Showmani całkiem poważnie kreują się na prześladowanych bojownikówo demokrację i wolność słowa
Niemal za bohaterów uchodzą dziś nie tylko dziennikarze, którzy nagrali ukrytą kamerą słynne "taśmy prawdy" w pokoju posłanki Renaty Beger - Andrzej Mrozowski i Tomasz Sekielski. Już wcześniej w podobnej aureoli bojowników w wojnie z "kaczyzmem" uchodzili dwaj prowadzący (na zmianę) satyryczny program "Szkło kontaktowe" na antenie TVN 24: Grzegorz Miecugow i Tomasz Sianecki. Program, w którym dziennikarz wraz z zaproszonymi gośćmi komentują w lekkiej konwencji bieżące wydarzenia polityczne, rozsławił m.in. imię psa Irasiad (utworzył je prezydent Lech Kaczyński, mylnie interpretując wydane zwierzęciu polecenie "Ira, siad!").
Okazuje się, że nawet takie błahe żarty są uznawane przez widzów tej audycji zaÉ niebezpieczne dla jej autorów. "Mniej więcej co trzeci spotkany człowiek na ulicy ostrzega nas, żebyśmy uważali, bo nas zamkną. W odczuciu społecznym robimy coś, za co możemy zostać pociągnięci do odpowiedzialności" - powiedział w wywiadzie dla "Vivy!" Miecugow. Przyznał też, że sam zaczął "myśleć w kategoriach autocenzury" i zastanawiał się, czy żart o tym, co by się stało, gdyby Jadwiga Kaczyńska urodziła pięcioraczki, nadaje się do puszczenia w telewizji. "Cywilna odwaga" wzięła jednak górę, o czym Miecugow nie omieszkał poinformować w rozmowie z "Vivą!".
Korespondent wojenny
W podobnej roli bezkompromisowego krytyka poczynań władz występuje showman Kuba Wojewódzki. W masowej świadomości zaistniał dzięki "Idolowi", a później własnemu programowi o charakterze talk-show. Teraz Wojewódzki prawie tyle samo miejsca co wywiadom z celebrities poświęca krytykowaniu PiS, LPR i Samoobrony. Podobnie w audycji radiowej "Antylista", którą prowadzi razem z Michałem Figurskim w Antyradiu. O polityce Wojewódzki mówi też coraz więcej w wywiadach udzielanych w różnych mediach. Można powiedzieć, że IV RP przekształciła dziennikarza muzycznego i wesołka w komentatora politycznego. Wojewódzki w charakterystycznym dla siebie stylu tłumaczy "Wprost" tę zaskakującą przemianę. Polityką zajął się dopiero teraz, bo - jak mówi - "dwa lata temu naszego pięknego mazowieckiego horyzontu nie przesłaniały ponure oblicza panów Dorna, Gosiewskiego, Wierzejskiego czy braci K.". Zapytany o to, czy nie jest tak, że widzi tylko wady obecnej władzy, a zapomniał o wadach poprzedniej, odpowiada: - Tamta ekipa wyryła kilka nazwisk na polskim kamieniu hańby narodowej - Sobotka, Jagiełło, Pęczak, Miller, Jakubowska. Obawiam się, że władza obecna nie będzie gorsza.
Od czasu gdy Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji nałożyła karę na Polsat za to, że w programie Wojewódzkiego Kazimiera Szczuka śmiała się z niepełnosprawnej Magdy Buczek, występującej w Radiu Maryja, showman zaczął być postrzegany jako "wojownik o wolność słowa", a jego show (obecnie w TVN) został ostatnio opisany w portalu Wirtualne Media jako "satyra na projekt IV Rzeczpospolitej". Sam Wojewódzki określa siebie jako "ostatniego niezależnego dziennikarza". W wywiadach mówi o tym, że "naród zachowuje się, jakby stracił przytomność, więc ktoś musi tarabanić do tych tubylczych głów".
