Zawsze gdy sztuka wkracza na obszar religii i wiary, wkracza na pole minowe
Jest tak, jak było" - miał powiedzieć Jan Paweł II po obejrzeniu "Pasji Chrystusa" Mela Gibsona. Wokół filmu rozgorzał ostry spór między środowiskami żydowskimi i reżyserem. Z czasem włączyła się doń Konferencja Biskupów Katolickich USA, zarzucając reżyserowi zignorowanie jej zaleceń z 1988 r. odnośnie prezentacji męki pańskiej w publicznych przedstawieniach. Po stronie Gibsona stanęły konserwatywne kręgi ewangelickie. "Mel Gibson jest Michałem Aniołem tego pokolenia" - oświadczył po pokazie filmu wielebny Ted Haggard, przewodniczący National Association of Evangelicals. Istotą sporu było podejrzenie (oparte na lekturze wykradzionego z Icon Productions scenariusza), że Gibson winą za ukrzyżowanie Chrystusa obarcza wyłącznie Żydów. Że jego film wywodzi się z ducha średniowiecznych widowisk pasyjnych, których reliktem - aż do soboru watykańskiego II - były osławione wielkanocne inscenizacje w niemieckiej miejscowości Oberammergau. Po obejrzeniu jednego z tych przedstawień w latach 30. Adolf Hitler powiedział: "Nigdy dotąd zagrożenie ze strony żydostwa nie zostało ukazane w sposób tak przekonujący".
Mel Gibson twierdzi, że padł ofiarą spisku sił antychrześcijańskich. Medialni sojusznicy reżysera nie zawahali się w jego obronie porównać go do Salmana Rushdie'ego, na którego od lat dybią fanatyczni muzułmanie.
Papieski arbitraż
Burza wokół filmu, którego premierę wyznaczono na środę popielcową 25 lutego, rozpętała się na długo, zanim ktokolwiek zobaczył ukończone dzieło. Dopiero w sierpniu garstka wybrańców (wśród nich znalazły się wpływowe osobistości ze środowisk żydowskich) mogła się zapoznać z roboczą wersją "Pasji". W znakomitej większości ocenili oni film pozytywnie. Najtwardsi oponenci Gibsona pozostali jednak nieprzejednani. Pewnie dlatego papież zwrócił się do Icon Productions z prośbą o udostępnienie mu kopii filmu. Ta w grudniu została przywieziona do Watykanu osobiście przez producenta Steve'a McEveety'ego. Film będący nasyconą cierpieniem rekonstrukcją ostatnich dwunastu godzin z życia Jezusa Chrystusa spotkał się z aprobatą papieża.
Janowi Pawłowi II nie sposób odmówić ogromnych zasług w dziele dialogu między judaizmem a katolicyzmem. Trudno też posądzać go o jakąś szczególną sympatię do Gibsona. Ten, występujący tym razem w roli reżysera, gwiazdor kina, bohater cyklów "Mad Max" i "Zabójcza broń" oraz kasowych przebojów "Braveheart - Waleczne Serce", "Okup" czy "Znaki", należy do zachowawczego, nie uznawanego przez Watykan odłamu katolicyzmu, który słynie z ostrej krytyki posoborowego Kościoła. Nie kto inny, jak ojciec Gibsona, Hutton, posunął się wręcz do zakwestionowania autorytetu Jana Pawła II. Zrobił to w swej książce pod wymownym i prowokacyjnym tytułem "Czy papież jest katolikiem?". Jeśli weźmie się pod uwagę te okoliczności, aprobata Jana Pawła II dla "Pasji" być może rozrzedzi nieco złą atmosferę, która zawisła nad Gibsonem i jego filmem.
Religijne pole minowe
Żadna ze stron konfliktu toczącego się wokół "Pasji" nie uniknęła używania argumentacji wykraczającej poza granice przyzwoitości. Gibsona nerwy poniosły do tego stopnia, że pod adresem komentatora "The New York Timesa" Franka Richa - zarzucającego mu kompleks męczennika - wypowiedział słowa, których chwilę po ochłonięciu natychmiast pożałował: "Mam ochotę go zabić i zatknąć jego wnętrzności na patyku... Mam ochotę zabić jego psa!".
