Czy postkomunistyczny układ, który wykreował Leppera, ma haki, aby nadal go kontrolować?
Zima 1999 roku, Świecko. Obradują przywódcy trzech związków rolniczych: Władysław Serafin z kółek rolniczych, Roman Wierzbicki z rolniczej "Solidarności" oraz Andrzej Lepper z Samoobrony. Przestraszony blokadami rolniczymi nagłaśnianymi przez TVP, a w ślad za nią przez inne media, rząd Buzka wysyła z Ministerstwa Rolnictwa propozycję negocjacji. Lepper, najbardziej dynamiczny i agresywny, mimo że przywódca najsłabszej z organizacji, proponuje swoim towarzyszom, aby pojechali do Warszawy i przywieźli stamtąd przedstawiciela ministerstwa. On, na miejscu, zajmie się zorganizowaniem ministrowi przyjęcia. Serafin i Wierzbicki uznali, że ta misja wyeksponuje ich rolę, więc się zgodzili i po kilku godzinach przyjechali w towarzystwie ministra Jacka Janiszewskiego. Przed kamerami, mikrofonami i tłumem rolników Lepper okrzyknął ich przekupionymi przez rząd zdrajcami. Dowodem miała być ich obecność w ministerialnej limuzynie. To był triumf Leppera w organizacjach rolniczych i zupełna klęska jego konkurentów. Rolnicy przyjęli jego wersję i uznali go za rzecznika swoich antyestablishmentowych postaw.
W wyborach 2001 roku Samoobrona, która wcześniej nie miała szans dostać się do Sejmu, stała się trzecim co do wielkości klubem. Był to zresztą wstęp do ostatecznej rozprawy Leppera z PSL, jego konkurentem w środowisku wiejskim. W ostatnich wyborach Samoobrona zdobyła ponad dwa razy więcej głosów i zgodnie ze wskazaniami sondaży i logiką sceny politycznej w następnych wyborach powinna odesłać tradycyjną partię chłopską w niebyt. Nie musi to jednak oznaczać zwiększenia notowań Samoobrony. W nowej sytuacji rolnicy zorientowali się, że najważniejsze dla nich sprawy rozstrzygane mogą być nawet w większym stopniu w Brukseli niż w Warszawie. Tak twierdzi jeden z najlepszych znawców polskiej wsi, socjolog Barbara Fedyszak-Radziejowska. W tej sytuacji PiS, które chce się stać wielką partią konserwatywno-ludową, może się jawić mieszkańcom wsi jako lepszy rzecznik ich interesów. W ostatnich wyborach to tę partię wybrała największa ich liczba.
Metamorfoza watażki
Obserwatorzy programów politycznych muszą pamiętać scenę, gdy zaproszony do Sejmu w 1999 r. Andrzej Lepper, usiłując maskować swoją niepewność w świetle wszystkich możliwych kamer, czesze się przed lustrem na korytarzu wyjętym z kieszonki grzebykiem. Oglądając dziś elokwentnego, swobodnego polityka z poczuciem humoru i o nienagannych manierach, trudno wręcz uwierzyć, że widzimy tego samego człowieka. Ewolucja Leppera świadczy o tym, że jest on może największym talentem politycznym III RP.
Wskazuje także, że jest on pozbawiony przekonań, ma z kolei dar dostosowywania się do oczekiwań i rozpoznawania politycznej sytuacji. W tym sensie jest on wręcz modelowym populistą.
Populizm: ruch czy obelga?
Populizm we współczesnej Europie, a szczególnie w Polsce, jest bardziej obelgą niż zdefiniowanym pojęciem. Przyjąć jednak można, że oznacza proponowanie prostych rozwiązań dla skomplikowanych problemów, a jest adresowany do nieoświeconych grup społecznych, które uznają się za pokrzywdzone. W tym sensie populizm niewiele różni się od osadzonego jeszcze w tradycji greckiej pojęcia demagogii, które oznaczało schlebianie gustom pospólstwa i proponowanie mu nierealnych, a w konsekwencji szkodliwych projektów politycznych.
