W demokratycznych krajach wyprowadzaniem ludzi na ulice zajmuje się opozycja pozaparlamentarna
Ciągle się słyszy połajanki i pouczenia, że Polacy nie dorośli do Europyi europejskich standardów. W większości wypadków te surowe oceny są nieuzasadnione i niesprawiedliwe. Natomiast o tym, że nie dorośliśmy do takiej demokracji, jaka praktykowana jest w Europie, nikt jakoś nie mówi. Nie dorosła do demokracji opozycja, gdyż tego, co wyprawiała i wyprawia, nie ma nigdzie w Europie.
We wszystkich krajach o głębokiej, historycznej tradycji demokratycznej opozycja oczywiście krytykuje rząd, jego rozstrzygnięcia i decyzje, ale nie podważa prawomocności sprawowania władzy przez tych, którzy osiągnęli większość w wolnych wyborach. Więcej, istnieje pewna sfera polityczna, która jest wyjęta z zakresu walki opozycji z rządem, ponieważ mieści się w przestrzeni, którą w cywilizowanym świecie nazywa się racją stanu. W Polsce nic takiego nie istnieje. Można wszystko, można podważać strategiczne, długoterminowe decyzje zarówno w polityce wewnętrznej, jak i międzynarodowej, co gorsza z pełną świadomością, że szkodzi to państwu. Opozycja wyznaje u nas zasadę, że im gorzej, tym lepiej, i ma się czasami wrażenie, że niczego nie wypatruje z większą niecierpliwością niż totalnej katastrofy. Załamania się gospodarki, zerwania stosunków dyplomatycznych z Rosją, wykluczenia z Unii Europejskiej, a nawet zamachów terrorystycznych.
Rządy najlepszych
Wydaje się to wynikać z faktu, że największa partia opozycyjna, Platforma Obywatelska, żywi platońskie przekonanie, że w demokracji rządzić powinni najlepsi i najmądrzejsi i że to oni właśnie, działacze PO, są ze wszech miar najdoskonalsi. Na pierwszy rzut oka ten pewnik Platona wydaje się nieunikniony i prawdziwy. Wielki myśliciel Karl Popper stwierdził jednak, że dla Sokratesa człowiek, który uważa się za najlepszego i najmądrzejszego, musi być ogarnięty manią wielkości i dlatego z całą pewnością nie może być ani dobry, ani mądry.
Popper, analizując w jednym ze swoich wykładów podstawowe pytanie teorii demokracji "kto powinien rządzić?" - uznał je za całkowicie fałszywe, choć stawiane jest ciągle, a odpowiedź niemal zawsze jest taka, jakiej udzielił Platon. Marks i Lenin twierdzili, że rządzić powinni proletariusze, bo są najlepsi. Hitler, który też uważał się za najlepszego, domniemywał na tej podstawie, że to on powinien rządzić. Wszyscy oni powoływali się na moralność jako źródło ich prawa do sprawowania władzy. Tymczasem Popper zwrócił uwagę, że najbardziej niemoralne jest przedstawianie swojego politycznego przeciwnika jako moralnie upadłego, złego albo wręcz złośliwego. A swoją własną partię jako dobrą. To prowadzi tylko do nienawiści.
Jak wiele racji miał teoretyk Karl Popper, możemy stwierdzić, przyglądając się naszemu życiu publicznemu, w którym nienawiść przyćmiewa rozum.
Produkt Polski Ludowej
Ale i Sokrates, i Popper są w polskim krajobrazie nie na miejscu, ponieważ tylko nieliczni przedstawiciele tzw. salonu mają jakiekolwiek pojęcie o tych filozofach. Salon u nas, ten właśnie, który z taką zajadłością, nie przebierając w słowach, atakuje rząd partii braci Kaczyńskich, to produkt Polski Ludowej, w przeważającej większości inteligenci w pierwszym, najwyżej drugim pokoleniu, wstydzący się pochodzących ze wsi lub małego miasteczka rodziców. I kontestując prawomocnie wybrany rząd, przedstawiciele tego pożal się Boże "salonu" polityczno--medialnego nie potrafią uzasadnić swojej nienawiści cytatemz Platona ani zaprzeczyć mu myślą Johna Stuarta Milla. Ten angielski empirysta, moralista, ekonomista i publicysta pisał w XIX w. tak, jakby żył w dzisiejszej Polsce: "Tam gdzie istnieje milcząca umowa, że nie należy spierać się o zasady, gdzie dyskusja w największych kwestiach, jakie mogą zajmować ludzkość, uważana jest za zamkniętą, nie możemy się spodziewać wysokiego poziomu działalności umysłowej".
