Saddam Husajn może się okazać rozgrywającym w walce o przyszłość Iraku
Film nagrano 23 lata temu. Konwój rządowych limuzyn wjeżdża do Dudżail, miasteczka położonego 50 kilometrów od Bagdadu. Saddam Husajn uśmiechnięty wysiada z białego mercedesa, wymienia serdeczne uściski z mieszkańcami. Prezydentowi, który objął władzę zaledwie trzy lata wcześniej, towarzyszy tylko kilku ochroniarzy. Gdy Saddam wizytuje lokalną lecznicę, już się nie śmieje. Widać, że ledwo panuje nad wściekłością. Ochroniarze są niemal przyklejeni do niego. Kamera nie pokazała, że kilka minut wcześniej konwój z dyktatorem został ostrzelany. Kolejne ujęcie: Saddam przemawia do tłumu: "Umiemy odróżnić mieszkańców Dudżail od zdrajców z Dudżail".
Ostatnie ujęcia filmu nagranego przez osobistego operatora Saddama przedstawiają przywódcę przy drodze, gdy przesłuchuje kilku mężczyzn. Jeden z nich błaga o litość: "Jestem w trakcie postu, właśnie wracałem do domu". Inny, trzymany przez dwóch żołnierzy, niemal płacze: "Błagam, jestem w Armii Ludowej [oddziałach militarnych Baas]". "Trzymać osobno i przesłuchać" - na tym zdaniu wypowiedzianym przez prezydenta nagranie się kończy. Tak właśnie wyglądał 8 lipca 1982 r. To, co wydarzyło się później, mieszkańcy Dudżail nazywali latami al-karitha, to znaczy katastrofy.
Tylko śmierć
Pierwsze aresztowania i egzekucje podejrzanych o planowanie zamordowania dyktatora zaczęły się jeszcze 8 lipca. W nocy nad miastem zawisły helikoptery bojowe. Domy ocalałe po bombardowaniach miały zostać zrównane z ziemią przez buldożery, które pojawiły się w Dudżail o świcie 9 lipca. Za nimi do miasta przybyła piechota. Żołnierze dostali rozkaz ścięcia i spalenia gajów daktylowych, z których utrzymywało się miasto.
- Część ludzi uciekła, ale większość próbowała walczyć - opowiada 75-letnia Um Abbas. - Zabito wszystkich, którzy stawiali opór. Przeżyło kilka osób ukrywających się w rurach nawadniających sady. Jednego z synów Um żołnierze rozstrzelali na miejscu. Pozostałych trzech, jej męża i ją aresztował Mukhabarat, iracka bezpieka. - Zawieźli mnie do komendantury i pokazali osiem albo dziewięć ludzkich korpusów. Leżały na podłodze. Krew była wszędzie - opowiada Um. W areszcie w Dudżail spędziła trzy miesiące. Potem została przewieziona do więzienia dla najcięższych przestępców - Abu Ghraib. Stamtąd po dwóch latach trafiła na kolejne trzy lata do pustynnego ośrodka w dawnym forcie brytyjskim przy granicy z Arabią Saudyjską. - Tylko śmierć. Ludzie tam umierali... Tylko umierali - mówi Um. Co stało się z jej trzema synami, dowiedziała się dopiero po upadku reżimu w 2003 r. Rozstrzelano ich w Abu Ghraib. Um Abbas i jej mąż znajdują się na liście 400 świadków, którzy mają być powołani w procesie Saddama Husajna.
Błąd
Dla dyktatora 8 lipca 1982 r. też był dniem przełomowym. Zorganizowany wówczas zamach na jego życie był pierwszym z siedmiu lub ośmiu. Na wszystkie kolejne, po incydencie w Dudżail, Saddam był jednak lepiej przygotowany. Zaczął tworzyć osobistą gwardię ochroniarzy, która już w 1984 r. liczyła ponad 3 tys. ludzi. Po 8 lipca zapadła też decyzja, że Saddam będzie miał sobowtórów, którzy podczas spotkań z rodakami będą nadstawiać za niego karku.