W rozmowie z "Wprost" Wojewódzki trochę się dystansuje od swego nowego wizerunku: - Na wojownika jestem za stary i za komercyjny. Jestem raczej podżegaczem. Niemniej retoryka, jaką się posługuje, wskazuje na poczucie "misji" i bywa wręcz naznaczona martyrologią. Wojewódzki mówi, że jest "korespondentem wojennym z kraju, w którym toczy się wojna pomiędzy normalnością a jej brakiem". Nam opowiada, że chce poruszać sumienia, a "na początek zwoje widza, uśpione przez nachalną propagandę tych, którzy dziś widzą w Mazowieckim czy Bujaku zomowców z pałami szturmowymi".
Buntownicy bez powodu
Z podobną sytuacją mamy do czynienia w wypadku Marka Raczkowskiego, autora wielu rysunków będących satyrą na IV RP. Podczas audycji w Radiu TOK FM rysownik powiedział: "Muszę się państwu przyznać, że z obecną tu Agnieszką wetknęliśmy ostatnio 70 malutkich biało-czerwonych flag w kupy na trawnikach w Warszawie". Wypowiedzią zainteresowały się Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji oraz prokuratura. Można się zastanawiać, czy nie była to przesadna reakcja, zwłaszcza że rysownik mówił później w wywiadach, że jego wypowiedź o flagach i psich kupach była żartem. Ciekawi zaś sposób, w jaki przedstawił sprawę "Przekrój", w którym Raczkowski publikuje swoje prace. Z artykułu "Kupa kłopotów Marka R." wyłania się obraz niepokornego rysownika. Są tam też przytoczone żarty znajomych bohatera, którzy pytali go, czy na policyjnym przesłuchaniu był "mocno bity i czy kazano mu siadać na nodze od krzesła". Dziennikarz podał również inną elektryzującą informację: "Pięć godzin po tym, jak rozmawiałem o Raczkowskim z jego sąsiadami, zjawiła się u niego jedna z pań z ostrzeżeniem: - Panie Marku, był tu taki jeden i wypytywał męża o pana. Ale nic mu nie powiedzieliśmy".
W IV Rzeczpospolitej modne stało się przywdziewanie przez inteligentów szat kontestatorów obecnego "reżimu". Bycie "w opozycji" jest trendy wśród celebrities, chętnie posługującymi się takimi wyrażeniami, jak "bycie na indeksie", "cenzura", "ograniczanie wolności słowa". Przyczyn obecnego "buntu" można upatrywać w tym, że jako społeczeństwo mamy to we krwi, a nie w tym, że właśnie teraz dzieje się coś naprawdę złego. Polska nigdy nie wyzwoliła się spod wpływu romantyzmu, nacechowanego martyrologią. Buntownicze nastawienie było podsycane przez inteligencję, która miała poczucie szczególnej roli w społeczeństwie. Lata PRL tylko wzmocniły ten rys naszej kultury. W wolnej Polsce spora część inteligencji poczuła się zagubiona z powodu utraty owej misji. Dlatego tak ochoczo znów weszła w swoją tradycyjną rolę, by bronić kraj przed zagrożeniem "kaczyzmu".
Zdaniem prof. Ryszarda Legutki, filozofa i senatora PiS, jeszcze nigdy po 1989 r. nie było tak zmasowanej krytyki władz: - Mówienie, że ta większość, która krytykuje władzę, cierpi prześladowania, jest bez sensu. To samooszukiwanie się. Legutko zauważa, że mamy do czynienia z tłumem krzykaczy, którzy alarmują, iż narzuca się im wizję świata i ogranicza swobodę wypowiedzi, ale przecież sam fakt, że krzykaczy jest tak wielu, świadczy o tym, że wolność nie jest zagrożona. - Wytworzyła się pewna sztampa kontestatora. Kontestator jest przeciwko Kościołowi, konserwatyzmowi i władzy, gdy jest ona prawicowa. Tyle że jeśli takich kontestatorów są tysiące, to nie mamy już do czynienia z kontestacją, ale z nową ortodoksją - podkreśla profesor. Według niego, każda epoka w dość irracjonalny sposób ustala, kto jest obciachowy, a kto nie, kogo należy popierać, a kogo nie. - Teraz obciachowy jest Roman Giertych. Ale czy Kwaśniewski, który był pijany w Charkowie, nie był tak naprawdę o wiele bardziej obciachowy? Czy nie należało go kontestować? - pyta Legutko.
