Twórcą hollywoodzkiego brzmienia był Czech, który umarł, zanim narodziło się Hollywood
Talent muzyczny łączył ze smykałką do interesów. Antoni Dworzak, największy czeski kompozytor, tworzył utwory łatwo wpadające w ucho, liryczne i patetyczne, pomysłowe i umiarkowanie nowoczesne. Orkiestrowe soundtracki o szerokim symfonicznym rozmachu ? la Dworzak biją dziś rekordy powodzenia, wyprzedzając na listach przebojów albumy gwiazd pop. Dzieła Dworzaka stały się idealnym wzorem dla kompozytorów hollywoodzkiej muzyki - od Maxa Steinera w latach 30., po Ennio Morricone ("Dawno temu w Ameryce"), Johna Williamsa ("Gwiezdne wojny"), Johna Barry'ego ("Pożegnanie z Afryką"), Hansa Zimmera ("Ostatni samuraj") czy Wojciecha Kilara ("Dracula"). Także w nagrodzonej w tym roku przez akademię muzyce do "Władcy pierścieni" słychać inspirację dziełami czeskiego mistrza. Przypadająca w tym roku setna rocznica jego śmierci, choć czczona na całym świecie, w USA obchodzona jest szczególnie. I są ku temu powody nie tylko filmowe.
Praktyczny talent
Antoni Dworzak (1841-1904) - pierwszy kompozytor globalny, grany w XIX wieku nawet w Australii! - już podczas obrony dyplomu zyskał opinię "wspaniałego, ale raczej praktycznego talentu". I rzeczywiście, szybko zdał sobie sprawę z tego, że tak samo, jak jego muzyka, ważna jest umiejętność jej sprzedawania. Dlatego zdecydował się dyrygować swoimi utworami i dbał o nawiązywanie odpowiednich znajomości. Dobrze wiedział, że aby zaistnieć jako autor symfonii czy oper, powinien najpierw zyskać szerszą popularność. Dlatego nie zawahał się podpisać kontraktu z niemieckim wydawnictwem Simrocka, bo chciało ono publikować tylko hity. Krytycy krzywili się, a Dworzak płodził na zamówienie przebojowe "Tańce słowiańskie", "Praskie walce" czy "Melodie cygańskie". Zachowywał się jak obecnie Krzysztof Penderecki - w wieku 40 lat był już zasypany zamówieniami. Nie przeszkadzało mu to pracować jednocześnie nad dziełami, którymi wznosił swój pomnik w historii tzw. poważnej muzyki. A gdy się okazało, że notowania w Anglii może mu podnieść przeniesienie się do wydawcy brytyjskiego, bez mrugnięcia okiem porzucił Niemca i zaczął się pilnie uczyć angielskiego.
Niagara w tonacji h-moll
Przez Londyn Dworzak trafił do Nowego Jorku, gdzie został dyrektorem konserwatorium i - dosłownie - noszono go na rękach. W tym czasie (lata 90. XIX wieku) miał już taką pozycję, że nie musiał tworzyć salonowych miniatur. Marketingowym majstersztykiem było zatytułowanie IX Symfonii "Z Nowego Świata", a XII Kwartetu smyczkowego "Amerykańskim". Duma tamtejszej arystokracji pieniądza -wszechwładnych Vanderbiltów czy Fordów - sięgnęła zenitu, zwłaszcza że oryginalna muzyka amerykańska jeszcze wtedy nie istniała. Chętnie więc finansowali koncerty muzyki, która im się podobała. Dzieła Dworzaka były nowoczesne i komunikatywne. Nic więc dziwnego, że wystawy nowojorskich salonów z odzieżą zaroiły się od lasek, kołnierzyków i krawatów w stylu noszonym przez kompozytora, produkowanych przez firmę... Dworzak. Czeski mistrz miał nawet pomysł, by dźwiękami oddać wspaniałość Niagary, która na jego ucho przelewała się w tonacji h-moll. Niestety, nigdy go nie zrealizował, poprzestając na kantacie "Amerykańska flaga".
Muzyka kradnąca sceny
Może dziwić, że w Hollywood nie powstał dotychczas film o czeskim kompozytorze. Biografia Dworzaka idealnie się bowiem nadaje na melodramat. Urodzony w biedzie, wykształcił się najpierw na... rzeźnika. Choć niezbyt wierny, o swoją żonę był wściekle zazdrosny - potrafił po publicznej sprzeczce o to, że zapatrzyła się na innego, demonstracyjnie wyjść z teatru w trakcie przedstawienia. W ciągu roku umarło mu troje małych dzieci. Na międzynarodowych salonach poznał sławy ówczesnego świata. W londyńskiej Albert Hall dyrygował koncertem przed 12 tys. słuchaczy, w Petersburgu wręczono mu srebrny puchar i laurowy wieniec. Na Warszawę, niestety, czasu nie znalazł, choć był zapraszany. Ale lubił Polaków na tyle, że jedna z jego oper opowiada legendę o Wandzie, co nie chciała Niemca. Małomówny, zamyślony i roztargniony, zadziwił świat wyznaniem, że oddałby wszystkie swoje symfonie za to, by być... wynalazcą lokomotywy.
