Drżyjcie, Europejczycy! Polski sąd może skazać Holendra zażywającego w Holandii legalne narkotyki Sytuacja wcale nie abstrakcyjna. Gdybyśmy znali nazwisko i adres holenderskiego ginekologa przeprowadzającego zgodnie z holenderskim prawem zabiegi aborcji, moglibyśmy złożyć na niego skargę w polskiej prokuraturze, która, wystawiając europejski list gończy, mogłaby zażądać jego ekstradycji do Polski. Holandia musiałaby zgodnie z unijnymi przepisami wydać Polsce swego obywatela. Polski sąd osądziłby go według polskich przepisów. To nie bajka, to prawda.
Zapisy traktatu konstytucyjnego budzą coraz większe wątpliwości w krajach Unii Europejskiej, topnieje liczba jego zwolenników, wielu ekspertów i publicystów ostrzega przed imperialnym charakterem tego dokumentu. Już istniejące dyrektywy Komisji Europejskiej budzą lęk przed zawłaszczeniem przez Brukselę praw obywateli unii.
List gończy
Niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny zaprząta ostatnio następujący problem: czy szeroka współpraca wymiarów sprawiedliwości wewnątrz UE nie jest krokiem w kierunku powstania europejskiego superpaństwa i czy nieprzerwane przekazywanie kompetencji krajów członkowskich do brukselskich instytucji nie doprowadzi do "wyschnięcia" kompetencji tych państw i do odebrania praw jego obywatelom? Lewicowy tygodnik "Der Spiegel", dotychczas prounijny i euroentuzjastyczny, przytoczył spektakularny przypadek łamania praw obowiązujących w krajach unii przez dyrektywy brukselskie. Oto obywatel niemiecki, 46-letni Mamoun Darkazanli, podejrzany o przynależność do Al-Kaidy, został aresztowany w Hamburgu na podstawie hiszpańskiego listu gończego i miał być odstawiony do Madrytu. Niecałą godzinę przed odlotem samolotu ekstradycję wstrzymał niemiecki Trybunał Konstytucyjny.
Obowiązujące w tej chwili przepisy UE doprowadziły do groteskowej sytuacji. Niemiecki obywatel oskarżany przez inne państwo unii o przestępstwa popełnione w Niemczech miał być oddany w ręce jurysdykcji obcego państwa, a tego zabrania ustawa zasadnicza RFN, i to w części, która nigdy nie może zostać zmieniona.
Drugi Senat Federalnego Trybunału Konstytucyjnego pod przewodnictwem sędziego Uda Di Fabio ma ogłosić 15 kwietnia precedensowy wyrok, opierając się na sprawie Darkazanlego. Wyrok, który może nie tylko postawić pod znakiem zapytania współpracę policyjną i sądowniczą RFN z krajami unii, ale także podać w wątpliwość całą integrację europejską w obecnym kształcie, a tym bardziej tę przyszłą, przepisaną przez traktat konstytucyjny. Jak pisze "Der Spiegel", sędziowie mają wątpliwości co do realizowania zasady demokracji w UE, kwestionują stopniowe pozbawianie znaczenia państw narodowych oraz rozmywanie prawa państwowego w sposób sprzeczny z przepisami konstytucyjnymi.
Drżyjcie, Europejczycy! Choć nie złamaliście prawa w swoim kraju, nie opuszczając go na chwilę, może się okazać, że złamaliście prawo innego kraju. Wówczas zostaniecie oskarżeni i skazani według prawa kraju, w którym wasze postępowanie się nie podoba. "Der Spiegel" podaje przykłady takich rozbieżności. W Niemczech ściganie za tzw. kłamstwo oświęcimskie jest karane surowiej niż w niektórych krajach unii, w innych z kolei nie jest wcale karane. Podobnie jest z eutanazją, która w jednym kraju jest przestępstwem, a w innych nie. Zażywanie narkotyków miękkich jest ścigane zarówno w Polsce, jak i w Niemczech, w Holandii zaś jest dopuszczalne.
Tzw. europejski list gończy, który w traktacie konstytucyjnym jest przedstawiany jako kamień węgielny "obszaru wolności, bezpieczeństwa i praworządności", w rzeczywistości stał się symbolem utraty suwerenności państw członkowskich. Pozostaje w sprzeczności z konstytucjami tych państw, które za podstawowy składnik narodowej suwerenności uważają rozstrzyganie władzy państwowej o winie i karze, o tym co dobre, a co złe. Winfried Hassemer, profesor prawa karnego, wiceprzewodniczący Federalnego Trybunału Konstytucyjnego, potwierdza obawy eurosceptyków, konstatując z rozgoryczeniem: "Pociąg do Europy już odjechał także w dziedzinie prawa karnego, bez możliwości jego zatrzymania".
