Agenci KGB działali na szczytach polskiego wywiadu wojskowego już po upadku PRL - wynika z akt Stasi
Polski wywiad wojskowy, od 1991 r. Wojskowe Służby Informacyjne, współpracował z KGB nie tylko przed upadkiem komunizmu, ale i po nim. W szpiegowskich operacjach wykorzystywano oprogramowanie skradzione w Stanach Zjednoczonych. To samo oprogramowanie zostało potem odsprzedane Departamentowi Stanu USA, tyle że zawierało już wówczas elektroniczną "furtkę", która umożliwiała śledzenie przepływu informacji między Departamentem Stanu a ambasadą USA w Warszawie oraz w sieci 170 ambasad i konsulatów Stanów Zjednoczonych na całym świecie. Tydzień temu ujawniono, że oprogramowanie z "furtką" zainstalowano w komputerach Wang VS, które przetwarzały w Departamencie Stanu USA dane SCIF (Sensitive Compartmented Information - informacje chronione specjalnego znaczenia). Dochodzenie w tej sprawie prowadzi amerykańskie Federalne Biuro Śledcze.
Bomba w archiwach Stasi
Prawdziwa bomba wybuchła, gdy przeanalizowano dokumenty przejęte przez brytyjski wywiad (MI6) z głównej siedziby NRD-owskiego Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego (Stasi) w Berlinie Wschodnim (krótko przed splądrowaniem budynków po upadku komunistycznego reżimu). W dokumentach Stasi pojawiają się nazwiska trzech szefów polskiego wywiadu wojskowego "bezpośrednio zaangażowanych w działalność wywiadowczą przeciwko Wielkiej Brytanii i Stanom Zjednoczonym już po upadku systemu komunistycznego w Polsce". Wymieniono nazwiska generałów Bolesława Izydorczyka (szefa WSI w latach 1992-1994), Konstantego Malejczyka (kierował WSI w latach 1996-1997) oraz jego następcy Marka Dukaczewskiego, który obecnie jest szefem WSI.
Dokumenty przejęte przez MI6 dowodzą, że wywiad wojskowy PRL oraz NRD-owska Stasi wzajemnie się szpiegowały. I Polacy, i Stasi mieli własne kopie oprogramowania Promis sprzedane im przez Roberta Maxwella. Markus Wolf, który kierował wywiadem Stasi przez 27 lat (1958--1985), a teraz spokojnie żyje w Berlinie Wschodnim, polecił swoim informatykom ulepszyć izraelską wersję Promisu, by pozwalała systemowi komputerów Robotron w berlińskiej siedzibie Stasi na śledzenie tego, co polski wywiad przekazuje KGB. - To było klasyczne śledzenie śledzących - mówi Markus Wolf.
Inny ślad, pozwalający wejrzeć w głąb tajemnic polskiego wywiadu, pojawił się w dokumentach Stasi znajdujących się w centrali brytyjskiego wywiadu w Londynie. Dokumenty te informują nie tylko o tym, jak Robert Maxwell sprzedał Promis SB i wywiadowi wojskowemu PRL, lecz także o tym, w jaki sposób służby te w rewanżu umożliwiły Mosadowi kradzież sowieckiego samolotu Mig-29. Ari Ben-Menashe, były doradca ds. bezpieczeństwa premiera Icchaka Szamira, który potem pracował dla Maxwella, twierdzi, że polski generał "blisko związany z szefem WSI" otrzymał [od Izraela] milion dolarów za zgodę na skreślenie nowego samolotu Mig-29 ze stanu sprzętu bojowego (jako rzekomo nie nadającego się do lotów). - Pieniądze zostały wpłacone na konto w Citibanku w Nowym Jorku. Niedługo przed tą transakcją miga przetransportowano z rosyjskiej fabryki do Gdańska. Myśliwiec rozłożono na części, zapakowano do skrzyń z napisami "maszyny rolnicze" i wysłano specjalnym samolotem do Tel Awiwu. Tam go ponownie złożono i wypróbowano w locie. Wszystko po to, by piloci izraelskiego lotnictwa wojskowego przekonali się, w jaki sposób mogą się przeciwstawić w boju syryjskim myśliwcom Mig-29 - opowiada Ben-Menashe.
