Zabrudzone obuwie zdradza ryzykantów.
Zamówienie butów u mistrza Stanisława Żmii, nadwornego szewca Jana Pawła II - taka była jedna z pierwszych decyzji otoczenia prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Prezydent w papieskich sztybletach przypomniał, że obuwie jest od wieków symbolem statusu. Przy Wiejskiej można podziwiać paradę mokasynów, wiedenek i sztybletów, czółenek, szpilek i kozaczków. Jednak rzadko pasują one do stroju, wzrostu, a nawet stopy zakładających je osób.
Plaga czarnych butów
Popularne rok temu pantofle z ostrymi wydłużonymi szpicami odeszły do lamusa. Hołdują im praktycznie już jedynie Anita Błochowiak z SLD i Hanna Gronkiewicz--Waltz z PO. Obecnie modny jest nie tyle nosek ścięty w ogóle, lecz ścięty na jeden, dwa centymetry. Tymczasem u wielu posłów obrysem buta jest idealny prostokąt. Podczas ostatnich posiedzeń Sejmu radykalnie ścięte czuby butów mieli posłowie wszystkich klubów parlamentarnych, w tym członkowie gabinetu cieni Platformy Obywatelskiej, m.in. Zbigniew Chlebowski i Tomasz Głogowski. A także Krzysztof Bosak z LPR, Przemysław Gosiewski z PiS i Jerzy Szmajdziński z SLD. Szmajdziński lubuje się w osobliwych, modnych w Polsce cztery lata temu półbutach, których nos jest szerszy od obcasa. Z kolei buty Gosiewskiego zdają się krzyczeć znany slogan: "Cena czyni cuda". Niestety, nie czyni.
Co zaskakujące, obuwie niemal wszystkich posłów jest czarne. Sławomir Jeneralski z SLD nosi na przykład czarne mokasyny z wysokim na pół centymetra szwem (modnym w połowie lat 90.). Zakłada je do dyżurnego, beżowo-seledynowego garnituru, podczas gdy kolor butów powinno się dobierać do koloru garnituru. Posłowie najwidoczniej uznali, że jedynie w czarnych butach przystoi się pokazać politykowi. Zapominają o ciemnych odcieniach granatu, szarości czy wiśni. Czarne obuwie - jako jedynie dopuszczalne w sferze publicznej - pojawiło się w połowie XIX wieku. Odrzucenie butów w jaskrawych kolorach miało odróżnić finansjerę i przemysłowców od władców i arystokracji, a przy okazji zapewnić im równy status w negocjacjach z partnerami. Był to kod ubioru dotyczący wyłącznie biznesowego środowiska.
Suma wszystkich błędów
Na jednym biegunie są gorliwi naśladowcy aktualnej mody, na drugim - ci, którzy ignorują mody i kody. Pokraczne obuwie Jana Rokity z PO, z przesadnie zaokrąglonymi noskami uwydatniają jego nieproporcjonalnie małą stopę, co w zderzeniu z posępnym image'em tego polityka, wywołuje komiczny efekt. Zaokrąglone, a w dodatku matowe buty Ryszarda Kalisza z SLD podkreślają zwalistość sylwetki tego posła. Z kolei mokasyny szefa PSL Jarosława Kalinowskiego, z dwoma pionowymi przeszyciami, wydają się zbyt dekoracyjne, jak na stonowany garnitur.
Wśród posłanek źle dobrane buty nosi Joanna Fabisiak z PO. Czarne niby-kamasze, w zestawieniu z szarymi spodniami dzwonami, wyglądają na młodzieżowe martensy, przez co zgrabna posłanka nie wygląda kobieco, lecz topornie. Dobrze mogłaby wyglądać sejmowa kapłanka ekstrawaganckiej mody Joanna Senyszyn z SLD. Jej "patchworkowe" brązowo-zielone botki z połączonych kawałków skóry, czy brązowe kozaki mogłyby stać na jednej półce z butami domu mody Fendi. Niestety, posłanka z typowym dla siebie wdziękiem, zakłada je do spodni, których materiał przypomina skórę gadów, przez co buty tracą styl.