Populistyczne partie w Ameryce Łacińskiej mają charakter lewicowy, natomiast w Europie nazwa ta jest zarezerwowana wyłącznie dla ugrupowań zwanych prawicowymi. W Polsce LPR jest radykalną prawicą, a Samoobrona lewicą, choć podobieństwa w programach tych partii wskazują, że spektrum sceny politycznej stanowi raczej koło niż linię.
Pierwszą partią, która na trwałe usadowiła się na europejskiej scenie politycznej, a została uznana (nie bez racji) za populistyczną, jest francuski Front Narodowy Jean-
-Marie Le Pena. Taką partią jest też austriacka FPÖ pod wodzą Jörga Haidera. Ruch taki zaczął też budować w Holandii Pim Fortuyn. Epitet populizmu nie funkcjonuje w Europie w odniesieniu do partii lewicowych, nawet komunistycznych. Wiąże się to z dominacją lewicy w europejskim establishmencie, zwłaszcza w mediach i środowiskach opiniotwórczych. Dla owych środowisk radykalnym wrogiem jest prawica, zwłaszcza głosząca hasła antyestablishmentowe. To ona jest dezawuowana owym epitetem.
Z bronią w ręku
Samoobrona powstała w odpowiedzi na realne problemy III RP, choć na tym kończą się jej podobieństwa z zapisywanymi do tej samej kategorii partiami europejskimi. Samoobrona wyrosła na słabości państwa polskiego, pierworodnym zakwestionowaniu w nim moralności publicznej, braku jakiejkolwiek konsekwentnej polityki wobec wielkiej grupy ludności - mieszkańców wsi. Jej pozycja wynika wreszcie z roli postkomunistycznych układów, które próbują wykorzystać wszelkie realne problemy polityczne.
Pojawiła się na polskiej scenie politycznej 9 kwietnia 1992 r., kiedy grupka jej aktywistów zajęła gmach Ministerstwa Rolnictwa, domagając się umorzenia nie spłaconych kredytów. W przeprowadzonych niewiele później przez dr Fedyszak-Radziejowską badaniach rolnicy deklarowali nieufność wobec Samoobrony, a jej członków nie uznawali nawet za rolników. "Rolnik nie bierze kredytu, którego nie jest w stanie spłacić" - brzmiało wytłumaczenie tej postawy.
Na złość urzędującemu wówczas premierowi Janowi Olszewskiemu prezydent Lech Wałęsa zapraszał awanturników do Belwederu i obiecywał spełnienie ich żądań, m.in. powstrzymanie naliczania karnych odsetek i uruchomienie kolejnych tanich kredytów (do czego nie miał oczywiście żadnych uprawnień). Lepper dołączył do porozumienia apel o konieczności odwołania rządu Olszewskiego. Ogłosił, że ponieważ Polska jest "państwem bezprawia" z "komornikami, bankami i urzędami skarbowymi", podejmuje walkę "z bronią w ręku".
W lipcu 1992 r. Samoobrona zaczęła blokować drogi dojazdowe do Warszawy, wskazując, że obietnice prezydenta nie zostały spełnione. Próbowała organizować strajki, a w kwietniu 1993 r. zaatakowała siedzibę parlamentu. Również w tym roku Lepper przeszedł do działań "zbrojnych". Jego bojówka pobiła komornika i niepełnosprawnego burmistrza. Wszystko to (poza atakiem na parlament) działo się przy absolutnej bierności policji. W wyborach tego roku Samoobrona zdobyła 2,78 proc. głosów.
Podstawową przyczyną sukcesu Leppera była słabość państwa i paraliż wymiaru sprawiedliwości. Lepperowi i jego kompanom chodziło o umorzenie kredytów. Czy odważyliby się zająć ministerstwo, gdyby nie deklaracja premiera Olszewskiego o wyrzeczeniu się siły w rozwiązywaniu konfliktów społecznych? To słabość państwa powodowała, że grupka nie chcąca spłacać kredytów uznała, iż najlepszym wyjściem dla niej będzie wejście na drogę politycznego awanturnictwa i robienie kariery jako reprezentacja bliżej nie sprecyzowanej grupy "pokrzywdzonych".
