Kilkudziesięciu oficerów i urzędników MON zasiądzie na ławie oskarżonych za fatalne przygotowanie polskiej misji w Iraku
Tym, czym dla polskiej polityki okazały się afery Orlenu i Rywina, tym dla naszej armii może być misja w Iraku. Reporterzy "Wprost" i programu "Konfrontacja" TVP 2 dotarli do wstrząsających zdjęć i relacji świadczących o fatalnym przygotowaniu misji ponad 10 tys. polskich żołnierzy. - Błędem było wysłanie do Iraku źle wyposażonych i wyszkolonych jednostek. Kiedy zwracałem na to uwagę ministrowi obrony Jerzemu Szmajdzińskiemu, ten odparł, że Amerykanie są lepiej wyposażeni, bardziej opancerzeni i też giną - mówi płk Roman Polko, były dowódca jednostki polskich komandosów Grom, działającej w Iraku na początku wojny.
Saint-Tropez w Bagdadzie
Samochody, w jakie wyposażono polski kontyngent - tarpany honkery - okazały się śmiertelnymi pułapkami. Auta te nie mają pancerza zabezpieczającego przed ostrzałem i minami. W efekcie, o ile wybuch samochodu pułapki czy ukrytej bomby dla amerykańskich żołnierzy nie jest groźny w skutkach, o tyle dla Polaków jest śmiertelnym zagrożeniem. - Nazywaliśmy te honkery i ciężarowe stary "Saint-Tropez", bo wszyscy żołnierze mieli zerową osłonę od ostrzału, za to mogli się smażyć w słońcu - opowiada jeden z żołnierzy. Mówi, że tak naprawdę mieli do dyspozycji auta rolnicze przemalowane w wojskowe barwy. Część miała przyspawane blachy, które nie chroniły od kul. Na innych porozwieszano kamizelki kuloodporne. W dodatku auta często się przewracały. Poza tym chałupnicze przeróbki sprzętu spowodowały, że był on słabo rozpoznawalny dla sojuszników.
- Gdy leciałem z Iraku z gen. Mieczysławem Bieńkiem, nie mógł on wyjść z podziwu nad pomysłowością naszych żołnierzy. Bo aby zabezpieczyć się przed ostrzałem, przyczepiali do starów worki z piaskiem. Chwała naszym żołnierzom za pomysłowość, ale nie może być tak, że są zmuszani do takich improwizacji, bo nasze dowództwo zaniedbało należyte wyposażenie - opowiada "Wprost" płk Roman Polko.
O ile w MON nie przejmowano się odpowiednim wyposażeniem żołnierzy, o tyle zatroszczono się o bezpieczeństwo wysokich urzędników ministerstwa. Gdy wiosną 2005 r. do Iraku wybrał się wiceminister Janusz Zemke, specjalnie dla niego wypożyczono od Amerykanów opancerzony helikopter Apache. Towarzyszących mu dziennikarzy upakowano w zdezelowanym Mi-8, którego rozruch trwał pół godziny. Takich śmigłowców na co dzień używali nasi żołnierze. Widać było skorodowaną podłogę. Piloci tych nie opancerzonych helikopterów byli zmuszeni do wymyślania doraźnych osłon, najczęściej z kamizelek kuloodpornych. Do Mi-8, w przeciwieństwie do honkerów, nie dało się przyspawać blach, bo nie uniosłyby się w powietrze.
Długa ława oskarżonych
Zwieńczeniem polskiej misji wojskowej w Iraku może być postawienie zarzutów karnych wielu dowódcom i wyższym oficerom. W najbliższych dniach aktem oskarżenia ma być objętych kilkudziesięciu oficerów odpowiedzialnych za przetargi na wyposażenie polskich oddziałów w Iraku. W tej sprawie jest już 18 podejrzanych. - Na przełomie listopada i grudnia skierujemy do sądu akty oskarżenia wobec tych osób. Są to oficerowie z dowództwa wojsk lądowych i z garnizonu warszawskiego - ujawnia "Wprost" ppłk Dariusz Knapczyński z wojskowej prokuratury okręgowej w Warszawie. Na ławie oskarżonych zasiądą też najprawdopodobniej wysocy oficerowie biorący udział w irackiej misji. Wkrótce rozpocznie się proces 14 żołnierzy trzeciej zmiany polskiego kontyngentu. Są oskarżeni o branie łapówek w tzw. aferze bakszyszowej. Od sierpnia 2004 r. do lutego 2005 r. w polskiej strefie wśród oficerów i cywilnej obsługi kontyngentu działała grupa, która - jak wykazało śledztwo - wzięła około miliona dolarów łapówek.
