"Dawno, dawno temu w odległej galaktyce..." - od tych słów zaczynają się kolejne epizody "Gwiezdnych wojen", najsławniejszej bodaj serii w historii kina. I póęniej ogląda się przygody w świecie kosmicznej fantazji. Fantasmagoria urojeń "stabilizantów" w wypowiedziach - i coraz bardziej także działaniach - dotyczących polskiej gospodarki wywołuje żal, że to wszystko nie dzieje się - niestety! - "dawno, dawno temu", a dotyka wszystkich normalnych Polaków tu i teraz.
Z prędkością światła
Na ogół przyglądam się tej naszej zoolityce (tu ukłony dla Marcina Wolskiego, który mógłby obecnie kręcić kolejne odcinki "Polskiego zoo"!) z pewnej oddali. A już na pewno nie słucham ani tym bardziej nie oglądam wystąpień kolejnych niemiłościwie nam panujących ekip. Czasem spędzam jednak sporo czasu za kółkiem i przedkładając słowo mówione nad mało dla mnie atrakcyjną muzykę, słucham różnych stacji radiowych. W rezultacie incydentalnie zdarzyło mi się niedawno wysłuchać wypowiedzi posłanki Gabrieli Masłowskiej z LPR. Nawet przy moich niskich oczekiwaniach wobec kompetencji piserów, leperów i elpeerów to, co usłyszałem na temat roli banków i wzrostu gospodarczego (że o innych kwestiach nie wspomnę), było szokujące. Przypomina się fraszka Stanisława Jerzego Leca - myślał, że stoi na dnie, a tu poczuł, że ktoś go w podeszwy skrobie. Miałem wrażenie, że słucham tego, co w duszy gra jakiejś podkuchennej w podrzędnym barze, na jakiejś wsi postpegeerowskiej. Bo już schludni, sympatyczni młodzi ludzie pracujący w tanich restauracjach McDonald's mają znacznie lepiej poukładane w głowach! A gdy rozpłomieniona własnymi słowami i wspierana oklaskami równych sobie posłanka Masłowska wieszczyła upadek prezesa NBP, myślałem, że lada moment weźmie w jedną rękę figurkę Balcerowicza, w drugą rękę - lampę, upuści je i obwieści Sejmowi, że Balcerowicz spada z prędkością światła. Zachwycony prezes Giertych wystąpi wówczas o Nagrodę Nobla dla posłanki Masłowskiej. I to podwójną: z fizyki i ekonomii. Natomiast prezes Kaczyński poprze wniosek, stwierdzając, że będzie to pierwszy Nobel spoza układu. Słonecznego, rzecz jasna, gdyż za tak kosmiczne bzdury na Nobla nie ma szans od Marsa do Plutona...
Anty-Sokrates
Prezes Kaczyński nie byłby zresztą zupełnie bezstronny, popierając wniosek prezesa Giertycha, ponieważ mógłby liczyć tutaj na wzajemność. Jego wypowiedzi o gospodarce nieodległe są bowiem od elukubracji posłanki Masłowskiej. Plotąc coś tam o Polsce, która mogłaby być dużo dalej i nie musiała się wlec w ogonie krajów postkomunistycznych, nie dostrzega on, że to Polska właśnie była przez pierwszych osiem, dziewięć lat transformacji liderem świata po komunizmie. Właśnie wtedy, gdy Polską rządzili obrażani przez niego liberałowie. Żeby to jednak zauważyć, trzeba, po pierwsze, czytać cokolwiek na ten temat, po drugie, posłuchać innych, co mówią na temat polskiej transformacji, i po trzecie - wyciągnąć wnioski. Ale czytać trzeba chcieć, rozmawiać z cudzoziemcami - trzeba umieć, a żeby wyciągać wnioski - trzeba się sine ira et studio posłużyć zdolnościami analitycznymi, a nie hodować podszyte manią prześladowczą fobie. Zaczęliśmy coraz bardziej odstawać od czołówki krajów znajdujących się na drodze do kapitalistycznej normalności właśnie wtedy, gdy do władzy doszli ludzie o sposobie myślenia braci Kaczyńskich i całego tego nawiedzonego towarzystwa. Wytykanie zwolennikom kapitalistycznego rynku bezrobocia wśród młodzieży i wyjazdów "za pracą" świadczy również o nieznajomości faktów czy niechęci do nich. Do Polski we wspomnianym okresie wracali Polacy, odnajdując się w nowej wolnorynkowej rzeczywistości, a w porównaniu z latami 70. i 80. liczba wykształconych młodych ludzi wyjeżdżających "za pracą" spadła kilkakrotnie! Zaczęło się to zmieniać dopiero wówczas, gdy kolejnym ekipom pod hasłami troski o człowieka, sprawiedliwości społecznej, solidarności