Spóźnieni bohaterowie
Po ostatnich wyborach parlamentarnych i prezydenckich stało się coś dziwnego - Polacy zaczęli bardziej się interesować polityką, zintensyfikowała się krytyka rządzących, a jednocześnie zaczęto mówić o obawach przed jej konsekwencjami. - Nawet w codziennych rozmowach - na szczęście żartem - pojawiają się zdania typu "nie mów tego, bo cię zamkną" - zauważa prof. Wiesław Godzic, medioznawca. Ludzie publicznie krytykujący władzę kreują się na bohaterów, którym grożą szykany, a nawet więzienie.
Etos bojownika o wolność słowa jest prawie tak silny jak przed 1989 r., choć demokracja w Polsce nie wydaje się zagrożona. - Takie obawy wyrażają głównie osoby młode. Ludzie z mojego pokolenia, którzy pamiętają czasy PRL, oceniają to wszystko z chłodem i dystansem - mówi Godzic. Tłumaczy też, że powrót etosu bohatera wynika po trosze zÉ zazdrości: - Młodzi zazdroszczą starszym doświadczenia podziemnego. Jako ostatni na walkę z władzą "załapali" się ludzie, którzy dziś mają około 40 lat. Oni mogli jeszcze pod koniec liceum rozrzucać ulotki. Młodzież nie miała szans się wykazać "bohaterskością".
Dzisiejsi "kontestatorzy medialni" wydają się mało wiarygodni, a czasami wręcz śmieszni. Nie jest przekonujący Wojewódzki, który - zdaniem Godzica - "siedzi na wypasionej kanapie w wypasionym studiu, mówi co chce i przestrzega przed zagrożeniami wolności słowa". W dzisiejszym straszeniu bliżej nieznanymi konsekwencjami krytykowania władzy profesor widzi "śmieszno-żałosny mechanizm", który na dłuższą metę może być groźny. Groźny, bo działający na zasadzie samospełniającej się przepowiedni, i w końcu wszyscy zaczniemy się bać, wyolbrzymiając nie tak znowu realne zagrożenia.
IV RP inspiruje do żartów satyryka Szymona Majewskiego. Jednak jego happeningi wydają się pozbawione ideologicznych uprzedzeń, czego nie da się powiedzieć o poczynaniach jego konkurentów. Majewski zaznacza, że gdyby jego program powstawał dwa lata temu, śmiałby się i z SLD: - Choć aktualna władza trochę bardziej się puszy, a poprzedni rządzący mieli większy dystans do siebie. Satyryk przyznaje, że niektórzy uważają go za fightera. - Czasem ktoś mówi: "Oj, stary, ty lepiej uważaj". Ale przecież nikt mnie nigdy nie wzywał, pani Kruk (szefowa KRRiT) nie interweniowała - zapewnia.
Okazuje się, że nawet takie błahe żarty są uznawane przez widzów tej audycji zaÉ niebezpieczne dla jej autorów. "Mniej więcej co trzeci spotkany człowiek na ulicy ostrzega nas, żebyśmy uważali, bo nas zamkną. W odczuciu społecznym robimy coś, za co możemy zostać pociągnięci do odpowiedzialności" - powiedział w wywiadzie dla "Vivy!" Miecugow. Przyznał też, że sam zaczął "myśleć w kategoriach autocenzury" i zastanawiał się, czy żart o tym, co by się stało, gdyby Jadwiga Kaczyńska urodziła pięcioraczki, nadaje się do puszczenia w telewizji. "Cywilna odwaga" wzięła jednak górę, o czym Miecugow nie omieszkał poinformować w rozmowie z "Vivą!".
