Lech Kaczyński jest mistrzem wkręcania ludzi niczym bohaterowie programu "Mamy cię!"
Pisząc o Lechu Kaczyńskim, właściwe piszemy o pół-Kaczyńskim. Bo Lech bez Jarosława nie byłby tym samym człowiekiem. Nie tylko dlatego, że jak wszyscy bliźniacy obaj politycy są z sobą zżyci, ale również dlatego, że to Jarosław Kaczyński jest dla Lecha największym autorytetem i punktem odniesienia we wszystkim, co robi. - Nawet na wszystkich zdjęciach stoją obok siebie. "Kaczki" - tak na nich mówiliśmy. Nigdy "kaczka", bo zawsze występowali razem - wspomina szkolny kolega braci, dziennikarz Marek Maldis.
O dwóch takich, co ukradli wódkę
Wspólne występy rozpoczęli, a jakże, od filmu. Na plan filmu "O dwóch takich, co ukradli księżyc" trafili z castingu, choć nikt wtedy nie używał tego słowa. - Nieznośne urwisy - często wspominała występy synów w filmie matka, Jadwiga Kaczyńska. To im widocznie zostało, bo tak samo zapamiętali ich koledzy z liceum. - Mieli encyklopedyczną wiedzę, czym wszystkim imponowali, szczególnie mnie, bo uważałem się za najlepszego historyka. Ale to nie oznacza, że nie łobuzowali. Palili papierosy, zrywali się z zajęć, uczestniczyli w bójkach jak wszyscy - opowiada Marek Maldis.
- Żaden z nich nie był świętoszkiem, ale kiedy dochodziło do jakichś wybryków, w pierwszej kolejności podejrzewano Jarosława - dodaje Stefan Kuryłowicz, dziś znany architekt. Schemat: lepszy, stonowany, koncyliacyjny Lech i awanturniczy Jarosław po trzydziestu latach dominuje również wśród polityków. Zwłaszcza ci z lewicy, którzy braci znają gorzej, wierzą w to, że z przewidywalnym Lechem da się jakoś dogadać, a Jarosław ich przeraża. W obu wypadkach - i za czasów szkolnych, i w polityce - prawda wyglądała jednak zupełnie inaczej. Bracia wymieniają się rolami - niczym dobry i zły policjant podczas przesłuchania - ale stanowią jedność. Dobrze to pokazuje historia, która zdarzyła się przed balem maturalnym w liceum Kaczyńskich. Dzień przed imprezą prowiant i alkohol zostały zamknięte w damskiej szatni przy sali gimnastycznej. - Postanowiliśmy zrobić skok. Ale tylko nieduże Kaczorki mogły się przecisnąć przez niewielkie okienko. I urządziliśmy sobie potem prywatny bal. Sprawą zainteresowano nawet milicję, ale nic nie ustaliła. Nigdy nie udało się odnaleźć sprawców - opowiada Maldis.
Jak pewnie wszyscy bliźniacy, Kaczyńscy wykorzystywali podobieństwo i to, że chodzili do różnych klas (później nawet do różnych szkół), i zdawali za siebie przedmioty, z których jeden był słabszy. Jarosławowi przypisywano zdolności do przedmiotów ścisłych, Lechowi - do humanistycznych.
Lech, który pogonił Jabłońszczaka
Antykomunistyczni byli zawsze. Rodzice z powstańczą przeszłością, tradycyjne wychowanie, tradycyjne wartości robiły swoje. W czasach ich szkoły średniej żoliborskie liceum im. Lelewela było opanowane przez walterowców - czerwone harcerstwo Jacka Kuronia. Kaczyńscy nie należeli do tej formacji, ale czasem zjawiali się na zbiórkach. Przysłuchiwali się z dystansem. Kiedy w dziesiątej klasie przeprowadzono szkolne wybory do ZMS, zapisało się tam wielu nowych, ale nie Kaczyńscy. - Pytałem dlaczego, a oni na to, że za parę lat będą politykami i nie chcą, żeby ktoś wyciągnął im taką przynależność - opowiada ich szkolny kolega Andrzej Jagodziński.