Rząd Olszewskiego, atakowany przez media i ośrodki opiniotwórcze oraz skonfliktowany z prezydentem, stanowił wygodny obiekt ataku. Zwłaszcza że ówczesne zaplecze Leppera stanowił mocno podszyty specsłużbami element postkomunistycznego układu.
Od prawicy do lewicy
Lider Samoobrony zaczynał od prób zbijania politycznego kapitału na skrajnej prawicy, manifestacji katolickości i nacjonalizmu. Na początku swojej działalności związał się z Januszem Bryczkowskim, liderem grupy skinheadów, próbował też ustawiać pod Sejmem krzyż. Prędko jednak przeorientował się na lewo. Wbrew pozorom, skrajnie prawicowe grupki w Polsce bywały uwikłane w komunistyczne powiązania. Bryczkowski nie ukrywał nawet swoich kontaktów z KGB. Od początku wokół Leppera kręciło się wielu peerelowskich funkcjonariuszy MSW. Bożena Krzywobłocka i Bohdan Poręba, główni doradcy Leppera w wyborach w 1993 r., to głosiciele nacjonalkomunizmu, ideologii MSW z czasów późnej PRL. Poczesne miejsce na wyborczej liście Samoobrony zajmował Ryszard Filipski, chyba najbardziej medialnie eksponowany w PRL przedstawiciel tej grupy. Środowisko to stanowiło wcześniej zaplecze Stana Tymińskiego.
Na początku swojego działania Lepper dostawał środki m.in. od niemieckiego Instytutu Schillera, który - jak wszystko wskazuje - był ekspozyturą sowieckiego wywiadu mającą infiltrować skrajną europejską prawicę. Przez dawny esbecki układ Lepper był powiązany z postkomunistami. I mimo pozorów ich kontestacji doskonale z nimi współdziałał. Związki te opisali dziennikarze "Gazety Polskiej" Eliza Michalik i Tomasz Sakiewicz w książce "Układ". Przekładały się one najprawdopodobniej na pobłażliwość sądów wobec działań lidera Samoobrony.
W latach 1993-1997, kiedy władzę sprawowali spadkobiercy PRL, ugrupowanie Leppera zanikło. Skończyły się akcje protestacyjne, a zaczęła intratna współpraca, którą Samoobronie fundowali postkomuniści. Na drogi Lepper powrócił, kiedy do władzy doszła AWS. To wtedy wypromowany został przez SLD-owską TVP na "obrońcę ludu", eksperta gospodarczego oraz polityka pełną gębą. Po 2001 r. Samoobrona trafiła do Sejmu jako opozycja, ale wspierała SLD we wszystkich ważniejszych głosowaniach, w tym nad wotum zaufania dla rządów Millera. Jest więc Lepper płodem przypadłości III RP: paraliżu wymiaru sprawiedliwości i powszechnej lekcji demoralizacji, jaką była recydywa postkomunizmu, którego Samoobrona była troskliwie pielęgnowanym sojusznikiem. Jest efektem arogancji elit, które zadowolone z siebie odmawiały spojrzenia prawdzie w oczy i oceny stanu państwa, w tym także sytuacji polskiej wsi. Elit, które nie odważyły się zerwać ciągłości z PRL i zbudować nowego demokratycznego państwa prawa. Ideologia zbudowana na tym stanie rzeczy w istocie kwestionowała publiczną moralność, gdyż negowała odpowiedzialność. Lepper wypłynął na demagogicznej kontestacji tego stanu rzeczy i ataku na rządzącą elitę, ale korzystał z ugruntowanych przez nią postaw: braku odpowiedzialności, lekceważenia norm moralnych i prawa. Jego kariera nie byłaby jednak możliwa bez wielkiego talentu.