Dla większości uczestników naszego dyskursu społecznego pewne prawdy rozstrzygnięte są raz na zawsze, nie podlegają dyskusji, a ten, kto je kwestionuje, uznawany jest za barbarzyńcę, którego należy zniszczyć. Tym barbarzyńcą jest każdy, kto myśli inaczej. Jesteśmy poddani kontroli już nie instytucjonalnej cenzury, tylko moralnego nacisku, aby pewnych kwestii w ogóle nie poruszać lub traktować je wyłącznie jednostronnie.
I tu znowu stary dobry Mill: "Prawda zyskuje więcej nawet na błędach kogoś, kto po należytych studiach i przygotowaniu myśli samodzielnie, niż na prawdziwych opiniach tych, którzy je wyznają, ponieważ nie pozwalają sobie na myślenie". Czyż to nie piękny opis naszego życia intelektualnego? To kalekie życie intelektualne i kontestująca demokratyczne rozstrzygnięcia opozycja wspierają się wzajemnie jak dwa skrzydła drabiny. Jedni bez drugich ani przez chwilę nie ustaliby na nogach.
Demokracja jest najlepszym systemem życia społecznego i systemem rządzenia. W krajach, w których jest głęboko zakorzeniona, oczywiste jest, że władzę przejmuje ten obóz polityczny, który wygrał wybory, bez względu na to, czy ten obóz się komuś podoba czy nie. Opozycja parlamentarna może mieć ogromny wpływ na sposób wykonywania władzy przez rządzących, gdyż jest wyposażona w demokratyczne instrumenty nacisku, perswazji, a także możliwości przedstawiania własnych rozwiązań. Nie należy do tych instrumentów wyprowadzanie ludzi na ulicę, organizowanie demonstracji i wieców, skierowanych przeciwko rządowi, więcej, służących do jego obalenia.
Bliżej Azji
W krajach demokratycznych, np. w Niemczech czy Wielkiej Brytanii, organizowaniem demonstracji zajmuje się opozycja pozaparlamentarna. W Niemczech przez długi czas kontestowała nogami rządy Helmuta Kohla partia zielonych i wszelkiego rodzaju lewactwo. Ale w chwili kiedy zieloni weszli do Bundestagu, zaprzestali tych demonstracji. Współrządząc czy pozostając w opozycji, partia ta zachowuje się zgodnie z kanonami demokracji, bo taka jest jej rola.
Brytyjska opozycja konserwatywna nie szczędzi słów krytyki rządzącym laburzystom, w parlamencie zgodnie ze zwyczajem reaguje głośnym buczeniem, ale respektuje w pełni prawo i praworządność, nie posuwa się nigdy do akcji wymierzonych w państwo i jego bezpieczeństwo. Tego się po prostu nie robi w demokracji.
Ale u nas się robi i to przybliża nas nie do Europy, ale do Azji, a może do jakiejś południowoamerykańskiej republiki bananowej. "Salon" polityczno-medialny postanowił obalić rząd Jarosława Kaczyńskiego wszelkimi środkami, nie bacząc na skutki. Platforma Obywatelska, partia zbliżona w końcu ideowo do Prawa i Sprawiedliwości, chce przejąć władzę, nie wiedząc tak naprawdę, co miałaby z tą władzą począć. Najwyraźniej pozbawiona politycznej wyobraźni nie bierze pod uwagę tego, że kiedy w końcu do władzy dojdzie, będzie musiała ją sprawować, a nie tylko delektować się zwycięstwem. I że opozycja będzie chciała ją obalić, być może stosując jej własne metody - wyprowadzając ludzi na ulicę lub prokurując jakieś "taśmy prawdy", bo osoba w rodzaju Beger zawsze się znajdzie. A może przywódcy Platformy Obywatelskiej istotnie są przekonani o swojej doskonałości, co byłoby przejawem skrajnej głupoty i krótkowzroczności.