W dokumentach Stasi znajdują się informacje, że już po kilku tygodniach Moskwa odkryła zniknięcie jednego z migów. Kreml wystosował wtedy ostry protest do izraelskiego rządu. "Protest był wsparty groźbą zatrzymania wyjazdów Żydów ze Związku Sowieckiego do Izraela" - czytamy w jednym z dokumentów Stasi. Kiedy lotnictwo w pełni wypróbowało miga, rząd Izraela wyraził ubolewanie i przeprosił władze ZSRR za "niestosowną nadgorliwość oficerów, którzy działali bez upoważnienia". Samolot został ponownie rozłożony i wysłany do Gdańska. W tym czasie polski generał, który kierował całą operacją, mieszkał już w Ameryce.
W służbie terrorystów
Wysoki oficer wywiadu brytyjskiego powiedział mi, że istnieją "mocne dowody" na to, iż Wojskowe Służby Informacyjne brały także udział w tajnych transakcjach sprzedaży broni organizacjom terrorystycznym na Bliskim Wschodzie. Działo się to do roku 1999, a być może także później. Informator z izraelskiego Mosadu powiedział z kolei, że WSI "w wielu aspektach pozostają dawnymi wojskowymi służbami wywiadu, które prowadziły wojnę przeciwko Zachodowi".
Eliza Mannigham-Buller, dyrektor MI5 (brytyjskiego kontrwywiadu), wysłała raport do Home Office (MSW), w którym alarmuje, że po 1 maja 2004 r. tajne służby z krajów byłego bloku wschodniego będą miały ułatwione zadanie, jeśli chodzi o umieszczanie głęboko zakonspirowanych agentów w Wielkiej Brytanii. Wysoki oficer jednostki antyterrorystycznej Scotland Yardu powiedział mi: "Wiemy, że nadal istnieją bliskie powiązania między niektórymi tajnymi służbami w [byłym] bloku wschodnim a ugrupowaniami terrorystycznymi. Służby te mogą ułatwić im przeszmuglowanie materiałów wybuchowych do Wielkiej Brytanii".
Szpiegowanie Ameryki
Przedstawiciele wywiadu w Londynie i Waszyngtonie potwierdzili, że specjalnie spreparowana przez KGB wersja oprogramowania Promis "działała" w Departamencie Stanu USA do roku 1996. W tym czasie Departament Stanu formułował zasadnicze decyzje dotyczące polityki USA wobec Polski i innych państw Europy Wschodniej.
- Kupując trefne oprogramowanie, Departament Stanu nie zadawał żadnych pytań, nie sprawdzał, czy nie zawiera ono pułapek - mówi Bill Hamilton, prezes firmy Inslaw Inc. Oprogramowanie opatentowane przez Inslaw (nazwane Promis) zostało wykradzione przez wywiad Izraela w 1983 r. Ówczesny dyrektor operacji specjalnych Mosadu Rafi Eitan udawał prokuratora z Tel Awiwu, niejakiego doktora Orra. Przekonał Amerykanów, że dzięki temu oprogramowaniu można chwytać islamskich terrorystów. Departament Sprawiedliwości za darmo przekazał Eitanowi kopię programu Promis.
- Rozłożyliśmy oprogramowanie na czynniki pierwsze i założyliśmy w nim tajną "furtkę". Następnie sprzedawaliśmy je na całym świecie - mówi Eitan. Człowiekiem, któremu powierzono to zadanie, był brytyjski magnat prasowy Robert Maxwell ("Wprost" poświęcił temu artykuł "Ucho generała", nr 11). To Robert Maxwell sprzedał Promis KGB, a potem polskiemu wywiadowi wojskowemu - poprzednikowi obecnych Wojskowych Służb Informacyjnych.
Z dokumentów złożonych w sądzie w Waszyngtonie 22 grudnia 2003 r. wynika, że spreparowaną przez KGB wersję Promisu kupił Departament Stanu USA. Program zainstalowano w komputerach w placówkach dyplomatycznych i konsularnych USA na całym świecie bez zachowania wymogów bezpieczeństwa i bez procedur sprawdzających kontrahenta. Moi informatorzy w Londynie i Waszyngtonie twierdzą, że oprogramowanie to zainstalowano również w komputerach ambasady USA w Warszawie, co dało polskiemu wywiadowi wojskowemu bezpośredni wgląd w politykę Stanów Zjednoczonych w tak ważnych sprawach, jak działania "Solidarności", wiarygodność Lecha Wałęsy, a później stanowisko ówczesnego prezydenta George'a Busha w kwestii pomocy Stanów Zjednoczonych dla postkomunistycznej Polski. Bush uważał, że pomoc ta powinna być skromna. Dokumenty złożone w waszyngtońskim sądzie dowodzą, że polskie służby wywiadowcze, znając amerykańskie stanowisko, mogły tak grać wobec Zachodu, by stać się wiarygodnym partnerem.