Mąż stanu
Przemiana Leppera w męża stanu zaczęła się w drugiej połowie kadencji minionego Sejmu. Kryzys rządu Millera i całego SLD podmywanego falą afer, które odsłaniały prawdziwe oblicze postkomunistycznej formacji, stworzył dla Samoobrony nadzieję zajęcia jej miejsca. Aby odegrać tę rolę, a więc poszerzyć swój dotychczasowy krąg wyborców, Lepper musiał zasadniczo zmienić swój wizerunek. Tę operację lider Samoobrony przeprowadził perfekcyjnie. Mimo to i wbrew groźbom przedstawicieli esta-blishmentu (krytyka status quo to według nich torowanie drogi Lepperowi) ostatnie wybory nie uczyniły z niego głównego gracza polskiej sceny politycznej. Lepper nie zszedł jednak z wybranej drogi. Nadal prezentował się jako racjonalny polityk i - z czasem - lojalny i wiarygodny sojusznik PiS. Politycy tego ugrupowania, którzy wcześniej byli w stanie wyobrazić sobie sojusz z LPR, ale nigdy z Samoobroną, całkowicie zmienili zdanie. Inna sprawa z wyborcami, którzy (w każdym razie w swojej części) sojusz z Lepperem mogą uznać za zdradę haseł sanacji moralnej państwa.
Lepper tak złagodniał, że do niedawna deklarował chęć koalicji z PiS nawet bez żadnego stanowiska dla siebie. Dopiero przed kilkoma dniami, powracając na scenę polityczną z tajemniczego tygodniowego niebytu, za warunek podstawowy uznał stanowisko wicepremiera dla siebie. Silniej wyeksponował również swoje nieracjonalne postulaty ekonomiczne i socjalne.
Atak od środka
Jeśli rolnicy zrozumieli, że potrzebują partii, która potrafi zdobyć władzę w Polsce, aby walczyć o ich interesy w Brukseli, a tej roli nie może odegrać samodzielnie żadna partia chłopska, to szansą dla Samoobrony może być ścisły związek z PiS. Dla partii Kaczyńskiego wygodna będzie koalicja z dobrze osadzonym w środowisku wiejskim, lojalnym ugrupowaniem, które będzie tracić autonomię, pochłaniane przez większego partnera. Na te racjonalne kalkulacje mogą się nałożyć interpretacje psychologiczne. Jeśli Lepper zrozumiał, że osiągnął pułap, którego nie zdoła przekroczyć, gdyż wizerunek radykalnego kontestatora nie daje mu szans na zdobycie władzy w kraju, to jego kariera może polegać na dostosowaniu się do (nowego) politycznego establishmentu. Nie spowoduje to utraty popularności wśród tradycyjnych zwolenników, którym podoba się nawet nabycie przez "ich" Leppera salonowej ogłady. Obserwatorzy potwierdzają zresztą wręcz namiętne pragnienie lidera Samoobrony, aby stać się szanowanym politykiem z głównego nurtu. Te interpretacje mogą być wzmocnione przez dodatkową okoliczność, jaką jest stan zdrowia Leppera. Wiele znaków wskazuje, że znacznie się pogorszył. A to powoduje, że nie będzie mógł (i już nie może) kontynuować uprawiania polityki w swoim starym stylu. Ta sytuacja będzie także zmuszała działaczy Samoobrony, wśród których nie ma samodzielnych osobowości, do poszukiwania nowego patrona, na którego najlepiej nadaje się PiS. W historii mieliśmy do czynienia z przemianami populistów w racjonalnych polityków. Ostatnio prezydent Brazylii Luiz Inácio Lula da Silva zasadniczo odchodzi od swoich populistycznych wyborczych deklaracji.