Derby Giertycha
- Klasa polityczna na Zachodzie, która swój kod ubioru wykształciła prawie 200 lat temu, do butów podchodzi bardzo restrykcyjnie. Dopuszczalne są wiedenki i derby, bo w nich noga wygląda elegancko, a ich właściciel poważnie - mówi Wiesław Gałązka, specjalista kreacji wizerunku publicznego z Uniwersytetu Wrocławskiego. Wiedenki to najbardziej oficjalny fason butów, z trzycentymetrowym obcasem, wysokim podbiciem, często z poprzecznym dziurkowanym przeszyciem. Jak twierdzi znawca kodu ubioru Bernard Hanaoka, właśnie taka wysokość obcasa zapewnia największy komfort stopom. Przy Wiejskiej wiedenek próżno szukać - jednymi z nielicznych wyjątków są premier Kazimierz Marcinkiewicz i Wojciech Olejniczak, szef SLD, znany z dbałości o wygląd (na charytatywny pokaz mody parlamentarnej jako jedyny przyszedł z osobistym fryzjerem).
Olejniczak nosi też nieco mniej oficjalne i zgrabniejsze derby. Derby mają wydłużony nosek i szerszą środkową część - wymyślono je dla brytyjskiego premiera lorda Derby'ego w połowie XIX wieku. Narzekał on na zbyt szerokie śródstopie, przez co uciskały go wiedenki. W ładnych derbach chodzi na przykład szef LPR Roman Giertych.
- Mam słabość do butów i zdarza mi się kupować je za 600 zł za parę - chwali się wicemarszałek Sejmu Andrzej Lepper. Drogie nie musi oznaczać dobre, co dobrze widać właśnie na przykładzie lidera Samoobrony. Buty Leppera są na ogół nie dobrane do garnituru i zawsze zbyt wąskie w stosunku do szerokich spodni, przez co przewodniczący Samoobrony z daleka wygląda, jakby miał na sobie tylko czarne skarpetki. Olejniczak i Giertych mają obuwie dostosowane zarówno do profesji, jak i do anatomii. Do nielicznych posłów w dobrych butach można też zaliczyć największego sejmowego eleganta Krzysztofa Sikorę z Samoobrony, którego płaskie wsuwane sztyblety czy derby z cieniutkiej skóry świadczą o dobrym wyczuciu powagi i stylu. Natomiast dobre buty wśród posłanek zakłada Katarzyna Piekarska - eleganckie, z dwucentymetrowym obcasikiem, klamrą i prześwitującym różowym wnętrzem są nie tylko dobrej marki, ale też pasują do wzrostu i kształtu stóp. To - wbrew pozorom - ważne, bo w pewnym sensie od butów naszych posłów zależą losy Polski. Zbyt wąskie w śródstopiu buty mogą powodować lekkie przekrwienie mózgu i - oczywiście - niedokrwienie stóp. Pewnie stąd tak często zarówno podczas debat w parlamencie, jak i w telewizyjnych starciach temperatura rozmów jest niewspółmierna do wagi tematu, a posłowie nerwowo przekładają nogę na nogę, by zapewnić komfort stopom. W wypadku butów damskich wydłużone czuby buta mogą ściskać palce, psując samopoczucie i utrudniając koncentrację. Dowodem występy Anity Błochowiak, która na posiedzeniach komisji śledczej w sprawie Rywina pojawiała się wyłącznie w takich butach.