Czym jest państwo i jego instytucje utrzymywane z kieszeni podatników, skoro nie mogą chronić obywateli przed ściganiem ich przez wymiar sprawiedliwości innego państwa? Nie wiemy, jaka będzie decyzja niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego, ale wiemy już, że mieli rację ci eksperci, którzy w eurokonstytucji widzieli zagrożenie dla jednostkowych praw obywatelskich. To zagrożenie stało się faktem i wisi nad każdym z nas, nie wyłączając euroentuzjastów.
Święta konstytucja
Tak wygląda integracja europejska i jej dzisiejsze skutki. Traktat konstytucyjny jeszcze pogorszy sytuację. Świadomość jego absurdalności i szkodliwości ma wbrew temu, co wiemy na ten temat w Polsce, wiele osób publicznych reprezentujących różne opcje polityczne praktycznie we wszystkich krajach UE. Jest dość zabawne, że w tym samym czasie po obu stronach kanału La Manche publicyści zauważyli to samo - podobieństwo traktatu konstytucyjnego do Biblii, a konkretnie do Starego Testamentu. Francuski tygodnik "Le Point" napisał, że konstytucja unijna, którą można kupić za 4 euro, wydrukowana na tzw. biblijnym papierze i w podobnym do biblijnego układzie graficznym, przypomina Biblię nie tylko zewnętrznie. Jej podobieństwo do ksiąg kapłańskich i innych fragmentów dotyczących szczegółowych przepisów na temat hierarchii, postępowania, składania ofiar, urządzania świątyni, posiłków i dni świątecznych jest uderzające.
Biblijne zasady obowiązują tylko wierzących, konstytucyjne muszą obowiązywać wszystkich - pisze "Le Point". Podobieństwo konstytucji do Biblii odkrył też, choć z innego punktu widzenia, brytyjski "The Daily Telegraph". Gazeta przypomniała, że przed soborem watykańskim II Kościół instruował rzymskich katolików, aby nie czytali Biblii samodzielnie. Mogli bowiem źle zrozumieć to, co jest napisane, i popełnić błąd czy nawet grzech prywatnego osądu. Samodzielne czytanie Biblii było ideą protestancką, prowadzącą do groźnych skutków. Każdy mógł wyciągnąć z Biblii własne wnioski. Tak samo jest z zapisami traktatu konstytucyjnego. Nikt nie nakłania Europejczyków, by je czytali, a hiszpański minister sprawiedliwości powiedział otwarcie: "Nie potrzebujecie czytać traktatu, by wiedzieć, że to wspaniała rzecz".
W ten sposób eurokonstytucja otrzymała status europejskiego Pisma Świętego. Różnica między Pismem Świętym tradycyjnym i europejskim jest taka, że Biblię studiują miliony osób na świecie, a lektura konstytucji - zdaniem "The Daily Telegraph" - jest najlepszym i najtańszym środkiem nasennym na rynku, powodującym zaśnięcie po dwudziestu minutach. Utajnianie treści "biblii" w obawie przed skutkami jej akceptacji idzie tak daleko, że mimo żądań brytyjskiej akcji "Nie", domagającej się dostarczenia przez rząd egzemplarza traktatu do każdego gospodarstwa domowego, premier Tony Blair stanowczo się temu przeciwstawia, nie tłumacząc dlaczego. Jak żartują Brytyjczycy, jedynym rozsądnym powodem jest troska o zdrowie listonoszy.
Instrukcja obsługi życia
To, co normalnie wchodzi w zakres każdej konstytucji i co do czego zgadzają się eksperci, zajmuje skrawek eurokonstytucji: podział władz, parlament, sądownictwo, co lokalne, a co narodowe. Większość to nakazy i zalecenia dla ludzi, jak mają żyć. Konstytucja nakazuje pozytywną dyskryminację (przykładem było wyeliminowanie z KE Rocco Buttiglionego), wyklucza karę śmierci (od czego jest kodeks karny), zaleca wysokie wydatki publiczne, zajmuje się szczególnymi regulacjami zasad aborcji na Malcie, stalowniami w Republice Czeskiej, elektrownią jądrową na Słowacji i "prawem świadczenia usług przez osoby fizyczne, które nie mają hembygdsrtt/kotiseutuoikeus (regionalne obywatelstwo) na Wyspach Alandzkich.