Inwigilowana FBI
Były agent kontrwywiadu FBI Robert Hanssen, który w 2001 r. został zdemaskowany jako szpieg KGB, przekazał swym mocodawcom w Moskwie kopie oprogramowania Promis w wersjach stosowanych w FBI i innych amerykańskich służbach wywiadu i kontrwywiadu. Taką samą wersję programu kupił niemiecki wywiad BND. Po aresztowaniu Hanssena wycofano Promis ze wszystkich komputerów w siedzibie wywiadu w Pullach w Bawarii. Przedstawiciele niemieckiej służby wywiadowczej odmówili odpowiedzi na pytanie, od kogo kupili trefny program i jak wiele szkód mógł on wyrządzić operacjom niemieckiego wywiadu.
W ubiegłym roku wyszło również na jaw, że byli funkcjonariusze KGB za 2 mln dolarów sprzedali kopię Promisu Osamie bin Ladenowi. Dzięki temu bin Laden mógł o krok wyprzedzać tych, którzy na niego polowali - uważa Bill Hamilton.
Sprawa penetracji przez KGB i polski wywiad wojskowy systemów komputerowych w Departamencie Stanu może zaszkodzić prezydentowi George'owi W. Bushowi. Nakłada się bowiem na rosnącą krytykę amerykańskiego wywiadu, a zwłaszcza przereklamowanej Wspólnoty Wywiadowczej.
Gordon Thomas
Tłumaczył David M. Dastych
Bomba w archiwach Stasi
Prawdziwa bomba wybuchła, gdy przeanalizowano dokumenty przejęte przez brytyjski wywiad (MI6) z głównej siedziby NRD-owskiego Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego (Stasi) w Berlinie Wschodnim (krótko przed splądrowaniem budynków po upadku komunistycznego reżimu). W dokumentach Stasi pojawiają się nazwiska trzech szefów polskiego wywiadu wojskowego "bezpośrednio zaangażowanych w działalność wywiadowczą przeciwko Wielkiej Brytanii i Stanom Zjednoczonym już po upadku systemu komunistycznego w Polsce". Wymieniono nazwiska generałów Bolesława Izydorczyka (szefa WSI w latach 1992-1994), Konstantego Malejczyka (kierował WSI w latach 1996-1997) oraz jego następcy Marka Dukaczewskiego, który obecnie jest szefem WSI.
Dokumenty przejęte przez MI6 dowodzą, że wywiad wojskowy PRL oraz NRD-owska Stasi wzajemnie się szpiegowały. I Polacy, i Stasi mieli własne kopie oprogramowania Promis sprzedane im przez Roberta Maxwella. Markus Wolf, który kierował wywiadem Stasi przez 27 lat (1958--1985), a teraz spokojnie żyje w Berlinie Wschodnim, polecił swoim informatykom ulepszyć izraelską wersję Promisu, by pozwalała systemowi komputerów Robotron w berlińskiej siedzibie Stasi na śledzenie tego, co polski wywiad przekazuje KGB. - To było klasyczne śledzenie śledzących - mówi Markus Wolf.
Inny ślad, pozwalający wejrzeć w głąb tajemnic polskiego wywiadu, pojawił się w dokumentach Stasi znajdujących się w centrali brytyjskiego wywiadu w Londynie. Dokumenty te informują nie tylko o tym, jak Robert Maxwell sprzedał Promis SB i wywiadowi wojskowemu PRL, lecz także o tym, w jaki sposób służby te w rewanżu umożliwiły Mosadowi kradzież sowieckiego samolotu Mig-29. Ari Ben-Menashe, były doradca ds. bezpieczeństwa premiera Icchaka Szamira, który potem pracował dla Maxwella, twierdzi, że polski generał "blisko związany z szefem WSI" otrzymał [od Izraela] milion dolarów za zgodę na skreślenie nowego samolotu Mig-29 ze stanu sprzętu bojowego (jako rzekomo nie nadającego się do lotów). - Pieniądze zostały wpłacone na konto w Citibanku w Nowym Jorku. Niedługo przed tą transakcją miga przetransportowano z rosyjskiej fabryki do Gdańska. Myśliwiec rozłożono na części, zapakowano do skrzyń z napisami "maszyny rolnicze" i wysłano specjalnym samolotem do Tel Awiwu. Tam go ponownie złożono i wypróbowano w locie. Wszystko po to, by piloci izraelskiego lotnictwa wojskowego przekonali się, w jaki sposób mogą się przeciwstawić w boju syryjskim myśliwcom Mig-29 - opowiada Ben-Menashe.