Klasa na obcasach
W średniowieczu dokładnie określano, jak i w co mogą się ubierać poszczególne warstwy społeczne. Żadna część garderoby nie była obwarowana tyloma nakazami i zakazami co obuwie. We Francji przestępstwem i powodem do unieważnienia ślubu było noszenie butów z obcasami wyższymi, niż przysługiwały z racji pochodzenia. Stany najwyższe były więc rozpoznawalne w sensie jak najbardziej dosłownym. W "The Political History of Shoes" amerykańska eseistka Kirsten Anderberg pisała, że we włoskiej Sienie płaskie buty mogły w miejscach publicznych nosić jedynie prostytutki. Dowolność obuwia, jaką cieszymy się obecnie, nastała dopiero pod koniec XIX wieku. Buty nie przestały być jednak symbolem statusu. Wiązało się to zarówno z tym, że do czasu uruchomienia pierwszej seryjnej produkcji butów w 1850 r. na obuwie stać było tylko zamożnych, jak i z tym, że po butach najłatwiej można było odgadnąć zajęcia i pochodzenie właścicieli. Po czystych butach, nie pobrudzonych błotem, poznawało się klasę wyższą. To dlatego, a nie tylko ze względu na oszczędność, w Polsce jeszcze do końca lat 30. ubiegłego wieku członkowie chłopskich rodzin powszechnie nosili buty jedynie do urzędu i kościoła.
Historyczne buty Fischera
Antropolog kultury prof. Roch Sulima twierdzi, że przedstawiciele wyższych stanów demonstrowali za pomocą obuwia swój charakter. Ci z butami spod igły byli uważani za ludzi asekuracyjnych, chodzących po dobrze oznaczonych drogach. Ci z zabrudzonymi butami byli brani za ryzykantów, mających kontakt z niepewnym gruntem, a przez to podejrzanych. Jeśliby odnieść tę regułę do polskiego parlamentu, to większość posłów jawi się jako porządni asekuranci. Przybrudzone buty widać zaledwie u kilkunastu posłów, m.in. u Bronisława Komorowskiego z PO i szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
W polskim Sejmie na razie brakuje butów, które kwalifikowałyby się do zachowania dla potomnych, jak to się stało w wypadku tenisówek Joschki Fischera, kiedyś lewaka i ekologa, a później ministra spraw zagranicznych RFN. Trafiły one do Muzeum Historii Niemiec w Bonn.
Fot: Z. Furman; K. Pacuła; M. Stelmach
Plaga czarnych butów
Popularne rok temu pantofle z ostrymi wydłużonymi szpicami odeszły do lamusa. Hołdują im praktycznie już jedynie Anita Błochowiak z SLD i Hanna Gronkiewicz--Waltz z PO. Obecnie modny jest nie tyle nosek ścięty w ogóle, lecz ścięty na jeden, dwa centymetry. Tymczasem u wielu posłów obrysem buta jest idealny prostokąt. Podczas ostatnich posiedzeń Sejmu radykalnie ścięte czuby butów mieli posłowie wszystkich klubów parlamentarnych, w tym członkowie gabinetu cieni Platformy Obywatelskiej, m.in. Zbigniew Chlebowski i Tomasz Głogowski. A także Krzysztof Bosak z LPR, Przemysław Gosiewski z PiS i Jerzy Szmajdziński z SLD. Szmajdziński lubuje się w osobliwych, modnych w Polsce cztery lata temu półbutach, których nos jest szerszy od obcasa. Z kolei buty Gosiewskiego zdają się krzyczeć znany slogan: "Cena czyni cuda". Niestety, nie czyni.
Co zaskakujące, obuwie niemal wszystkich posłów jest czarne. Sławomir Jeneralski z SLD nosi na przykład czarne mokasyny z wysokim na pół centymetra szwem (modnym w połowie lat 90.). Zakłada je do dyżurnego, beżowo-seledynowego garnituru, podczas gdy kolor butów powinno się dobierać do koloru garnituru. Posłowie najwidoczniej uznali, że jedynie w czarnych butach przystoi się pokazać politykowi. Zapominają o ciemnych odcieniach granatu, szarości czy wiśni. Czarne obuwie - jako jedynie dopuszczalne w sferze publicznej - pojawiło się w połowie XIX wieku. Odrzucenie butów w jaskrawych kolorach miało odróżnić finansjerę i przemysłowców od władców i arystokracji, a przy okazji zapewnić im równy status w negocjacjach z partnerami. Był to kod ubioru dotyczący wyłącznie biznesowego środowiska.
