Niemal wszyscy pacjenci zgłaszający się do psychiatrów twierdzą, że mają depresję - jak księżna Diana
W co trzecim biurowcu wykryto zanieczyszczenia powietrza, które miały niekorzystnie wpływać na zdrowie pracowników. Właściciele budynków nierzadko byli zmuszeni do wykonania kosztownych modernizacji, tak jak w wypadku Berlaymont, siedziby Komisji Europejskiej. Tymczasem badania dowiodły, że tzw. syndrom chorego budynku to fikcyjna choroba. Choć na różne dolegliwości uskarża się co piąty pracownik biurowy, to nie mają one niemal żadnego związku z jakością powietrza. Odzwierciedlają jedynie poziom stresu związanego z pracą.
Homo sapiens z natury jest hipochondrykiem. - 90 proc. zgłaszających się do mnie pacjentów mówi, że ma depresję, choć większość z nich cierpi na inne zaburzenia. W rzeczywistości stany depresyjne występują w ciągu życia u 22-32 proc. ludzi - wyjaśnia prof. Andrzej Kokoszka, kierownik II Kliniki Psychiatrycznej AM w Warszawie. Pozostali cierpią glównie na tzw. zaburzenia adaptacyjne, pojawiające się w trudnej sytuacji życiowej i wymagające przede wszystkim psychoterapii. Wiele z tych osób otrzymuje jednak leki przeciwdepresyjne. Tymczasem preparaty te wywołują poważne skutki uboczne: mogą prowadzić do nadmiernej pobudliwości, pogłębiać skłonności samobójcze i pogarszać przebieg choroby wieńcowej. Depresja przestała być chorobą wstydliwą, gdy zaczęły się do niej przyznawać znane osoby, m.in. Kora Jackowska, księżna Diana Spencer czy dyktator mody Yves Saint Laurent.
Podobnie wygląda problem nadużywania leków nasennych, które zwiększają ryzyko zgonu co najmniej o 10-15 proc. Pigułki nasenne często biorą ludzie, którzy uważają, że potrzebują minimum ośmiu godzin snu. Tymczasem z badań wynika, że osoby śpiące po 6-7 godzin cieszą się dobrym zdrowiem, a organizmowi nie szkodzi zbytnio nawet ograniczenie snu do czterech godzin na dobę! Na wymagającą stosowania leków bezsenność cierpi najwyżej 7 proc. społeczeństwa.
Syndrom naciągaczy
W kreowaniu epidemii biorą udział pacjenci, którzy mając w ręku postawioną przez lekarza diagnozę, mogą uzyskać dodatkowe świadczenia zdrowotne lub odszkodowania. Pieniądze wypłacane przez firmy ubezpieczeniowe ofiarom wypadków doprowadziły do powstania nieznanej wcześniej epidemii urazów tkanek miękkich. Objawiają się one bólami mięśni karku, krzyża lub rąk, które wymagają wielomiesięcznego leczenia, choć z obserwacji lekarzy wynika, że takie same dolegliwości nie związane z wypadkami ustępują w kilka dni. Tego, czy pacjent czuje ból, nie można potwierdzić żadną powszechnie dostępną metodą diagnostyczną. Wiadomo zaś, że tam, gdzie przestano wypłacać odszkodowania za takie pseudoschorzenia, częstość ich występowania spadła.
W USA co dziesiąty zabieg endoskopowego badania jelita grubego przeprowadza się u osób uskarżających się na tzw. zespół jelita drażliwego. Badania nie wykazują zmian chorobowych, bo schorzenie to, objawiające się zaparciami lub biegunkami, jest uznawane za zaburzenie nerwicowe, dotykające 15-20 proc. mieszkańców krajów uprzemysłowionych. Większość pacjentów nie chce jednak zaakceptować takiej diagnozy i woli się poddać operacji niż psychoterapii.
Weterani konfliktów w Iraku przez lata walczyli, by medycyna zaakceptowała schorzenie nazwane syndromem Zatoki Perskiej. Winą za nie obarczano m.in. promieniowanie z pocisków ze zubożonym uranem. Okazało się, że niesprecyzowane dolegliwości bólowe i przewlekłe zmęczenie występują najwyżej u 2 proc. weteranów. "Na badania związane z syndromem Zatoki Perskiej wydano mnóstwo pieniędzy, choć taka choroba nie istnieje" - podsumowuje prof. Simon Wessely z King's College Centre for Military Health Research.
