Politycy mogliby pomilczeć w skupieniu do wizyty papieża, a my odetchnęlibyśmy z ulgą
Z wiosną nastał w Polsce wysyp uczuć religijnych. O uczuciach religijnych rodaków, na co dzień wstydliwie skrywanych - to wszak sprawa intymna - dowiadujemy się zazwyczaj wtedy, kiedy zostają obrażone. Tym razem obrazoburcą był szef Kancelarii Prezydenta minister Andrzej Urbański. Powiedział on, że jeden kardynał nie będzie decydował o przyszłości politycznej Polski. Ryk bólu obrażonych uczuć słychać było wszędzie, choć zdanie ministra wydaje się ze wszech miar słuszne. Żyjemy w kraju z konstytucyjnie zagwarantowanym rozdziałem państwa od Kościoła, co oznacza, że nie tylko jeden kardynał, ale nawet całe kolegium kardynalskie ani konferencja biskupów nie może decydować. Uczucia to jednak co innego niż polityka. Najbardziej obrażeni poczuli się antyklerykałowie, ateiści, wolnomyśliciele, a także Daniel Passent i Monika Olejnik. Liberałowie, którzy niedawno propagowali koszulki z napisem "Nie płakałem po papieżu", zapłakali rzewnymi łzami nad krzywdą, jaka spotkała kardynała Stanisława Dziwisza. Teraz należy się spodziewać wypuszczenia na rynek koszulek z nadrukiem "Jestem wstrząśnięty obrazą moich uczuć religijnych do kardynała". Wstrząśnięty, nie zmieszany, jak martini Jamesa Bonda. Trzeba mieć nadzieję, że i te koszulki będą udaną imprezą komercyjną, jak tamte z papieżem, menstruacją i usuwaniem ciąży. Zdrowe uczucia to podstawa sukcesu.
Wymiar duchowy jest w ogóle bardzo obecny w naszym życiu publicznym. Andrzej Lepper ma zostać wicepremierem tylko dlatego, że wcześniejsze wybory zakłóciłyby skupienie potrzebne do należytego przygotowania się do wizyty Benedykta XVI. Widać w tym od razu palec Boży i małe paluszki Platformy Obywatelskiej, nawykłe do różańca. W ostatni piątek Przemysław Gosiewski, szef Klubu Parlamentarnego PiS, odmówił komentowania jakichkolwiek wydarzeń i wypowiedzi bieżących, mówiąc, że musi się skupić i przygotować duchowo do obejścia pierwszej rocznicy śmierci Jana Pawła II. Trzeba stanowczo ten transcendentny nurt naszej polityki wzmocnić i rozszerzyć. Aby politycy mogli powitać Benedykta XVI z należytym żarem wewnętrznym, powinni już od dziś wejrzeć w siebie, oddać się medytacjom, poleżeć krzyżem, a nawet poddać się samobiczowaniu. Ostatecznie platforma mogłaby wychłostać PiS, a SLD - Samoobronę. Jak Gosiewski w piątek mogliby politycy pomilczeć w skupieniu przez te dwa miesiące do wizyty papieża, a my, czytelnicy gazet, telewidzowie i radiosłuchacze, odetchnęlibyśmy z ulgą. Mielibyśmy wtedy szansę rozejrzeć się dookoła i zauważyć, że istnieje życie poza polityką i że świat, który Bóg stworzył w sześć dni, jest piękny i znacznie lepszy od niejednej ustawy kleconej przez wiele miesięcy. Świat ma też tę przewagę nad produkcją sejmową, że świata nie można zaskarżyć do Trybunału Konstytucyjnego. Poza wszystkim byłaby to obraza uczuć religijnych, nawet jeśli przyjąć, że Bóg nie stworzył człowieka, lecz tę małpę, od której człowiek pochodzi. Ja, przyjrzawszy się moim współbraciom, jestem zwolennikiem teorii ewolucji, ale odwróconej. Ogon nie zanikł, lecz wyrósł. Jesteśmy przodkami małp człekokształtnych, bo żadna małpa nigdy nie wpadłaby na pomysł przyznania gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu odznaczenia w imieniu III RP.
Generał odznaczenie zwrócił. Jego przeciwnicy uznali, że się obraził, a zwolennicy, że postąpił jak człowiek honoru. Ani, ani. To był postępek logiczny. Prawda jest taka, że przyjmując ten medal, Jaruzelski powinien był zwrócić wszystkie odznaczenia sowieckie i rosyjskie, łącznie z przyznanymi "za usmirenje polskogo miatieża". Nie można kolebki słusznej drogi życiowej, źródła i początku kariery i sukcesów traktować w kategoriach martyrologii, a długoletnich przyjaciół i przewodników politycznych jak katów i prześladowców. To odznaczenie obrażało uczucia generała, niewykluczone, że także religijne, nie mówiąc już o tym, że gdyby je przyjął, nigdy by już nie został zaproszony do Moskwy. Tego świętego miejsca świętych, gdzie nie dają medali i orderów przez pomyłkę i dzięki któremu Jaruzelski mógł powiedzieć dumnie, że nie cierpi na deficyt odznaczeń. Pewnie.