Suma wszystkich błędów
Na jednym biegunie są gorliwi naśladowcy aktualnej mody, na drugim - ci, którzy ignorują mody i kody. Pokraczne obuwie Jana Rokity z PO, z przesadnie zaokrąglonymi noskami uwydatniają jego nieproporcjonalnie małą stopę, co w zderzeniu z posępnym image'em tego polityka, wywołuje komiczny efekt. Zaokrąglone, a w dodatku matowe buty Ryszarda Kalisza z SLD podkreślają zwalistość sylwetki tego posła. Z kolei mokasyny szefa PSL Jarosława Kalinowskiego, z dwoma pionowymi przeszyciami, wydają się zbyt dekoracyjne, jak na stonowany garnitur.
Wśród posłanek źle dobrane buty nosi Joanna Fabisiak z PO. Czarne niby-kamasze, w zestawieniu z szarymi spodniami dzwonami, wyglądają na młodzieżowe martensy, przez co zgrabna posłanka nie wygląda kobieco, lecz topornie. Dobrze mogłaby wyglądać sejmowa kapłanka ekstrawaganckiej mody Joanna Senyszyn z SLD. Jej "patchworkowe" brązowo-zielone botki z połączonych kawałków skóry, czy brązowe kozaki mogłyby stać na jednej półce z butami domu mody Fendi. Niestety, posłanka z typowym dla siebie wdziękiem, zakłada je do spodni, których materiał przypomina skórę gadów, przez co buty tracą styl.
Derby Giertycha
- Klasa polityczna na Zachodzie, która swój kod ubioru wykształciła prawie 200 lat temu, do butów podchodzi bardzo restrykcyjnie. Dopuszczalne są wiedenki i derby, bo w nich noga wygląda elegancko, a ich właściciel poważnie - mówi Wiesław Gałązka, specjalista kreacji wizerunku publicznego z Uniwersytetu Wrocławskiego. Wiedenki to najbardziej oficjalny fason butów, z trzycentymetrowym obcasem, wysokim podbiciem, często z poprzecznym dziurkowanym przeszyciem. Jak twierdzi znawca kodu ubioru Bernard Hanaoka, właśnie taka wysokość obcasa zapewnia największy komfort stopom. Przy Wiejskiej wiedenek próżno szukać - jednymi z nielicznych wyjątków są premier Kazimierz Marcinkiewicz i Wojciech Olejniczak, szef SLD, znany z dbałości o wygląd (na charytatywny pokaz mody parlamentarnej jako jedyny przyszedł z osobistym fryzjerem).

Olejniczak nosi też nieco mniej oficjalne i zgrabniejsze derby. Derby mają wydłużony nosek i szerszą środkową część - wymyślono je dla brytyjskiego premiera lorda Derby'ego w połowie XIX wieku. Narzekał on na zbyt szerokie śródstopie, przez co uciskały go wiedenki. W ładnych derbach chodzi na przykład szef LPR Roman Giertych.