Głosowałam na Platformę Obywatelską i teraz żałuję. Głosowałam na ludzi, którzy nie dorośli do demokracji, a naprawa państwa, która ponoć leżała im na sercu, jest już dla nich nieważna. Ważna jest władza. Władza dla władzy, a potem się zobaczy. Obserwując te paroksyzmy nienawiści i zaślepienia, nie dziwię się, że coraz więcej znakomitych publicystów, ludzi przyzwoitych i odważnych, broni tej władzy przy całej świadomości popełnianych przez nią błędów. Bronią jej, bo bronią demokracji i praworządności. Bronią państwa, które jest gwarancją przetrwania każdego narodu.
Fot: M. Stelmach
We wszystkich krajach o głębokiej, historycznej tradycji demokratycznej opozycja oczywiście krytykuje rząd, jego rozstrzygnięcia i decyzje, ale nie podważa prawomocności sprawowania władzy przez tych, którzy osiągnęli większość w wolnych wyborach. Więcej, istnieje pewna sfera polityczna, która jest wyjęta z zakresu walki opozycji z rządem, ponieważ mieści się w przestrzeni, którą w cywilizowanym świecie nazywa się racją stanu. W Polsce nic takiego nie istnieje. Można wszystko, można podważać strategiczne, długoterminowe decyzje zarówno w polityce wewnętrznej, jak i międzynarodowej, co gorsza z pełną świadomością, że szkodzi to państwu. Opozycja wyznaje u nas zasadę, że im gorzej, tym lepiej, i ma się czasami wrażenie, że niczego nie wypatruje z większą niecierpliwością niż totalnej katastrofy. Załamania się gospodarki, zerwania stosunków dyplomatycznych z Rosją, wykluczenia z Unii Europejskiej, a nawet zamachów terrorystycznych.
Rządy najlepszych
Wydaje się to wynikać z faktu, że największa partia opozycyjna, Platforma Obywatelska, żywi platońskie przekonanie, że w demokracji rządzić powinni najlepsi i najmądrzejsi i że to oni właśnie, działacze PO, są ze wszech miar najdoskonalsi. Na pierwszy rzut oka ten pewnik Platona wydaje się nieunikniony i prawdziwy. Wielki myśliciel Karl Popper stwierdził jednak, że dla Sokratesa człowiek, który uważa się za najlepszego i najmądrzejszego, musi być ogarnięty manią wielkości i dlatego z całą pewnością nie może być ani dobry, ani mądry.
Popper, analizując w jednym ze swoich wykładów podstawowe pytanie teorii demokracji "kto powinien rządzić?" - uznał je za całkowicie fałszywe, choć stawiane jest ciągle, a odpowiedź niemal zawsze jest taka, jakiej udzielił Platon. Marks i Lenin twierdzili, że rządzić powinni proletariusze, bo są najlepsi. Hitler, który też uważał się za najlepszego, domniemywał na tej podstawie, że to on powinien rządzić. Wszyscy oni powoływali się na moralność jako źródło ich prawa do sprawowania władzy. Tymczasem Popper zwrócił uwagę, że najbardziej niemoralne jest przedstawianie swojego politycznego przeciwnika jako moralnie upadłego, złego albo wręcz złośliwego. A swoją własną partię jako dobrą. To prowadzi tylko do nienawiści.
Jak wiele racji miał teoretyk Karl Popper, możemy stwierdzić, przyglądając się naszemu życiu publicznemu, w którym nienawiść przyćmiewa rozum.