Hollywoodzkie gwiazdy nie przepadają za muzyką w stylu Dworzaka. Uważają, nie bez racji, że kradnie im najlepsze sceny. - Albo ja albo nuty Maxa Steinera! - krzyczała już w latach 40. Bette Davis, gdy okazało się, jak reżyser chce zilustrować jej dramatyczne zejście ze schodów. Trudno o większy sukces muzyki, której Dworzak nie pisał dla filmu jedynie dlatego, że kino dźwiękowe jeszcze wtedy nie istniało.
Praktyczny talent
Antoni Dworzak (1841-1904) - pierwszy kompozytor globalny, grany w XIX wieku nawet w Australii! - już podczas obrony dyplomu zyskał opinię "wspaniałego, ale raczej praktycznego talentu". I rzeczywiście, szybko zdał sobie sprawę z tego, że tak samo, jak jego muzyka, ważna jest umiejętność jej sprzedawania. Dlatego zdecydował się dyrygować swoimi utworami i dbał o nawiązywanie odpowiednich znajomości. Dobrze wiedział, że aby zaistnieć jako autor symfonii czy oper, powinien najpierw zyskać szerszą popularność. Dlatego nie zawahał się podpisać kontraktu z niemieckim wydawnictwem Simrocka, bo chciało ono publikować tylko hity. Krytycy krzywili się, a Dworzak płodził na zamówienie przebojowe "Tańce słowiańskie", "Praskie walce" czy "Melodie cygańskie". Zachowywał się jak obecnie Krzysztof Penderecki - w wieku 40 lat był już zasypany zamówieniami. Nie przeszkadzało mu to pracować jednocześnie nad dziełami, którymi wznosił swój pomnik w historii tzw. poważnej muzyki. A gdy się okazało, że notowania w Anglii może mu podnieść przeniesienie się do wydawcy brytyjskiego, bez mrugnięcia okiem porzucił Niemca i zaczął się pilnie uczyć angielskiego.
Niagara w tonacji h-moll
Przez Londyn Dworzak trafił do Nowego Jorku, gdzie został dyrektorem konserwatorium i - dosłownie - noszono go na rękach. W tym czasie (lata 90. XIX wieku) miał już taką pozycję, że nie musiał tworzyć salonowych miniatur. Marketingowym majstersztykiem było zatytułowanie IX Symfonii "Z Nowego Świata", a XII Kwartetu smyczkowego "Amerykańskim". Duma tamtejszej arystokracji pieniądza -wszechwładnych Vanderbiltów czy Fordów - sięgnęła zenitu, zwłaszcza że oryginalna muzyka amerykańska jeszcze wtedy nie istniała. Chętnie więc finansowali koncerty muzyki, która im się podobała. Dzieła Dworzaka były nowoczesne i komunikatywne. Nic więc dziwnego, że wystawy nowojorskich salonów z odzieżą zaroiły się od lasek, kołnierzyków i krawatów w stylu noszonym przez kompozytora, produkowanych przez firmę... Dworzak. Czeski mistrz miał nawet pomysł, by dźwiękami oddać wspaniałość Niagary, która na jego ucho przelewała się w tonacji h-moll. Niestety, nigdy go nie zrealizował, poprzestając na kantacie "Amerykańska flaga".
Muzyka kradnąca sceny
Może dziwić, że w Hollywood nie powstał dotychczas film o czeskim kompozytorze. Biografia Dworzaka idealnie się bowiem nadaje na melodramat. Urodzony w biedzie, wykształcił się najpierw na... rzeźnika. Choć niezbyt wierny, o swoją żonę był wściekle zazdrosny - potrafił po publicznej sprzeczce o to, że zapatrzyła się na innego, demonstracyjnie wyjść z teatru w trakcie przedstawienia. W ciągu roku umarło mu troje małych dzieci. Na międzynarodowych salonach poznał sławy ówczesnego świata. W londyńskiej Albert Hall dyrygował koncertem przed 12 tys. słuchaczy, w Petersburgu wręczono mu srebrny puchar i laurowy wieniec. Na Warszawę, niestety, czasu nie znalazł, choć był zapraszany. Ale lubił Polaków na tyle, że jedna z jego oper opowiada legendę o Wandzie, co nie chciała Niemca. Małomówny, zamyślony i roztargniony, zadziwił świat wyznaniem, że oddałby wszystkie swoje symfonie za to, by być... wynalazcą lokomotywy.
Hollywoodzkie gwiazdy nie przepadają za muzyką w stylu Dworzaka. Uważają, nie bez racji, że kradnie im najlepsze sceny. - Albo ja albo nuty Maxa Steinera! - krzyczała już w latach 40. Bette Davis, gdy okazało się, jak reżyser chce zilustrować jej dramatyczne zejście ze schodów. Trudno o większy sukces muzyki, której Dworzak nie pisał dla filmu jedynie dlatego, że kino dźwiękowe jeszcze wtedy nie istniało.
Więcej możesz przeczytać w 12/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.