Trudno wśród Czeczenek znaleźć matkę, która nie pochowałaby któregoś ze swych dzieci Człowiek kamienowany cierpieniem sam kamienieje. Kobiety czeczeńskiej wojny to kamienie w człowieczej powłoce. Swych pierwszych zabitych i rannych wyciągały spod zbombardowanych domów ponad dziesięć lat temu - w grudniu 1994 r. Pierwszych torturowanych mężczyzn ratowały lub grzebały podczas wojny, która się wtedy zaczęła. I robią to do dziś. Grzebią, jeśli znajdą trupa. Główne zajęcie Czeczenek: poszukiwanie mężczyzn - żywych lub martwych. Od lat ludzie w maskach zabierają z domów i ulic Czeczenów w wieku 14-70 lat. Potem kobiety piszą do prokuratur, administracji, sztabów i prezydenta Putina. Rozklejają na słupach zawiadomienia z fotografiami. Brodzą po świeżo odgrzebanych bezimiennych dołach ze szczątkami i szukają skrawka znajomego ciała, znanej kurtki lub dżinsów. Mają wygasłe, suche oczy. Kamienie nie płaczą.
Od lata 1999 r. w Czeczenii i okolicach stacjonuje stutysięczna armia rosyjska, z oddziałami MSW, FSB i GRU włącznie. Jej rdzeń to najemnicy. Poddawani przed wyjazdem psychicznej i fizycznej "obróbce" panowie życia i śmierci przyjeżdżają do okupowanej republiki przekonani o bezkarności wobec "terrorystów". A terrorystą - jak twierdzą rosyjscy generałowie - jest nawet ciężarna kobieta, bo przecież urodzi terrorystę. Rozprucie jej brzucha to - ich zdaniem - nic strasznego. Tym bardziej że ciężarna niezbyt nadaje się do gwałcenia.
Płk Jurij Budanow, który zgwałcił, a potem zabił Czeczenkę Elzę Kungajewą, stanął przed sądem tylko dlatego, że podwładni, którym się naraził, ujawnili jego zbrodnię. Takich jak on są w Czeczenii tysiące, nikt ich nie ściga, bo surowy obyczaj nie pozwala się Czeczence przyznać do najstraszniejszej hańby, jaką jest zbliżenie z obcym mężczyzną. Rodzina - ze względu na okoliczności - jej nie potępi, ale piętno pozostaje. Nikt się z nią już nie ożeni. Gwałty są tym dramatyczniejsze, że na ogół są to gwałty zbiorowe, a towarzyszą im inne okrutne akty przemocy.
W sierpniu 2002 r. zaraz po zaczystce (czyli obławie) w miejscowości Cocin Jurt Roza S. opowiadała mi, jak kilku żołnierzy znęcało się nad nią (w domyśle: gwałciło), podczas gdy jeden trzymał jej roczną córeczkę w pętli zrobionej z niemowlęcych śpioszków. Dziecko siniało na jej oczach. Potem wstrzyknięto jej zielony płyn, mówiąc, że "dzieci to już ona mieć nie będzie". Wzmianka o wstrzykiwanym kobietom "czymś zielonym" pojawiała się w tym czasie kilka razy w moich rozmowach z Czeczenkami.
To właśnie one stają się szahidkami. Bo gwałt musi być pomszczony. Jeśli kobiecie zabito już męża i braci, na zemstę decyduje się ona sama, zmywając hańbę z siebie i rodziny. W marcu 2002 r. podczas zaczystki w Argunie żołnierze wdarli się do domu 32-letniej Luizy Bakujewej. Na piecu stał gar kipiącej wody do prania. Żołnierze wrzucili do niego jedyne dziecko Luizy, trzyletnią córeczkę. Gdy dziecko umierało, Luizę gwałciło siedemnastu pijanych, znarkotyzowanych mężczyzn. W październiku 2002 r. świat zobaczył ją na ekranach telewizorów wśród odzianych na czarno szahidek w teatrze na Dubrowce podczas spektaklu "Nord - Ost".