Produkt Polski Ludowej
Ale i Sokrates, i Popper są w polskim krajobrazie nie na miejscu, ponieważ tylko nieliczni przedstawiciele tzw. salonu mają jakiekolwiek pojęcie o tych filozofach. Salon u nas, ten właśnie, który z taką zajadłością, nie przebierając w słowach, atakuje rząd partii braci Kaczyńskich, to produkt Polski Ludowej, w przeważającej większości inteligenci w pierwszym, najwyżej drugim pokoleniu, wstydzący się pochodzących ze wsi lub małego miasteczka rodziców. I kontestując prawomocnie wybrany rząd, przedstawiciele tego pożal się Boże "salonu" polityczno--medialnego nie potrafią uzasadnić swojej nienawiści cytatemz Platona ani zaprzeczyć mu myślą Johna Stuarta Milla. Ten angielski empirysta, moralista, ekonomista i publicysta pisał w XIX w. tak, jakby żył w dzisiejszej Polsce: "Tam gdzie istnieje milcząca umowa, że nie należy spierać się o zasady, gdzie dyskusja w największych kwestiach, jakie mogą zajmować ludzkość, uważana jest za zamkniętą, nie możemy się spodziewać wysokiego poziomu działalności umysłowej".
Dla większości uczestników naszego dyskursu społecznego pewne prawdy rozstrzygnięte są raz na zawsze, nie podlegają dyskusji, a ten, kto je kwestionuje, uznawany jest za barbarzyńcę, którego należy zniszczyć. Tym barbarzyńcą jest każdy, kto myśli inaczej. Jesteśmy poddani kontroli już nie instytucjonalnej cenzury, tylko moralnego nacisku, aby pewnych kwestii w ogóle nie poruszać lub traktować je wyłącznie jednostronnie.
I tu znowu stary dobry Mill: "Prawda zyskuje więcej nawet na błędach kogoś, kto po należytych studiach i przygotowaniu myśli samodzielnie, niż na prawdziwych opiniach tych, którzy je wyznają, ponieważ nie pozwalają sobie na myślenie". Czyż to nie piękny opis naszego życia intelektualnego? To kalekie życie intelektualne i kontestująca demokratyczne rozstrzygnięcia opozycja wspierają się wzajemnie jak dwa skrzydła drabiny. Jedni bez drugich ani przez chwilę nie ustaliby na nogach.
Demokracja jest najlepszym systemem życia społecznego i systemem rządzenia. W krajach, w których jest głęboko zakorzeniona, oczywiste jest, że władzę przejmuje ten obóz polityczny, który wygrał wybory, bez względu na to, czy ten obóz się komuś podoba czy nie. Opozycja parlamentarna może mieć ogromny wpływ na sposób wykonywania władzy przez rządzących, gdyż jest wyposażona w demokratyczne instrumenty nacisku, perswazji, a także możliwości przedstawiania własnych rozwiązań. Nie należy do tych instrumentów wyprowadzanie ludzi na ulicę, organizowanie demonstracji i wieców, skierowanych przeciwko rządowi, więcej, służących do jego obalenia.
Bliżej Azji
W krajach demokratycznych, np. w Niemczech czy Wielkiej Brytanii, organizowaniem demonstracji zajmuje się opozycja pozaparlamentarna. W Niemczech przez długi czas kontestowała nogami rządy Helmuta Kohla partia zielonych i wszelkiego rodzaju lewactwo. Ale w chwili kiedy zieloni weszli do Bundestagu, zaprzestali tych demonstracji. Współrządząc czy pozostając w opozycji, partia ta zachowuje się zgodnie z kanonami demokracji, bo taka jest jej rola.
Brytyjska opozycja konserwatywna nie szczędzi słów krytyki rządzącym laburzystom, w parlamencie zgodnie ze zwyczajem reaguje głośnym buczeniem, ale respektuje w pełni prawo i praworządność, nie posuwa się nigdy do akcji wymierzonych w państwo i jego bezpieczeństwo. Tego się po prostu nie robi w demokracji.
Ale u nas się robi i to przybliża nas nie do Europy, ale do Azji, a może do jakiejś południowoamerykańskiej republiki bananowej. "Salon" polityczno-medialny postanowił obalić rząd Jarosława Kaczyńskiego wszelkimi środkami, nie bacząc na skutki. Platforma Obywatelska, partia zbliżona w końcu ideowo do Prawa i Sprawiedliwości, chce przejąć władzę, nie wiedząc tak naprawdę, co miałaby z tą władzą począć. Najwyraźniej pozbawiona politycznej wyobraźni nie bierze pod uwagę tego, że kiedy w końcu do władzy dojdzie, będzie musiała ją sprawować, a nie tylko delektować się zwycięstwem. I że opozycja będzie chciała ją obalić, być może stosując jej własne metody - wyprowadzając ludzi na ulicę lub prokurując jakieś "taśmy prawdy", bo osoba w rodzaju Beger zawsze się znajdzie. A może przywódcy Platformy Obywatelskiej istotnie są przekonani o swojej doskonałości, co byłoby przejawem skrajnej głupoty i krótkowzroczności.