Zarazki strachu
Nowe choroby najlepiej sprzedają się, gdy zostaną "opakowane" w powszechne lęki. Kobiety po menopauzie obawiają się złamań kości, dlatego akceptują rozpoznanie osteoporozy i leczenie farmakologiczne, które rzadko okazuje się skuteczne. Dla mężczyzn wymyślono andropauzę objawiającą się m.in. spadkiem kondycji seksualnej, co stworzyło potężny rynek zbytu leków na zaburzenia wzwodu. Właściciele domów w USA płacili krocie firmom likwidującym pleśń Stachybotrys chartarum, która miała wywoływać alergie i uszkodzenia mózgu. "Nie ma dowodów na to, że ten grzyb jest tak toksyczny dla człowieka. Groźniejsza może być zwykła pleśń na produktach spożywczych" - uważa prof. David Straus z Texas Tech University.
Największy strach wywołują zjawiska nieznane. Tak było w wypadku choroby szalonych krów czy epidemii wirusowego zapalenia płuc, które - według plotek - miało powstać w wojskowych laboratoriach (w rzeczywistości źródłem wirusa były nietoperze). Gdy jednak niedawno wykryto BSE u krów w USA, nikt się tym zbytnio nie przejął, bo wiadomo już, że choroba rzadko przenosi się na ludzi - w zeszłym roku jej ofiarą padło pięć osób. Niestety, lęk przed tajemniczymi zarazami jest nieuleczalny. Wiele firm zarabia na panice związanej z ptasią grypą, choć uczeni podkreślają, że wywołujący ją wirus H5N1 zabił niewiele ponad sto osób i nadal nie jest w stanie wywołać globalnej epidemii.
Homo sapiens z natury jest hipochondrykiem. - 90 proc. zgłaszających się do mnie pacjentów mówi, że ma depresję, choć większość z nich cierpi na inne zaburzenia. W rzeczywistości stany depresyjne występują w ciągu życia u 22-32 proc. ludzi - wyjaśnia prof. Andrzej Kokoszka, kierownik II Kliniki Psychiatrycznej AM w Warszawie. Pozostali cierpią glównie na tzw. zaburzenia adaptacyjne, pojawiające się w trudnej sytuacji życiowej i wymagające przede wszystkim psychoterapii. Wiele z tych osób otrzymuje jednak leki przeciwdepresyjne. Tymczasem preparaty te wywołują poważne skutki uboczne: mogą prowadzić do nadmiernej pobudliwości, pogłębiać skłonności samobójcze i pogarszać przebieg choroby wieńcowej. Depresja przestała być chorobą wstydliwą, gdy zaczęły się do niej przyznawać znane osoby, m.in. Kora Jackowska, księżna Diana Spencer czy dyktator mody Yves Saint Laurent.
Podobnie wygląda problem nadużywania leków nasennych, które zwiększają ryzyko zgonu co najmniej o 10-15 proc. Pigułki nasenne często biorą ludzie, którzy uważają, że potrzebują minimum ośmiu godzin snu. Tymczasem z badań wynika, że osoby śpiące po 6-7 godzin cieszą się dobrym zdrowiem, a organizmowi nie szkodzi zbytnio nawet ograniczenie snu do czterech godzin na dobę! Na wymagającą stosowania leków bezsenność cierpi najwyżej 7 proc. społeczeństwa.
Syndrom naciągaczy
W kreowaniu epidemii biorą udział pacjenci, którzy mając w ręku postawioną przez lekarza diagnozę, mogą uzyskać dodatkowe świadczenia zdrowotne lub odszkodowania. Pieniądze wypłacane przez firmy ubezpieczeniowe ofiarom wypadków doprowadziły do powstania nieznanej wcześniej epidemii urazów tkanek miękkich. Objawiają się one bólami mięśni karku, krzyża lub rąk, które wymagają wielomiesięcznego leczenia, choć z obserwacji lekarzy wynika, że takie same dolegliwości nie związane z wypadkami ustępują w kilka dni. Tego, czy pacjent czuje ból, nie można potwierdzić żadną powszechnie dostępną metodą diagnostyczną. Wiadomo zaś, że tam, gdzie przestano wypłacać odszkodowania za takie pseudoschorzenia, częstość ich występowania spadła.