Korespondent wojenny
W podobnej roli bezkompromisowego krytyka poczynań władz występuje showman Kuba Wojewódzki. W masowej świadomości zaistniał dzięki "Idolowi", a później własnemu programowi o charakterze talk-show. Teraz Wojewódzki prawie tyle samo miejsca co wywiadom z celebrities poświęca krytykowaniu PiS, LPR i Samoobrony. Podobnie w audycji radiowej "Antylista", którą prowadzi razem z Michałem Figurskim w Antyradiu. O polityce Wojewódzki mówi też coraz więcej w wywiadach udzielanych w różnych mediach. Można powiedzieć, że IV RP przekształciła dziennikarza muzycznego i wesołka w komentatora politycznego. Wojewódzki w charakterystycznym dla siebie stylu tłumaczy "Wprost" tę zaskakującą przemianę. Polityką zajął się dopiero teraz, bo - jak mówi - "dwa lata temu naszego pięknego mazowieckiego horyzontu nie przesłaniały ponure oblicza panów Dorna, Gosiewskiego, Wierzejskiego czy braci K.". Zapytany o to, czy nie jest tak, że widzi tylko wady obecnej władzy, a zapomniał o wadach poprzedniej, odpowiada: - Tamta ekipa wyryła kilka nazwisk na polskim kamieniu hańby narodowej - Sobotka, Jagiełło, Pęczak, Miller, Jakubowska. Obawiam się, że władza obecna nie będzie gorsza.
Od czasu gdy Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji nałożyła karę na Polsat za to, że w programie Wojewódzkiego Kazimiera Szczuka śmiała się z niepełnosprawnej Magdy Buczek, występującej w Radiu Maryja, showman zaczął być postrzegany jako "wojownik o wolność słowa", a jego show (obecnie w TVN) został ostatnio opisany w portalu Wirtualne Media jako "satyra na projekt IV Rzeczpospolitej". Sam Wojewódzki określa siebie jako "ostatniego niezależnego dziennikarza". W wywiadach mówi o tym, że "naród zachowuje się, jakby stracił przytomność, więc ktoś musi tarabanić do tych tubylczych głów".
W rozmowie z "Wprost" Wojewódzki trochę się dystansuje od swego nowego wizerunku: - Na wojownika jestem za stary i za komercyjny. Jestem raczej podżegaczem. Niemniej retoryka, jaką się posługuje, wskazuje na poczucie "misji" i bywa wręcz naznaczona martyrologią. Wojewódzki mówi, że jest "korespondentem wojennym z kraju, w którym toczy się wojna pomiędzy normalnością a jej brakiem". Nam opowiada, że chce poruszać sumienia, a "na początek zwoje widza, uśpione przez nachalną propagandę tych, którzy dziś widzą w Mazowieckim czy Bujaku zomowców z pałami szturmowymi".
Buntownicy bez powodu
Z podobną sytuacją mamy do czynienia w wypadku Marka Raczkowskiego, autora wielu rysunków będących satyrą na IV RP. Podczas audycji w Radiu TOK FM rysownik powiedział: "Muszę się państwu przyznać, że z obecną tu Agnieszką wetknęliśmy ostatnio 70 malutkich biało-czerwonych flag w kupy na trawnikach w Warszawie". Wypowiedzią zainteresowały się Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji oraz prokuratura. Można się zastanawiać, czy nie była to przesadna reakcja, zwłaszcza że rysownik mówił później w wywiadach, że jego wypowiedź o flagach i psich kupach była żartem. Ciekawi zaś sposób, w jaki przedstawił sprawę "Przekrój", w którym Raczkowski publikuje swoje prace. Z artykułu "Kupa kłopotów Marka R." wyłania się obraz niepokornego rysownika. Są tam też przytoczone żarty znajomych bohatera, którzy pytali go, czy na policyjnym przesłuchaniu był "mocno bity i czy kazano mu siadać na nodze od krzesła". Dziennikarz podał również inną elektryzującą informację: "Pięć godzin po tym, jak rozmawiałem o Raczkowskim z jego sąsiadami, zjawiła się u niego jedna z pań z ostrzeżeniem: - Panie Marku, był tu taki jeden i wypytywał męża o pana. Ale nic mu nie powiedzieliśmy".