Lepper wie jednak, że samodzielnym graczem może być tylko na zdestabilizowanej scenie politycznej, a więc zrobi wszystko, aby uniemożliwić jej uporządkowanie. Zaatakować rząd PiS najłatwiej jest od środka, zrywając w dogodnym momencie koalicję pod pretekstem despotycznego i destrukcyjnego charakteru Jarosława Kaczyńskiego. W takiej sytuacji Lepper miałby po swojej stronie wrogie wobec PiS media. Niektórzy obserwatorzy przypuszczają także, że dawny postkomunistyczny układ, który tak bardzo przyczynił się do wykreowania Leppera, zabezpieczył się i ma możliwości (haki), aby nadal go kontrolować. Jakkolwiek by było, warto pamiętać strategię, którą Lepper zastosował siedem lat temu w Świecku.
Fot: M. Stelmach
W wyborach 2001 roku Samoobrona, która wcześniej nie miała szans dostać się do Sejmu, stała się trzecim co do wielkości klubem. Był to zresztą wstęp do ostatecznej rozprawy Leppera z PSL, jego konkurentem w środowisku wiejskim. W ostatnich wyborach Samoobrona zdobyła ponad dwa razy więcej głosów i zgodnie ze wskazaniami sondaży i logiką sceny politycznej w następnych wyborach powinna odesłać tradycyjną partię chłopską w niebyt. Nie musi to jednak oznaczać zwiększenia notowań Samoobrony. W nowej sytuacji rolnicy zorientowali się, że najważniejsze dla nich sprawy rozstrzygane mogą być nawet w większym stopniu w Brukseli niż w Warszawie. Tak twierdzi jeden z najlepszych znawców polskiej wsi, socjolog Barbara Fedyszak-Radziejowska. W tej sytuacji PiS, które chce się stać wielką partią konserwatywno-ludową, może się jawić mieszkańcom wsi jako lepszy rzecznik ich interesów. W ostatnich wyborach to tę partię wybrała największa ich liczba.
Metamorfoza watażki
Obserwatorzy programów politycznych muszą pamiętać scenę, gdy zaproszony do Sejmu w 1999 r. Andrzej Lepper, usiłując maskować swoją niepewność w świetle wszystkich możliwych kamer, czesze się przed lustrem na korytarzu wyjętym z kieszonki grzebykiem. Oglądając dziś elokwentnego, swobodnego polityka z poczuciem humoru i o nienagannych manierach, trudno wręcz uwierzyć, że widzimy tego samego człowieka. Ewolucja Leppera świadczy o tym, że jest on może największym talentem politycznym III RP.
Wskazuje także, że jest on pozbawiony przekonań, ma z kolei dar dostosowywania się do oczekiwań i rozpoznawania politycznej sytuacji. W tym sensie jest on wręcz modelowym populistą.
Populizm: ruch czy obelga?
Populizm we współczesnej Europie, a szczególnie w Polsce, jest bardziej obelgą niż zdefiniowanym pojęciem. Przyjąć jednak można, że oznacza proponowanie prostych rozwiązań dla skomplikowanych problemów, a jest adresowany do nieoświeconych grup społecznych, które uznają się za pokrzywdzone. W tym sensie populizm niewiele różni się od osadzonego jeszcze w tradycji greckiej pojęcia demagogii, które oznaczało schlebianie gustom pospólstwa i proponowanie mu nierealnych, a w konsekwencji szkodliwych projektów politycznych.
Populistyczne partie w Ameryce Łacińskiej mają charakter lewicowy, natomiast w Europie nazwa ta jest zarezerwowana wyłącznie dla ugrupowań zwanych prawicowymi. W Polsce LPR jest radykalną prawicą, a Samoobrona lewicą, choć podobieństwa w programach tych partii wskazują, że spektrum sceny politycznej stanowi raczej koło niż linię.
