Miliony zarabiane przez mistrzów sportu to propagandowa bzdura "Trzy miliony dolarów w trzy lata zarobi polski nastolatek" - napisały gazety, gdy koszykarz Maciej Lampe podpisał kontrakt z New York Knicks. Lampe tych milionów nigdy nie zobaczy. Milion musi oddać Realowi Madryt za to, że go zwolnił przed upływem kontraktu. Następny odda urzędowi skarbowemu. Z trzeciego miliona musi opłacić agenta, doradców i utrzymać się w Nowym Jorku. Takie są realia. Nie dziwi więc, że rzekomego milionera Lampego stać dziś na dwupokojowe mieszkanie o marnym standardzie, i to nawet nie na Manhattanie. Konta naszych mistrzów sportu są przeszacowane - niekiedy o kilka zer.
Gdy koszykarz Cezary Trybański podpisał w Memphis kontrakt za 1,6 mln dolarów rocznie, dziennikarze również okrzyknęli go milionerem. Według osób z branży, fakty są takie, że milion z tej sumy zabiera generalny menedżer, bo przyjął zawodnika, który stwarza większe ryzyko niż korzyści. Pół miliona zabiera agent. Dla zawodnika zostaje sto tysięcy dolarów rocznie. To i tak dziesięć razy więcej niż Trybański zarabiał w Polsce. Ma jednak szansę zostać gwiazdą i naprawdę zarabiać miliony.
O Jerzym Dudku, bramkarzu reprezentacji Liverpool FC, pisano, że dostaje 50 tys. funtów tygodniowo. - Nie zarabiam nawet części tej sumy - mówi Dudek. Zarobki w wysokości 50 tys. funtów tygodniowo nawet po odliczeniu podatku wystarczyłyby, by "Dudzia" było stać na kupno w rodzinnym Knurowie kilkudziesięciu domów rocznie. Tymczasem kupił jeden, bardzo przeciętny.
Pies szczęśliwszy od mistrza
Polscy kibice lubią bajki o bogatych sportowcach, chcieliby, aby ich idole mieli lepiej od nich i nie byli gorsi od zagranicznych gwiazd. Mocno wierzą w baśniowe życie Dariusza Michalczewskiego. Reporter "Dziennika Sportowego" obliczył, że po 49 wygranych walkach słynny bokser zarobił 50 mln euro. Po milionie lub dwa miliony euro za walkę, piętnaście milionów z reklam, więc wychodzi około 50 mln euro! - wyliczał podczas rozmowy z mistrzem. Michalczewski nie potwierdził ani nie zaprzeczył. A dziennikarz nawet się nie zastanowił, skąd organizator walk miałby wyczarować takie kwoty. Z biletów kupionych przez tysiąc widzów? Z transmisji w średniej stacji? Rzekome miliony mają podsycić zainteresowanie. Tylko tyle. Znajomi Michalczewskiego twierdzą, że nie ma on nie tylko 50 milionów euro, ale nawet pięciu milionów. Ma za to na co łożyć: choćby na byłą żonę z dwójką dzieci, którzy domagają się utrzymania na wysokiej stopie, a także na nową sympatię i jej dwójkę dzieci. Wysokie alimenty to również problem Mariusza Czerkawskiego, hokeisty New York Islanders. Czerkawski zarabia 800 tys. dolarów rocznie, ale połowa tej sumy trafia do fiskusa, dziesięć procent z reszty płaci agentowi i nie mniej byłej żonie Izabelli Scorupco.
- Czytałem w gazetach, że dostanę sto albo dwieście tysięcy euro za walkę. A cieszyłem się, gdy dostałem dwa tysiące, bo tyle mi zostawało po odliczeniu kosztów - wyznał bokser Przemysław Saleta.
Tomasz Hajto, piłkarz Schalke 04 Gelsenkirchen, został oskarżony o sprzedawanie papierosów z przemytu. Prokurator żąda ukarania Hajty grzywną 200 tys. euro. Czy gdyby piłkarz zarabiał 2 mln euro rocznie, mógłby się skusić na zarobek w wysokości euro na paczce papierosów, czyli łącznie 2 tys. euro?