Strażniczki domu
Żołnierze nie oszczędzają i starszych kobiet. Tysiące przeżyły to, co 65-letnia Zura Kadijewa, którą żołnierze najpierw lżyli, a potem przywiązaną do krzesła pobili. Strzelali jej pod nogi, grożąc śmiercią, jeśli nie wskaże, gdzie jest jej syn, a gdy straciła przytomność, ograbili dom.
Ofiarami grabieży są przede wszystkim kobiety strzegące domów, w których zabrakło mężczyzn. Kolby i kopniaki spadają na matki, siostry, żony i córki. Wieloletni stres doprowadził zdecydowaną większość z nich do trwałych uszkodzeń układu nerwowego: straciły pamięć i zdolność jasnego kojarzenia. Od lat przecież nawet nie rozbierają się na noc w oczekiwaniu odzianego w mundur nieszczęścia... Niemal wszystkie cierpią na dolegliwości ginekologiczne: to efekt zim spędzonych pod namiotami lub w ruinach. Rak piersi nawet u nastolatek to pokłosie bomb chemicznych nie tak dawno zrzucanych na Czeczenię. Ponieważ zabroniony jest wszelki ruch nocą, do chorej lub rodzącej lekarz nie dotrze na czas: płód umiera w ich łonie, co często kończy się śmiercią samych kobiet.
Trudno chyba wśród Czeczenek znaleźć matkę, która nie pochowała któregoś ze swych dzieci albo dziecka z najbliższej rodziny. Obrońcy praw człowieka mówią o 42 tys. zabitych dzieci. Kalek nikt nie zliczy.
W 1995 r. spadające na Grozny bomby nie do końca rozbiły system wodno-kanalizacyjny: tu i ówdzie z kranu ciekła woda. Po 1999 r. nie ma już tam takich kranów. Wodę trzeba kupować i nosić. Czeczenki, bezustannie szorujące i myjące wszystko wokół, z trudem przywołują resztki sił i zapału, by sprostać tradycyjnej schludności. Ich głównym zajęciem jest handel. Wszyscy handlują wszystkim - trudno z tego wyżyć, ale innej pracy nie ma. Ileż nauczycielek mogą zatrudnić szkoły, na ogół ledwie zipiące w jakiejś nie ogrzewanej ruinie? Ile pielęgniarek potrzeba kilkunastu z trudem działającym w republice szpitalom?
Lata pod uchodźczymi namiotami w sąsiadującej z Czeczenią Inguszetii, lata bez pracy, a pod opieką organizacji humanitarnych, zamieniły córy hardego narodu w apatyczne, wypatrujące darów istoty. Na ulicach Groznego pojawiły się nie istniejące dawniej w Czeczenii żebraczki. Gorzej: w obyczaju, w którym kontakt kobiety i mężczyzny regulowany jest najsurowszymi prawami, pojawiła się prostytucja. Kolejny efekt największego dla Czeczenki dramatu: gwałtu, a więc i odrzucenia przez swoich.
Rok 2004 zmienił mechanizm i tok wojny eufemistycznie zwanej konfliktem. Po pierwsze - do mężczyzn zabieranych po to, by "wybić" z nich zeznania i zastraszyć, masowo dołączono kobiety. Torturuje się je i zabija tak jak ich synów, mężów i braci. Wprowadzono bowiem system odpowiedzialności zbiorowej rodzin podejrzanych o kontakty z partyzantami. Tak właśnie zakładnikami stali się krewni Maschadowa, łącznie z jego 65-letnią siostrą i narzeczoną siostrzeńca, którą zabrano z jej własnego ślubu. Były "prezydent" Czeczenii, prorosyjski Achmad Kadyrow (zabity 9 maja 2004 r.), zapowiadał rozprawę nie tylko z rodzinami "bandytów", ale i z ich sąsiadami. Był to dalszy etap tzw. czeczenizacji wojny, tj. rozprawy Czeczenów między sobą. - To nic - powiedziała mi niedawno jedna z byłych zakładniczek, której chleb i wodę przyniesiono do lodowatej celi z żelaznym łóżkiem dopiero trzeciego dnia po zatrzymaniu. - Każdy ma krewnych. Teraz ja się niektórymi zajmę...
