Sześć miliardów milionerów. Czy to możliwe?
Hernando de Soto
Dlaczego narodziny kapitału spowite są gęstą mgłą tajemnicy? I dlaczego bogate narody świata nie wyjaśniły pozostałym, jak nieodzownym warunkiem jego powstania jest formalny system własności? W krajach rozwijających się i w państwach byłego obozu komunistycznego składniki majątku trwałego służą przede wszystkim zaspokojeniu podstawowych potrzeb biologicznych. Na Zachodzie jednak te same aktywa mają także "drugie życie" - równoległe do tych zasadniczych funkcji majątku. Są bowiem kapitałem, który zapewnia wiarygodność kredytową i umożliwia wytworzenie wartości dodatkowej.
Dlaczego w innych częściach świata budynki i ziemia nie mogą żyć także tym "drugim życiem"? Dlaczego olbrzymich zasobów krajów rozwijających się i tzw. postkomunistycznych - chociaż wartość tych zasobów w ocenie Instytutu na rzecz Wolności i Demokracji w Limie wynosi aż 9,3 bln USD martwego kapitału - nie można wykorzystać do wytworzenia wartości dodatkowej, niezależnej od wartości fizycznych składników majątku? W moim przekonaniu, dzieje się tak, ponieważ uznaliśmy, że przekształcenie materialnych składników majątku w postać pozwalającą wytwarzać kapitał - na przykład przez uzyskanie pod zastaw domu kredytu na rozwój przedsiębiorstwa - wymaga złożonego procesu.
Proces ten w znacznej mierze przypomina reakcję atomową, o której mówił Albert Einstein: pozwala ona uwolnić z cegły olbrzymią ilość energii w wyniku wybuchu atomowego. Podobnie jest w wypadku kapitału. Powstaje on bowiem wówczas, gdy odkrywamy i uwalniamy energię potencjalną tkwiącą w bilionach cegieł, z których zbudowane są miliardy domów należących do ubogiej części ludności świata.
Capital, czyli trzoda
Aby wyjaśnić tajemnicę towarzyszącą narodzinom kapitału, musimy wrócić do pierwotnego znaczenia tego pojęcia. W średniowiecznej łacinie słowo capital oznaczało stada bydła lub trzody, które zawsze były ważnym źródłem bogactwa, dostarczając poza tym podstawowe produkty: mięso, mleko, skóry, wełnę i opał. Istotne jest także to, że trzoda sama się rozmnaża. W rezultacie kapitał zaczyna prowadzić "podwójne życie". Pojęcie to bowiem opisuje z jednej strony fizyczny aspekt majątku (posiadanie trzody), z drugiej zaś jego możliwości wytwarzania wartości dodatkowej. Niedaleka już droga od obór do biurek wynalazców ekonomii, za kapitał zgodnie uważających tę część mienia narodu, która stymuluje dodatkową produkcję i umożliwia wzrost produktywności.
Wielcy klasycy myśli ekonomicznej, na przykład Adam Smith, byli przekonani, że kapitał to motor napędzający gospodarkę rynkową. W "Bogactwie narodów" Smith eksponował sedno tajemnicy, jaką próbujemy rozwikłać. Aby nagromadzony majątek mógł się stać czynnym kapitałem umożliwiającym dodatkową produkcję, musi być ustalony i urzeczywistniony w pewnym przedmiocie, który "trwa przynajmniej przez jakiś czas po ukończeniu tej pracy. Jest to więc jak gdyby pewna ilość zgromadzonej i zakumulowanej pracy, którą można w razie potrzeby wykorzystać przy innej okazji". Od Smitha przejmuję założenie, że kapitałem nie są nagromadzone aktywa, lecz tkwiące w nich możliwości uruchomienia dodatkowej produkcji. Oczywiś-cie ten potencjał jest pojęciem abstrakcyjnym. Zanim uwolnimy energię zawartą w majątku, musimy posiadane aktywa przekształcić i ich potencjał wyrazić w uchwytnej formie. Dokładnie tak samo jak w wypadku energii atomowej tkwiącej w cegle Einsteina.
