O swej podróży do Polski Benedykt XVI rozmawiał z krakowskim metropolitą, a nie z polskim episkopatem
Benedykt XVI nie przepada za podróżami, niechętnie oddala się nawet od własnego apartamentu. Tymczasem przyszły rok może się dlań okazać podróżniczym wyzwaniem. Na mapie jego podróży znajdzie się Polska - w czerwcu 2006 r. Benedykt XVI oznajmił to sam w wywiadzie telewizyjnym, a ambasador RP przy Stolicy Apostolskiej potwierdziła.
Mokrzycki jak Dziwisz
Jak wieść niesie, do wywiadu i wyrwania Benedyktowi obietnicy przyjazdu do Polski walnie przyczynił się ks. prałat Mieczysław Mokrzycki. Wkrótce po śmierci Jana Pawła II, którego był drugim sekretarzem, miał wrócić do Lwowa, do kardynała Mariana Jaworskiego, który niejako "wypożyczył" go naszemu papieżowi. Pozostał jednak dłużej, bo jego pomoc okazała się bardzo cenna również dla nowej ekipy. Przede wszystkim dość intensywnie szkolił otoczenie papieża, jak powinna wyglądać perfekcyjna organizacja pracy i życia Benedykta XVI. Mimo młodego wieku, gdy Georg Gnswein musiał się oddalić z Rzymu, ks. Mokrzycki stał się p.o. papieskiego sekretarza. Wykorzystał to do namówienia go na udzielenie wywiadu byłemu dyrektorowi polskiej rozgłośni Radia Watykańskiego i wespół z nim na obietnicę odwiedzin w Polsce.
Najpierw będzie Polska, potem Hiszpania i Turcja, a w 2007 r. Brazylia. W Hiszpanii odbędzie się Światowy Zjazd Rodzin - "wynalazek" Jana Pawła II, na którego podtrzymaniu zależy również jego następcy. A Stambuł ze swym prawosławnym patriarchatem ekumenicznym jest - jak wiadomo - przedsionkiem do Rosji. W Brazylii nastąpi zaś otwarcie nowej siedziby Konferencji Episkopatów Ameryki Południowej i biskupi z tego kraju przysięgają, że otrzymali od papieża zapewnienie osobistego uczestnictwa w ceremonii.
Kardynał Dziwisz
23 października zakończy się synod biskupów, który okazał się wielkim rozczarowaniem dla zwolenników postępu. Biskupi, zwłaszcza z diecezji odległych od Rzymu, odgrażali się, że dokonają czegoś w rodzaju zamachu stanu. Że nie zostawią suchej nitki na rzymskiej kurii i ograniczą rolę papieża do funkcji reprezentacyjnych, przenosząc ciężar najważniejszych decyzji na organ kolegialny, powołany do życia przez Pawła VI przed 40 laty. Tymczasem przewodniczącemu synodu kard. Angelo Scoli, udało się ich spacyfikować. Najbardziej śmiałymi wystąpieniami są te, w których biskupi proszą: "Ojcze święty, naucz nas walczyć z relatywizmem".
Po synodzie, jak się uważa, nastąpią wreszcie dawno oczekiwane zmiany w kurii. Jak głębokie? Niektórzy watykaniści sądzą, że kosmetyczne, inni, że będzie to prawdziwa rewolucja i że nikt w Watykanie nie może być pewien swego stanowiska.
W lutym 2007 r. prawdopodobnie odbędzie się konsystorz: poznamy wówczas nazwiska nowych kardynałów. Będą wśród nich dwie grupy: jedna oczywista, czyli usankcjonowanie czerwonym biretem tzw. stanowisk kardynalskich (najlepszym przykładem jest Kraków, gdzie jest nie do pomyślenia, by metropolią przez więcej niż kilka miesięcy rządził arcybiskup) i druga - niespodziewana, bo panuje przekonanie, że wiele nazwisk nowych kardynałów będzie zaskoczeniem nawet dla specjalistów.
Koniec kolegialności
Episkopat Polski chciałby, aby papież gościł u nas aż cztery dni, ale podróż raczej będzie krótsza. Plan maksimum zakłada odwiedziny w Warszawie, Krakowie i Częstochowie. Strona polska nalega jeszcze na Wadowice, ale zdaje się, że nic z tego nie wyjdzie, a na dodatek może wypaść również Warszawa. W każdym razie w sprawie długości pobytu i itinerarium nic nie jest przesądzone. Oczywiście watykanistom nie umknął ten passus wywiadu Benedykta XVI, w którym mówi on, że o organizacji wizyty w Polsce "rozmawiał już z arcybiskupem Dziwiszem". Kiedy Dziwisz wracał do Krakowa, włoscy specjaliści szeptali, że zdominuje on polski episkopat, tak jak zdominował kurię. "Nie ma polskiego biskupa - argumentował pewien znany dziennikarz - którego nominacja nie zostałaby zatwierdzona przez ks. Dziwisza. Aż do jego emerytury w polskim Kościele o kolegialności możecie tylko marzyć". Teraz, gdy Benedykt XVI otwarcie przyznał, że o podróży do Polski nie rozmawiał z konferencją biskupów, tylko właśnie z nim, to przekonanie zdecydowanie się wzmocniło.
