Czasy są takie, że o wiarygodności polityka nie świadczą jego czyny, tylko ładny garnitur, ułożenie brwi oraz kolor oczu i zębów
Programy telewizyjne z udziałem polityków normalni ludzie traktują jak włos, który wpadł im do zupy. Ciężko je przełknąć. Telewidz na szczęście jest jak szambonurek i zawsze może zmienić kanał. Po co się gapić na kilku niezdrowo wyglądających facetów (np. w programie "Forum"), jak można obejrzeć dziewczyny pełne witamin w "Różowej landrynce". Zdaniem polityków, osoby często zmieniające kanały to kanalie.
Programy, w których boksują się politycy, bywają jednak pouczające. W dawnych czasach w dziwnej krainie publicystyki politycznej do oglądania były jeszcze programy Moniki Olejnik. Dzielna Monia robiła sobie sexy fryzurę, ubierała się jak laska na balangę techno i stawiała przed sobą dwie bakterie ze świata polityki. Bakterie, nienawykłe do widoku siatkowanych bluzek, głupiały na ich widok i zdarzało się, że rozproszone z lekka prześwitującym cycem Olejnikowej puszczały farbę, emitując w przestrzeń kosmiczną myśli godne Konfucjusza lub "Muppet Show". Niestety, Monia zdelejtowała się z ekranów TVN i teraz wiedzie jedynie radiowy żywot, a szkoda.
Największym nudziarzem wśród dziennikarzy prowadzących tego typu programy jest Krzysztof Skowroński. Skowron sprawia wrażenie wiecznie zaspanego studenta, który do końca nie kapuje, o czym aktualnie nawijają zaproszeni goście. Specyficzny styl Skowrona polega na tym, aby zawsze dać się zagadać swoim rozmówcom i nie być agresywnym jak Olejnik. Po latach błąkania się po różnych stacjach telewizyjnych i radiowych Skowron znalazł chyba formułę, w której czuje się świetnie i wypada, o dziwo, bardzo dobrze. W nadawanym w Polsacie programie "Czarny pies czy biały kot" Skowron pełni funkcję sędziego na ringu bokserskim. Nie angażuje się w dyskusje, tylko startuje walczące strony i pilnuje czasu. Na swych gości patrzy tak, jakby miał ich głęboko w dupie i tylko bawił się ich pyskówkami. Taka nawalanka zaproszonych gości sprawdza się pod warunkiem umiejętnego doboru zawodników. W jednym z ostatnich programów Skowrońskiego Andrzej Lepper w pięknym stylu rozgniótł polemicznie Stefana Niesiołowskiego.
Lepper się rozwija, czego nie można powiedzieć o gwiazdach prawicy. Przykro było oglądać, jak rolnik spod Koszalina wykańcza profesora uniwersytetu, legendę podziemia. Lepper odnosi sukcesy, bo się uczy i zmienia. Z grubego chama w kusym swetrze, z przylizaną blond grzywką, przeistoczył się w opalonego macho z brazylijskiego serialu. Niesioł już na wejściu popełnił błąd i nie podał ręki Lepperowi. Ten sam błąd siedem lat temu popełnił Wałęsa, który podczas debaty telewizyjnej z Kwaśniewskim powiedział, że on Kwaśniewskiemu może co najwyżej nogę podać. Takie zachowania w Polsce się nie podobają. Jeśli godzisz się na spotkanie w telewizji ze swoim przeciwnikiem, musisz okazywać minimum szacunku jego osobie. To absolutne podstawy, o których wie rolnik, a nie ma bladego pojęcia profesor.
Lepper u Skowrona robił to, co zawsze, czyli kłamał, opowiadał bajki gospodarcze i szydził z przeciwnika, ale wszystko w białych rękawiczkach i z uśmiechem. Był opanowany i wyluzowany. Taka postawa jest dla widza przekonująca. Niesiołowski odwrotnie. Zaperzał się, bulgotał, gorączkowo wymachiwał rękoma i w efekcie poniósł klęskę. Błąd niektórych polityków polega na tym, że oni są przekonani o swojej doskonałości. Lepper jest na tyle cwany, iż wie, że doskonały nie jest i musi się uczyć. Nie wiem, kto go tam teraz szkoli (kiedyś robił to znany treser Tymochowicz), ale musi popracować jeszcze nad wargami. Trzymanie sylwetki, krok, ogólna postawa, spojrzenia, uśmiech i łapy są u przewodniczącego Samoobrony w porządku. Kłopot jest z wargami. Gdy Niesiołowski nazywał Leppera populistą, kłamcą i chuliganem, ten nerwowo zagryzał wargi. Niepewność Dyzmy wkradła się na oblicze przyszłego premiera. Oj, nie wyglądało to za dobrze!
Za dobrze nie wygląda też, niestety, Rokita, który gdy mu tylko w sondażach urosło, już poczuł się bogiem słońca i zaczął zachowywać jak uczestnik startujący w konkursie Narcyz Roku. Ten fatalny sposób mówienia ex cathedra, nieskrywana pyszałkowatość, zniechęca bardzo do niego jako do człowieka. Jeżeli prawica chce walczyć z Lepperem, to musi nad sobą nieźle popracować. Dziś nie wystarczy mieć rację. Trzeba ją także dobrze sprzedać. Racja dziś źle sprzedana już może się zamienić w rację żywnościową w pierdlu. Poczciwy Niesiołowski ze swoim gorącym temperamentem może co najwyżej tańczyć na rurze u Czarka Mończyka, a nie startować w debatach telewizyjnych.
