W Izraelu odkryto warsztaty specjalizujące się w fałszowaniu archeologicznych znalezisk
Muzeum w Jerozolimie zapłaciło ponad 500 tys. dolarów za rzeźbiony w kości słoniowej owoc granatu, który miał wieńczyć królewskie berło z czasów króla Salomona. Na podstawie inskrypcji wyrytej na jego powierzchni: "Należy do Świątyni Pana, świętej dla kapłanów", eksperci uznali, że obiekt pochodzi ze słynnej świątyni Salomona w Jerozolimie, spalonej w VI wieku p.n.e. przez babilońskiego króla Nabuchodonozora. Byłby to jedyny materialny dowód na istnienie tej świątyni, toteż główka berła stała się perłą kolekcji muzealnej. Dopiero w tym roku, prawie 20 lat po zakupie, obiekt został przeanalizowany przez ekspertów z uniwersytetu w Tel Awiwie pracujących pod kierunkiem Yuvala Gorena. Badania wykazały, że pochodzi on z epoki brązu, powstał zatem kilkaset, a nawet kilka tysięcy lat przed wybudowaniem świątyni Salomona!
Widoczna na nim inskrypcja została wyryta niedawno, a wypełniająca litery patyna została sztucznie stworzona z wykorzystaniem krzemionki. Goren wykrył fałszerstwo dzięki mikroskopowi skaningowemu najnowszej generacji, ale podobną ekspertyzę można było uzyskać już w latach 70. XX wieku, wykorzystując zwykły mikroskop. Nikomu jednak na tym nie zależało, bo chęć posiadania w kolekcji oryginalnego obiektu ze świątyni Salomona okazała się silniejsza niż zdrowy rozsądek.
Kości Jakuba
Fałszerstwa w archeologii są na porządku dziennym, a wiele z nich dotyczy wydarzeń biblijnych. Przykładem jest ossuarium Jakuba, brata Jezusa. Była to skrzynia z wapienia używana w I wieku n.e. do przechowywania kości po rozkładzie tkanek złożonego w grobie ciała, z inskrypcją z imieniem syna Józefa i brata Jezusa, który - według żydowskiego historyka Józefa Flawiusza - został ukamienowany w 62 r. n.e. Odnalezienie ossuarium zostało nazwane przez media najważniejszym odkryciem w badaniach nad Nowym Testamentem. Zaprezentowano je z pompą na wystawie w muzeum w Toronto w Kanadzie. Dopiero badania Yuvala Gorena, "pogromcy fałszerzy", wykazały, że napis sfabrykowano przy użyciu sproszkowanej kredy zmieszanej z wodą. Taka patyna nigdy nie mogłaby się uformować w naturalnych warunkach.
Fałszerstwem okazała się też tabliczka z imieniem króla Joasza, z informacją o przebudowie świątyni Salomona w Jerozolimie. Miała ona być, podobnie jak główka berła z muzeum w Jerozolimie, materialnym śladem istnienia najświętszego sanktuarium religii żydowskiej. Geolodzy potwierdzili autentyczność zabytku. I być może tabliczka byłaby sensacją archeologiczną, gdyby laboratorium Gorena nie odkryło fałszerstwa podobnego jak w wypadku berła Salomona. Tabliczka była starożytna, ale wyryte na niej inskrypcje powstały kilka lat temu.
Odkrycia laboratorium Yuvala Gorena doprowadziły do aresztowania Odeda Golana, właściciela tabliczki i handlarza antykami. W fałszerskich warsztatach w Tel Awiwie i Ramat Gan znajdował się zestaw narzędzi do wykonywania i postarzania inskrypcji oraz plik artykułów naukowych na temat pisma i języka z okresu pierwszej świątyni Salomona. Policja znalazła też "starożytne" pieczęcie w różnym stadium produkcji, m.in. pieczęć Jotama, biblijnego króla Judei. Wypuszczona na rynek antykwaryczny wywołałaby zapewne kolejną "naukową rewolucję".
