Karząca ręka sprawiedliwości dopadła osobników zamieszanych w tak zwaną aferę mostową. Sąd koleżeński Platformy Obywatelskiej wyrzucił z partii Małgorzatę Ławniczak-Hertel. Poza tym jedna osoba dostała naganę, jedna upomnienie. Najważniejsze jednak, że przywrócono im członkostwo w partii. Nie bardzo się znamy na torturach, ale "zawieszenie członkostwa" musi być bardzo bolesne. Szczególnie dla mężczyzny.
Nie tak łatwo jest się rozwiązać. Przekonało się o tym SKL-Coś Tam Jeszcze. Partia Artura Balazsa chce zakończyć żywot, a potem z innymi trupami wziąć i powołać wielką, zjednoczoną oraz cywilizowaną prawicę. Do samobójstwa, czyli samorozwiązania, jednak nie doszło, bo na Radzie Politycznej nie było kworum potrzebnego do podjęcia tak ważkiej decyzji. Widać, partia umarła, zanim o tym zdecydowano.
W obliczu pata statutowego chytrzy eskaelowcy-cośtamjeszczowcy zrobili jednak krok naprzód. Wydali uchwałę, w której ogłosili "początek procesu samorozwiązywania". Boże, nawet rozwiązać porządnie się nie potrafią!
Przy okazji przypominamy o naszej akcji powołania muzeum SKL-Coś Tam Jeszcze. Eksponaty prosimy przesyłać na adres Artura Balazsa (na kopercie wystarczy napisać Balazs i Wolin. Na pewno dojdzie). Aha, zmieniliśmy troszkę koncepcję muzeum. Po konsultacjach z SKL-owcami zrezygnowaliśmy z popiersia prezesa przy wejściu. Zamiast tego przed gmachem będzie wielki pomnik Balazsa kierującego kombajnem Bizon. Wszystkie Witosy wysiadają.
Przy okazji interpelacji Samoobrony dotyczącej przemysłu stoczniowego okazało się, że w Sejmie nadal bywa Jan Olszewski. W imieniu koła ROP (czytaj: Ruch Odbudowy Polski) pytał on, dlaczego nie został wprowadzony w życie program konsolidacji stoczni, opracowany przez jego rząd ponad 11 lat temu. To, że taki program był, nas nie dziwi. Ale to, że premier Olszewski wiedział o jego istnieniu - owszem.
W Sejmie spotkaliśmy posła PiS Mariana Piłkę. Przekonywał on, że Polskę trzeba zabobrzać i zabagniać, bo mamy mało wody. - Cała nadzieja w bobrach - przekonywał nas zapamiętale poseł PiS. A w mediach trwa nagonka, że to partia bez programu, że zna się tylko na dekomunizacji i walce z korupcją. Ech, szkoda, że ta notatka nie ukaże się w "Polityce". Gdyby tak było, mielibyśmy w przyszłym roku szansę na Grand Press w dziedzinie publicystyki.
Jan Rokita znowu wszystkich wkurzył. Ładowali w niego nie tylko komuniści, ale i luminarze opozycji: Bogdan Pęk z Ligi Polskich Rodzin, a nawet sam Andrzej Lepper. Najsłynniejszy polski Mulat skonstatował nawet, że to nie on jest populistą, tylko Rokita. A to dlatego, że lider PO chciał zabrać kolegom posłom trzynastki. No faktycznie, nawet rokici sadyzm powinien mieć jakieś granice.
Wicemarszałek Sejmu Janusz Wojciechowski zapowiedział, że powalczy z Jarosławem Kalinowskim o prezesurę PSL. Przeciwnicy obecnego lidera od miesięcy wyczekiwali na tę deklarację jak Janik klina. Co zabawne, chłopi wierzą, że nowy prezes zdynamizuje im partię i poprawi notowania. Ciekawe, jak wielu polityków w ogóle nie ma kontaktu z rzeczywis-tością. Oczywiście - tym gorzej dla rzeczywistości. Czyli dla nas.
Ukarani za aferę mostową działacze PO narzekają, że w ich obronie nie wystąpił Paweł Piskorski.
- Przez wiele lat pracowaliśmy na pozycję Pawła, a teraz on nas opuścił, ponieważ nie chciał się wdawać w spór z Rokitą - wyżalił się "Gazecie Wyborczej" poseł Jerzy Hertel. Może to niezbyt lojalne, ale kto normalny chciałby się wdawać w spór z Rokitą? Może Godzilla by to jakoś przeżyła, ale też wątpliwe, czy zadzierałaby z Rokitą z powodu Hertla.
Więcej możesz przeczytać w 1/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.