Ta istota kapitału zaginęła w mrokach historii. Chociaż pieniądz to przecież tylko jedna z form, w jakiej kapitał się przejawia, obecnie kapitał myli się właśnie z pieniędzmi. Dzieje się tak dlatego, że złożone abstrakcyjne pojęcie zawsze łatwiej zapamiętać w jednym z uchwytnych fizycznych przejawów niż w jego istocie. Nasz umysł łatwiej przyswaja pojęcie pieniądza niż kapitału. Błędem jest jednak założenie, że ostatecznie pieniądz to kapitał. Pieniądze bowiem ułatwiają transakcje, gdyż pozwalają kupować i sprzedawać towary, ale same w sobie nie przyczyniają się do uruchomienia dodatkowej produkcji.
Ubodzy bilionerzy
Na Zachodzie formalny system własności zaczął przekształcać aktywa w kapitał dzięki temu, że opisywano i porządkowano najbardziej użyteczne z punktu widzenia społecznego i gospodarczego formy posiadanego majątku. Informacje te gromadzono w rejestrach, które były fundamentem tytułu prawnego do posiadanego mienia. Formalne rejestry aktywów oraz tytuły prawne są potrzebne, by wyrazić potencjalną wartość majątku, a dzięki temu mieć nad nim kontrolę. Jeśli takiego systemu nie ma, wszelki handel aktywami, na przykład sprzedaż nieruchomości, wymaga żmudnego ustalania podstawowych elementów transakcji. Trzeba bowiem wyjaśnić, czy sprzedający nieruchomość jest jej właścicielem i może przenieść prawo własności. Czy może tę nieruchomość zastawić? Czy nabywca zostanie uznany za właściciela przez tych, którzy ustanawiają prawa dotyczące własności? Jak można skutecznie wykluczyć tych, którzy również utrzymują, że mają prawa do nieruchomości będącej przedmiotem transakcji? Z tych powodów poza krajami Zachodu obrót większością aktywów odbywa się niemal wyłącznie w lokalnych kręgach partnerów handlowych.
Najistotniejszym problemem krajów rozwijających się i postkomunistycznych bezsprzecznie nie jest brak przedsiębiorczości; żyjący w tych częściach świata ubodzy w ciągu ostatnich czterdziestu lat zgromadzili nieruchomości warte w sumie biliony dolarów. Nie zapewniono im jednak prostego dostępu do instrumentów własności, które za pomocą mechaniz-mów prawnych wyznaczają gospodarczy potencjał ich majątku, dzięki czemu może on być wykorzystany do wytworzenia, zabezpieczenia lub zagwarantowania nowej, większej wartości na rynku.
Obok klosza
Zepchnięcie ubogich w krajach rozwijających się i postkomunistycznych na margines społeczny polega na tym, że nie są oni w stanie czerpać korzyści z najważniejszych dobrodziejstw formalnego systemu własności. Problem nie sprowadza się do tego, czy wytwarza się w tych krajach majątek czy nie, lecz do tego, że nie potrafią one stworzyć systemu włas-ności, który byłby dostępny dla ubogich. Fernand Braudel, historyk francuski, przypomniał, że u swoich początków zachodni kapitalizm - podobnie jak to się dzieje dziś w większej części świata - służył tylko garstce wybranych, ludziom żyjącym pod swoistym kloszem. Większość tych, którzy nie mogą czerpać korzyści z pracy akumulowanej w formalnym systemie własności, żyje na zewnątrz tego klosza. Kapitalizm stał się zatem klubem dostępnym dla nielicznych uprzywilejowanych. W rezultacie ustrój ten rodzi wściekłość miliardów mogących jedynie pod ten klosz zaglądać. Ten kapitalistyczny apartheid będzie trwał dopóty, dopóki nie usuniemy wad tkwiących w systemach prawnych i politycznych wielu państw. Wady te uniemożliwiają większości wejście do systemu formalnej własności. Nadszedł czas, aby zrozumieć, dlaczego większość krajów nie zdołała dotychczas stworzyć formalnych systemów własności. Ten moment nastał właśnie teraz, gdy kraje Trzeciego Świata i postkomunistyczne uporczywie starają się wprowadzić w życie ambitne plany stworzenia systemu mogącego ten klosz unieść.
Więcej możesz przeczytać w 1/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.