Jaskinia proroka
Polityczny wydźwięk ma ubiegłoroczne odkrycie archeologa Shimona Gibsona, który również pospieszył się z wyciąganiem wniosków. Gibson twierdzi, że odnalazł jaskinię, w której mieszkał i nauczał Jan Chrzciciel. Około 5 km od wsi Ein Kerem w Izraelu, która - według tradycji biblijnej - była miejscem narodzin proroka, na terenie należącym dzisiaj do kibucu Tzuba, archeolodzy natrafili na jaskinię sztucznie wykutą w skale między rokiem 800 a 500 p.n.e. W jej wnętrzu znaleziono tysiące skorup naczyń oraz wykute w skale schody prowadzące do dna jaskini. Niewykluczone, że w jaskini mieściła się mykwa, łaźnia do rytualnych oczyszczeń w religii żydowskiej.
Jan Chrzciciel był krewnym Jezusa, głosił przybycie proroka potężniejszego niż on sam. Chrzcił wiernych, zanurzając ich w rzece Jordan. Wątpliwe, czy odkrytą przez Gibsona jaskinię można uznać za siedzibę Jana Chrzciciela na podstawie wyrytych na ścianach przedstawień. Jedna z postaci ukazana jest z wielką strzechą włosów, odziana w materiał przypominający skórę zwierzęcą. Według Biblii, Jan nie strzygł włosów i nosił odzież z sierści wielbłądziej. Na ścianie po drugiej stronie jaskini wyryto twarz mężczyzny. Gibson twierdzi, że to głowa Jana Chrzciciela odcięta na rozkaz króla Heroda Antypasa.
Jaskinia była odwiedzana przez czcicieli proroka i być może nawet zamieszkana przez pustelników, ale nie ma dowodów, że mieszkał tam Jan Chrzciciel. Nie ma powodu, by sądzić, że tylko miejsce zamieszkania proroka mogło być ozdobione jego wizerunkiem. Figury wyryte na ścianach mogą świadczyć o późniejszym kulcie Jana Chrzciciela w jaskini, a takich miejsc kultu jest wiele w Izraelu. Pielgrzymi do dziś odwiedzają grotę w Betlejem, gdzie, jak wierzą, skapnęła kropla mleka Marii, matki Jezusa.
Pałac Dawida
Wątpliwości budzi też odkrycie dokonane przez izraelską archeolog Eilat Mazar z uniwersytetu w Jerozolimie, która twierdzi, że odkopała we wschodniej części Jerozolimy pałac biblijnego króla Dawida. Opis budowy tego wspaniałego pałacu, wzniesionego z drogocennych materiałów ofiarowanych przez Hirama, króla Tyru, można przeczytać w Starym Testamencie, w Drugiej Księdze Samuela. Dotychczas Mazar odsłoniła kamienne fundamenty i fragmenty dekoracji budowli w stylu fenickim oraz skorupy naczyń z X wieku p.n.e. W ruinach odkryto także pieczęć urzędnika wymienionego z imienia w Księdze Jeremiasza. Kłopot polega na tym, że Mazar nie znalazła najmniejszej nawet wskazówki, że w odkrytym przez nią budynku mieszkał król Dawid. Mało tego, nie sposób udowodnić, że rzeczywiście był to pałac. Archeolodzy przyznają, że Mazar odnalazła ważny budynek z X wieku p.n.e., ale nie ma dowodów na jego związki z biblijną tradycją.