Czasy są takie, że o wiarygodności polityka nie świadczą jego czyny, poglądy czy życiorys. O wiarygodności polityka świadczy dziś ładny garnitur, układ rąk i nóg, ułożenie brwi i warg, a także kolor oczu i zębów. Niestety, skończyły się czasy Piotra Skargi, dziś się liczą wargi.
Programy, w których boksują się politycy, bywają jednak pouczające. W dawnych czasach w dziwnej krainie publicystyki politycznej do oglądania były jeszcze programy Moniki Olejnik. Dzielna Monia robiła sobie sexy fryzurę, ubierała się jak laska na balangę techno i stawiała przed sobą dwie bakterie ze świata polityki. Bakterie, nienawykłe do widoku siatkowanych bluzek, głupiały na ich widok i zdarzało się, że rozproszone z lekka prześwitującym cycem Olejnikowej puszczały farbę, emitując w przestrzeń kosmiczną myśli godne Konfucjusza lub "Muppet Show". Niestety, Monia zdelejtowała się z ekranów TVN i teraz wiedzie jedynie radiowy żywot, a szkoda.
Największym nudziarzem wśród dziennikarzy prowadzących tego typu programy jest Krzysztof Skowroński. Skowron sprawia wrażenie wiecznie zaspanego studenta, który do końca nie kapuje, o czym aktualnie nawijają zaproszeni goście. Specyficzny styl Skowrona polega na tym, aby zawsze dać się zagadać swoim rozmówcom i nie być agresywnym jak Olejnik. Po latach błąkania się po różnych stacjach telewizyjnych i radiowych Skowron znalazł chyba formułę, w której czuje się świetnie i wypada, o dziwo, bardzo dobrze. W nadawanym w Polsacie programie "Czarny pies czy biały kot" Skowron pełni funkcję sędziego na ringu bokserskim. Nie angażuje się w dyskusje, tylko startuje walczące strony i pilnuje czasu. Na swych gości patrzy tak, jakby miał ich głęboko w dupie i tylko bawił się ich pyskówkami. Taka nawalanka zaproszonych gości sprawdza się pod warunkiem umiejętnego doboru zawodników. W jednym z ostatnich programów Skowrońskiego Andrzej Lepper w pięknym stylu rozgniótł polemicznie Stefana Niesiołowskiego.
Lepper się rozwija, czego nie można powiedzieć o gwiazdach prawicy. Przykro było oglądać, jak rolnik spod Koszalina wykańcza profesora uniwersytetu, legendę podziemia. Lepper odnosi sukcesy, bo się uczy i zmienia. Z grubego chama w kusym swetrze, z przylizaną blond grzywką, przeistoczył się w opalonego macho z brazylijskiego serialu. Niesioł już na wejściu popełnił błąd i nie podał ręki Lepperowi. Ten sam błąd siedem lat temu popełnił Wałęsa, który podczas debaty telewizyjnej z Kwaśniewskim powiedział, że on Kwaśniewskiemu może co najwyżej nogę podać. Takie zachowania w Polsce się nie podobają. Jeśli godzisz się na spotkanie w telewizji ze swoim przeciwnikiem, musisz okazywać minimum szacunku jego osobie. To absolutne podstawy, o których wie rolnik, a nie ma bladego pojęcia profesor.
Lepper u Skowrona robił to, co zawsze, czyli kłamał, opowiadał bajki gospodarcze i szydził z przeciwnika, ale wszystko w białych rękawiczkach i z uśmiechem. Był opanowany i wyluzowany. Taka postawa jest dla widza przekonująca. Niesiołowski odwrotnie. Zaperzał się, bulgotał, gorączkowo wymachiwał rękoma i w efekcie poniósł klęskę. Błąd niektórych polityków polega na tym, że oni są przekonani o swojej doskonałości. Lepper jest na tyle cwany, iż wie, że doskonały nie jest i musi się uczyć. Nie wiem, kto go tam teraz szkoli (kiedyś robił to znany treser Tymochowicz), ale musi popracować jeszcze nad wargami. Trzymanie sylwetki, krok, ogólna postawa, spojrzenia, uśmiech i łapy są u przewodniczącego Samoobrony w porządku. Kłopot jest z wargami. Gdy Niesiołowski nazywał Leppera populistą, kłamcą i chuliganem, ten nerwowo zagryzał wargi. Niepewność Dyzmy wkradła się na oblicze przyszłego premiera. Oj, nie wyglądało to za dobrze!
Za dobrze nie wygląda też, niestety, Rokita, który gdy mu tylko w sondażach urosło, już poczuł się bogiem słońca i zaczął zachowywać jak uczestnik startujący w konkursie Narcyz Roku. Ten fatalny sposób mówienia ex cathedra, nieskrywana pyszałkowatość, zniechęca bardzo do niego jako do człowieka. Jeżeli prawica chce walczyć z Lepperem, to musi nad sobą nieźle popracować. Dziś nie wystarczy mieć rację. Trzeba ją także dobrze sprzedać. Racja dziś źle sprzedana już może się zamienić w rację żywnościową w pierdlu. Poczciwy Niesiołowski ze swoim gorącym temperamentem może co najwyżej tańczyć na rurze u Czarka Mończyka, a nie startować w debatach telewizyjnych.
Czasy są takie, że o wiarygodności polityka nie świadczą jego czyny, poglądy czy życiorys. O wiarygodności polityka świadczy dziś ładny garnitur, układ rąk i nóg, ułożenie brwi i warg, a także kolor oczu i zębów. Niestety, skończyły się czasy Piotra Skargi, dziś się liczą wargi.
Więcej możesz przeczytać w 12/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.