Polscy księża i misjonarze stali się jednym z naszych ważniejszych towarów eksportowych.
Adam Kozłowiecki jest jednym z trzech najbardziej znanych Zambijczyków. Mimo że jest kardynałem, żyje w buszu, bez prądu, bieżącej wody, bez wygód. To dzięki takim jak on Polakom w sutannach i habitach w wielu miejscach na świecie po raz pierwszy usłyszano słowo Polska. W ciągu 25 lat pontyfikatu Jana Pawła II polscy księża i misjonarze stali się jednym z naszych ważniejszych towarów eksportowych. Obecnie co trzynasty duchowny katolicki na świecie jest Polakiem, co dziesiąty z nich pracuje poza krajem. Wynika to głównie z tego, że tylko w Polsce nie spadła liczba powołań - obecnie sześciu na dziesięciu wyświęcanych księży to Polacy.
Jak mówi ks. Czesław Noworolnik, szef Centrum Formacji Misyjnej, polscy księża przede wszystkim mają służyć pomocą mieszkańcom regionów, do których ich wysłano. Ale również Polacy mogą liczyć na wsparcie rodaków w sutannach - zarówno w afrykańskim buszu, jak i w południowoamerykańskiej dżungli czy północnoamerykańskich metropoliach. Czasem będzie to nocleg, czasem udostępnienie wartościowych kontaktów, innym razem rekomendacja otwierająca drzwi urzędów. Polscy księża i misjonarze są przeważnie młodzi, co nie tylko ułatwia im adaptację, ale i umożliwia prowadzenie przez lata pracy organicznej. Za to są najbardziej cenieni.
Tracz, Żelazek, Kozłowiecki
Ksiądz Zdzisław Tracz przez 21 lat był misjonarzem w Tanzanii. Po powrocie do Polski zaprosił na jubileusz kapłaństwa (w Ostrem na Żywiecczyznie) prezydenta Tanzanii Benjamina Williama Mkapę. Ten nie tylko przyjął zaproszenie, ale też wykorzystał je jako pretekst do pierwszej oficjalnej wizyty w naszym kraju i spotkania z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim. "Cieszę się, że mamy prezydentów na świecie, którzy korzystają ze wsparcia polskich księży" - mówił Aleksander Kwaśniewski. Benjamin William Mkapa zadeklarował chęć współpracy z Polską przy eksploatacji surowców naturalnych, szczególnie złota i diamentów.
O istnieniu ojca Mariana Żelazka wielu Polaków dowiedziało się dopiero wtedy, gdy okazało się, że jest kandydatem do Pokojowej Nagrody Nobla. W Indiach, gdzie pracuje od kilkudziesięciu lat, jest równie znany jak zmarła w 1997 r. Matka Teresa z Kalkuty. Podobnie jak ona zajmuje się trędowatymi i innymi ciężko chorymi.
W Afryce najpopularniejszym Polakiem (po papieżu) jest kardynał Adam Kozłowiecki. Ten ponadosiemdziesięcioletni duchowny przybył do Zambii (wówczas była to jeszcze Rodezja Północna) tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej, podczas której był m.in. więziony w obozie w Dachau. To Kozłowiecki de facto stworzył struktury zambijskiego Kościoła. Kierowanie nim przekazał miejscowemu czarnoskóremu biskupowi, ale wybór nie był najlepszy. Został nim arcybiskup Milingo, który najpierw wprowadził do liturgii elementy pogańskich kultów, a następnie przybył do Rzymu jako uzdrawiacz. Wreszcie zbuntował się przeciwko Watykanowi - przystąpił do sekty Moona i wziął ślub z Koreanką. Co prawda, potem się pokajał, ale i tak jego sprawa miała negatywny wpływ na
zambijski Kościół. Ukoronowaniem służby Kozłowieckiego była niedawna nominacja kardynalska. Wiadomość o przyznaniu kardynalskiego biretu zastała go w buszu.
Oprócz Adama Kozłowieckiego w Afryce pracują m.in. biskup Jan Ożga (w Kamerunie) i ksiądz Edward Gorczasty, jeden z najbardziej znanych i szanowanych duchownych w Tanzanii. Polscy duchowni mają także sporą renomę w Oceanii, gdzie działa m.in. werbista Jan Czuba, rektor Divine Word University w Madang w Papui-Nowej Gwinei.
Polska misja ratunkowa
Polscy duchowni odgrywają istotną rolę także w krajach Zachodu. Polacy, obok Włochów i Irlandczyków, w największym stopniu decydują dziś o obliczu amerykańskiego katolicyzmu. Polakiem jest kardynał Edmund Szoka, który po kryzysie związanym m.in. z aferą Banco Ambrosiano zreformował watykańskie finanse. Duże wpływy w Kościele katolickim w USA ma też kardynał Adam Majda z Detroit. Niedawno polscy dominikanie przejęli opiekę duszpasterską nad nowojorskim Columbia University, jedną z najbardziej prestiżowych uczelni w Stanach Zjednoczonych.