Niewiele dotychczas znaleziono dowodów na potwierdzenie dosłowności zapisu biblijnego. Gdyby budynek odkryty przez Mazar okazał się pałacem króla Dawida, badaczka miałaby zapewnione na wieki miejsce w panteonie najsłynniejszych archeologów. Potencjalne odkrycie pałacu Dawida ma też ogromną wartość polityczną, bo wschodnią cześć Jerozolimy zamieszkują teraz Arabowie. O ile żydowscy archeolodzy skłonni są więc dać wiarę teoriom Mazar, o tyle Palestyńczycy uważają jej interpretację za akt politycznej rozgrywki. Hani Nur el-Din z arabskiego uniwersytetu Al-Quds w Jerozolimie oskarżył nawet badaczkę o naginanie faktów do teorii. Archeologia często splata się z polityką, a niektórzy badacze w pogoni za sławą tracą zdrowy rozsądek.
Widoczna na nim inskrypcja została wyryta niedawno, a wypełniająca litery patyna została sztucznie stworzona z wykorzystaniem krzemionki. Goren wykrył fałszerstwo dzięki mikroskopowi skaningowemu najnowszej generacji, ale podobną ekspertyzę można było uzyskać już w latach 70. XX wieku, wykorzystując zwykły mikroskop. Nikomu jednak na tym nie zależało, bo chęć posiadania w kolekcji oryginalnego obiektu ze świątyni Salomona okazała się silniejsza niż zdrowy rozsądek.
Kości Jakuba
Fałszerstwa w archeologii są na porządku dziennym, a wiele z nich dotyczy wydarzeń biblijnych. Przykładem jest ossuarium Jakuba, brata Jezusa. Była to skrzynia z wapienia używana w I wieku n.e. do przechowywania kości po rozkładzie tkanek złożonego w grobie ciała, z inskrypcją z imieniem syna Józefa i brata Jezusa, który - według żydowskiego historyka Józefa Flawiusza - został ukamienowany w 62 r. n.e. Odnalezienie ossuarium zostało nazwane przez media najważniejszym odkryciem w badaniach nad Nowym Testamentem. Zaprezentowano je z pompą na wystawie w muzeum w Toronto w Kanadzie. Dopiero badania Yuvala Gorena, "pogromcy fałszerzy", wykazały, że napis sfabrykowano przy użyciu sproszkowanej kredy zmieszanej z wodą. Taka patyna nigdy nie mogłaby się uformować w naturalnych warunkach.
Fałszerstwem okazała się też tabliczka z imieniem króla Joasza, z informacją o przebudowie świątyni Salomona w Jerozolimie. Miała ona być, podobnie jak główka berła z muzeum w Jerozolimie, materialnym śladem istnienia najświętszego sanktuarium religii żydowskiej. Geolodzy potwierdzili autentyczność zabytku. I być może tabliczka byłaby sensacją archeologiczną, gdyby laboratorium Gorena nie odkryło fałszerstwa podobnego jak w wypadku berła Salomona. Tabliczka była starożytna, ale wyryte na niej inskrypcje powstały kilka lat temu.
Odkrycia laboratorium Yuvala Gorena doprowadziły do aresztowania Odeda Golana, właściciela tabliczki i handlarza antykami. W fałszerskich warsztatach w Tel Awiwie i Ramat Gan znajdował się zestaw narzędzi do wykonywania i postarzania inskrypcji oraz plik artykułów naukowych na temat pisma i języka z okresu pierwszej świątyni Salomona. Policja znalazła też "starożytne" pieczęcie w różnym stadium produkcji, m.in. pieczęć Jotama, biblijnego króla Judei. Wypuszczona na rynek antykwaryczny wywołałaby zapewne kolejną "naukową rewolucję".
Jaskinia proroka
Polityczny wydźwięk ma ubiegłoroczne odkrycie archeologa Shimona Gibsona, który również pospieszył się z wyciąganiem wniosków. Gibson twierdzi, że odnalazł jaskinię, w której mieszkał i nauczał Jan Chrzciciel. Około 5 km od wsi Ein Kerem w Izraelu, która - według tradycji biblijnej - była miejscem narodzin proroka, na terenie należącym dzisiaj do kibucu Tzuba, archeolodzy natrafili na jaskinię sztucznie wykutą w skale między rokiem 800 a 500 p.n.e. W jej wnętrzu znaleziono tysiące skorup naczyń oraz wykute w skale schody prowadzące do dna jaskini. Niewykluczone, że w jaskini mieściła się mykwa, łaźnia do rytualnych oczyszczeń w religii żydowskiej.