Największy talent bokserski w Polsce Krzysztof Włodarczyk (Diablo) właśnie dorobił się mieszkania. Nie zarobił na nie jednak na ringu, choć podobno otrzymuje już dziesiątki tysięcy euro za walkę. Dwupokojowe mieszkanie kupił mu ojciec, ciężko pracujący w rodzinnym sklepie spożywczym.
Mity o wysokich zarobkach są coraz częściej utrapieniem dla mistrzów. Setki bliższych lub dalszych krewnych i znajomych spodziewają się po nich wielkopańskich gestów, na które ich zwyczajnie nie stać. "Nie mamy na nic czasu, nie mieszkamy nawet we własnych domach. To nasze kobiety wydają nasze pieniądze, a do tego często nas zdradzają. Lepiej ode mnie ma chyba mój pies" - powiedział kiedyś rozżalony Emmanuel Petit, francuski mistrz świata w piłce nożnej.
Miliony jako alibi
Epatowanie kibiców milionami dolarów to przede wszystkim zwracanie ich uwagi na imprezy sportowe. Kibice chętniej przyjdą oglądać mistrza milionera niż zwyczajnego golca. Opowieści o bajecznych fortunach mistrzów mają też być alibi dla opłacania sportowców niższych klas. Tysiące osób uprawiających w Polsce sport na amatorskim poziomie, szczególnie piłkarze, ma w ten sposób przyzwoite dochody. Tymczasem na Zachodzie piłkarze od trzeciej ligi w dół grają za darmo (ci lepsi mogą pracować na stadionie, sprzątając, pilnując porządku etc.). W Polsce otrzymują oni - zwykle za godzinę niezbyt ciężkiej pracy (niecelne kopanie piłki) kilka dni w tygodniu - co najmniej średnią krajową. Trzecioligowa Siarka Tarnobrzeg płaci swoim futbolistom 1500 zł plus premie. Czwartoligowy Hutnik Warszawa płaci 800 zł miesięcznie. W Szwecji czy Norwegii treningi odbywają się wieczorami (nawet w najlepszych zespołach), gdyż wielu zawodników normalnie pracuje lub uczy się, a piłkę traktuje jako hobby.
Ofiary finansowych magików
Sportowcy, nawet jeśli podczas kariery zarobią kilkaset tysięcy dolarów czy euro, bardzo często stają się łupem oszustów. Ci ostatni, obiecując fantastyczne interesy, na początku proponują sportowcom niewielką wpłatę, a po kilku tygodniach zwracają pieniądze z wysokimi, na przykład 50-procentowymi odsetkami. Jest to typowa przynęta. Potem wpłaty są coraz wyższe, a w końcu inwestor okazuje się oszustem. Tak stracił w USA cały swój majątek być może najlepszy polski piłkarz wszech czasów Kazimierz Deyna. Zainwestował on 300 tys. dolarów w akcje nie istniejącej firmy. Gdy oszustwo wyszło na jaw, żona wyrzuciła go z domu. Wkrótce Deyna zginął w wypadku samochodowym. Przyjaciele twierdzili, że mogło to być samobójstwo zrujnowanego piłkarza. Znanego trenera, a wcześniej piłkarza Franciszka Smudę ten sam oszust naciągnął na ćwierć miliona dolarów. - Siedziałem trzy dni w hotelu kompletnie załamany. Chciałem się powiesić, ale zabrakło mi odwagi. Uświadomiłem sobie, że po skończeniu długiej kariery muszę wszystko zaczynać od zera - wspomina Smuda.
Rok temu na rzekomo cudownych inwestycjach budowlanych piłkarz Andrzej Juskowiak, wicemistrz olimpijski z Barcelony, stracił kilkaset tysięcy euro. Dziś jest już po trzydziestce i nie chcą go znane europejskie kluby, więc zarabia grą w USA. Dużo tam jednak nie zarobi, bo futbolistom płaci się niewiele: niedawno pierwszoligowy zespół Columbus Crew szukał piłkarzy za 23 tys. dolarów rocznie.