i podobnymi - mającymi przyciągnąć elektorat roszczeniowy - udało się uczynić Polskę najbardziej przeregulowanym krajem Unii Europejskiej i całego OECD. A wysokimi podatkami na stale rosnący "socjal" zniechęcić do bardziej intensywnej (legalnej) pracy, do zwiększania dochodów, oszczędzania i inwestowania. Coraz więcej wykształconych młodych ludzi wyjeżdża, głosując nogami nie przeciw "bezlitosnemu liberalizmowi" wolnego rynku, lecz przeciwko brakowi tegoż. Obserwując to, co wyprawiają z gospodarką na przemian postsolidarnościowi i postkomunistyczni gamonie, mówią sobie: "nie ma różnicy między 'socjałami' pobożnymi a bezbożnymi; jedni i drudzy zarzynają polską gospodarkę. A im dłużej zamienia polski stryjek siekierkę na kijek, tym wolniej rozwija się gospodarka i tym więcej wykształconych ludzi - po raz kolejny rozczarowanych - wyjeżdża z Polski. Niestety, prezesa Kaczyńskiego nie stać na Sokratesowską obserwację: "Wiem, że nic nie wiem (o gospodarce)". On po prostu nie wie, że nic nie wie. Dlatego z wysokim prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością można oczekiwać, że realizacja kolejnych socjalnych haseł przez obecnych "stabilizantów" jeszcze ten strumień wyjazdów powiększy. I warto uświadomić prezesowi, że nie jest przypadkiem, że wykształceni Polacy wyjeżdżają do krajów, takich jak Wielka Brytania czy Irlandia, że o Stanach Zjednoczonych nie wspomnę. Tam gospodarki są bowiem znacznie bardziej liberalne - i dlatego jest w nich duży popyt na pracę.
Od Platona do Lenina
Dość jednak polemik ze ślepym o kolorach. To, że znajomość prezesa Kaczyńskiego z ekonomią jest bardzo luęna (ot, minęli się parę razy na ulicy), wiemy wszyscy. Dlatego to, co słyszymy od niego w wymienionych wyżej sprawach, można by właściwie zbyć wzruszeniem ramion, gdyby nie jego wpływ na sprawy bieżące gospodarki. Znacznie gorzej jest jednak, gdy słyszy się jego wypowiedzi dotyczące spraw, w których istnieje domniemanie kompetencji (jakkolwiek nie poparte żadnymi dowodami!). Tutaj bowiem odnajduję wypowiedzi, a więc i zapowiedzi jakichś działań, niepokojące w swojej wymowie. W polemice z Donaldem Tuskiem prezes Kaczyński stwierdził, że "państwo (...) musi wziąć na siebie przebudowę społeczeństwa po komunizmie..." Dosłownie! Czy prezes w ogóle zastanawia się nad tym, co mówi? W tradycji cywilizacji zachodniej to społeczeństwo kształtuje państwo na sposób pożądany przez większość tegoż społeczeństwa, a nie odwrotnie. Jeżeli Jarosław Kaczyński rzeczywiście tak myśli, to wpisuje się w bardzo niebezpieczny i szkodliwy - antycywilizacyjny - nurt myślenia, który ma długą i bynajmniej niechwalebną listę poprzedników. To w "Państwie" Platona mędrcy wymyślają, a strażnicy pilnują "przebudowywania" społeczeństwa. Tak samo w "Utopii" Tomasza Morusa i innych pracach prekomunistów utopijnych w rodzaju dominikańskiego mnicha Tomassa Campanelli. Wreszcie komuniści (już niestety nie utopijni!) krwawym terrorem starali się wychować "nowego człowieka". Po jak odległej galaktyce krążą myśli Jarosława Kaczyńskiego, że chce stawać w szranki w obozie takich poprzedników? Chciałbym być dobrze zrozumiany. Nie twierdzę, że Polsce zagraża autorytaryzm (jakiś "kaczyzm", o którym piszą przedstawiciele zdziesiątkowanej politycznie polskiej lewicy). Ale swój względny spokój w tym względzie czerpię nie tyle z tego, że braciom Kaczyńskim i ich adherentom w duszy nie gra taka właśnie wizja państwa, ile raczej z nieudacznikostwa naszej nawiedzonej pseudoprawicy. Przekucie w czyn wizji takiego państwa wymaga bowiem umiejętności konstrukcyjnych, a nie destrukcyjnych. Skoordynowanych działań, a nie słownego bicia piany, które wydaje się być cechą szczególną tej ekipy. Dlatego o jakiejś "zemście Sithów", nawet gdyby takiej chcieli, nie ma - na szczęście - mowy...
Ilustracja: D. Krupa
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.