Po drugie - wojna rozprzestrzeniła się na sąsiednie republiki. Po czerwcowym ataku na MSW w Inguszetii do czeczeńskich wdów i matek opłakujących dzieci dołączyły inguskie. A potem osetyjskie. Jeszcze później - te z Kabardyno-Bałkarii.
I przecież od lat płaczą i matki rosyjskie. "Konflikt" rosyjsko-czeczeński mnoży nie tylko tortury i śmierć. Mnoży nienawiść. Kamienie dobre nie bywają.
Płk Jurij Budanow, który zgwałcił, a potem zabił Czeczenkę Elzę Kungajewą, stanął przed sądem tylko dlatego, że podwładni, którym się naraził, ujawnili jego zbrodnię. Takich jak on są w Czeczenii tysiące, nikt ich nie ściga, bo surowy obyczaj nie pozwala się Czeczence przyznać do najstraszniejszej hańby, jaką jest zbliżenie z obcym mężczyzną. Rodzina - ze względu na okoliczności - jej nie potępi, ale piętno pozostaje. Nikt się z nią już nie ożeni. Gwałty są tym dramatyczniejsze, że na ogół są to gwałty zbiorowe, a towarzyszą im inne okrutne akty przemocy.
W sierpniu 2002 r. zaraz po zaczystce (czyli obławie) w miejscowości Cocin Jurt Roza S. opowiadała mi, jak kilku żołnierzy znęcało się nad nią (w domyśle: gwałciło), podczas gdy jeden trzymał jej roczną córeczkę w pętli zrobionej z niemowlęcych śpioszków. Dziecko siniało na jej oczach. Potem wstrzyknięto jej zielony płyn, mówiąc, że "dzieci to już ona mieć nie będzie". Wzmianka o wstrzykiwanym kobietom "czymś zielonym" pojawiała się w tym czasie kilka razy w moich rozmowach z Czeczenkami.
To właśnie one stają się szahidkami. Bo gwałt musi być pomszczony. Jeśli kobiecie zabito już męża i braci, na zemstę decyduje się ona sama, zmywając hańbę z siebie i rodziny. W marcu 2002 r. podczas zaczystki w Argunie żołnierze wdarli się do domu 32-letniej Luizy Bakujewej. Na piecu stał gar kipiącej wody do prania. Żołnierze wrzucili do niego jedyne dziecko Luizy, trzyletnią córeczkę. Gdy dziecko umierało, Luizę gwałciło siedemnastu pijanych, znarkotyzowanych mężczyzn. W październiku 2002 r. świat zobaczył ją na ekranach telewizorów wśród odzianych na czarno szahidek w teatrze na Dubrowce podczas spektaklu "Nord - Ost".
Strażniczki domu
Żołnierze nie oszczędzają i starszych kobiet. Tysiące przeżyły to, co 65-letnia Zura Kadijewa, którą żołnierze najpierw lżyli, a potem przywiązaną do krzesła pobili. Strzelali jej pod nogi, grożąc śmiercią, jeśli nie wskaże, gdzie jest jej syn, a gdy straciła przytomność, ograbili dom.