To nie jest konstytucja, lecz zbiór decyzji podjętych po to, by poszerzyć i utrzymać władzę niektórych rządów nad obywatelami wszystkich krajów członkowskich. O tym, czym jest konstytucja europejska, jak powstawała i po co została spisana, świadczy chyba najlepiej różnica dzieląca ją od konstytucji amerykańskiej. Nie chodzi tylko o osławioną objętość. Konstytucja USA zaczyna się - jak wszyscy wiedzą - od słów "My, naród". Konstytucja europejska, o czym nikt nie wie, zaczyna się od słów: "Jego Wysokość Król Belgów". I to jest najlepsza ilustracja ducha tego dokumentu.
List gończy
Niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny zaprząta ostatnio następujący problem: czy szeroka współpraca wymiarów sprawiedliwości wewnątrz UE nie jest krokiem w kierunku powstania europejskiego superpaństwa i czy nieprzerwane przekazywanie kompetencji krajów członkowskich do brukselskich instytucji nie doprowadzi do "wyschnięcia" kompetencji tych państw i do odebrania praw jego obywatelom? Lewicowy tygodnik "Der Spiegel", dotychczas prounijny i euroentuzjastyczny, przytoczył spektakularny przypadek łamania praw obowiązujących w krajach unii przez dyrektywy brukselskie. Oto obywatel niemiecki, 46-letni Mamoun Darkazanli, podejrzany o przynależność do Al-Kaidy, został aresztowany w Hamburgu na podstawie hiszpańskiego listu gończego i miał być odstawiony do Madrytu. Niecałą godzinę przed odlotem samolotu ekstradycję wstrzymał niemiecki Trybunał Konstytucyjny.
Obowiązujące w tej chwili przepisy UE doprowadziły do groteskowej sytuacji. Niemiecki obywatel oskarżany przez inne państwo unii o przestępstwa popełnione w Niemczech miał być oddany w ręce jurysdykcji obcego państwa, a tego zabrania ustawa zasadnicza RFN, i to w części, która nigdy nie może zostać zmieniona.
Drugi Senat Federalnego Trybunału Konstytucyjnego pod przewodnictwem sędziego Uda Di Fabio ma ogłosić 15 kwietnia precedensowy wyrok, opierając się na sprawie Darkazanlego. Wyrok, który może nie tylko postawić pod znakiem zapytania współpracę policyjną i sądowniczą RFN z krajami unii, ale także podać w wątpliwość całą integrację europejską w obecnym kształcie, a tym bardziej tę przyszłą, przepisaną przez traktat konstytucyjny. Jak pisze "Der Spiegel", sędziowie mają wątpliwości co do realizowania zasady demokracji w UE, kwestionują stopniowe pozbawianie znaczenia państw narodowych oraz rozmywanie prawa państwowego w sposób sprzeczny z przepisami konstytucyjnymi.
Drżyjcie, Europejczycy! Choć nie złamaliście prawa w swoim kraju, nie opuszczając go na chwilę, może się okazać, że złamaliście prawo innego kraju. Wówczas zostaniecie oskarżeni i skazani według prawa kraju, w którym wasze postępowanie się nie podoba. "Der Spiegel" podaje przykłady takich rozbieżności. W Niemczech ściganie za tzw. kłamstwo oświęcimskie jest karane surowiej niż w niektórych krajach unii, w innych z kolei nie jest wcale karane. Podobnie jest z eutanazją, która w jednym kraju jest przestępstwem, a w innych nie. Zażywanie narkotyków miękkich jest ścigane zarówno w Polsce, jak i w Niemczech, w Holandii zaś jest dopuszczalne.
Tzw. europejski list gończy, który w traktacie konstytucyjnym jest przedstawiany jako kamień węgielny "obszaru wolności, bezpieczeństwa i praworządności", w rzeczywistości stał się symbolem utraty suwerenności państw członkowskich. Pozostaje w sprzeczności z konstytucjami tych państw, które za podstawowy składnik narodowej suwerenności uważają rozstrzyganie władzy państwowej o winie i karze, o tym co dobre, a co złe. Winfried Hassemer, profesor prawa karnego, wiceprzewodniczący Federalnego Trybunału Konstytucyjnego, potwierdza obawy eurosceptyków, konstatując z rozgoryczeniem: "Pociąg do Europy już odjechał także w dziedzinie prawa karnego, bez możliwości jego zatrzymania".
Czym jest państwo i jego instytucje utrzymywane z kieszeni podatników, skoro nie mogą chronić obywateli przed ściganiem ich przez wymiar sprawiedliwości innego państwa? Nie wiemy, jaka będzie decyzja niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego, ale wiemy już, że mieli rację ci eksperci, którzy w eurokonstytucji widzieli zagrożenie dla jednostkowych praw obywatelskich. To zagrożenie stało się faktem i wisi nad każdym z nas, nie wyłączając euroentuzjastów.