Pierwszą partią, która na trwałe usadowiła się na europejskiej scenie politycznej, a została uznana (nie bez racji) za populistyczną, jest francuski Front Narodowy Jean-
-Marie Le Pena. Taką partią jest też austriacka FPÖ pod wodzą Jörga Haidera. Ruch taki zaczął też budować w Holandii Pim Fortuyn. Epitet populizmu nie funkcjonuje w Europie w odniesieniu do partii lewicowych, nawet komunistycznych. Wiąże się to z dominacją lewicy w europejskim establishmencie, zwłaszcza w mediach i środowiskach opiniotwórczych. Dla owych środowisk radykalnym wrogiem jest prawica, zwłaszcza głosząca hasła antyestablishmentowe. To ona jest dezawuowana owym epitetem.
Z bronią w ręku
Samoobrona powstała w odpowiedzi na realne problemy III RP, choć na tym kończą się jej podobieństwa z zapisywanymi do tej samej kategorii partiami europejskimi. Samoobrona wyrosła na słabości państwa polskiego, pierworodnym zakwestionowaniu w nim moralności publicznej, braku jakiejkolwiek konsekwentnej polityki wobec wielkiej grupy ludności - mieszkańców wsi. Jej pozycja wynika wreszcie z roli postkomunistycznych układów, które próbują wykorzystać wszelkie realne problemy polityczne.
Pojawiła się na polskiej scenie politycznej 9 kwietnia 1992 r., kiedy grupka jej aktywistów zajęła gmach Ministerstwa Rolnictwa, domagając się umorzenia nie spłaconych kredytów. W przeprowadzonych niewiele później przez dr Fedyszak-Radziejowską badaniach rolnicy deklarowali nieufność wobec Samoobrony, a jej członków nie uznawali nawet za rolników. "Rolnik nie bierze kredytu, którego nie jest w stanie spłacić" - brzmiało wytłumaczenie tej postawy.
Na złość urzędującemu wówczas premierowi Janowi Olszewskiemu prezydent Lech Wałęsa zapraszał awanturników do Belwederu i obiecywał spełnienie ich żądań, m.in. powstrzymanie naliczania karnych odsetek i uruchomienie kolejnych tanich kredytów (do czego nie miał oczywiście żadnych uprawnień). Lepper dołączył do porozumienia apel o konieczności odwołania rządu Olszewskiego. Ogłosił, że ponieważ Polska jest "państwem bezprawia" z "komornikami, bankami i urzędami skarbowymi", podejmuje walkę "z bronią w ręku".
W lipcu 1992 r. Samoobrona zaczęła blokować drogi dojazdowe do Warszawy, wskazując, że obietnice prezydenta nie zostały spełnione. Próbowała organizować strajki, a w kwietniu 1993 r. zaatakowała siedzibę parlamentu. Również w tym roku Lepper przeszedł do działań "zbrojnych". Jego bojówka pobiła komornika i niepełnosprawnego burmistrza. Wszystko to (poza atakiem na parlament) działo się przy absolutnej bierności policji. W wyborach tego roku Samoobrona zdobyła 2,78 proc. głosów.
Podstawową przyczyną sukcesu Leppera była słabość państwa i paraliż wymiaru sprawiedliwości. Lepperowi i jego kompanom chodziło o umorzenie kredytów. Czy odważyliby się zająć ministerstwo, gdyby nie deklaracja premiera Olszewskiego o wyrzeczeniu się siły w rozwiązywaniu konfliktów społecznych? To słabość państwa powodowała, że grupka nie chcąca spłacać kredytów uznała, iż najlepszym wyjściem dla niej będzie wejście na drogę politycznego awanturnictwa i robienie kariery jako reprezentacja bliżej nie sprecyzowanej grupy "pokrzywdzonych".
Rząd Olszewskiego, atakowany przez media i ośrodki opiniotwórcze oraz skonfliktowany z prezydentem, stanowił wygodny obiekt ataku. Zwłaszcza że ówczesne zaplecze Leppera stanowił mocno podszyty specsłużbami element postkomunistycznego układu.