Iraccy prokuratorzy zdecydowali, że spośród 14 zbrodni, za które ma być sądzony były dyktator, sprawa Dudżail, wcale nie największa ani nie świadcząca o największym jego okrucieństwie, będzie pierwsza. Nie było to jedyne miejsce w kraju, gdzie istniał ruch oporu i które Saddam postanowił zrównać z ziemią. Do dziś odnajdywane są na pustyni masowe groby, w których dotychczas doliczono się 300 tys. ofiar. Większość grobów pochodzi właśnie z początku lat 80. W sprawie Dudżail Saddam popełnił jednak kardynalny błąd - 23 lipca 1985 r. osobiście podpisał rozkaz egzekucji 148 mieszkańców miasta oskarżanych o sprzyjanie Dawa. To jeden z nielicznych tego typu dokumentów (prezydent zwykle w takich sytuacjach wysługiwał się zastępcami). Wśród dowodów, które mogą świadczyć o winie, jest film nagrany przez osobistego operatora satrapy. Agencja Informacyjna Bahrajnu ujawniła, że zeznania obciążające Saddama złoży też szef jego dyplomacji - Tarik Aziz.
Sprawa polityczna
Sunnici twierdzą, że wybór Dudżail jako pierwszej sprawy jest uzasadniony politycznie - obecny premier Iraku Ibrahim Dżafari jest przywódcą partii Dawa. Proces - zdaniem sunnitów - będzie farsą, aktem odwetu. Możliwe jednak, że postawienie na wokandzie jako pierwszej sprawy Dudżail ma drugie dno. Nie dalej jak trzy tygodnie temu prezydent Dżalal Talabani w wywiadzie dla egipskiego dziennika "Al-Ahram" poinformował, że zwolennicy Saddama Husajna, którzy prowadzą rebelię na terenach sunnickich na zachód i północ od Bagdadu, próbują wynegocjować z USA wstrzymanie ataków w zamian za przyrzeczenie, że były dyktator, nawet jeśli zostanie skazany, nie zostanie stracony. Jeśli Amerykanie się na to nie zgodzą - zapowiadano - dzień referendum ma być jednym z najkrwawszych w historii kraju. Podczas głosowania 15 października zamachów prawie nie było. Wydaje się więc, że kompromis osiągnięto.
O tym, kto mógł go negocjować, może świadczy informacja o zmianie adwokata Saddama. Niewiele ponad miesiąc przed rozpoczęciem procesu były dyktator zwolnił sztab adwokatów z całego świata, którzy mieli go bronić. Podano, że przyczyną były niekończące się awantury między prawnikami. Czy to możliwe, że w ciągu dwóch lat od schwytania despoty śmietanka światowej palestry nie zdołała wypracować spójnej linii obrony? Jednocześnie Saddam na obrońcę wybrał Chalila Dulejmiego, adwokata mało znanego, bez doświadczenia w takich sprawach jak ludobójstwo, za to pochodzącego z jednego z najbardziej wpływowych klanów sunnickich w Iraku.
Historia stanie się jasna, jeśli weźmie się pod uwagę informacje, jakie ujawnił niedawno "Time", powołując się na źródła w amerykańskim wywiadzie. Otóż Saddam już w kwietniu 2003 r. nakazał kilku najbliższym współpracownikom, m.in. gen. Muhammadowi Junisowi al-Ahmedowi, przygotowanie sunnickiego powstania. Poza upoważnieniami dał mu dostęp do swych tajnych kont. CIA ustaliło, że al-Ahmed sumiennie wywiązuje się z zadania - w maju 2004 r. wyruszył z Mosulu do Hawiji, gdzie spotkał się z człowiekiem uważanym za głównego sponsora powstania w północno-wschodnim Iraku. Później po wizycie na farmie pod Samarrą spotkał się z przywódcami grup religijnych i nacjonalistycznych z Bagdadu oraz z Rashidem Taanem Kazimem, który prowadzi jedną z sieci powstania w północnym i zachodnim Iraku. Ostatnim przystankiem al-Ahmeda było Ramadi, gdzie generał dostarczył 500 tys. dolarów lokalnym przywódcom powstańczym.