- Mam słabość do butów i zdarza mi się kupować je za 600 zł za parę - chwali się wicemarszałek Sejmu Andrzej Lepper. Drogie nie musi oznaczać dobre, co dobrze widać właśnie na przykładzie lidera Samoobrony. Buty Leppera są na ogół nie dobrane do garnituru i zawsze zbyt wąskie w stosunku do szerokich spodni, przez co przewodniczący Samoobrony z daleka wygląda, jakby miał na sobie tylko czarne skarpetki. Olejniczak i Giertych mają obuwie dostosowane zarówno do profesji, jak i do anatomii. Do nielicznych posłów w dobrych butach można też zaliczyć największego sejmowego eleganta Krzysztofa Sikorę z Samoobrony, którego płaskie wsuwane sztyblety czy derby z cieniutkiej skóry świadczą o dobrym wyczuciu powagi i stylu. Natomiast dobre buty wśród posłanek zakłada Katarzyna Piekarska - eleganckie, z dwucentymetrowym obcasikiem, klamrą i prześwitującym różowym wnętrzem są nie tylko dobrej marki, ale też pasują do wzrostu i kształtu stóp. To - wbrew pozorom - ważne, bo w pewnym sensie od butów naszych posłów zależą losy Polski. Zbyt wąskie w śródstopiu buty mogą powodować lekkie przekrwienie mózgu i - oczywiście - niedokrwienie stóp. Pewnie stąd tak często zarówno podczas debat w parlamencie, jak i w telewizyjnych starciach temperatura rozmów jest niewspółmierna do wagi tematu, a posłowie nerwowo przekładają nogę na nogę, by zapewnić komfort stopom. W wypadku butów damskich wydłużone czuby buta mogą ściskać palce, psując samopoczucie i utrudniając koncentrację. Dowodem występy Anity Błochowiak, która na posiedzeniach komisji śledczej w sprawie Rywina pojawiała się wyłącznie w takich butach.
Klasa na obcasach
W średniowieczu dokładnie określano, jak i w co mogą się ubierać poszczególne warstwy społeczne. Żadna część garderoby nie była obwarowana tyloma nakazami i zakazami co obuwie. We Francji przestępstwem i powodem do unieważnienia ślubu było noszenie butów z obcasami wyższymi, niż przysługiwały z racji pochodzenia. Stany najwyższe były więc rozpoznawalne w sensie jak najbardziej dosłownym. W "The Political History of Shoes" amerykańska eseistka Kirsten Anderberg pisała, że we włoskiej Sienie płaskie buty mogły w miejscach publicznych nosić jedynie prostytutki. Dowolność obuwia, jaką cieszymy się obecnie, nastała dopiero pod koniec XIX wieku. Buty nie przestały być jednak symbolem statusu. Wiązało się to zarówno z tym, że do czasu uruchomienia pierwszej seryjnej produkcji butów w 1850 r. na obuwie stać było tylko zamożnych, jak i z tym, że po butach najłatwiej można było odgadnąć zajęcia i pochodzenie właścicieli. Po czystych butach, nie pobrudzonych błotem, poznawało się klasę wyższą. To dlatego, a nie tylko ze względu na oszczędność, w Polsce jeszcze do końca lat 30. ubiegłego wieku członkowie chłopskich rodzin powszechnie nosili buty jedynie do urzędu i kościoła.
Historyczne buty Fischera
Antropolog kultury prof. Roch Sulima twierdzi, że przedstawiciele wyższych stanów demonstrowali za pomocą obuwia swój charakter. Ci z butami spod igły byli uważani za ludzi asekuracyjnych, chodzących po dobrze oznaczonych drogach. Ci z zabrudzonymi butami byli brani za ryzykantów, mających kontakt z niepewnym gruntem, a przez to podejrzanych. Jeśliby odnieść tę regułę do polskiego parlamentu, to większość posłów jawi się jako porządni asekuranci. Przybrudzone buty widać zaledwie u kilkunastu posłów, m.in. u Bronisława Komorowskiego z PO i szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
W polskim Sejmie na razie brakuje butów, które kwalifikowałyby się do zachowania dla potomnych, jak to się stało w wypadku tenisówek Joschki Fischera, kiedyś lewaka i ekologa, a później ministra spraw zagranicznych RFN. Trafiły one do Muzeum Historii Niemiec w Bonn.
Buty z klasą |
---|
![]() |
![]() |
![]() |
Fot: Z. Furman; K. Pacuła; M. Stelmach
Więcej możesz przeczytać w 14/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.