Głosowałam na Platformę Obywatelską i teraz żałuję. Głosowałam na ludzi, którzy nie dorośli do demokracji, a naprawa państwa, która ponoć leżała im na sercu, jest już dla nich nieważna. Ważna jest władza. Władza dla władzy, a potem się zobaczy. Obserwując te paroksyzmy nienawiści i zaślepienia, nie dziwię się, że coraz więcej znakomitych publicystów, ludzi przyzwoitych i odważnych, broni tej władzy przy całej świadomości popełnianych przez nią błędów. Bronią jej, bo bronią demokracji i praworządności. Bronią państwa, które jest gwarancją przetrwania każdego narodu.
11 000 OSÓB UCZESTNICZYŁO W "BŁĘKITNYM MARSZU" PO - Dzisiaj Warszawa jest błękitna. Przyszliśmy, żeby powiedzieć głośno to, co czuje Polska! Żeby powiedzieć dość! Żeby Polska zobaczyła, jak wyglądają "wykształciuchy", panie Dorn, jak wyglądają "łże-elity", panie Kaczyński - mówił Donald Tusk. - Panie premierze Kaczyński, to nie jest ZOMO! To jest Polska - oświadczył, wskazując na zgromadzonych na placu zwolenników i działaczy PO. Stefan Niesiołowski, senator PO, zauważył, iż koalicja PiS-LPR i Samoobrony może powrócić. - Panie premierze! Niech pan nie wciąga tej flagi na złamany maszt - krzyczał senator. Zebrani przyjęli ten apel owacją. Tusk nazwał Niesiołowskiego "najszlachetniejszym polskim recydywistą". - Chcę prosić każdego z was, byście nigdy nie uwierzyli, że w polskim życiu publicznym można korupcję nazywać negocjacjami, abyście nigdy nie uwierzyli, że korupcja jest stałym elementem polskiej polityki. To jest nieprawda! - zaznaczył Jan Rokita. Uczestnicy marszu trzymali transparenty z napisami: "Prawo i Sprawiedliwość to semantyczne nadużycie", "Przeproście i Spadajcie", "Dość kaczorów, chcemy wyborów!", "Polska wolna - solidarna". 8000 OSÓB ZEBRAŁO SIĘ NA WIECU PIS - Kiedy rok temu wygraliśmy wybory, wyciągnęliśmy rękę do tych, którzy zapewniali, że mają podobne cele. Ta ręka została odrzucona. Staliśmy się przedmiotem ataków, obelg. I musicie przyznać, że odpowiadaliśmy na nie z umiarem - mówił premier Jarosław Kaczyński, przemawiając przed PKiN. Mocno podkreślił, że antyrządowa liberalna alternatywa będzie niszczyła wspólnotę. - Będzie zabierała słabszym, a oddawała silniejszym. Będzie godziła w różnego rodzaju wartości: przede wszystkim będzie godziła w prawdę, a my prawdy się nie boimy - dodał premier. I krzyknął: "Zwyciężymy, tym razem do końca!". Zebrany tłum odpowiedział mu, skandując: "Zwyciężymy, zwyciężymy!". Na koniec odśpiewano szefowi rządu "Sto lat". 2000 OSÓB W MARSZU "BIAŁEJ RÓŻY" LPR - Wszystko ujawniać! Karty na stół! - wołał Roman Giertych. Zapowiedział, że LPR zaproponuje ustawę, która pozwoli ujawnić "agenturę WSI w mediach, w prokuraturze, w sądach i w parlamencie". Przed siedzibą NBP lider LPR przypomniał, że kadencja Leszka Balcerowicza kończy się już za dwa miesiące. - Więcej pana do polskiej gospodarki nie dopuścimy - zaznaczył. |
Fot: M. Stelmach
Więcej możesz przeczytać w 41/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.