Jeśli sunnicka rebelia będzie się przeciągać, Amerykanie ugrzęzną w Iraku na dłużej, niż by chcieli, i mało kto będzie pamiętał, że to oni obalili okrutnego tyrana. Z kolei siedzące być może drugiej stronie stołu rokowań potężne sunnickie klany są zaangażowane w wyniszczającą rebelię. Sunnici mają jednak dzięki Saddamowi struktury i fundusze na prowadzenie powstania. W zamian za rezygnację z walki mogą chcieć gwarancji, że Amerykanie powstrzymają szyickie zapędy do podziału kraju. Mogą też chcieć przywrócenia wykluczonych z życia publicznego dawnych działaczy partii Baas, którzy nie mają krwi na rękach. A to pokaźna część sunnickiej elity.
Szyici muszą mieć świadomość, o jaką stawkę toczy się gra. A że nie zawahają się przed niczym, świadczy zabójstwo Saaduna Dżanabiego. Był on adwokatem Awada Hamida el-Bandera, szefa saddamowskiego Sądu Rewolucyjnego, który siedzi na ławie oskarżonych wraz z dyktatorem.
Świadkowie, na których powołuje się m.in. Agencja Reutera, twierdzą, że Saaduna uprowadzili mężczyźni podający się za pracowników MSW. Resort oczywiście zaprzecza, by wysyłał kogokolwiek do adwokata. Rzecznik rządu oświadczył jedynie, że w kraju "istnieje problem z uzbrojonymi, prorządowymi grupami, które posługują się przemocą, działając z pobudek politycznych". Porozumienie amerykańsko-sunnickie wydaje się nie tylko możliwe, ale i prawdopodobne. Życie byłego dyktatora jest w tej grze istotnym argumentem. Skoro Saddam zaplanował sunnickie powstanie, przewidział też, że zostaną podjęte negocjacje. To, że w razie schwytania go dojdzie do procesu, też było pewne. Kolejne odsłony procesu pokażą, czy były dyktator jest w zaplanowanej przez siebie grze pionkiem, czy rozgrywającym. Butna postawa podczas pierwszego posiedzenia sądu wskazuje, że obalony satrapa ciągle liczy się w irackiej krwawej rozgrywce.
Ostatnie ujęcia filmu nagranego przez osobistego operatora Saddama przedstawiają przywódcę przy drodze, gdy przesłuchuje kilku mężczyzn. Jeden z nich błaga o litość: "Jestem w trakcie postu, właśnie wracałem do domu". Inny, trzymany przez dwóch żołnierzy, niemal płacze: "Błagam, jestem w Armii Ludowej [oddziałach militarnych Baas]". "Trzymać osobno i przesłuchać" - na tym zdaniu wypowiedzianym przez prezydenta nagranie się kończy. Tak właśnie wyglądał 8 lipca 1982 r. To, co wydarzyło się później, mieszkańcy Dudżail nazywali latami al-karitha, to znaczy katastrofy.
Tylko śmierć
Pierwsze aresztowania i egzekucje podejrzanych o planowanie zamordowania dyktatora zaczęły się jeszcze 8 lipca. W nocy nad miastem zawisły helikoptery bojowe. Domy ocalałe po bombardowaniach miały zostać zrównane z ziemią przez buldożery, które pojawiły się w Dudżail o świcie 9 lipca. Za nimi do miasta przybyła piechota. Żołnierze dostali rozkaz ścięcia i spalenia gajów daktylowych, z których utrzymywało się miasto.