W IV Rzeczpospolitej modne stało się przywdziewanie przez inteligentów szat kontestatorów obecnego "reżimu". Bycie "w opozycji" jest trendy wśród celebrities, chętnie posługującymi się takimi wyrażeniami, jak "bycie na indeksie", "cenzura", "ograniczanie wolności słowa". Przyczyn obecnego "buntu" można upatrywać w tym, że jako społeczeństwo mamy to we krwi, a nie w tym, że właśnie teraz dzieje się coś naprawdę złego. Polska nigdy nie wyzwoliła się spod wpływu romantyzmu, nacechowanego martyrologią. Buntownicze nastawienie było podsycane przez inteligencję, która miała poczucie szczególnej roli w społeczeństwie. Lata PRL tylko wzmocniły ten rys naszej kultury. W wolnej Polsce spora część inteligencji poczuła się zagubiona z powodu utraty owej misji. Dlatego tak ochoczo znów weszła w swoją tradycyjną rolę, by bronić kraj przed zagrożeniem "kaczyzmu".
Zdaniem prof. Ryszarda Legutki, filozofa i senatora PiS, jeszcze nigdy po 1989 r. nie było tak zmasowanej krytyki władz: - Mówienie, że ta większość, która krytykuje władzę, cierpi prześladowania, jest bez sensu. To samooszukiwanie się. Legutko zauważa, że mamy do czynienia z tłumem krzykaczy, którzy alarmują, iż narzuca się im wizję świata i ogranicza swobodę wypowiedzi, ale przecież sam fakt, że krzykaczy jest tak wielu, świadczy o tym, że wolność nie jest zagrożona. - Wytworzyła się pewna sztampa kontestatora. Kontestator jest przeciwko Kościołowi, konserwatyzmowi i władzy, gdy jest ona prawicowa. Tyle że jeśli takich kontestatorów są tysiące, to nie mamy już do czynienia z kontestacją, ale z nową ortodoksją - podkreśla profesor. Według niego, każda epoka w dość irracjonalny sposób ustala, kto jest obciachowy, a kto nie, kogo należy popierać, a kogo nie. - Teraz obciachowy jest Roman Giertych. Ale czy Kwaśniewski, który był pijany w Charkowie, nie był tak naprawdę o wiele bardziej obciachowy? Czy nie należało go kontestować? - pyta Legutko.
Spóźnieni bohaterowie
Po ostatnich wyborach parlamentarnych i prezydenckich stało się coś dziwnego - Polacy zaczęli bardziej się interesować polityką, zintensyfikowała się krytyka rządzących, a jednocześnie zaczęto mówić o obawach przed jej konsekwencjami. - Nawet w codziennych rozmowach - na szczęście żartem - pojawiają się zdania typu "nie mów tego, bo cię zamkną" - zauważa prof. Wiesław Godzic, medioznawca. Ludzie publicznie krytykujący władzę kreują się na bohaterów, którym grożą szykany, a nawet więzienie.
Etos bojownika o wolność słowa jest prawie tak silny jak przed 1989 r., choć demokracja w Polsce nie wydaje się zagrożona. - Takie obawy wyrażają głównie osoby młode. Ludzie z mojego pokolenia, którzy pamiętają czasy PRL, oceniają to wszystko z chłodem i dystansem - mówi Godzic. Tłumaczy też, że powrót etosu bohatera wynika po trosze zÉ zazdrości: - Młodzi zazdroszczą starszym doświadczenia podziemnego. Jako ostatni na walkę z władzą "załapali" się ludzie, którzy dziś mają około 40 lat. Oni mogli jeszcze pod koniec liceum rozrzucać ulotki. Młodzież nie miała szans się wykazać "bohaterskością".