Bez polskich księży w wielu regionach Europy Kościół katolicki nie mógłby funkcjonować. Ojciec Tomasz Dostatni na początku lat 90. wyjechał do Czechosłowacji. Zastał tam opustoszałe kościoły i księży, którzy w większości dawno powinni przejść na emeryturę. Nie było im łatwo, bo Czechy są obecnie jednym z najbardziej zlaicyzowanych krajów w Europie. Katolicyzm jest tam wprawdzie największym wyznaniem, ale dla wielu "obcym": wyznawali go i promowali w podbitych przez siebie Czechach austriaccy Habsburgowie.
Misjonarze czy agenci?
Polscy duchowni pełnią najważniejsze funkcje w kościele katolickim w Rosji, co jest przyczyną konfliktów między Watykanem a patriarchą Aleksym II wspieranym przez Kreml. Cerkiew zarzuca naszym księżom otwartą wojnę z prawosławiem. Problemem dla Cerkwi jest m.in. to, że Kościół katolicki stał się dla Rosjan atrakcyjny cywilizacyjnie. W budynkach parafialnych panuje porządek, księża prowadzą szeroką działalność kulturalną. Młodzi ludzie traktują więc katolickich duchownych jak przedstawicieli lepszego, zachodniego świata i odchodzą od prawosławia. Hierarchowie prawosławni zarzucają polskim księżom wojujący prozelityzm, czyli chęć przeciągania Rosjan na katolicyzm. Watykan nie ma wielkiego wyboru i musi wysyłać do Rosji polskich duchownych. Seminaria na Zachodzie świecą pustkami, więc jedynie Polacy są w stanie sprawować posługę na Wschodzie. Zresztą konflikty zdarzają się głównie w dużych miastach. W małych parafiach i lokalnych społecznościach polscy księża są przeważnie zaprzyjaźnieni z miejscowymi popami i zgodnie z nimi współpracują, na przykład w zwalczaniu alkoholizmu.
Polskim duchownym w Rosji zarzuca się często wielkopańskie maniery i nawiązywanie do czasów, gdy w Moskwie rządzili Dymitr Samozwaniec i Maryla Mniszchówna, czyli w rzeczywistości polska arystokracja i duchowni. Powodem do takich oskarżeń jest m.in. to, że przewodniczącym Konferencji Episkopatu Rosji jest abp Tadeusz Kondrusiewicz. Największą terytorialnie diecezją katolicką na świecie - w Irkucku - zarządzał z kolei biskup Jerzy Mazur, który w ubiegłym roku został uznany za persona non grata w Rosji. Gdy otrzymał zakaz wjazdu do tego kraju, starał się kierować diecezją z podwarszawskich Michałowic. Okazało się to niemożliwe.
Biskup Mazur jest przykładem uniwersalności polskich duchownych i ich umiejętności adaptacji. Zanim bowiem trafił do Rosji, był misjonarzem w Ghanie, a potem duszpasterzem na Białorusi. - Polscy księża świetnie się sprawdzają na Wschodzie, bo kultura i język tamtych krajów są o wiele bliższe nam niż Niemcom, Włochom czy Hiszpanom. Polacy są też w naturalny sposób przygotowani do życia w tamtejszych trudnych warunkach - mówi biskup Jerzy Mazur.
Polska dyplomacja watykańska
Zaskakujące jest to, że jedynym miejscem, gdzie Polacy - wbrew rozpowszechnionym opiniom - odgrywają mniejszą rolę niż przed wyborem Karola Wojtyły na papieża, jest Watykan. Poza biskupem Stanisławem Dziwiszem, osobistym sekretarzem Jana Pawła II, znaczącą funkcję w rzymskiej kurii pełni właściwie tylko kardynał Zenon Grocholewski, stojący na czele Kongregacji ds. Wychowania Katolickiego. Innymi urzędami kierują przeważnie Włosi. Większą niż Polacy reprezentację w Watykanie mają Niemcy, Hiszpanie, Francuzi czy Amerykanie.
Słabszą pozycję Polaków w Kurii Rzymskiej rekompensuje coraz większe znaczenie w watykańskiej dyplomacji. Janusz Bolonek, Janusz Juliusz, Henryk Nowacki, Marian Oleś czy Józef Wesołowski - to nazwiska, które przeciętnemu Polakowi mówią bardzo niewiele. Tymczasem ci hierarchowie Kościoła katolickiego jako nuncjusze apostolscy odgrywali bądź odgrywają wielką rolę w najstarszej i - jak wielu uważa - najlepszej na świecie dyplomacji. Najlepszej, bo jej siła polega na tym, czym nie dysponuje żadne inne państwo świata. Watykańscy dyplomaci mogą bowiem sięgać po wsparcie największego na świecie elektoratu, jakim są katolicy, i prowadzić działania o charakterze dyplomatycznym bez dyplomatycznego immunitetu.