- Część ludzi uciekła, ale większość próbowała walczyć - opowiada 75-letnia Um Abbas. - Zabito wszystkich, którzy stawiali opór. Przeżyło kilka osób ukrywających się w rurach nawadniających sady. Jednego z synów Um żołnierze rozstrzelali na miejscu. Pozostałych trzech, jej męża i ją aresztował Mukhabarat, iracka bezpieka. - Zawieźli mnie do komendantury i pokazali osiem albo dziewięć ludzkich korpusów. Leżały na podłodze. Krew była wszędzie - opowiada Um. W areszcie w Dudżail spędziła trzy miesiące. Potem została przewieziona do więzienia dla najcięższych przestępców - Abu Ghraib. Stamtąd po dwóch latach trafiła na kolejne trzy lata do pustynnego ośrodka w dawnym forcie brytyjskim przy granicy z Arabią Saudyjską. - Tylko śmierć. Ludzie tam umierali... Tylko umierali - mówi Um. Co stało się z jej trzema synami, dowiedziała się dopiero po upadku reżimu w 2003 r. Rozstrzelano ich w Abu Ghraib. Um Abbas i jej mąż znajdują się na liście 400 świadków, którzy mają być powołani w procesie Saddama Husajna.
Błąd
Dla dyktatora 8 lipca 1982 r. też był dniem przełomowym. Zorganizowany wówczas zamach na jego życie był pierwszym z siedmiu lub ośmiu. Na wszystkie kolejne, po incydencie w Dudżail, Saddam był jednak lepiej przygotowany. Zaczął tworzyć osobistą gwardię ochroniarzy, która już w 1984 r. liczyła ponad 3 tys. ludzi. Po 8 lipca zapadła też decyzja, że Saddam będzie miał sobowtórów, którzy podczas spotkań z rodakami będą nadstawiać za niego karku.
Iraccy prokuratorzy zdecydowali, że spośród 14 zbrodni, za które ma być sądzony były dyktator, sprawa Dudżail, wcale nie największa ani nie świadcząca o największym jego okrucieństwie, będzie pierwsza. Nie było to jedyne miejsce w kraju, gdzie istniał ruch oporu i które Saddam postanowił zrównać z ziemią. Do dziś odnajdywane są na pustyni masowe groby, w których dotychczas doliczono się 300 tys. ofiar. Większość grobów pochodzi właśnie z początku lat 80. W sprawie Dudżail Saddam popełnił jednak kardynalny błąd - 23 lipca 1985 r. osobiście podpisał rozkaz egzekucji 148 mieszkańców miasta oskarżanych o sprzyjanie Dawa. To jeden z nielicznych tego typu dokumentów (prezydent zwykle w takich sytuacjach wysługiwał się zastępcami). Wśród dowodów, które mogą świadczyć o winie, jest film nagrany przez osobistego operatora satrapy. Agencja Informacyjna Bahrajnu ujawniła, że zeznania obciążające Saddama złoży też szef jego dyplomacji - Tarik Aziz.
Sprawa polityczna
Sunnici twierdzą, że wybór Dudżail jako pierwszej sprawy jest uzasadniony politycznie - obecny premier Iraku Ibrahim Dżafari jest przywódcą partii Dawa. Proces - zdaniem sunnitów - będzie farsą, aktem odwetu. Możliwe jednak, że postawienie na wokandzie jako pierwszej sprawy Dudżail ma drugie dno. Nie dalej jak trzy tygodnie temu prezydent Dżalal Talabani w wywiadzie dla egipskiego dziennika "Al-Ahram" poinformował, że zwolennicy Saddama Husajna, którzy prowadzą rebelię na terenach sunnickich na zachód i północ od Bagdadu, próbują wynegocjować z USA wstrzymanie ataków w zamian za przyrzeczenie, że były dyktator, nawet jeśli zostanie skazany, nie zostanie stracony. Jeśli Amerykanie się na to nie zgodzą - zapowiadano - dzień referendum ma być jednym z najkrwawszych w historii kraju. Podczas głosowania 15 października zamachów prawie nie było. Wydaje się więc, że kompromis osiągnięto.