Zdarza się, że piłkarzom przechodzącym do zachodnich klubów obiecuje się setki tysięcy euro, a potem dostają ledwie kilka tysięcy. Niedawno polski piłkarz grający w Szwajcarii podpisał kontrakt na 25 tys. dolarów miesięcznie. Pieniądze, ze względów podatkowych, miały być do odebrania w banku w Liechtensteinie. Gracz dostawał regularne wyciągi z potwierdzeniem kolejnych wpłat i drobne kwoty z klubu na życie. A kiedy po pół roku gry pofatygował się do swojego banku, na koncie zamiast 150 tys. dolarów miał pięć tysięcy. Gdy się upomniał o resztę, usłyszał, że jeśli się będzie stawiał, to pójdzie do więzienia za próbę oszukania szwajcarskiego państwa.
Dał nam przykład Jacek Wszoła
Tak naprawdę przyzwoite dochody mają nie ci sportowcy, którzy zarabiają rzekome miliony, lecz ci, którzy niewielkie pieniądze potrafią mądrze zainwestować. Dobry przykład dał kilka lat temu kolegom Jacek Wszoła, były mistrz olimpijski w skoku wzwyż. W Warszawie tworzył on stopniowo sieć klubów gimnastycznych. Teraz ta inwestycja przynosi przyzwoite dochody. Cezary Kucharski i Jacek Zieliński (piłkarze Legii Warszawa) kupili w stolicy po kilka mieszkań na wynajem. Krzysztof Oliwa, sławny zabijaka z hokejowej NHL, osiąga niezłe dochody z produkcji wzmacniających ciasteczek. Agnieszka Soczyńska, żona byłego piłkarza Piotra Soczyńskiego, zaczęła od niewielkiego baru szybkiej obsługi. Potem wyciągnęła z konta 100 tys. dolarów, które mąż zarobił w Turcji, wzięła kredyt w banku i zbudowała staropolską gospodę. Adam Hanuszkiewicz wystawił tam "Wesele" Wyspiańskiego. - Żona na rok zatrudniła się w innym hotelu, żeby się wszystkiego nauczyć. Gdy wzięliśmy kredyt, a budowa stała, nie mogliśmy spać. Z nerwów Agnieszka schudła dziesięć kilogramów. Ale przetrzymaliśmy. A potem było już coraz lepiej - opowiada Piotr Soczyński.
Przed laty popularna była anegdota: "Tata ogląda telewizję i słyszy, że Diego Maradona podpisał kontrakt za 5 mln dolarów. Odwraca się do swojego syna i woła: 'Hej, rzuć te książki, idź z chłopakami pokopać piłkę'". Obecnie mądry ojciec powie raczej: "Synu! Zostaw piłkę, zostaw kumpli, zabierz się do nauki". Do Polaków dociera już prawda, że pieniądze nie rosną na drzewach i naszym bardzo przeciętnym sportowcom nikt nie płaci milionów. Miliony zarabiają nieliczne światowe gwiazdy. Inni tylko tych milionów pragną. Skądinąd wspomniany Diego Maradona przepuścił prawie cały swój majątek, a na dodatek ściga go włoski fiskus, domagając się zaległych podatków w wysokości 30 mln euro.
O Jerzym Dudku, bramkarzu reprezentacji Liverpool FC, pisano, że dostaje 50 tys. funtów tygodniowo. - Nie zarabiam nawet części tej sumy - mówi Dudek. Zarobki w wysokości 50 tys. funtów tygodniowo nawet po odliczeniu podatku wystarczyłyby, by "Dudzia" było stać na kupno w rodzinnym Knurowie kilkudziesięciu domów rocznie. Tymczasem kupił jeden, bardzo przeciętny.
Pies szczęśliwszy od mistrza
Polscy kibice lubią bajki o bogatych sportowcach, chcieliby, aby ich idole mieli lepiej od nich i nie byli gorsi od zagranicznych gwiazd. Mocno wierzą w baśniowe życie Dariusza Michalczewskiego. Reporter "Dziennika Sportowego" obliczył, że po 49 wygranych walkach słynny bokser zarobił 50 mln euro. Po milionie lub dwa miliony euro za walkę, piętnaście milionów z reklam, więc wychodzi około 50 mln euro! - wyliczał podczas rozmowy z mistrzem. Michalczewski nie potwierdził ani nie zaprzeczył. A dziennikarz nawet się nie zastanowił, skąd organizator walk miałby wyczarować takie kwoty. Z biletów kupionych przez tysiąc widzów? Z transmisji w średniej stacji? Rzekome miliony mają podsycić zainteresowanie. Tylko tyle. Znajomi Michalczewskiego twierdzą, że nie ma on nie tylko 50 milionów euro, ale nawet pięciu milionów. Ma za to na co łożyć: choćby na byłą żonę z dwójką dzieci, którzy domagają się utrzymania na wysokiej stopie, a także na nową sympatię i jej dwójkę dzieci. Wysokie alimenty to również problem Mariusza Czerkawskiego, hokeisty New York Islanders. Czerkawski zarabia 800 tys. dolarów rocznie, ale połowa tej sumy trafia do fiskusa, dziesięć procent z reszty płaci agentowi i nie mniej byłej żonie Izabelli Scorupco.