Dzisiejsi "kontestatorzy medialni" wydają się mało wiarygodni, a czasami wręcz śmieszni. Nie jest przekonujący Wojewódzki, który - zdaniem Godzica - "siedzi na wypasionej kanapie w wypasionym studiu, mówi co chce i przestrzega przed zagrożeniami wolności słowa". W dzisiejszym straszeniu bliżej nieznanymi konsekwencjami krytykowania władzy profesor widzi "śmieszno-żałosny mechanizm", który na dłuższą metę może być groźny. Groźny, bo działający na zasadzie samospełniającej się przepowiedni, i w końcu wszyscy zaczniemy się bać, wyolbrzymiając nie tak znowu realne zagrożenia.
IV RP inspiruje do żartów satyryka Szymona Majewskiego. Jednak jego happeningi wydają się pozbawione ideologicznych uprzedzeń, czego nie da się powiedzieć o poczynaniach jego konkurentów. Majewski zaznacza, że gdyby jego program powstawał dwa lata temu, śmiałby się i z SLD: - Choć aktualna władza trochę bardziej się puszy, a poprzedni rządzący mieli większy dystans do siebie. Satyryk przyznaje, że niektórzy uważają go za fightera. - Czasem ktoś mówi: "Oj, stary, ty lepiej uważaj". Ale przecież nikt mnie nigdy nie wzywał, pani Kruk (szefowa KRRiT) nie interweniowała - zapewnia.
KOMBATANCI HOLLYWOOD |
---|
Michael Moore Reżyser jest jednym z najzagorzalszych przeciwników George'a W. Busha. Jego politykę skrytykował m.in. w głośnym filmie "Fahrenheit 9.11". Moore kreuje się na ofiarę systemu, w czym pomógł mu m.in.fakt, że studio filmowe Icon Productions wycofało się z finansowania "Fahrenheit 9.11". Krytycy wytykają reżyserowi liczne manipulacje w filmach. Sierżant Peter Damon, który walczył w Iraku, oskarżył go o kłamliwe wykorzystanie jego wypowiedzi. Moore'owi zarzuca się, że jak na radykalnego socjalistę za dużo zarabia ("Fahrenheit 9.11" w ciągu pierwszych trzech dni wyświetlania zarobił 22 mln dolarów) i wysyła dzieci do ekskluzywnych szkół. George Clooney Zainteresowanie polityką zbiegło się u aktora znanego jako Casanova z wybuchem wojny w Iraku (2003 r.) Od tamtej pory nakręcił "Good Night and Good Luck" - film o epoce makkartyzmu, a także wyprodukował "Syriana" - film o amerykańskiej polityce na Bliskim Wschodzie, której motorem ma być walka o ropę naftową. Aktor nie unika wielkich słów ("Mógłbym teraz siedzieć w swoim domu we Włoszech i nic nie robić. Ale chcę stanąć po właściwej stronie historii") i alarmuje, gdy czuje się szykanowany ("Czuję w powietrzu makkartyzm" - odpowiedział na krytykę prawicowego dziennikarza, który uznał, że Clooney nie zna się na polityce). Sean Penn Aktor znany z filmów takich jak "Przed egzekucją", "Sam", czy "21 gramów" nie znosi George'a W. Busha i jest zdeklarowanym przeciwnikiem wojny w Iraku. Tuż przed jej wybuchem złożył nawet wizytę w Bagdadzie. Wykupił też całostronicowe ogłoszenie w "The Washington Post", by skrytykować politykę obecnego prezydenta USA. Wkrótce potem podniósł larum, że jest dyskryminowany, bo producent Steve Bing zrezygnował z obsadzenia go w jednej z głównych ról w swoim filmie "Why Men Shouldn't Marry". Bing zaprzeczał, by zerwanie współpracy wiązało się z antybushowskimi poglądami Penna. Obaj złożyli pozwy do sądu. Susan Sarandon Aktorka od wielu lat zaangażowana jest w politykę. W 1993 r. wraz z mężem Timem Robbinsem wywołała zamieszanie na ceremonii rozdania Oscarów, ataując władze USA za dyskryminację imigrantów z Haiti zarażonych wirusem HIV. W 2003 roku Sarandon sama mogła się poczuć dyskryminowana. Fundacja charytatywna United Way of Tampa odwołała spotkanie, na którym aktorka miała przemawiać. Prezes organizacji Robin Carson obawiała się, źe gwiazda wykorzysta je jako okazję do ponownego zaprezentowania swoich antywojennych poglądów, a fundacja nie chciała zbaczać z tematu mityngu (kobiety i wolontariat). |