Ofiarami grabieży są przede wszystkim kobiety strzegące domów, w których zabrakło mężczyzn. Kolby i kopniaki spadają na matki, siostry, żony i córki. Wieloletni stres doprowadził zdecydowaną większość z nich do trwałych uszkodzeń układu nerwowego: straciły pamięć i zdolność jasnego kojarzenia. Od lat przecież nawet nie rozbierają się na noc w oczekiwaniu odzianego w mundur nieszczęścia... Niemal wszystkie cierpią na dolegliwości ginekologiczne: to efekt zim spędzonych pod namiotami lub w ruinach. Rak piersi nawet u nastolatek to pokłosie bomb chemicznych nie tak dawno zrzucanych na Czeczenię. Ponieważ zabroniony jest wszelki ruch nocą, do chorej lub rodzącej lekarz nie dotrze na czas: płód umiera w ich łonie, co często kończy się śmiercią samych kobiet.
Trudno chyba wśród Czeczenek znaleźć matkę, która nie pochowała któregoś ze swych dzieci albo dziecka z najbliższej rodziny. Obrońcy praw człowieka mówią o 42 tys. zabitych dzieci. Kalek nikt nie zliczy.
W 1995 r. spadające na Grozny bomby nie do końca rozbiły system wodno-kanalizacyjny: tu i ówdzie z kranu ciekła woda. Po 1999 r. nie ma już tam takich kranów. Wodę trzeba kupować i nosić. Czeczenki, bezustannie szorujące i myjące wszystko wokół, z trudem przywołują resztki sił i zapału, by sprostać tradycyjnej schludności. Ich głównym zajęciem jest handel. Wszyscy handlują wszystkim - trudno z tego wyżyć, ale innej pracy nie ma. Ileż nauczycielek mogą zatrudnić szkoły, na ogół ledwie zipiące w jakiejś nie ogrzewanej ruinie? Ile pielęgniarek potrzeba kilkunastu z trudem działającym w republice szpitalom?
Lata pod uchodźczymi namiotami w sąsiadującej z Czeczenią Inguszetii, lata bez pracy, a pod opieką organizacji humanitarnych, zamieniły córy hardego narodu w apatyczne, wypatrujące darów istoty. Na ulicach Groznego pojawiły się nie istniejące dawniej w Czeczenii żebraczki. Gorzej: w obyczaju, w którym kontakt kobiety i mężczyzny regulowany jest najsurowszymi prawami, pojawiła się prostytucja. Kolejny efekt największego dla Czeczenki dramatu: gwałtu, a więc i odrzucenia przez swoich.
Rok 2004 zmienił mechanizm i tok wojny eufemistycznie zwanej konfliktem. Po pierwsze - do mężczyzn zabieranych po to, by "wybić" z nich zeznania i zastraszyć, masowo dołączono kobiety. Torturuje się je i zabija tak jak ich synów, mężów i braci. Wprowadzono bowiem system odpowiedzialności zbiorowej rodzin podejrzanych o kontakty z partyzantami. Tak właśnie zakładnikami stali się krewni Maschadowa, łącznie z jego 65-letnią siostrą i narzeczoną siostrzeńca, którą zabrano z jej własnego ślubu. Były "prezydent" Czeczenii, prorosyjski Achmad Kadyrow (zabity 9 maja 2004 r.), zapowiadał rozprawę nie tylko z rodzinami "bandytów", ale i z ich sąsiadami. Był to dalszy etap tzw. czeczenizacji wojny, tj. rozprawy Czeczenów między sobą. - To nic - powiedziała mi niedawno jedna z byłych zakładniczek, której chleb i wodę przyniesiono do lodowatej celi z żelaznym łóżkiem dopiero trzeciego dnia po zatrzymaniu. - Każdy ma krewnych. Teraz ja się niektórymi zajmę...
Po drugie - wojna rozprzestrzeniła się na sąsiednie republiki. Po czerwcowym ataku na MSW w Inguszetii do czeczeńskich wdów i matek opłakujących dzieci dołączyły inguskie. A potem osetyjskie. Jeszcze później - te z Kabardyno-Bałkarii.
I przecież od lat płaczą i matki rosyjskie. "Konflikt" rosyjsko-czeczeński mnoży nie tylko tortury i śmierć. Mnoży nienawiść. Kamienie dobre nie bywają.
Więcej możesz przeczytać w 13/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.