Święta konstytucja
Tak wygląda integracja europejska i jej dzisiejsze skutki. Traktat konstytucyjny jeszcze pogorszy sytuację. Świadomość jego absurdalności i szkodliwości ma wbrew temu, co wiemy na ten temat w Polsce, wiele osób publicznych reprezentujących różne opcje polityczne praktycznie we wszystkich krajach UE. Jest dość zabawne, że w tym samym czasie po obu stronach kanału La Manche publicyści zauważyli to samo - podobieństwo traktatu konstytucyjnego do Biblii, a konkretnie do Starego Testamentu. Francuski tygodnik "Le Point" napisał, że konstytucja unijna, którą można kupić za 4 euro, wydrukowana na tzw. biblijnym papierze i w podobnym do biblijnego układzie graficznym, przypomina Biblię nie tylko zewnętrznie. Jej podobieństwo do ksiąg kapłańskich i innych fragmentów dotyczących szczegółowych przepisów na temat hierarchii, postępowania, składania ofiar, urządzania świątyni, posiłków i dni świątecznych jest uderzające.
Biblijne zasady obowiązują tylko wierzących, konstytucyjne muszą obowiązywać wszystkich - pisze "Le Point". Podobieństwo konstytucji do Biblii odkrył też, choć z innego punktu widzenia, brytyjski "The Daily Telegraph". Gazeta przypomniała, że przed soborem watykańskim II Kościół instruował rzymskich katolików, aby nie czytali Biblii samodzielnie. Mogli bowiem źle zrozumieć to, co jest napisane, i popełnić błąd czy nawet grzech prywatnego osądu. Samodzielne czytanie Biblii było ideą protestancką, prowadzącą do groźnych skutków. Każdy mógł wyciągnąć z Biblii własne wnioski. Tak samo jest z zapisami traktatu konstytucyjnego. Nikt nie nakłania Europejczyków, by je czytali, a hiszpański minister sprawiedliwości powiedział otwarcie: "Nie potrzebujecie czytać traktatu, by wiedzieć, że to wspaniała rzecz".
W ten sposób eurokonstytucja otrzymała status europejskiego Pisma Świętego. Różnica między Pismem Świętym tradycyjnym i europejskim jest taka, że Biblię studiują miliony osób na świecie, a lektura konstytucji - zdaniem "The Daily Telegraph" - jest najlepszym i najtańszym środkiem nasennym na rynku, powodującym zaśnięcie po dwudziestu minutach. Utajnianie treści "biblii" w obawie przed skutkami jej akceptacji idzie tak daleko, że mimo żądań brytyjskiej akcji "Nie", domagającej się dostarczenia przez rząd egzemplarza traktatu do każdego gospodarstwa domowego, premier Tony Blair stanowczo się temu przeciwstawia, nie tłumacząc dlaczego. Jak żartują Brytyjczycy, jedynym rozsądnym powodem jest troska o zdrowie listonoszy.
Instrukcja obsługi życia
To, co normalnie wchodzi w zakres każdej konstytucji i co do czego zgadzają się eksperci, zajmuje skrawek eurokonstytucji: podział władz, parlament, sądownictwo, co lokalne, a co narodowe. Większość to nakazy i zalecenia dla ludzi, jak mają żyć. Konstytucja nakazuje pozytywną dyskryminację (przykładem było wyeliminowanie z KE Rocco Buttiglionego), wyklucza karę śmierci (od czego jest kodeks karny), zaleca wysokie wydatki publiczne, zajmuje się szczególnymi regulacjami zasad aborcji na Malcie, stalowniami w Republice Czeskiej, elektrownią jądrową na Słowacji i "prawem świadczenia usług przez osoby fizyczne, które nie mają hembygdsrtt/kotiseutuoikeus (regionalne obywatelstwo) na Wyspach Alandzkich.
To nie jest konstytucja, lecz zbiór decyzji podjętych po to, by poszerzyć i utrzymać władzę niektórych rządów nad obywatelami wszystkich krajów członkowskich. O tym, czym jest konstytucja europejska, jak powstawała i po co została spisana, świadczy chyba najlepiej różnica dzieląca ją od konstytucji amerykańskiej. Nie chodzi tylko o osławioną objętość. Konstytucja USA zaczyna się - jak wszyscy wiedzą - od słów "My, naród". Konstytucja europejska, o czym nikt nie wie, zaczyna się od słów: "Jego Wysokość Król Belgów". I to jest najlepsza ilustracja ducha tego dokumentu.
Więcej możesz przeczytać w 13/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.