Schwarzenegger w ciągu pół roku zreformuje to, czego polscy politycy nie potrafią zrobić od piętnastu lat W pewnym szczęśliwym kraju dzięki omamieniu wyborców nierealistycznymi obietnicami władzę przejęli lewicowcy. Partia obsadziła wszystkie stanowiska swoimi ludźmi i zaprowadziła rządy "towarzyszy". Ci zaczęli traktować powierzone im agendy rządowe jak własny folwark i prześcigali się w wydawaniu publicznych pieniędzy. Deficyt budżetowy szybko wzrósł, osiągając niewyobrażalny poziom 30 proc. wydatków. Mimo to funduszy wciąż było mało. A że dalsze pożyczanie było coraz trudniejsze, zwiększono stawki podatkowe, chaotycznie cięto koszty. Deficyt rósł jednak nadal, aż doszedł do 38 proc. wydatków. O którym kraju mowa? O Polsce, ale i o Kalifornii, stanie leżącym "na wschód od Edenu", gdzie trawa zielona i woda czysta, a na drzewach, jeżeli im tylko za bardzo nie przeszkadzać, zamiast kwaśnych jabłek rosną dolary.
Ten piękny kraj lewicowa Partia Demokratyczna i wywodzący się z niej senator Gray Davis pomału zaczęli przybliżać do Polski, gdzie deficyt budżetowy sięga około 30 proc. wydatków (tylko że nasz budżet to 50 mld dolarów, a budżet Kalifornii - ponad 100 mld dolarów). W Polsce PKB na mieszkańca wynosi 6 tys. dolarów, w Kalifornii - 50 tys. dolarów. U nas także rządzą "lewicowi demokraci", którzy traktują ojczyznę jak własny folwark. Tylko że nasz Gray Davis nazywa się Aleksander Kwaśniewski.
Johnny się wkurzył, Jan Śpi spokojnie
Jesienią 2003 r. mieszkańcy Kalifornii powiedzieli: dość. Przeprowadzili procedurę lokalnego impeachmentu i w referendum, w którym wzięło udział 8,3 mln osób, czyli ponad połowa uprawnionych (w Polsce w referendach decydujących o odwołaniu prezydenta miasta siedzącego w więzieniu głosuje 5-10 proc. wyborców), zdecydowali o odwołaniu gubernatora i przeprowadzeniu przedterminowych wyborów. Wygrał je republikanin Arnold Schwarzenegger, który rozpoczął rządy od demontowania socjalizmu skuteczniej niż prezydent Stanów Zjednoczonych. Rządy Busha, według oceny Miltona Friedmana, to bowiem sukces w zastopowaniu rozprzestrzeniania się socjalizmu i brak sukcesu w jego cofnięciu. Schwarzenegger socjalizm cofnął. Terminator Schwarzenegger pierwszego dnia urzędowania unieważnił decyzję swego demokratycznego poprzednika, który o 300 proc. podniósł podatek "od samochodów". Ponad 27 mln zmotoryzowanych odetchnęło z ulgą, bo każdemu z nich zostało w kieszeni przeciętnie 400 dolarów. Polakom nikt raz podniesionych podatków nigdy nie obniżył.
Schwarzenegger tnie
Nowy gubernator zaatakował biurokrację - głównego przeciwnika. Zaczął od reformy rządu stanowego, składającego się z 11 ministerstw, 79 urzędów oraz ponad 300 biur i komisji. To labirynt, w którym potrafią się poruszać tylko wtajemniczeni i lobbyści, bo - na przykład - sprawami edukacji zajmuje się ponad 20 różnych urzędów. Z kolei dane dotyczące służby zdrowia znajdują się aż w 60 różnych systemach komputerowych. Wielu najwyższych funkcjonariuszy stanowych (a doliczono się ich 2500) za obecność przez dwa dni w miesiącu w stolicy stanu Sacramento otrzymuje 100 tys. USD rocznie. Długie kolejki do okienek i tygodnie oczekiwania na decyzje dopełniają obraz antycznej struktury biurokracji stanowej. Gubernator Schwarzenegger zamierza rozwiązać urzędy, biura i komisje. Dzięki nowoczesnym technologiom chce usprawnić obsługę ludności oraz zmniejszyć zatrudnienie i koszty. W tej sprawie wypowiedział się sam Bill Gates, który stwierdził, że "rząd stanowy jest daleko w tyle za biznesem, biorąc pod uwagę wykorzystanie narzędzi wieku cyfrowego. Mimo że gospodarka jest w pełni skomputeryzowana, wciąż odczuwa ciężar papierów i formularzy, bo rząd ciągle nie jest online". I to w stanie, w którym narodził się komputer. Reorganizacja proponowana przez Schwarzeneggera powinna zmniejszyć wydatki budżetu stanowego w najbliższych pięciu latach o 32 mld USD i zmniejszyć zatrudnienie w urzędach o 12 tys. osób.