O tym, kto mógł go negocjować, może świadczy informacja o zmianie adwokata Saddama. Niewiele ponad miesiąc przed rozpoczęciem procesu były dyktator zwolnił sztab adwokatów z całego świata, którzy mieli go bronić. Podano, że przyczyną były niekończące się awantury między prawnikami. Czy to możliwe, że w ciągu dwóch lat od schwytania despoty śmietanka światowej palestry nie zdołała wypracować spójnej linii obrony? Jednocześnie Saddam na obrońcę wybrał Chalila Dulejmiego, adwokata mało znanego, bez doświadczenia w takich sprawach jak ludobójstwo, za to pochodzącego z jednego z najbardziej wpływowych klanów sunnickich w Iraku.
Historia stanie się jasna, jeśli weźmie się pod uwagę informacje, jakie ujawnił niedawno "Time", powołując się na źródła w amerykańskim wywiadzie. Otóż Saddam już w kwietniu 2003 r. nakazał kilku najbliższym współpracownikom, m.in. gen. Muhammadowi Junisowi al-Ahmedowi, przygotowanie sunnickiego powstania. Poza upoważnieniami dał mu dostęp do swych tajnych kont. CIA ustaliło, że al-Ahmed sumiennie wywiązuje się z zadania - w maju 2004 r. wyruszył z Mosulu do Hawiji, gdzie spotkał się z człowiekiem uważanym za głównego sponsora powstania w północno-wschodnim Iraku. Później po wizycie na farmie pod Samarrą spotkał się z przywódcami grup religijnych i nacjonalistycznych z Bagdadu oraz z Rashidem Taanem Kazimem, który prowadzi jedną z sieci powstania w północnym i zachodnim Iraku. Ostatnim przystankiem al-Ahmeda było Ramadi, gdzie generał dostarczył 500 tys. dolarów lokalnym przywódcom powstańczym.
Jeśli sunnicka rebelia będzie się przeciągać, Amerykanie ugrzęzną w Iraku na dłużej, niż by chcieli, i mało kto będzie pamiętał, że to oni obalili okrutnego tyrana. Z kolei siedzące być może drugiej stronie stołu rokowań potężne sunnickie klany są zaangażowane w wyniszczającą rebelię. Sunnici mają jednak dzięki Saddamowi struktury i fundusze na prowadzenie powstania. W zamian za rezygnację z walki mogą chcieć gwarancji, że Amerykanie powstrzymają szyickie zapędy do podziału kraju. Mogą też chcieć przywrócenia wykluczonych z życia publicznego dawnych działaczy partii Baas, którzy nie mają krwi na rękach. A to pokaźna część sunnickiej elity.
Szyici muszą mieć świadomość, o jaką stawkę toczy się gra. A że nie zawahają się przed niczym, świadczy zabójstwo Saaduna Dżanabiego. Był on adwokatem Awada Hamida el-Bandera, szefa saddamowskiego Sądu Rewolucyjnego, który siedzi na ławie oskarżonych wraz z dyktatorem.
Świadkowie, na których powołuje się m.in. Agencja Reutera, twierdzą, że Saaduna uprowadzili mężczyźni podający się za pracowników MSW. Resort oczywiście zaprzecza, by wysyłał kogokolwiek do adwokata. Rzecznik rządu oświadczył jedynie, że w kraju "istnieje problem z uzbrojonymi, prorządowymi grupami, które posługują się przemocą, działając z pobudek politycznych". Porozumienie amerykańsko-sunnickie wydaje się nie tylko możliwe, ale i prawdopodobne. Życie byłego dyktatora jest w tej grze istotnym argumentem. Skoro Saddam zaplanował sunnickie powstanie, przewidział też, że zostaną podjęte negocjacje. To, że w razie schwytania go dojdzie do procesu, też było pewne. Kolejne odsłony procesu pokażą, czy były dyktator jest w zaplanowanej przez siebie grze pionkiem, czy rozgrywającym. Butna postawa podczas pierwszego posiedzenia sądu wskazuje, że obalony satrapa ciągle liczy się w irackiej krwawej rozgrywce.