W dokumentach Stasi znajdują się informacje, że już po kilku tygodniach Moskwa odkryła zniknięcie jednego z migów. Kreml wystosował wtedy ostry protest do izraelskiego rządu. "Protest był wsparty groźbą zatrzymania wyjazdów Żydów ze Związku Sowieckiego do Izraela" - czytamy w jednym z dokumentów Stasi. Kiedy lotnictwo w pełni wypróbowało miga, rząd Izraela wyraził ubolewanie i przeprosił władze ZSRR za "niestosowną nadgorliwość oficerów, którzy działali bez upoważnienia". Samolot został ponownie rozłożony i wysłany do Gdańska. W tym czasie polski generał, który kierował całą operacją, mieszkał już w Ameryce.
W służbie terrorystów
Wysoki oficer wywiadu brytyjskiego powiedział mi, że istnieją "mocne dowody" na to, iż Wojskowe Służby Informacyjne brały także udział w tajnych transakcjach sprzedaży broni organizacjom terrorystycznym na Bliskim Wschodzie. Działo się to do roku 1999, a być może także później. Informator z izraelskiego Mosadu powiedział z kolei, że WSI "w wielu aspektach pozostają dawnymi wojskowymi służbami wywiadu, które prowadziły wojnę przeciwko Zachodowi".
Eliza Mannigham-Buller, dyrektor MI5 (brytyjskiego kontrwywiadu), wysłała raport do Home Office (MSW), w którym alarmuje, że po 1 maja 2004 r. tajne służby z krajów byłego bloku wschodniego będą miały ułatwione zadanie, jeśli chodzi o umieszczanie głęboko zakonspirowanych agentów w Wielkiej Brytanii. Wysoki oficer jednostki antyterrorystycznej Scotland Yardu powiedział mi: "Wiemy, że nadal istnieją bliskie powiązania między niektórymi tajnymi służbami w [byłym] bloku wschodnim a ugrupowaniami terrorystycznymi. Służby te mogą ułatwić im przeszmuglowanie materiałów wybuchowych do Wielkiej Brytanii".
Szpiegowanie Ameryki
Przedstawiciele wywiadu w Londynie i Waszyngtonie potwierdzili, że specjalnie spreparowana przez KGB wersja oprogramowania Promis "działała" w Departamencie Stanu USA do roku 1996. W tym czasie Departament Stanu formułował zasadnicze decyzje dotyczące polityki USA wobec Polski i innych państw Europy Wschodniej.
- Kupując trefne oprogramowanie, Departament Stanu nie zadawał żadnych pytań, nie sprawdzał, czy nie zawiera ono pułapek - mówi Bill Hamilton, prezes firmy Inslaw Inc. Oprogramowanie opatentowane przez Inslaw (nazwane Promis) zostało wykradzione przez wywiad Izraela w 1983 r. Ówczesny dyrektor operacji specjalnych Mosadu Rafi Eitan udawał prokuratora z Tel Awiwu, niejakiego doktora Orra. Przekonał Amerykanów, że dzięki temu oprogramowaniu można chwytać islamskich terrorystów. Departament Sprawiedliwości za darmo przekazał Eitanowi kopię programu Promis.
- Rozłożyliśmy oprogramowanie na czynniki pierwsze i założyliśmy w nim tajną "furtkę". Następnie sprzedawaliśmy je na całym świecie - mówi Eitan. Człowiekiem, któremu powierzono to zadanie, był brytyjski magnat prasowy Robert Maxwell ("Wprost" poświęcił temu artykuł "Ucho generała", nr 11). To Robert Maxwell sprzedał Promis KGB, a potem polskiemu wywiadowi wojskowemu - poprzednikowi obecnych Wojskowych Służb Informacyjnych.
