Zwycięskich radykałów często zalewa fala oskarżeń formułowanych przez jeszcze skrajniejszych radykałów Stało się to, co nietrudno było przewidzieć. Kampania pomówień podjęta przez polityków prawicy przeciwko Aleksandrowi Kwaśniewskiemu wymknęła się spod kontroli i przygniotła lawiną oskarżeń całą Polskę. Zeznający przed komisjami śledczymi świadkowie, sami mający zasadnicze kłopoty z wymiarem sprawiedliwości, oskarżyli nie tylko Kwaśniewskiego i działaczy lewicy, ale także pierwszoplanowe postacie prawej strony sceny politycznej.
Zaatakowani nic sobie nie robią z zarzutów, ale nie powinno im być do śmiechu. Ludzie mogą dać wiarę pomówieniom. Wystarczająco długo są bombardowani wiadomościami o gigantycznej korupcji i przestępstwach na szczytach władzy. A w subtelnościach władzy nie bardzo się orientują. To w warszawskich salonach wiadomo, kto jest z SLD czy SDPL, a kto z PO czy PiS. W Polsce powiatowej i gminnej widzi się te sprawy mniej ostro. Każdy poseł i senator, niezależnie, czy z układu rządzącego, czy z opozycji; każdy minister, mniejsza o to, czy obecny, czy dawny, postrzegany jest jako element establishmentu.
Gdyby ludzie rozróżniali między "nieuczciwym układem rządzącym" a "cnotliwą opozycją", Sejm tak bardzo nie dołowałby w sondażach badających zaufanie do instytucji publicznych. Przecież posłowie utożsamiani z rządem są w nim w mniejszości. Jeśli obywatele dostrzegaliby różnicę między nimi a posłami opozycji, znalazłoby to odzwierciedlenie we wspomnianych badaniach. Ludzie ceniący sobie posłów opozycji przenieśliby tę opinię choćby na część parlamentu, a tak przecież nie czynią. Wyrażają się źle o całej instytucji, bo wszystkich wrzucają do jednego worka.
Wpajanie ludziom przez opozycję przekonania, że władza myśli wyłącznie o napychaniu własnych kieszeni, nie jest pomysłem oryginalnym. W historii wielokrotnie posługiwano się podobną metodą dyskredytowania przeciwnika. Historia pokazuje też jednak, że często taki chwyt okazywał się pułapką dla jego autorów. Owszem, wygrywali, ale szybko zalewała ich fala nowych oskarżeń, formułowanych przez jeszcze skrajniejszych radykałów.
Wiele wskazuje na to, że ten scenariusz może i u nas się powtórzyć. Łatwo zauważyć, że w kampanii pomówień przodują politycy, którzy mają niewielkie szanse wejścia do przyszłego układu rządzącego. Pozostawieni poza nim będą go dyskredytowali tak samo, jak czynią to dzisiaj. Co więcej, sięgną do tych samych materiałów, w których nagle odkryją zarzuty przeciwko nowym rywalom. Na razie tego nie robią, bo w kogo innego rzucają błotem. Jutro jednak sojusze się odwrócą i zeznania "skruszonych przestępców" zostaną na nowo odczytane i wykrzyczane z sejmowej trybuny jako dowód nieuczciwości aktualnej władzy.
Kiedy więc dzisiaj słyszy się hałas pomówień, nie ma się co cieszyć, że obezwładnia on polityczną konkurencję. Jutro można samemu polec od tej broni.
Gdyby ludzie rozróżniali między "nieuczciwym układem rządzącym" a "cnotliwą opozycją", Sejm tak bardzo nie dołowałby w sondażach badających zaufanie do instytucji publicznych. Przecież posłowie utożsamiani z rządem są w nim w mniejszości. Jeśli obywatele dostrzegaliby różnicę między nimi a posłami opozycji, znalazłoby to odzwierciedlenie we wspomnianych badaniach. Ludzie ceniący sobie posłów opozycji przenieśliby tę opinię choćby na część parlamentu, a tak przecież nie czynią. Wyrażają się źle o całej instytucji, bo wszystkich wrzucają do jednego worka.
Wpajanie ludziom przez opozycję przekonania, że władza myśli wyłącznie o napychaniu własnych kieszeni, nie jest pomysłem oryginalnym. W historii wielokrotnie posługiwano się podobną metodą dyskredytowania przeciwnika. Historia pokazuje też jednak, że często taki chwyt okazywał się pułapką dla jego autorów. Owszem, wygrywali, ale szybko zalewała ich fala nowych oskarżeń, formułowanych przez jeszcze skrajniejszych radykałów.
Wiele wskazuje na to, że ten scenariusz może i u nas się powtórzyć. Łatwo zauważyć, że w kampanii pomówień przodują politycy, którzy mają niewielkie szanse wejścia do przyszłego układu rządzącego. Pozostawieni poza nim będą go dyskredytowali tak samo, jak czynią to dzisiaj. Co więcej, sięgną do tych samych materiałów, w których nagle odkryją zarzuty przeciwko nowym rywalom. Na razie tego nie robią, bo w kogo innego rzucają błotem. Jutro jednak sojusze się odwrócą i zeznania "skruszonych przestępców" zostaną na nowo odczytane i wykrzyczane z sejmowej trybuny jako dowód nieuczciwości aktualnej władzy.
Kiedy więc dzisiaj słyszy się hałas pomówień, nie ma się co cieszyć, że obezwładnia on polityczną konkurencję. Jutro można samemu polec od tej broni.
Więcej możesz przeczytać w 13/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.