Od prawicy do lewicy
Lider Samoobrony zaczynał od prób zbijania politycznego kapitału na skrajnej prawicy, manifestacji katolickości i nacjonalizmu. Na początku swojej działalności związał się z Januszem Bryczkowskim, liderem grupy skinheadów, próbował też ustawiać pod Sejmem krzyż. Prędko jednak przeorientował się na lewo. Wbrew pozorom, skrajnie prawicowe grupki w Polsce bywały uwikłane w komunistyczne powiązania. Bryczkowski nie ukrywał nawet swoich kontaktów z KGB. Od początku wokół Leppera kręciło się wielu peerelowskich funkcjonariuszy MSW. Bożena Krzywobłocka i Bohdan Poręba, główni doradcy Leppera w wyborach w 1993 r., to głosiciele nacjonalkomunizmu, ideologii MSW z czasów późnej PRL. Poczesne miejsce na wyborczej liście Samoobrony zajmował Ryszard Filipski, chyba najbardziej medialnie eksponowany w PRL przedstawiciel tej grupy. Środowisko to stanowiło wcześniej zaplecze Stana Tymińskiego.
Na początku swojego działania Lepper dostawał środki m.in. od niemieckiego Instytutu Schillera, który - jak wszystko wskazuje - był ekspozyturą sowieckiego wywiadu mającą infiltrować skrajną europejską prawicę. Przez dawny esbecki układ Lepper był powiązany z postkomunistami. I mimo pozorów ich kontestacji doskonale z nimi współdziałał. Związki te opisali dziennikarze "Gazety Polskiej" Eliza Michalik i Tomasz Sakiewicz w książce "Układ". Przekładały się one najprawdopodobniej na pobłażliwość sądów wobec działań lidera Samoobrony.
W latach 1993-1997, kiedy władzę sprawowali spadkobiercy PRL, ugrupowanie Leppera zanikło. Skończyły się akcje protestacyjne, a zaczęła intratna współpraca, którą Samoobronie fundowali postkomuniści. Na drogi Lepper powrócił, kiedy do władzy doszła AWS. To wtedy wypromowany został przez SLD-owską TVP na "obrońcę ludu", eksperta gospodarczego oraz polityka pełną gębą. Po 2001 r. Samoobrona trafiła do Sejmu jako opozycja, ale wspierała SLD we wszystkich ważniejszych głosowaniach, w tym nad wotum zaufania dla rządów Millera. Jest więc Lepper płodem przypadłości III RP: paraliżu wymiaru sprawiedliwości i powszechnej lekcji demoralizacji, jaką była recydywa postkomunizmu, którego Samoobrona była troskliwie pielęgnowanym sojusznikiem. Jest efektem arogancji elit, które zadowolone z siebie odmawiały spojrzenia prawdzie w oczy i oceny stanu państwa, w tym także sytuacji polskiej wsi. Elit, które nie odważyły się zerwać ciągłości z PRL i zbudować nowego demokratycznego państwa prawa. Ideologia zbudowana na tym stanie rzeczy w istocie kwestionowała publiczną moralność, gdyż negowała odpowiedzialność. Lepper wypłynął na demagogicznej kontestacji tego stanu rzeczy i ataku na rządzącą elitę, ale korzystał z ugruntowanych przez nią postaw: braku odpowiedzialności, lekceważenia norm moralnych i prawa. Jego kariera nie byłaby jednak możliwa bez wielkiego talentu.