W kraju przepełnionym uczuciami religijnymi trwa dyskusja na temat religii w szkołach. Najbardziej przeciwni stopniom z religii na świadectwach są ci, którzy się najgłośniej obrazili o uczucia. Wychodzi na to, że Polska była państwem wyznaniowym i klerykalnym za Stalina i Bieruta, bo ja na świadectwach szkolnych z tej epoki mam oceny z religii. Jest to okoliczność, która obraża moje uczucia.
Autor jest publicystą "Faktu"
Fot: T. Strzyżewski
Wymiar duchowy jest w ogóle bardzo obecny w naszym życiu publicznym. Andrzej Lepper ma zostać wicepremierem tylko dlatego, że wcześniejsze wybory zakłóciłyby skupienie potrzebne do należytego przygotowania się do wizyty Benedykta XVI. Widać w tym od razu palec Boży i małe paluszki Platformy Obywatelskiej, nawykłe do różańca. W ostatni piątek Przemysław Gosiewski, szef Klubu Parlamentarnego PiS, odmówił komentowania jakichkolwiek wydarzeń i wypowiedzi bieżących, mówiąc, że musi się skupić i przygotować duchowo do obejścia pierwszej rocznicy śmierci Jana Pawła II. Trzeba stanowczo ten transcendentny nurt naszej polityki wzmocnić i rozszerzyć. Aby politycy mogli powitać Benedykta XVI z należytym żarem wewnętrznym, powinni już od dziś wejrzeć w siebie, oddać się medytacjom, poleżeć krzyżem, a nawet poddać się samobiczowaniu. Ostatecznie platforma mogłaby wychłostać PiS, a SLD - Samoobronę. Jak Gosiewski w piątek mogliby politycy pomilczeć w skupieniu przez te dwa miesiące do wizyty papieża, a my, czytelnicy gazet, telewidzowie i radiosłuchacze, odetchnęlibyśmy z ulgą. Mielibyśmy wtedy szansę rozejrzeć się dookoła i zauważyć, że istnieje życie poza polityką i że świat, który Bóg stworzył w sześć dni, jest piękny i znacznie lepszy od niejednej ustawy kleconej przez wiele miesięcy. Świat ma też tę przewagę nad produkcją sejmową, że świata nie można zaskarżyć do Trybunału Konstytucyjnego. Poza wszystkim byłaby to obraza uczuć religijnych, nawet jeśli przyjąć, że Bóg nie stworzył człowieka, lecz tę małpę, od której człowiek pochodzi. Ja, przyjrzawszy się moim współbraciom, jestem zwolennikiem teorii ewolucji, ale odwróconej. Ogon nie zanikł, lecz wyrósł. Jesteśmy przodkami małp człekokształtnych, bo żadna małpa nigdy nie wpadłaby na pomysł przyznania gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu odznaczenia w imieniu III RP.
Generał odznaczenie zwrócił. Jego przeciwnicy uznali, że się obraził, a zwolennicy, że postąpił jak człowiek honoru. Ani, ani. To był postępek logiczny. Prawda jest taka, że przyjmując ten medal, Jaruzelski powinien był zwrócić wszystkie odznaczenia sowieckie i rosyjskie, łącznie z przyznanymi "za usmirenje polskogo miatieża". Nie można kolebki słusznej drogi życiowej, źródła i początku kariery i sukcesów traktować w kategoriach martyrologii, a długoletnich przyjaciół i przewodników politycznych jak katów i prześladowców. To odznaczenie obrażało uczucia generała, niewykluczone, że także religijne, nie mówiąc już o tym, że gdyby je przyjął, nigdy by już nie został zaproszony do Moskwy. Tego świętego miejsca świętych, gdzie nie dają medali i orderów przez pomyłkę i dzięki któremu Jaruzelski mógł powiedzieć dumnie, że nie cierpi na deficyt odznaczeń. Pewnie.
W kraju przepełnionym uczuciami religijnymi trwa dyskusja na temat religii w szkołach. Najbardziej przeciwni stopniom z religii na świadectwach są ci, którzy się najgłośniej obrazili o uczucia. Wychodzi na to, że Polska była państwem wyznaniowym i klerykalnym za Stalina i Bieruta, bo ja na świadectwach szkolnych z tej epoki mam oceny z religii. Jest to okoliczność, która obraża moje uczucia.
Autor jest publicystą "Faktu"
Fot: T. Strzyżewski
Więcej możesz przeczytać w 14/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.