Jan Chrzciciel był krewnym Jezusa, głosił przybycie proroka potężniejszego niż on sam. Chrzcił wiernych, zanurzając ich w rzece Jordan. Wątpliwe, czy odkrytą przez Gibsona jaskinię można uznać za siedzibę Jana Chrzciciela na podstawie wyrytych na ścianach przedstawień. Jedna z postaci ukazana jest z wielką strzechą włosów, odziana w materiał przypominający skórę zwierzęcą. Według Biblii, Jan nie strzygł włosów i nosił odzież z sierści wielbłądziej. Na ścianie po drugiej stronie jaskini wyryto twarz mężczyzny. Gibson twierdzi, że to głowa Jana Chrzciciela odcięta na rozkaz króla Heroda Antypasa.
Jaskinia była odwiedzana przez czcicieli proroka i być może nawet zamieszkana przez pustelników, ale nie ma dowodów, że mieszkał tam Jan Chrzciciel. Nie ma powodu, by sądzić, że tylko miejsce zamieszkania proroka mogło być ozdobione jego wizerunkiem. Figury wyryte na ścianach mogą świadczyć o późniejszym kulcie Jana Chrzciciela w jaskini, a takich miejsc kultu jest wiele w Izraelu. Pielgrzymi do dziś odwiedzają grotę w Betlejem, gdzie, jak wierzą, skapnęła kropla mleka Marii, matki Jezusa.
Pałac Dawida
Wątpliwości budzi też odkrycie dokonane przez izraelską archeolog Eilat Mazar z uniwersytetu w Jerozolimie, która twierdzi, że odkopała we wschodniej części Jerozolimy pałac biblijnego króla Dawida. Opis budowy tego wspaniałego pałacu, wzniesionego z drogocennych materiałów ofiarowanych przez Hirama, króla Tyru, można przeczytać w Starym Testamencie, w Drugiej Księdze Samuela. Dotychczas Mazar odsłoniła kamienne fundamenty i fragmenty dekoracji budowli w stylu fenickim oraz skorupy naczyń z X wieku p.n.e. W ruinach odkryto także pieczęć urzędnika wymienionego z imienia w Księdze Jeremiasza. Kłopot polega na tym, że Mazar nie znalazła najmniejszej nawet wskazówki, że w odkrytym przez nią budynku mieszkał król Dawid. Mało tego, nie sposób udowodnić, że rzeczywiście był to pałac. Archeolodzy przyznają, że Mazar odnalazła ważny budynek z X wieku p.n.e., ale nie ma dowodów na jego związki z biblijną tradycją.
Niewiele dotychczas znaleziono dowodów na potwierdzenie dosłowności zapisu biblijnego. Gdyby budynek odkryty przez Mazar okazał się pałacem króla Dawida, badaczka miałaby zapewnione na wieki miejsce w panteonie najsłynniejszych archeologów. Potencjalne odkrycie pałacu Dawida ma też ogromną wartość polityczną, bo wschodnią cześć Jerozolimy zamieszkują teraz Arabowie. O ile żydowscy archeolodzy skłonni są więc dać wiarę teoriom Mazar, o tyle Palestyńczycy uważają jej interpretację za akt politycznej rozgrywki. Hani Nur el-Din z arabskiego uniwersytetu Al-Quds w Jerozolimie oskarżył nawet badaczkę o naginanie faktów do teorii. Archeologia często splata się z polityką, a niektórzy badacze w pogoni za sławą tracą zdrowy rozsądek.
Więcej możesz przeczytać w 43/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.