Mąż stanu
Przemiana Leppera w męża stanu zaczęła się w drugiej połowie kadencji minionego Sejmu. Kryzys rządu Millera i całego SLD podmywanego falą afer, które odsłaniały prawdziwe oblicze postkomunistycznej formacji, stworzył dla Samoobrony nadzieję zajęcia jej miejsca. Aby odegrać tę rolę, a więc poszerzyć swój dotychczasowy krąg wyborców, Lepper musiał zasadniczo zmienić swój wizerunek. Tę operację lider Samoobrony przeprowadził perfekcyjnie. Mimo to i wbrew groźbom przedstawicieli esta-blishmentu (krytyka status quo to według nich torowanie drogi Lepperowi) ostatnie wybory nie uczyniły z niego głównego gracza polskiej sceny politycznej. Lepper nie zszedł jednak z wybranej drogi. Nadal prezentował się jako racjonalny polityk i - z czasem - lojalny i wiarygodny sojusznik PiS. Politycy tego ugrupowania, którzy wcześniej byli w stanie wyobrazić sobie sojusz z LPR, ale nigdy z Samoobroną, całkowicie zmienili zdanie. Inna sprawa z wyborcami, którzy (w każdym razie w swojej części) sojusz z Lepperem mogą uznać za zdradę haseł sanacji moralnej państwa.
Lepper tak złagodniał, że do niedawna deklarował chęć koalicji z PiS nawet bez żadnego stanowiska dla siebie. Dopiero przed kilkoma dniami, powracając na scenę polityczną z tajemniczego tygodniowego niebytu, za warunek podstawowy uznał stanowisko wicepremiera dla siebie. Silniej wyeksponował również swoje nieracjonalne postulaty ekonomiczne i socjalne.
Atak od środka
Jeśli rolnicy zrozumieli, że potrzebują partii, która potrafi zdobyć władzę w Polsce, aby walczyć o ich interesy w Brukseli, a tej roli nie może odegrać samodzielnie żadna partia chłopska, to szansą dla Samoobrony może być ścisły związek z PiS. Dla partii Kaczyńskiego wygodna będzie koalicja z dobrze osadzonym w środowisku wiejskim, lojalnym ugrupowaniem, które będzie tracić autonomię, pochłaniane przez większego partnera. Na te racjonalne kalkulacje mogą się nałożyć interpretacje psychologiczne. Jeśli Lepper zrozumiał, że osiągnął pułap, którego nie zdoła przekroczyć, gdyż wizerunek radykalnego kontestatora nie daje mu szans na zdobycie władzy w kraju, to jego kariera może polegać na dostosowaniu się do (nowego) politycznego establishmentu. Nie spowoduje to utraty popularności wśród tradycyjnych zwolenników, którym podoba się nawet nabycie przez "ich" Leppera salonowej ogłady. Obserwatorzy potwierdzają zresztą wręcz namiętne pragnienie lidera Samoobrony, aby stać się szanowanym politykiem z głównego nurtu. Te interpretacje mogą być wzmocnione przez dodatkową okoliczność, jaką jest stan zdrowia Leppera. Wiele znaków wskazuje, że znacznie się pogorszył. A to powoduje, że nie będzie mógł (i już nie może) kontynuować uprawiania polityki w swoim starym stylu. Ta sytuacja będzie także zmuszała działaczy Samoobrony, wśród których nie ma samodzielnych osobowości, do poszukiwania nowego patrona, na którego najlepiej nadaje się PiS. W historii mieliśmy do czynienia z przemianami populistów w racjonalnych polityków. Ostatnio prezydent Brazylii Luiz Inácio Lula da Silva zasadniczo odchodzi od swoich populistycznych wyborczych deklaracji.
Lepper wie jednak, że samodzielnym graczem może być tylko na zdestabilizowanej scenie politycznej, a więc zrobi wszystko, aby uniemożliwić jej uporządkowanie. Zaatakować rząd PiS najłatwiej jest od środka, zrywając w dogodnym momencie koalicję pod pretekstem despotycznego i destrukcyjnego charakteru Jarosława Kaczyńskiego. W takiej sytuacji Lepper miałby po swojej stronie wrogie wobec PiS media. Niektórzy obserwatorzy przypuszczają także, że dawny postkomunistyczny układ, który tak bardzo przyczynił się do wykreowania Leppera, zabezpieczył się i ma możliwości (haki), aby nadal go kontrolować. Jakkolwiek by było, warto pamiętać strategię, którą Lepper zastosował siedem lat temu w Świecku.
Fot: M. Stelmach
Więcej możesz przeczytać w 14/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.