Jak mówi ks. Czesław Noworolnik, szef Centrum Formacji Misyjnej, polscy księża przede wszystkim mają służyć pomocą mieszkańcom regionów, do których ich wysłano. Ale również Polacy mogą liczyć na wsparcie rodaków w sutannach - zarówno w afrykańskim buszu, jak i w południowoamerykańskiej dżungli czy północnoamerykańskich metropoliach. Czasem będzie to nocleg, czasem udostępnienie wartościowych kontaktów, innym razem rekomendacja otwierająca drzwi urzędów. Polscy księża i misjonarze są przeważnie młodzi, co nie tylko ułatwia im adaptację, ale i umożliwia prowadzenie przez lata pracy organicznej. Za to są najbardziej cenieni.
Tracz, Żelazek, Kozłowiecki
Ksiądz Zdzisław Tracz przez 21 lat był misjonarzem w Tanzanii. Po powrocie do Polski zaprosił na jubileusz kapłaństwa (w Ostrem na Żywiecczyznie) prezydenta Tanzanii Benjamina Williama Mkapę. Ten nie tylko przyjął zaproszenie, ale też wykorzystał je jako pretekst do pierwszej oficjalnej wizyty w naszym kraju i spotkania z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim. "Cieszę się, że mamy prezydentów na świecie, którzy korzystają ze wsparcia polskich księży" - mówił Aleksander Kwaśniewski. Benjamin William Mkapa zadeklarował chęć współpracy z Polską przy eksploatacji surowców naturalnych, szczególnie złota i diamentów.
O istnieniu ojca Mariana Żelazka wielu Polaków dowiedziało się dopiero wtedy, gdy okazało się, że jest kandydatem do Pokojowej Nagrody Nobla. W Indiach, gdzie pracuje od kilkudziesięciu lat, jest równie znany jak zmarła w 1997 r. Matka Teresa z Kalkuty. Podobnie jak ona zajmuje się trędowatymi i innymi ciężko chorymi.
W Afryce najpopularniejszym Polakiem (po papieżu) jest kardynał Adam Kozłowiecki. Ten ponadosiemdziesięcioletni duchowny przybył do Zambii (wówczas była to jeszcze Rodezja Północna) tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej, podczas której był m.in. więziony w obozie w Dachau. To Kozłowiecki de facto stworzył struktury zambijskiego Kościoła. Kierowanie nim przekazał miejscowemu czarnoskóremu biskupowi, ale wybór nie był najlepszy. Został nim arcybiskup Milingo, który najpierw wprowadził do liturgii elementy pogańskich kultów, a następnie przybył do Rzymu jako uzdrawiacz. Wreszcie zbuntował się przeciwko Watykanowi - przystąpił do sekty Moona i wziął ślub z Koreanką. Co prawda, potem się pokajał, ale i tak jego sprawa miała negatywny wpływ na
zambijski Kościół. Ukoronowaniem służby Kozłowieckiego była niedawna nominacja kardynalska. Wiadomość o przyznaniu kardynalskiego biretu zastała go w buszu.
Oprócz Adama Kozłowieckiego w Afryce pracują m.in. biskup Jan Ożga (w Kamerunie) i ksiądz Edward Gorczasty, jeden z najbardziej znanych i szanowanych duchownych w Tanzanii. Polscy duchowni mają także sporą renomę w Oceanii, gdzie działa m.in. werbista Jan Czuba, rektor Divine Word University w Madang w Papui-Nowej Gwinei.
Polska misja ratunkowa
Polscy duchowni odgrywają istotną rolę także w krajach Zachodu. Polacy, obok Włochów i Irlandczyków, w największym stopniu decydują dziś o obliczu amerykańskiego katolicyzmu. Polakiem jest kardynał Edmund Szoka, który po kryzysie związanym m.in. z aferą Banco Ambrosiano zreformował watykańskie finanse. Duże wpływy w Kościele katolickim w USA ma też kardynał Adam Majda z Detroit. Niedawno polscy dominikanie przejęli opiekę duszpasterską nad nowojorskim Columbia University, jedną z najbardziej prestiżowych uczelni w Stanach Zjednoczonych.