- Od początku studiów było jasne, że nie mają szans na kariery uniwersyteckie, bo nie należeli do ZMS, a ich antykomunistyczne poglądy nie były tajemnicą - zapewnia Wojciech Jasiński, kolega z roku, a dziś z Prawa i Sprawiedliwości. Lechowi udało się utrzeć nosa synowi Henryka Jabłońskiego, ówczesnego ministra oświaty, a późniejszego przewodniczącego Rady Państwa. Kiedy Jabłoński junior przechwalał się, że ma już na studiach wszystko załatwione, Lech wypalił: "E, Jabłońszczak! I tak cię będą razem z ojcem gnać!". Usłyszał salwy śmiechu i zobaczył gesty aprobaty ze strony koleżanek z roku.
Ale wojowniczy Lech podchodził do ludzi z większą życzliwością, natomiast do studenckich obowiązków z pewną dezynwolturą. - Zdarzyło nam się uznać, że ćwiczenia nie rokują dobrze i uznawaliśmy je za nudne. Wtedy przez okno, bo zajęcia były na parterze, opuszczaliśmy salę wykładową i po chwili byliśmy w Harendzie na kawie, u Fukiera, gdzie piło się węgierskie rieslingi po 37 złotych, albo w Szwajcarskiej na piwie - opowiada Wojciech Jasiński. Koleżanki ze studiów przypominają sobie jeszcze picie wina Gellala, które podbiło społemowskie sklepy jako efekt współpracy PRL z postępową Tunezją.
Preferencje co do napojów wyraźnie się Lechowi Kaczyńskiemu zmieniły. - Lubi dobrze zaparzoną herbatę i dobre czerwone wina - mówi żona Maria Kaczyńska. Na początku lat 90. "Trybuna" próbowała zrobić z Lecha Kaczyńskiego alkoholika. W drukowanej na jej łamach powieści satyrycznej w odcinkach Lech zawsze pił albo miał na to ochotę. I choć Kaczyńskim dorobiono wiele gąb, to tej akurat, jako zbyt absurdalnej, nie udało się dorobić. Faktem jest, że Lech ma dość mocną głowę i skłonność do nieustannego popijania czegoś podczas rozmów. - Z równą swobodą popija wodę mineralną, piwo i wino. Raz widziałem, jak przedawkował, kiedy do popijania miał tylko brandy - śmieje się Jasiński.
Roztargniony bałaganiarz
Legendarne jest roztargnienie Lecha Kaczyńskiego: potrafił założyć buty nie od pary. Niezmordowany kompan braci, Wojciech Jasiński, wspomina, jak poszli kiedyś w trójkę do Harendy. Kiedy przyszło do płacenia, okazało się, że nikt nie ma grosza przy duszy. "Nie masz pieniędzy?" - nie dowierzali Kaczyńscy. "Myślałem, że wy wzięliście" - wzruszał ramionami Jasiński. Skończyło się na tym, że Lech pobiegł na uniwersytet, pożyczył pieniądze od znajomego i wykupił dwójkę współtowarzyszy.
Jest zresztą nie tylko roztargniony, ale i bałaganiarski. - Na jego biurku piętrzą się pootwierane gazety, książki, a gdzieś wśród tego teczka z dokumentami do podpisu - załamuje ręce Elżbieta Jakubiak, szefowa jego gabinetu w warszawskim ratuszu.
Książki w otoczeniu Kaczyńskiego zawsze leżały w nieładzie. Wydawałoby się, że z racji zainteresowań Kaczyński bierze do ręki wyłącznie biografie, książki historyczne, dokumenty. Tymczasem ostatnio czytał "Z głowy" Janusza Głowackiego i "Rodzinną historię lęku" Agaty Tuszyńskiej - obie niby o PRL, ale księgarze trzymają je na półkach z literaturą piękną. Ulubioną książką Kaczyńskiego jest zaś "Czarodziejska góra" Tomasza Manna.
Jako prezydent powinien się dogadywać z premierem Kazimierzem Marcinkiewiczem - obu łączy sympatia do Ryszarda Rynkowskiego. Kaczyński ma też mniej obciachowe gusta: Leonard Cohen, Jacek Kaczmarski, Ewa Demarczyk, Kabaret Starszych Panów. Co jeszcze? Tu relacje obu pań Kaczyńskich się różnią. Żona opowiadała nam, jak ucieszyła męża nieznaną mu płytą Alicji Majewskiej, natomiast córka Marta zapewnia, że tata słucha Maanamu i Kazika Staszewskiego!