Polakom nikt nie proponował redukcji zatrudnienia w administracji (które przez ostatnich 10 lat zwiększyło się z 290 tys. do 560 tys. pracowników), podobnie jak poprawy jej jakości pracy. W osławionym planie Hausnera, który zakładał 20 mld zł oszczędności do roku 2007, zmniejszenie wydatków na administrację miało przynieść 1,3 mld zł. Początkowo, bo w wersji ostatecznej skończyło się na 96 mln zł. A i to nieprawda, bo w tegorocznym budżecie przy 10-procentowym (nominalnie) wzroście wydatków nakłady na administrację zwiększyły się o 20 proc.
Ultimatum Schwarzeneggera
Propozycje zmian gubernator Schwarzenegger przedstawił w styczniu na posiedzeniu obu izb stanowej legislatury w orędziu o stanie Kalifornii. Postawił przy tym ultimatum parlamentowi zdominowanemu przez demokratów, żądając, by odpowiednie ustawy uchwalono nie później niż 1 marca. Zagroził, że jeśli to nie nastąpi, poprosi mieszkańców, by sami podjęli decyzje w referendum.
Ustaw jednak nie uchwalono. Schwarzenegger wsiadł do prywatnego samochodu i objeżdża miasta i miasteczka Kalifornii z kampanią na rzecz reformy.
Arnold daje przykład
Schwarzenegger wygrał kilka bitew, ale wojna jeszcze trwa. Przeciwne jego propozycjom są związki zawodowe - silny sojusznik demokratów. Warto jednak wierzyć, że mu się uda. Dobrze by było, gdyby ktoś dał nam przykład, że można wprowadzić polski plan Schwarzeneggera.
Jest na to szansa, ale pod dwoma warunkami: Polacy muszą uwierzyć, że jest to możliwe i że tylko od nich zależy, czy się uda, a "klubom" z Krakowskiego Przedmieścia, Alei Ujazdowskich i Wiejskiej powiedzieć: "Tym panom już dziękujemy". I na ich miejsce znaleźć kulturystę terminatora, który reform się bać nie będzie. Plan Schwarzeneggera
Johnny się wkurzył, Jan Śpi spokojnie
Jesienią 2003 r. mieszkańcy Kalifornii powiedzieli: dość. Przeprowadzili procedurę lokalnego impeachmentu i w referendum, w którym wzięło udział 8,3 mln osób, czyli ponad połowa uprawnionych (w Polsce w referendach decydujących o odwołaniu prezydenta miasta siedzącego w więzieniu głosuje 5-10 proc. wyborców), zdecydowali o odwołaniu gubernatora i przeprowadzeniu przedterminowych wyborów. Wygrał je republikanin Arnold Schwarzenegger, który rozpoczął rządy od demontowania socjalizmu skuteczniej niż prezydent Stanów Zjednoczonych. Rządy Busha, według oceny Miltona Friedmana, to bowiem sukces w zastopowaniu rozprzestrzeniania się socjalizmu i brak sukcesu w jego cofnięciu. Schwarzenegger socjalizm cofnął. Terminator Schwarzenegger pierwszego dnia urzędowania unieważnił decyzję swego demokratycznego poprzednika, który o 300 proc. podniósł podatek "od samochodów". Ponad 27 mln zmotoryzowanych odetchnęło z ulgą, bo każdemu z nich zostało w kieszeni przeciętnie 400 dolarów. Polakom nikt raz podniesionych podatków nigdy nie obniżył.