Z dokumentów złożonych w sądzie w Waszyngtonie 22 grudnia 2003 r. wynika, że spreparowaną przez KGB wersję Promisu kupił Departament Stanu USA. Program zainstalowano w komputerach w placówkach dyplomatycznych i konsularnych USA na całym świecie bez zachowania wymogów bezpieczeństwa i bez procedur sprawdzających kontrahenta. Moi informatorzy w Londynie i Waszyngtonie twierdzą, że oprogramowanie to zainstalowano również w komputerach ambasady USA w Warszawie, co dało polskiemu wywiadowi wojskowemu bezpośredni wgląd w politykę Stanów Zjednoczonych w tak ważnych sprawach, jak działania "Solidarności", wiarygodność Lecha Wałęsy, a później stanowisko ówczesnego prezydenta George'a Busha w kwestii pomocy Stanów Zjednoczonych dla postkomunistycznej Polski. Bush uważał, że pomoc ta powinna być skromna. Dokumenty złożone w waszyngtońskim sądzie dowodzą, że polskie służby wywiadowcze, znając amerykańskie stanowisko, mogły tak grać wobec Zachodu, by stać się wiarygodnym partnerem.
Inwigilowana FBI
Były agent kontrwywiadu FBI Robert Hanssen, który w 2001 r. został zdemaskowany jako szpieg KGB, przekazał swym mocodawcom w Moskwie kopie oprogramowania Promis w wersjach stosowanych w FBI i innych amerykańskich służbach wywiadu i kontrwywiadu. Taką samą wersję programu kupił niemiecki wywiad BND. Po aresztowaniu Hanssena wycofano Promis ze wszystkich komputerów w siedzibie wywiadu w Pullach w Bawarii. Przedstawiciele niemieckiej służby wywiadowczej odmówili odpowiedzi na pytanie, od kogo kupili trefny program i jak wiele szkód mógł on wyrządzić operacjom niemieckiego wywiadu.
W ubiegłym roku wyszło również na jaw, że byli funkcjonariusze KGB za 2 mln dolarów sprzedali kopię Promisu Osamie bin Ladenowi. Dzięki temu bin Laden mógł o krok wyprzedzać tych, którzy na niego polowali - uważa Bill Hamilton.
Sprawa penetracji przez KGB i polski wywiad wojskowy systemów komputerowych w Departamencie Stanu może zaszkodzić prezydentowi George'owi W. Bushowi. Nakłada się bowiem na rosnącą krytykę amerykańskiego wywiadu, a zwłaszcza przereklamowanej Wspólnoty Wywiadowczej.
Gordon Thomas
Tłumaczył David M. Dastych
Cień "Akwarium" |
---|
Służby specjalne PRL były lustrzanym odbiciem służb sowieckich. Wywiad wojskowy wzorem radzieckiego GRU miał być organizacją konkurencyjną dla wywiadu cywilnego, penetrującą wszystkie - nie tylko militarne - dziedziny życia potencjalnego przeciwnika, przede wszystkim państw NATO. Tłumacząc swoje działania koniecznością "walki z dywersją polityczną i ideologiczną", inwigilował polską emigrację, umieszczając agentów w Radiu Wolna Europa. W Polsce Informacja Wojskowa faktycznie pełniła funkcję stalinowskiej policji politycznej (niezależnej od UB) i wsławiła się represjonowaniem oficerów WP. GRU miało do polskiego wywiadu wojskowego zaufanie przede wszystkim dzięki posiadanej przezeń agenturze we Francji. Z czasem utraciło je wskutek ucieczek prominentnych polskich oficerów - na Zachód zbiegli płk Paweł Monat (w 1959 r.), szef wydziałów ataszatów wojskowych w Zarządzie II Sztabu Generalnego LWP, i płk Włodzimierz Ostaszewicz (w 1981 r.), były zastępca szefa wywiadu ds. informacji. Wojskowe Służby Informacyjne powołano w 1991 r. Oficerowie WSI mają obowiązki i uprawnienia takie jak funkcjonariusze ABW, z wyjątkiem śledczych. WSI łączą wywiad wojskowy (dawny Zarząd II Sztabu Generalnego) i kontrwywiad wojskowy (jedna ze struktur dawnej Wojskowej Służby Wewnętrznej). Jesienią 1991 r. utworzono Szefostwo Wojskowych Służb Informacyjnych. Początkowo WSI podlegały bezpośrednio ministrowi obrony narodowej. W lutym 1994 r. z WSI wydzielono Biuro Ministra Obrony Narodowej do spraw Służb Informacyjnych, a pozostałe struktury WSI podporządkowano szefowi Sztabu Generalnego WP. |
Więcej możesz przeczytać w 12/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.