Kolega swojej córki
Wbrew przewidywaniom kolegów Kaczyński zrobił akademicką karierę. Trochę przez przypadek, bo kiedy otwierano Uniwersytet Gdański, jeden z profesorów ściągnął na asystenta tego świeżo upieczonego absolwenta prawa. Z Trójmiastem zżył się Kaczyński mocno. Tu wsiąkł w opozycję, w której pełnił funkcję łącznika z Warszawą. Tu rozpoczął bliską współpracę z Lechem Wałęsą, co wywindowało go do pozycji wiceprzewodniczącego związku. To tu wreszcie aresztowano go po wprowadzeniu stanu wojennego. - Po raz pierwszy odwiedziłam męża w towarzystwie kilkunastomiesięcznej córki Marty na Wielkanoc 1982 r. Szalenie się wzruszyłam, bo Marta poznała tatę - opowiada Maria Kaczyńska. Lech Kaczyński wrócił do domu prawie po roku i niemal natychmiast zaangażował się w działalność podziemną.
Najpierw konspiracja, potem polityka - wszystko to sprawiało, że córka rzadko widywała ojca. - Zdębiał, jak zobaczył ją kiedyś jako licealistkę w telewizji na demonstracji antyfutrzarskiej. Ale nie zrobił awantury, wręcz przeciwnie. Chyba był trochę dumny, że Marta ma charakter - opowiada żona Maria.
Kojarzony raczej z surowością i konserwatywnym podejściem do rodziny Kaczyński był nader łagodnym ojcem. Ponoć nigdy nie spuścił dziecku lania, nie drażniły go ani glany córki, ani wszechobecne agrafki, ani dobiegający z pokoju łomot Nirvany. - Kiedy ku memu niezadowoleniu Marta przekłuwała sobie uszy, Leszek nic nie powiedział. Rozmawiali sobie spokojnie i to Marta go chyba zawsze przekonywała - opowiada Maria Kaczyńska.
Mistrz wkręcania
Mało kto podejrzewa Lecha Kaczyńskiego o aktywny wypoczynek, ale fakty są inne. Nie tylko nieźle pływa (nie tylko łódką), ale też razem z bratem jeździ rowerem. Na takie brewerie obaj panowie mają czas jedynie latem, kiedy w trójkę (Lech Kaczyński z żoną i bratem) zaszywają się w głuszy.
Jednak obsługa roweru, łódki i telefonu komórkowego (ale bez wysyłania SMS-ów) wyznacza kres technicznych umiejętności Lecha Kaczyńskiego. I tak nieźle, ale wyłącznie w porównaniu z bratem czy z Janem Rokitą, którzy nie zhańbili się posiadaniem komórki. - Umie też wysłać maila, tylko wcześniej ktoś musi mu włączyć komputer, bo nie jest w stanie przejść przez te wszystkie loginy i hasła - śmieje się Elżbieta Jakubiak z warszawskiego ratusza.
Kaczyński zdaje sobie sprawę ze swoich słabości. Współpracownicy zarzekają się, że potrafi się z nich śmiać. Rodzina dostrzega jednak inny wymiar jego poczucia humoru. - Potrafi wkręcać ludzi. Opowiada coś ze śmiertelnie poważną miną, piętrzy absurdy, a ja we wszystko wierzę - przyznaje córka prezydenta. Jego żona twierdzi, że znalazła na to sposób: - Kiedy idzie w zaparte, a ja nie wiem, czy kłamie, każę mu przysięgać - zdradza Maria Kaczyńska.