- Czytałem w gazetach, że dostanę sto albo dwieście tysięcy euro za walkę. A cieszyłem się, gdy dostałem dwa tysiące, bo tyle mi zostawało po odliczeniu kosztów - wyznał bokser Przemysław Saleta.
Tomasz Hajto, piłkarz Schalke 04 Gelsenkirchen, został oskarżony o sprzedawanie papierosów z przemytu. Prokurator żąda ukarania Hajty grzywną 200 tys. euro. Czy gdyby piłkarz zarabiał 2 mln euro rocznie, mógłby się skusić na zarobek w wysokości euro na paczce papierosów, czyli łącznie 2 tys. euro?
Największy talent bokserski w Polsce Krzysztof Włodarczyk (Diablo) właśnie dorobił się mieszkania. Nie zarobił na nie jednak na ringu, choć podobno otrzymuje już dziesiątki tysięcy euro za walkę. Dwupokojowe mieszkanie kupił mu ojciec, ciężko pracujący w rodzinnym sklepie spożywczym.
Mity o wysokich zarobkach są coraz częściej utrapieniem dla mistrzów. Setki bliższych lub dalszych krewnych i znajomych spodziewają się po nich wielkopańskich gestów, na które ich zwyczajnie nie stać. "Nie mamy na nic czasu, nie mieszkamy nawet we własnych domach. To nasze kobiety wydają nasze pieniądze, a do tego często nas zdradzają. Lepiej ode mnie ma chyba mój pies" - powiedział kiedyś rozżalony Emmanuel Petit, francuski mistrz świata w piłce nożnej.
Miliony jako alibi
Epatowanie kibiców milionami dolarów to przede wszystkim zwracanie ich uwagi na imprezy sportowe. Kibice chętniej przyjdą oglądać mistrza milionera niż zwyczajnego golca. Opowieści o bajecznych fortunach mistrzów mają też być alibi dla opłacania sportowców niższych klas. Tysiące osób uprawiających w Polsce sport na amatorskim poziomie, szczególnie piłkarze, ma w ten sposób przyzwoite dochody. Tymczasem na Zachodzie piłkarze od trzeciej ligi w dół grają za darmo (ci lepsi mogą pracować na stadionie, sprzątając, pilnując porządku etc.). W Polsce otrzymują oni - zwykle za godzinę niezbyt ciężkiej pracy (niecelne kopanie piłki) kilka dni w tygodniu - co najmniej średnią krajową. Trzecioligowa Siarka Tarnobrzeg płaci swoim futbolistom 1500 zł plus premie. Czwartoligowy Hutnik Warszawa płaci 800 zł miesięcznie. W Szwecji czy Norwegii treningi odbywają się wieczorami (nawet w najlepszych zespołach), gdyż wielu zawodników normalnie pracuje lub uczy się, a piłkę traktuje jako hobby.
Ofiary finansowych magików
Sportowcy, nawet jeśli podczas kariery zarobią kilkaset tysięcy dolarów czy euro, bardzo często stają się łupem oszustów. Ci ostatni, obiecując fantastyczne interesy, na początku proponują sportowcom niewielką wpłatę, a po kilku tygodniach zwracają pieniądze z wysokimi, na przykład 50-procentowymi odsetkami. Jest to typowa przynęta. Potem wpłaty są coraz wyższe, a w końcu inwestor okazuje się oszustem. Tak stracił w USA cały swój majątek być może najlepszy polski piłkarz wszech czasów Kazimierz Deyna. Zainwestował on 300 tys. dolarów w akcje nie istniejącej firmy. Gdy oszustwo wyszło na jaw, żona wyrzuciła go z domu. Wkrótce Deyna zginął w wypadku samochodowym. Przyjaciele twierdzili, że mogło to być samobójstwo zrujnowanego piłkarza. Znanego trenera, a wcześniej piłkarza Franciszka Smudę ten sam oszust naciągnął na ćwierć miliona dolarów. - Siedziałem trzy dni w hotelu kompletnie załamany. Chciałem się powiesić, ale zabrakło mi odwagi. Uświadomiłem sobie, że po skończeniu długiej kariery muszę wszystko zaczynać od zera - wspomina Smuda.