W USA co dziesiąty zabieg endoskopowego badania jelita grubego przeprowadza się u osób uskarżających się na tzw. zespół jelita drażliwego. Badania nie wykazują zmian chorobowych, bo schorzenie to, objawiające się zaparciami lub biegunkami, jest uznawane za zaburzenie nerwicowe, dotykające 15-20 proc. mieszkańców krajów uprzemysłowionych. Większość pacjentów nie chce jednak zaakceptować takiej diagnozy i woli się poddać operacji niż psychoterapii.
Weterani konfliktów w Iraku przez lata walczyli, by medycyna zaakceptowała schorzenie nazwane syndromem Zatoki Perskiej. Winą za nie obarczano m.in. promieniowanie z pocisków ze zubożonym uranem. Okazało się, że niesprecyzowane dolegliwości bólowe i przewlekłe zmęczenie występują najwyżej u 2 proc. weteranów. "Na badania związane z syndromem Zatoki Perskiej wydano mnóstwo pieniędzy, choć taka choroba nie istnieje" - podsumowuje prof. Simon Wessely z King's College Centre for Military Health Research.
Homo HIPOCHONDRYK |
---|
Niektóre schorzenia są coraz częściej wykrywane u mieszkańców krajów rozwiniętych. Zdaniem specjalistów, statystyki są zawyżane zarówno przez firmy farmaceutyczne, pragnące poszerzyć rynki zbytu, jak i samych pacjentów, którym często zależy na otrzymaniu konkretnej diagnozy. |
ANDROPAUZA - do 30 proc. mężczyzn po 60. roku życia |
DEPRESJA - 15 proc. dorosłych (według szerokich kryteriów - do 50 proc mieszkańców USA) |
ZESPÓŁ CHOREGO BUDYNKU - pracownicy 30 proc. budynków biurowych |
DYSLEKSJA - do 15 proc. uczniów |
ZABURZENIA SNU - do 30 proc. dorosłych |
OSTEOPOROZA - do 45 proc. kobiet po menopauzie |
ZESPÓŁ JELITA DRAŻLIWEGO (IBS) - do 20 proc. dorosłych |
HIPERAKTYWNOŚĆ DEFCYTEM UWAGI (ADHD) - do 20 proc. uczniów |
OZIĘBŁOŚĆ SEKSUALNA - do 25 proc. kobiet (według niektórych badań - do 34 proc.) |
Zarazki strachu
Nowe choroby najlepiej sprzedają się, gdy zostaną "opakowane" w powszechne lęki. Kobiety po menopauzie obawiają się złamań kości, dlatego akceptują rozpoznanie osteoporozy i leczenie farmakologiczne, które rzadko okazuje się skuteczne. Dla mężczyzn wymyślono andropauzę objawiającą się m.in. spadkiem kondycji seksualnej, co stworzyło potężny rynek zbytu leków na zaburzenia wzwodu. Właściciele domów w USA płacili krocie firmom likwidującym pleśń Stachybotrys chartarum, która miała wywoływać alergie i uszkodzenia mózgu. "Nie ma dowodów na to, że ten grzyb jest tak toksyczny dla człowieka. Groźniejsza może być zwykła pleśń na produktach spożywczych" - uważa prof. David Straus z Texas Tech University.
Największy strach wywołują zjawiska nieznane. Tak było w wypadku choroby szalonych krów czy epidemii wirusowego zapalenia płuc, które - według plotek - miało powstać w wojskowych laboratoriach (w rzeczywistości źródłem wirusa były nietoperze). Gdy jednak niedawno wykryto BSE u krów w USA, nikt się tym zbytnio nie przejął, bo wiadomo już, że choroba rzadko przenosi się na ludzi - w zeszłym roku jej ofiarą padło pięć osób. Niestety, lęk przed tajemniczymi zarazami jest nieuleczalny. Wiele firm zarabia na panice związanej z ptasią grypą, choć uczeni podkreślają, że wywołujący ją wirus H5N1 zabił niewiele ponad sto osób i nadal nie jest w stanie wywołać globalnej epidemii.
Więcej możesz przeczytać w 14/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.