Jest jednak jedna sfera, w której Lech Kaczyński nie toleruje żartów. Ta sfera nazywa się Jarosław Kaczyński. - Jego jedynym kompleksem jest niedocenienie Jarosława. Doskonale pamięta, jak źle przez lata traktowano Jarosława, i bardzo go to boli. Stąd biorą się opowieści o pamiętliwości obu braci - ocenia Wojciech Jasiński. O tym, że nie jest to teza pozbawiona racji, świadczy odpowiedź Lecha na pytanie, kim będzie Jarosław Kaczyński, gdy on sam przejmie obowiązki prezydenta Polski. - Najpotężniejszym człowiekiem w kraju - odpowiedział. I nie był to chyba żart.
O dwóch takich, co ukradli wódkę
Wspólne występy rozpoczęli, a jakże, od filmu. Na plan filmu "O dwóch takich, co ukradli księżyc" trafili z castingu, choć nikt wtedy nie używał tego słowa. - Nieznośne urwisy - często wspominała występy synów w filmie matka, Jadwiga Kaczyńska. To im widocznie zostało, bo tak samo zapamiętali ich koledzy z liceum. - Mieli encyklopedyczną wiedzę, czym wszystkim imponowali, szczególnie mnie, bo uważałem się za najlepszego historyka. Ale to nie oznacza, że nie łobuzowali. Palili papierosy, zrywali się z zajęć, uczestniczyli w bójkach jak wszyscy - opowiada Marek Maldis.
- Żaden z nich nie był świętoszkiem, ale kiedy dochodziło do jakichś wybryków, w pierwszej kolejności podejrzewano Jarosława - dodaje Stefan Kuryłowicz, dziś znany architekt. Schemat: lepszy, stonowany, koncyliacyjny Lech i awanturniczy Jarosław po trzydziestu latach dominuje również wśród polityków. Zwłaszcza ci z lewicy, którzy braci znają gorzej, wierzą w to, że z przewidywalnym Lechem da się jakoś dogadać, a Jarosław ich przeraża. W obu wypadkach - i za czasów szkolnych, i w polityce - prawda wyglądała jednak zupełnie inaczej. Bracia wymieniają się rolami - niczym dobry i zły policjant podczas przesłuchania - ale stanowią jedność. Dobrze to pokazuje historia, która zdarzyła się przed balem maturalnym w liceum Kaczyńskich. Dzień przed imprezą prowiant i alkohol zostały zamknięte w damskiej szatni przy sali gimnastycznej. - Postanowiliśmy zrobić skok. Ale tylko nieduże Kaczorki mogły się przecisnąć przez niewielkie okienko. I urządziliśmy sobie potem prywatny bal. Sprawą zainteresowano nawet milicję, ale nic nie ustaliła. Nigdy nie udało się odnaleźć sprawców - opowiada Maldis.
Jak pewnie wszyscy bliźniacy, Kaczyńscy wykorzystywali podobieństwo i to, że chodzili do różnych klas (później nawet do różnych szkół), i zdawali za siebie przedmioty, z których jeden był słabszy. Jarosławowi przypisywano zdolności do przedmiotów ścisłych, Lechowi - do humanistycznych.
Lech, który pogonił Jabłońszczaka
Antykomunistyczni byli zawsze. Rodzice z powstańczą przeszłością, tradycyjne wychowanie, tradycyjne wartości robiły swoje. W czasach ich szkoły średniej żoliborskie liceum im. Lelewela było opanowane przez walterowców - czerwone harcerstwo Jacka Kuronia. Kaczyńscy nie należeli do tej formacji, ale czasem zjawiali się na zbiórkach. Przysłuchiwali się z dystansem. Kiedy w dziesiątej klasie przeprowadzono szkolne wybory do ZMS, zapisało się tam wielu nowych, ale nie Kaczyńscy. - Pytałem dlaczego, a oni na to, że za parę lat będą politykami i nie chcą, żeby ktoś wyciągnął im taką przynależność - opowiada ich szkolny kolega Andrzej Jagodziński.
- Od początku studiów było jasne, że nie mają szans na kariery uniwersyteckie, bo nie należeli do ZMS, a ich antykomunistyczne poglądy nie były tajemnicą - zapewnia Wojciech Jasiński, kolega z roku, a dziś z Prawa i Sprawiedliwości. Lechowi udało się utrzeć nosa synowi Henryka Jabłońskiego, ówczesnego ministra oświaty, a późniejszego przewodniczącego Rady Państwa. Kiedy Jabłoński junior przechwalał się, że ma już na studiach wszystko załatwione, Lech wypalił: "E, Jabłońszczak! I tak cię będą razem z ojcem gnać!". Usłyszał salwy śmiechu i zobaczył gesty aprobaty ze strony koleżanek z roku.