Saint-Tropez w Bagdadzie
Samochody, w jakie wyposażono polski kontyngent - tarpany honkery - okazały się śmiertelnymi pułapkami. Auta te nie mają pancerza zabezpieczającego przed ostrzałem i minami. W efekcie, o ile wybuch samochodu pułapki czy ukrytej bomby dla amerykańskich żołnierzy nie jest groźny w skutkach, o tyle dla Polaków jest śmiertelnym zagrożeniem. - Nazywaliśmy te honkery i ciężarowe stary "Saint-Tropez", bo wszyscy żołnierze mieli zerową osłonę od ostrzału, za to mogli się smażyć w słońcu - opowiada jeden z żołnierzy. Mówi, że tak naprawdę mieli do dyspozycji auta rolnicze przemalowane w wojskowe barwy. Część miała przyspawane blachy, które nie chroniły od kul. Na innych porozwieszano kamizelki kuloodporne. W dodatku auta często się przewracały. Poza tym chałupnicze przeróbki sprzętu spowodowały, że był on słabo rozpoznawalny dla sojuszników.
- Gdy leciałem z Iraku z gen. Mieczysławem Bieńkiem, nie mógł on wyjść z podziwu nad pomysłowością naszych żołnierzy. Bo aby zabezpieczyć się przed ostrzałem, przyczepiali do starów worki z piaskiem. Chwała naszym żołnierzom za pomysłowość, ale nie może być tak, że są zmuszani do takich improwizacji, bo nasze dowództwo zaniedbało należyte wyposażenie - opowiada "Wprost" płk Roman Polko.
O ile w MON nie przejmowano się odpowiednim wyposażeniem żołnierzy, o tyle zatroszczono się o bezpieczeństwo wysokich urzędników ministerstwa. Gdy wiosną 2005 r. do Iraku wybrał się wiceminister Janusz Zemke, specjalnie dla niego wypożyczono od Amerykanów opancerzony helikopter Apache. Towarzyszących mu dziennikarzy upakowano w zdezelowanym Mi-8, którego rozruch trwał pół godziny. Takich śmigłowców na co dzień używali nasi żołnierze. Widać było skorodowaną podłogę. Piloci tych nie opancerzonych helikopterów byli zmuszeni do wymyślania doraźnych osłon, najczęściej z kamizelek kuloodpornych. Do Mi-8, w przeciwieństwie do honkerów, nie dało się przyspawać blach, bo nie uniosłyby się w powietrze.
Długa ława oskarżonych
Zwieńczeniem polskiej misji wojskowej w Iraku może być postawienie zarzutów karnych wielu dowódcom i wyższym oficerom. W najbliższych dniach aktem oskarżenia ma być objętych kilkudziesięciu oficerów odpowiedzialnych za przetargi na wyposażenie polskich oddziałów w Iraku. W tej sprawie jest już 18 podejrzanych. - Na przełomie listopada i grudnia skierujemy do sądu akty oskarżenia wobec tych osób. Są to oficerowie z dowództwa wojsk lądowych i z garnizonu warszawskiego - ujawnia "Wprost" ppłk Dariusz Knapczyński z wojskowej prokuratury okręgowej w Warszawie. Na ławie oskarżonych zasiądą też najprawdopodobniej wysocy oficerowie biorący udział w irackiej misji. Wkrótce rozpocznie się proces 14 żołnierzy trzeciej zmiany polskiego kontyngentu. Są oskarżeni o branie łapówek w tzw. aferze bakszyszowej. Od sierpnia 2004 r. do lutego 2005 r. w polskiej strefie wśród oficerów i cywilnej obsługi kontyngentu działała grupa, która - jak wykazało śledztwo - wzięła około miliona dolarów łapówek.
Więcej możesz przeczytać w 43/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.