Rok temu na rzekomo cudownych inwestycjach budowlanych piłkarz Andrzej Juskowiak, wicemistrz olimpijski z Barcelony, stracił kilkaset tysięcy euro. Dziś jest już po trzydziestce i nie chcą go znane europejskie kluby, więc zarabia grą w USA. Dużo tam jednak nie zarobi, bo futbolistom płaci się niewiele: niedawno pierwszoligowy zespół Columbus Crew szukał piłkarzy za 23 tys. dolarów rocznie.
Zdarza się, że piłkarzom przechodzącym do zachodnich klubów obiecuje się setki tysięcy euro, a potem dostają ledwie kilka tysięcy. Niedawno polski piłkarz grający w Szwajcarii podpisał kontrakt na 25 tys. dolarów miesięcznie. Pieniądze, ze względów podatkowych, miały być do odebrania w banku w Liechtensteinie. Gracz dostawał regularne wyciągi z potwierdzeniem kolejnych wpłat i drobne kwoty z klubu na życie. A kiedy po pół roku gry pofatygował się do swojego banku, na koncie zamiast 150 tys. dolarów miał pięć tysięcy. Gdy się upomniał o resztę, usłyszał, że jeśli się będzie stawiał, to pójdzie do więzienia za próbę oszukania szwajcarskiego państwa.
Dał nam przykład Jacek Wszoła
Tak naprawdę przyzwoite dochody mają nie ci sportowcy, którzy zarabiają rzekome miliony, lecz ci, którzy niewielkie pieniądze potrafią mądrze zainwestować. Dobry przykład dał kilka lat temu kolegom Jacek Wszoła, były mistrz olimpijski w skoku wzwyż. W Warszawie tworzył on stopniowo sieć klubów gimnastycznych. Teraz ta inwestycja przynosi przyzwoite dochody. Cezary Kucharski i Jacek Zieliński (piłkarze Legii Warszawa) kupili w stolicy po kilka mieszkań na wynajem. Krzysztof Oliwa, sławny zabijaka z hokejowej NHL, osiąga niezłe dochody z produkcji wzmacniających ciasteczek. Agnieszka Soczyńska, żona byłego piłkarza Piotra Soczyńskiego, zaczęła od niewielkiego baru szybkiej obsługi. Potem wyciągnęła z konta 100 tys. dolarów, które mąż zarobił w Turcji, wzięła kredyt w banku i zbudowała staropolską gospodę. Adam Hanuszkiewicz wystawił tam "Wesele" Wyspiańskiego. - Żona na rok zatrudniła się w innym hotelu, żeby się wszystkiego nauczyć. Gdy wzięliśmy kredyt, a budowa stała, nie mogliśmy spać. Z nerwów Agnieszka schudła dziesięć kilogramów. Ale przetrzymaliśmy. A potem było już coraz lepiej - opowiada Piotr Soczyński.
Przed laty popularna była anegdota: "Tata ogląda telewizję i słyszy, że Diego Maradona podpisał kontrakt za 5 mln dolarów. Odwraca się do swojego syna i woła: 'Hej, rzuć te książki, idź z chłopakami pokopać piłkę'". Obecnie mądry ojciec powie raczej: "Synu! Zostaw piłkę, zostaw kumpli, zabierz się do nauki". Do Polaków dociera już prawda, że pieniądze nie rosną na drzewach i naszym bardzo przeciętnym sportowcom nikt nie płaci milionów. Miliony zarabiają nieliczne światowe gwiazdy. Inni tylko tych milionów pragną. Skądinąd wspomniany Diego Maradona przepuścił prawie cały swój majątek, a na dodatek ściga go włoski fiskus, domagając się zaległych podatków w wysokości 30 mln euro.
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.