Ale wojowniczy Lech podchodził do ludzi z większą życzliwością, natomiast do studenckich obowiązków z pewną dezynwolturą. - Zdarzyło nam się uznać, że ćwiczenia nie rokują dobrze i uznawaliśmy je za nudne. Wtedy przez okno, bo zajęcia były na parterze, opuszczaliśmy salę wykładową i po chwili byliśmy w Harendzie na kawie, u Fukiera, gdzie piło się węgierskie rieslingi po 37 złotych, albo w Szwajcarskiej na piwie - opowiada Wojciech Jasiński. Koleżanki ze studiów przypominają sobie jeszcze picie wina Gellala, które podbiło społemowskie sklepy jako efekt współpracy PRL z postępową Tunezją.
Preferencje co do napojów wyraźnie się Lechowi Kaczyńskiemu zmieniły. - Lubi dobrze zaparzoną herbatę i dobre czerwone wina - mówi żona Maria Kaczyńska. Na początku lat 90. "Trybuna" próbowała zrobić z Lecha Kaczyńskiego alkoholika. W drukowanej na jej łamach powieści satyrycznej w odcinkach Lech zawsze pił albo miał na to ochotę. I choć Kaczyńskim dorobiono wiele gąb, to tej akurat, jako zbyt absurdalnej, nie udało się dorobić. Faktem jest, że Lech ma dość mocną głowę i skłonność do nieustannego popijania czegoś podczas rozmów. - Z równą swobodą popija wodę mineralną, piwo i wino. Raz widziałem, jak przedawkował, kiedy do popijania miał tylko brandy - śmieje się Jasiński.
Roztargniony bałaganiarz
Legendarne jest roztargnienie Lecha Kaczyńskiego: potrafił założyć buty nie od pary. Niezmordowany kompan braci, Wojciech Jasiński, wspomina, jak poszli kiedyś w trójkę do Harendy. Kiedy przyszło do płacenia, okazało się, że nikt nie ma grosza przy duszy. "Nie masz pieniędzy?" - nie dowierzali Kaczyńscy. "Myślałem, że wy wzięliście" - wzruszał ramionami Jasiński. Skończyło się na tym, że Lech pobiegł na uniwersytet, pożyczył pieniądze od znajomego i wykupił dwójkę współtowarzyszy.
Jest zresztą nie tylko roztargniony, ale i bałaganiarski. - Na jego biurku piętrzą się pootwierane gazety, książki, a gdzieś wśród tego teczka z dokumentami do podpisu - załamuje ręce Elżbieta Jakubiak, szefowa jego gabinetu w warszawskim ratuszu.
Książki w otoczeniu Kaczyńskiego zawsze leżały w nieładzie. Wydawałoby się, że z racji zainteresowań Kaczyński bierze do ręki wyłącznie biografie, książki historyczne, dokumenty. Tymczasem ostatnio czytał "Z głowy" Janusza Głowackiego i "Rodzinną historię lęku" Agaty Tuszyńskiej - obie niby o PRL, ale księgarze trzymają je na półkach z literaturą piękną. Ulubioną książką Kaczyńskiego jest zaś "Czarodziejska góra" Tomasza Manna.
Jako prezydent powinien się dogadywać z premierem Kazimierzem Marcinkiewiczem - obu łączy sympatia do Ryszarda Rynkowskiego. Kaczyński ma też mniej obciachowe gusta: Leonard Cohen, Jacek Kaczmarski, Ewa Demarczyk, Kabaret Starszych Panów. Co jeszcze? Tu relacje obu pań Kaczyńskich się różnią. Żona opowiadała nam, jak ucieszyła męża nieznaną mu płytą Alicji Majewskiej, natomiast córka Marta zapewnia, że tata słucha Maanamu i Kazika Staszewskiego!