Schwarzenegger tnie
Nowy gubernator zaatakował biurokrację - głównego przeciwnika. Zaczął od reformy rządu stanowego, składającego się z 11 ministerstw, 79 urzędów oraz ponad 300 biur i komisji. To labirynt, w którym potrafią się poruszać tylko wtajemniczeni i lobbyści, bo - na przykład - sprawami edukacji zajmuje się ponad 20 różnych urzędów. Z kolei dane dotyczące służby zdrowia znajdują się aż w 60 różnych systemach komputerowych. Wielu najwyższych funkcjonariuszy stanowych (a doliczono się ich 2500) za obecność przez dwa dni w miesiącu w stolicy stanu Sacramento otrzymuje 100 tys. USD rocznie. Długie kolejki do okienek i tygodnie oczekiwania na decyzje dopełniają obraz antycznej struktury biurokracji stanowej. Gubernator Schwarzenegger zamierza rozwiązać urzędy, biura i komisje. Dzięki nowoczesnym technologiom chce usprawnić obsługę ludności oraz zmniejszyć zatrudnienie i koszty. W tej sprawie wypowiedział się sam Bill Gates, który stwierdził, że "rząd stanowy jest daleko w tyle za biznesem, biorąc pod uwagę wykorzystanie narzędzi wieku cyfrowego. Mimo że gospodarka jest w pełni skomputeryzowana, wciąż odczuwa ciężar papierów i formularzy, bo rząd ciągle nie jest online". I to w stanie, w którym narodził się komputer. Reorganizacja proponowana przez Schwarzeneggera powinna zmniejszyć wydatki budżetu stanowego w najbliższych pięciu latach o 32 mld USD i zmniejszyć zatrudnienie w urzędach o 12 tys. osób.
Polakom nikt nie proponował redukcji zatrudnienia w administracji (które przez ostatnich 10 lat zwiększyło się z 290 tys. do 560 tys. pracowników), podobnie jak poprawy jej jakości pracy. W osławionym planie Hausnera, który zakładał 20 mld zł oszczędności do roku 2007, zmniejszenie wydatków na administrację miało przynieść 1,3 mld zł. Początkowo, bo w wersji ostatecznej skończyło się na 96 mln zł. A i to nieprawda, bo w tegorocznym budżecie przy 10-procentowym (nominalnie) wzroście wydatków nakłady na administrację zwiększyły się o 20 proc.
Ultimatum Schwarzeneggera
Propozycje zmian gubernator Schwarzenegger przedstawił w styczniu na posiedzeniu obu izb stanowej legislatury w orędziu o stanie Kalifornii. Postawił przy tym ultimatum parlamentowi zdominowanemu przez demokratów, żądając, by odpowiednie ustawy uchwalono nie później niż 1 marca. Zagroził, że jeśli to nie nastąpi, poprosi mieszkańców, by sami podjęli decyzje w referendum.
Ustaw jednak nie uchwalono. Schwarzenegger wsiadł do prywatnego samochodu i objeżdża miasta i miasteczka Kalifornii z kampanią na rzecz reformy.
Arnold daje przykład
Schwarzenegger wygrał kilka bitew, ale wojna jeszcze trwa. Przeciwne jego propozycjom są związki zawodowe - silny sojusznik demokratów. Warto jednak wierzyć, że mu się uda. Dobrze by było, gdyby ktoś dał nam przykład, że można wprowadzić polski plan Schwarzeneggera.
Jest na to szansa, ale pod dwoma warunkami: Polacy muszą uwierzyć, że jest to możliwe i że tylko od nich zależy, czy się uda, a "klubom" z Krakowskiego Przedmieścia, Alei Ujazdowskich i Wiejskiej powiedzieć: "Tym panom już dziękujemy". I na ich miejsce znaleźć kulturystę terminatora, który reform się bać nie będzie. Plan Schwarzeneggera
Plan Schwarzeneggera |
---|
1. Zakaz uchwalania budżetu z deficytem. Gubernator chce w ten sposób zmusić legislaturę stanową do cięcia wydatków ze względu na niższe wpływy. 2. Zmiana systemu emerytur pracowników instytucji stanowych, którzy mają najwyższe w kraju emerytury, płatne z budżetu, co jest niesprawiedliwe w stosunku do zatrudnionych w prywatnych firmach. Gubernator proponuje obniżkę świadczeń dla funkcjonariuszy przechodzących na emeryturę i częściową prywatyzację ich systemu emerytalnego przy zastosowaniu ulg podatkowych od dodatkowych składek. 3. Zmiana systemu wynagradzania nauczycieli szkół stanowych. Płace powinny zależeć od wyników, aby szkolnictwo Kalifornii przestało uchodzić za jedno z najgorszych w Ameryce Północnej. 4. Zmiana prawa ustanowionego przez demokratów, które zakazuje prywatnym firmom budowy autostrad, przez co w takich aglomeracjach jak Los Angeles, San Francisco, San Jose, San Diego dojeżdżający do pracy coraz więcej czasu spędzają w korkach. 5. Unieważnienie prawa, zgodnie z którym w szpitalach jedna pielęgniarka ma przypadać na pięciu pacjentów. Gubernator uważa, że ustalanie tych proporcji nie powinno należeć do władz. W Kalifornii coraz częściej zamyka się szpitale z powodu braku personelu. |
Więcej możesz przeczytać w 13/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.