzynę. O czym uprzejmie donosimy Zielonym 2004. Niech ich pikietują.
Plankton - uciekinierzy z Samoobrony plus wyrzuceni z SLD, którzy dzielnie wspierają rząd Millera, bo doskonale wiedzą, że takiej fuchy jak teraz w Sejmie to już nigdy w życiu nie znajdą. W ten sposób rząd wisi na Bondzie. Ryszardzie Bondzie.
Plecak - Tadeusz Iwiński to klasyczny ścichapęk: facet o wyglądzie i manierach kierownika internatu dla chłopców w Górowie Iławeckim (przepraszamy wszystkie internaty i ich kierowników!), ale co za wnętrze! Najpierw objawił się jako kierowca na biopaliwach. Olsztyńska policja od niego te biopaliwa wyczuła, ale poseł SLD nie chciał zdradzić ich receptury i w balonik nie dmuchał. Potem oznajmił, że jest przyjacielem Samuela Huntingtona i myślicielem, którego o zdanie pytają Tofflerowie, Barber i Kołakowski (Arystotelesa nie wymienił). Niedawno, kiedy mu ręce na pupę tłumaczek latały, górę wzięła jego natura latynoskiego macho. Ostatnio wreszcie dochrapał się ksywy Plecak, a to dlatego, że występuje w charakterze narośli na plecach Leszka Millera, kiedy tylko ten pokazuje się w telewizji. No cóż, jego konkurentem w okręgu wyborczym jest gwiazda "Big Brother" Sebek Florek...
Pol Marek - jak napisaliśmy, że to najgorszy minister w Eurazji od czasów neandertalu, to się kilku neandertalczyków obraziło, zapchali nam skrzynki mailowe i grozili pobiciem. Neandertal przepraszamy.
Rydzoń Stanisław - jeden z najbardziej charyzmatycznych przedstawicieli SLD w parlamencie, rzucony na odcinek komisji śledczej. Jest tak bezbarwny, że jak przemawia, to nawet własna żona go nie rozpoznaje w telewizorze.
Sobotka Zbigniew - prócz Niedzielana (Groclin Grodzisk Wielkopolski) Sobotka (SLD) pozostaje najbardziej znanym polskim dniem tygodnia.
Szyszki - to, co rwie z głowy senator SLD Maria Szyszkowska, kiedy czyta tę rubrykę. Dotychczas pani profesor uchodziła za najwybitniejszego polskiego naukowca: odkryła faszystowskie ciągoty Brunatnego Roberta i TVP, prawicowość "Gazety Wyborczej", koło, maszynę parową i rurki z kremem. Od kiedy jednak wynalazła Internet i dowiedziała się, że wszystko, co odkryła, zostało już jakiś czas temu odkryte - przerzuciła się na gejów, lesbijki i transwestytów. Zaczęła ich uszczęśliwiać. Zadeklarowała też, że jest zwolenniczką klonowania ludzi. Może by jednak wrócić do wynalazczości? Sugerowalibyśmy na początek wynalezienie grzebienia.
Telewizja Białoruska Oddział w Warszawie - całkowicie się wynarodowiła, po białorusku ani godziny nie nadaje, ale duch Łukaszenki pozostał. Dzielnie o to walczą wybitne jednostki: Brunatny Robert, Wielbiciel Młodych Iglesiasów Sławek Zieliński, Sławek Jeneralski, Kamil Durczok, usłużny Orcholski - no legion ich. TVP jest wiarygodna do tego stopnia, że jak oglądamy w niej na żywo mecze Groclinu, to sobie później i tak wynik w "Faktach" musimy sprawdzić.
Wąsy - ulubiony atrybut męskiej urody u Arabów, ludowców, lewicy i Romana Jagielińskiego. Ten ostatni ma je fajniejsze niż Kalinowski, więc to z nim partia Janika i Nikolskiego (wąsy, wąsy!) zawarła koalicję.
Weryfikacja - przypadłość, która odchudziła SLD o jedną trzecią. Na szczęście zostały najbardziej wartościowe jednostki. Przyświeca im idea. Idea zbicia dużej kasy.
Zera - czyli prokuratorzy. Nazywamy ich tak czule, bo sami uznali, że kiedy Miller nazwał Ziobrę zerem, to go nie obraził. W sumie to prokuraturę rozumiemy. Nazwanie Kapusty czy Napierskiego zerem naprawdę nie jest żadną obrazą. Ich własne dzieci tak do nich mówią.
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.