- Wojna z Iranem
22 października 1980 r. Irak zaatakował Iran. Wkrótce potem iracka armia pierwszy raz na masową skalę użyła broni chemicznej, zabijając ponad 20 tys. Irańczyków. Podczas kolejnych dziewięciu lat wojny zginęło ponad milion osób, a straty materialne wyceniono na 400 mld USD.
- Zagłada Kurdów
16 marca 1988 r. iracka armia użyła broni chemicznej w miejscowości Halabdża, zabijając jednego dnia 5 tys. Kurdów. Podczas prowadzonej przez służby bezpieczeństwa i armię w 1988 r. operacji "Anfal", która miała na celu "rozwiązanie problemu kurdyjskiego oraz zlikwidowaniu sabotażystów", wymordowano ponad 100 tys. Kurdów. Dziesiątki tysięcy trafiły do więzień. Z ziemią zrównano 4 tys. miejscowości.
- Inwazja na Kuwejt
2 sierpnia 1990 r. Saddam rozpoczął inwazję Kuwejtu. Iracka armia masowo mordowała więźniów, a wycofując się, podpaliła 700 szybów naftowych i skaziła zbiorniki wodny pitnej.
- Mord na Medanach
Chcąc ujarzmić szyickich rebeliantów na początku lat 90. i zapobiec zajęciu przez Irańczyków szlaków wodnych do Zatoki Perskiej, Saddam zarządził osuszenie największych na Bliskim Wschodzie mokradeł (20 tys. km kw.). Zrujnował w ten sposób życie kilkudziesięciu tysięcy Medan, Arabów z bagien. Ludzi mordowano bronią chemiczną, na wioski zrzucano napalm, wodę pitną zatruto. Miejsce, gdzie rodziła się jedna z pierwszych cywilizacji, w 85 proc. zajmuje dziś pustynia. Parlament Europejski zbrodnię na Medanach uznał za ludobójstwo.
- Zabójstwa, tortury, gwałty
Kiedy Saddam doszedł do władzy w 1979 r., setki wysoko postawionych członków Baas uwięziono i zamordowano. On osobiście rozstrzelał wówczas 21 osób. Po obaleniu reżimu w Iraku odnaleziono 300 tys. ciał w masowych grobach.
ZBRODNIE SADDAMA
Krok ku sprawiedliwości |
---|
Saddam Husajn przez 20 lat mordował planowo i systematycznie, niszcząc całe pokolenia. Zabijał Irakijczyków - szyitów, Kurdów, ale też i "swoich" sunnitów. Saddam nie jest może najgorszym tyranem, jaki stąpał po ziemi, ale pierwszym mającym tyle krwi na rękach, który stanie przed sądem. Wyobraźmy sobie, jak wyglądałby świat, gdyby przed sądem stanęli najkrwawsi władcy: Pol Pot z Kambodży czy Idi Amin z Ugandy. Być może Saddam nigdy nie odważyłby się sięgnąć po aparat terroru. Proces trwa, a Stany Zjednoczone i prezydent George W. Bush są ostro krytykowani. Amerykę upomina się, że nie powinna ingerować w sprawy innych państw. Wedle ludzi "oświeconych", doprowadzenie do procesu byłego prezydenta Iraku jest właśnie taką ingerencją. To cyniczna argumentacja. Ważniejszy staje się w niej oprawca, a ofiary pozostawia się samym sobie. Myśleliśmy, że świat po Norymberdze dramatycznie się zmieni. Zmienił się tylko trochę. Dowodzi tego proces Slobodana Milosevicia. Nie odbyły się procesy krwawych dyktatorów Ameryki Południowej i Afryki. Proces Saddama Husajna, nawet najbardziej ułomny, jest wielkim moralnym krokiem naprzód. Szewach Weiss |
Więcej możesz przeczytać w 43/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.