Gdy sztuka wkracza na obszar religii i wiary, wkracza na pole minowe. Można zadbać, by uniknąć konfliktów, jak to uczynili ostatnio twórcy kanadyjskiego filmu "The Gospel of John". Zatrudnili oni utytułowanych konsultantów (w tym dwóch żydowskich teologów) i przy pisaniu dialogów korzystali z najmniej kontrowersyjnego tłumaczenia "Ewangelii według św. Jana", co było wyborem roztropnym, jako że ze wszystkich czterech ewangelii właśnie Jan podnosi kwestię odpowiedzialności zbiorowej narodu żydowskiego za ukrzyżowanie Jezusa. W efekcie nienagannie poprawny "The Gospel of John" wszedł na ekrany po cichu, nie wzbudzając żywszych emocji i szybko z nich zniknął.
Kurs na totalną konfrontację z religijną tradycją może również okazać się katastrofalny. Nie tylko finansowo. Dowiodło tego "Ostatnie kuszenie Chrystusa" (1988) Martina Scorsese, ostro oprotestowane przez Kościół katolicki. "Napisano do nas miliony listów, 25 tysięcy ludzi wzięło udział w marszu na Universal. Było grożenie śmiercią pod adresem szefa studia, mnie i Martina Scorsese. Przez kilka lat korzystaliśmy z ochrony" - wspomina Tom Pollock, ówczesny członek zarządu Universalu.
Filmy z piekła rodem
Zmęczona wiekami religijnych wojen Europa z większą pobłażliwością traktuje niepokornych filmowców, choć awantury się zdarzają. Jeszcze w 1930 r. wielki gniew Kościoła, gorące protesty i zamieszki wywołał "Złoty wiek" Luisa Bunuela (zbuntowanego wychowanka jezuitów), z oburzającymi scenami orgii z udziałem wyzwolonego obyczajowo Chrystusa. Już o wiele spokojniej przyjęto 31 lat później jego "Viridianę" z inscenizacją ostatniej wieczerzy w wykonaniu żebraków. Wreszcie stary szyderca doczekał strasznej chwili, gdy jeden z jego filmów ("Nazarin") znalazł się na watykańskiej liście filmowych lektur zalecanych wiernym.
Pier Paolo Pasolini, autor lewicowej "Pasji według świętego Mateusza" (1964), zadbał, by nie obrazić zanadto niczyich uczuć religijnych. Miał świeżo w pamięci proces wytoczony mu dwa lata wcześniej za bluźnierstwo, jakiego dopuścił się w filmie "RoGoPaG", włączając doń nasyconą homoerotyzmem scenę ukrzyżowania. Obiekcje Kościoła wywołał również Ken Russell pełną gwałtu, seksu i polityczno-religijnej histerii ekranizacją książki Aldousa Huxleya i sztuki Johna Whitinga "Diabły" (1971).
"Żywot Briana" (1978) Terry'ego Jonesa i trupy Monty Pythona w zasadzie wyczerpuje listę najbardziej obrazoburczych filmów obracających się wokół pasyjnej tematyki. Warto jednak zwrócić uwagę, że w tym wypadku po raz pierwszy jako strona ostro wystąpiły środowiska żydowskie. Rabin Abraham Hecht, przewodniczący organizacji Rabbinical Alliance of America, na łamach "Variety" oświadczył: "Nigdy dotąd nie zetknęliśmy się z równie plugawym, odrażającym i bluźnierczym filmem. (...) Ten film został zrobiony w piekle".
Gibson ryzykant
Epoka patetyczno-baśniowych hollywoodzkich produkcji lat 60. ("Najpiękniejsza opowieść świata", "Król nad królami") i stylizowanych na kontrkulturę musicali ("Jesus Christ Superstar") odeszła w przeszłość. "Pasja" nie tylko tego stanu rzeczy nie zmieni, ale wręcz przypomina, że nawet warte setki milionów nazwisko aktora nie jest dziś w stanie skłonić żadnego producenta do zainwestowania w tak ryzykowne przedsięwzięcie. Gibson musiał sięgnąć do własnej kieszeni i wyciągnąć z niej 25 mln dolarów, by sfinansować realizację filmu. I pewnie je z nawiązką odzyska, bo wysokich kosztów reklamy zaoszczędziło mu nagłośnione negatywne stanowisko niektórych środowisk żydowskich. Z pewnością pomoże mu też aprobata Stolicy Apostolskiej dla "Pasji". Gibson przekonał się, że zrobiony z pasją film o pasji z definicji nie może być neutralny. I nie zmieni tego nawet największa dbałość o szczegóły.
Więcej możesz przeczytać w 1/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.