Bez polskich księży w wielu regionach Europy Kościół katolicki nie mógłby funkcjonować. Ojciec Tomasz Dostatni na początku lat 90. wyjechał do Czechosłowacji. Zastał tam opustoszałe kościoły i księży, którzy w większości dawno powinni przejść na emeryturę. Nie było im łatwo, bo Czechy są obecnie jednym z najbardziej zlaicyzowanych krajów w Europie. Katolicyzm jest tam wprawdzie największym wyznaniem, ale dla wielu "obcym": wyznawali go i promowali w podbitych przez siebie Czechach austriaccy Habsburgowie.
Misjonarze czy agenci?
Polscy duchowni pełnią najważniejsze funkcje w kościele katolickim w Rosji, co jest przyczyną konfliktów między Watykanem a patriarchą Aleksym II wspieranym przez Kreml. Cerkiew zarzuca naszym księżom otwartą wojnę z prawosławiem. Problemem dla Cerkwi jest m.in. to, że Kościół katolicki stał się dla Rosjan atrakcyjny cywilizacyjnie. W budynkach parafialnych panuje porządek, księża prowadzą szeroką działalność kulturalną. Młodzi ludzie traktują więc katolickich duchownych jak przedstawicieli lepszego, zachodniego świata i odchodzą od prawosławia. Hierarchowie prawosławni zarzucają polskim księżom wojujący prozelityzm, czyli chęć przeciągania Rosjan na katolicyzm. Watykan nie ma wielkiego wyboru i musi wysyłać do Rosji polskich duchownych. Seminaria na Zachodzie świecą pustkami, więc jedynie Polacy są w stanie sprawować posługę na Wschodzie. Zresztą konflikty zdarzają się głównie w dużych miastach. W małych parafiach i lokalnych społecznościach polscy księża są przeważnie zaprzyjaźnieni z miejscowymi popami i zgodnie z nimi współpracują, na przykład w zwalczaniu alkoholizmu.
Polskim duchownym w Rosji zarzuca się często wielkopańskie maniery i nawiązywanie do czasów, gdy w Moskwie rządzili Dymitr Samozwaniec i Maryla Mniszchówna, czyli w rzeczywistości polska arystokracja i duchowni. Powodem do takich oskarżeń jest m.in. to, że przewodniczącym Konferencji Episkopatu Rosji jest abp Tadeusz Kondrusiewicz. Największą terytorialnie diecezją katolicką na świecie - w Irkucku - zarządzał z kolei biskup Jerzy Mazur, który w ubiegłym roku został uznany za persona non grata w Rosji. Gdy otrzymał zakaz wjazdu do tego kraju, starał się kierować diecezją z podwarszawskich Michałowic. Okazało się to niemożliwe.
Biskup Mazur jest przykładem uniwersalności polskich duchownych i ich umiejętności adaptacji. Zanim bowiem trafił do Rosji, był misjonarzem w Ghanie, a potem duszpasterzem na Białorusi. - Polscy księża świetnie się sprawdzają na Wschodzie, bo kultura i język tamtych krajów są o wiele bliższe nam niż Niemcom, Włochom czy Hiszpanom. Polacy są też w naturalny sposób przygotowani do życia w tamtejszych trudnych warunkach - mówi biskup Jerzy Mazur.
Polska dyplomacja watykańska
Zaskakujące jest to, że jedynym miejscem, gdzie Polacy - wbrew rozpowszechnionym opiniom - odgrywają mniejszą rolę niż przed wyborem Karola Wojtyły na papieża, jest Watykan. Poza biskupem Stanisławem Dziwiszem, osobistym sekretarzem Jana Pawła II, znaczącą funkcję w rzymskiej kurii pełni właściwie tylko kardynał Zenon Grocholewski, stojący na czele Kongregacji ds. Wychowania Katolickiego. Innymi urzędami kierują przeważnie Włosi. Większą niż Polacy reprezentację w Watykanie mają Niemcy, Hiszpanie, Francuzi czy Amerykanie.
Słabszą pozycję Polaków w Kurii Rzymskiej rekompensuje coraz większe znaczenie w watykańskiej dyplomacji. Janusz Bolonek, Janusz Juliusz, Henryk Nowacki, Marian Oleś czy Józef Wesołowski - to nazwiska, które przeciętnemu Polakowi mówią bardzo niewiele. Tymczasem ci hierarchowie Kościoła katolickiego jako nuncjusze apostolscy odgrywali bądź odgrywają wielką rolę w najstarszej i - jak wielu uważa - najlepszej na świecie dyplomacji. Najlepszej, bo jej siła polega na tym, czym nie dysponuje żadne inne państwo świata. Watykańscy dyplomaci mogą bowiem sięgać po wsparcie największego na świecie elektoratu, jakim są katolicy, i prowadzić działania o charakterze dyplomatycznym bez dyplomatycznego immunitetu.
Więcej możesz przeczytać w 1/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.