Mokrzycki jak Dziwisz
Jak wieść niesie, do wywiadu i wyrwania Benedyktowi obietnicy przyjazdu do Polski walnie przyczynił się ks. prałat Mieczysław Mokrzycki. Wkrótce po śmierci Jana Pawła II, którego był drugim sekretarzem, miał wrócić do Lwowa, do kardynała Mariana Jaworskiego, który niejako "wypożyczył" go naszemu papieżowi. Pozostał jednak dłużej, bo jego pomoc okazała się bardzo cenna również dla nowej ekipy. Przede wszystkim dość intensywnie szkolił otoczenie papieża, jak powinna wyglądać perfekcyjna organizacja pracy i życia Benedykta XVI. Mimo młodego wieku, gdy Georg Gnswein musiał się oddalić z Rzymu, ks. Mokrzycki stał się p.o. papieskiego sekretarza. Wykorzystał to do namówienia go na udzielenie wywiadu byłemu dyrektorowi polskiej rozgłośni Radia Watykańskiego i wespół z nim na obietnicę odwiedzin w Polsce.
Najpierw będzie Polska, potem Hiszpania i Turcja, a w 2007 r. Brazylia. W Hiszpanii odbędzie się Światowy Zjazd Rodzin - "wynalazek" Jana Pawła II, na którego podtrzymaniu zależy również jego następcy. A Stambuł ze swym prawosławnym patriarchatem ekumenicznym jest - jak wiadomo - przedsionkiem do Rosji. W Brazylii nastąpi zaś otwarcie nowej siedziby Konferencji Episkopatów Ameryki Południowej i biskupi z tego kraju przysięgają, że otrzymali od papieża zapewnienie osobistego uczestnictwa w ceremonii.
Kardynał Dziwisz
23 października zakończy się synod biskupów, który okazał się wielkim rozczarowaniem dla zwolenników postępu. Biskupi, zwłaszcza z diecezji odległych od Rzymu, odgrażali się, że dokonają czegoś w rodzaju zamachu stanu. Że nie zostawią suchej nitki na rzymskiej kurii i ograniczą rolę papieża do funkcji reprezentacyjnych, przenosząc ciężar najważniejszych decyzji na organ kolegialny, powołany do życia przez Pawła VI przed 40 laty. Tymczasem przewodniczącemu synodu kard. Angelo Scoli, udało się ich spacyfikować. Najbardziej śmiałymi wystąpieniami są te, w których biskupi proszą: "Ojcze święty, naucz nas walczyć z relatywizmem".
Po synodzie, jak się uważa, nastąpią wreszcie dawno oczekiwane zmiany w kurii. Jak głębokie? Niektórzy watykaniści sądzą, że kosmetyczne, inni, że będzie to prawdziwa rewolucja i że nikt w Watykanie nie może być pewien swego stanowiska.
W lutym 2007 r. prawdopodobnie odbędzie się konsystorz: poznamy wówczas nazwiska nowych kardynałów. Będą wśród nich dwie grupy: jedna oczywista, czyli usankcjonowanie czerwonym biretem tzw. stanowisk kardynalskich (najlepszym przykładem jest Kraków, gdzie jest nie do pomyślenia, by metropolią przez więcej niż kilka miesięcy rządził arcybiskup) i druga - niespodziewana, bo panuje przekonanie, że wiele nazwisk nowych kardynałów będzie zaskoczeniem nawet dla specjalistów.
Koniec kolegialności
Episkopat Polski chciałby, aby papież gościł u nas aż cztery dni, ale podróż raczej będzie krótsza. Plan maksimum zakłada odwiedziny w Warszawie, Krakowie i Częstochowie. Strona polska nalega jeszcze na Wadowice, ale zdaje się, że nic z tego nie wyjdzie, a na dodatek może wypaść również Warszawa. W każdym razie w sprawie długości pobytu i itinerarium nic nie jest przesądzone. Oczywiście watykanistom nie umknął ten passus wywiadu Benedykta XVI, w którym mówi on, że o organizacji wizyty w Polsce "rozmawiał już z arcybiskupem Dziwiszem". Kiedy Dziwisz wracał do Krakowa, włoscy specjaliści szeptali, że zdominuje on polski episkopat, tak jak zdominował kurię. "Nie ma polskiego biskupa - argumentował pewien znany dziennikarz - którego nominacja nie zostałaby zatwierdzona przez ks. Dziwisza. Aż do jego emerytury w polskim Kościele o kolegialności możecie tylko marzyć". Teraz, gdy Benedykt XVI otwarcie przyznał, że o podróży do Polski nie rozmawiał z konferencją biskupów, tylko właśnie z nim, to przekonanie zdecydowanie się wzmocniło.
Więcej możesz przeczytać w 43/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.