Kolega swojej córki
Wbrew przewidywaniom kolegów Kaczyński zrobił akademicką karierę. Trochę przez przypadek, bo kiedy otwierano Uniwersytet Gdański, jeden z profesorów ściągnął na asystenta tego świeżo upieczonego absolwenta prawa. Z Trójmiastem zżył się Kaczyński mocno. Tu wsiąkł w opozycję, w której pełnił funkcję łącznika z Warszawą. Tu rozpoczął bliską współpracę z Lechem Wałęsą, co wywindowało go do pozycji wiceprzewodniczącego związku. To tu wreszcie aresztowano go po wprowadzeniu stanu wojennego. - Po raz pierwszy odwiedziłam męża w towarzystwie kilkunastomiesięcznej córki Marty na Wielkanoc 1982 r. Szalenie się wzruszyłam, bo Marta poznała tatę - opowiada Maria Kaczyńska. Lech Kaczyński wrócił do domu prawie po roku i niemal natychmiast zaangażował się w działalność podziemną.
Najpierw konspiracja, potem polityka - wszystko to sprawiało, że córka rzadko widywała ojca. - Zdębiał, jak zobaczył ją kiedyś jako licealistkę w telewizji na demonstracji antyfutrzarskiej. Ale nie zrobił awantury, wręcz przeciwnie. Chyba był trochę dumny, że Marta ma charakter - opowiada żona Maria.
Kojarzony raczej z surowością i konserwatywnym podejściem do rodziny Kaczyński był nader łagodnym ojcem. Ponoć nigdy nie spuścił dziecku lania, nie drażniły go ani glany córki, ani wszechobecne agrafki, ani dobiegający z pokoju łomot Nirvany. - Kiedy ku memu niezadowoleniu Marta przekłuwała sobie uszy, Leszek nic nie powiedział. Rozmawiali sobie spokojnie i to Marta go chyba zawsze przekonywała - opowiada Maria Kaczyńska.
Mistrz wkręcania
Mało kto podejrzewa Lecha Kaczyńskiego o aktywny wypoczynek, ale fakty są inne. Nie tylko nieźle pływa (nie tylko łódką), ale też razem z bratem jeździ rowerem. Na takie brewerie obaj panowie mają czas jedynie latem, kiedy w trójkę (Lech Kaczyński z żoną i bratem) zaszywają się w głuszy.
Jednak obsługa roweru, łódki i telefonu komórkowego (ale bez wysyłania SMS-ów) wyznacza kres technicznych umiejętności Lecha Kaczyńskiego. I tak nieźle, ale wyłącznie w porównaniu z bratem czy z Janem Rokitą, którzy nie zhańbili się posiadaniem komórki. - Umie też wysłać maila, tylko wcześniej ktoś musi mu włączyć komputer, bo nie jest w stanie przejść przez te wszystkie loginy i hasła - śmieje się Elżbieta Jakubiak z warszawskiego ratusza.
Kaczyński zdaje sobie sprawę ze swoich słabości. Współpracownicy zarzekają się, że potrafi się z nich śmiać. Rodzina dostrzega jednak inny wymiar jego poczucia humoru. - Potrafi wkręcać ludzi. Opowiada coś ze śmiertelnie poważną miną, piętrzy absurdy, a ja we wszystko wierzę - przyznaje córka prezydenta. Jego żona twierdzi, że znalazła na to sposób: - Kiedy idzie w zaparte, a ja nie wiem, czy kłamie, każę mu przysięgać - zdradza Maria Kaczyńska.
Jest jednak jedna sfera, w której Lech Kaczyński nie toleruje żartów. Ta sfera nazywa się Jarosław Kaczyński. - Jego jedynym kompleksem jest niedocenienie Jarosława. Doskonale pamięta, jak źle przez lata traktowano Jarosława, i bardzo go to boli. Stąd biorą się opowieści o pamiętliwości obu braci - ocenia Wojciech Jasiński. O tym, że nie jest to teza pozbawiona racji, świadczy odpowiedź Lecha na pytanie, kim będzie Jarosław Kaczyński, gdy on sam przejmie obowiązki prezydenta Polski. - Najpotężniejszym człowiekiem w kraju - odpowiedział. I nie był to chyba żart.
Więcej możesz przeczytać w 43/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.