WPROST EXTRA |
---|
Tęsknota za Kwaśniewskim Wprost: Można odnieść wrażenie, że ostatnio polityką interesuje pana o wiele bardziej niż np. dwa lata temu. O wiele częściej wypowiada się pan na temat bieżących wydarzeń politycznych, zarówno w swoim programie, jak i w wywiadach, których pan udziela. Przez większą część życia był pan dziennikarzem muzycznym. Skąd taka przemiana w komentatora politycznego? Kuba Wojewódzki: Dwa lata temu naszego pięknego mazowieckiego horyzontu nie przesłaniały ponure oblicza panów Dorna, Gosiewskiego, Wierzejskiego czy braci K. Siedzieli tam, gdzie ich miejsce, trochę na śmietniku historii, trochę w mauzoleum patriotyzmu, a trochę na ławach castingowych do nowego filmu Almodovara, bo on lubi z dziwakami pracować... Gdy dojrzewałem, muzyka była przesiąknięta polityką, jak parlament raptownymi perfumami Renaty Beger, zwanej Pisowstrzymywaczem. Nie wykonałem zatem jakiejś gwałtownej wolty, nie uderzyłem się w głowę, nie wstąpiłem do żadnej organizacji, w których ludzie uczą się tak ładnie wysławiać, jak kolega Mojzesowicz. Po prostu spakowałem gitarę i stanąłem przed kamerą i mikrofonem. Zamiast drzeć ryja, wkładam go w różne tajemne miejsca, gdzie kilku bystrzaków majstruje swoją wizję naszej ojczyzny nr 4. III RP była odcięciem od PRL, IV to dla mnie jednostka chorobowa, jak biegunka. Tani numerek. Zabawne, że w starożytności czwórka uznawana była za symbol prawdy. Dziś symbolizuje cwaniaków kutych na cztery nogi. Wprost: Czy uważa pan, że widzowie programu "Kuba Wojewódzki" rzeczywiście oczekują od pana wtrętów politycznych? Może włączają telewizor tylko po to, by obejrzeć rozmowy z celebrities i nie szukają głębszych treści? Kuba Wojewódzki: Nie jestem artystą talk showowego disco polo. Interesuje mnie komunikatywność i nieobliczalność. Stan błazeński jako fortel do poruszania sumień. No, może na początek do poruszania zwojami widza, uśpionymi przez nachalną propagandę tych, którzy dziś widzą w Mazowieckim czy Bujaku zomowców z pałami szturmowymi. Nie interesuje mnie czysta rozrywka, tak samo, jak nie interesuje mnie indoktrynacja wprost. Obecna władza zamiast skrzydeł rozwija transparenty z kłamstwami i ktoś to powinien komentować. Wprost: Na portalu wirtualnemedia.pl można przeczytać tekst zapowiadający przeniesienie pana programu do TVN. Pojawiło się tam znamienne zdanie. Jak napisano po słynnej już wypowiedzi Kazimiery Szczuki o Magdzie Buczek: "Wojewódzki uznawany za błazna, stał się nagle wojownikiem o wolność słowa". Czy czuje się pan "wojownikiem o wolność słowa"? Czy czuje pan, że ma misję? Kuba Wojewódzki: Wiele osób pyta mnie, czy uważam, że wolność słowa jest w naszym kraju zagrożona. Zagrożony jest, moim zdaniem, dobry smak. Pobłażliwość wobec tego wielkiego szwindlu, jakiego jesteśmy bohaterami czyni nas współwinnymi tego, co stanie się w Polsce: apatii, bierności i wolności jedynie dla fanatycznych prominentów i przestępców politycznych. Wolność jest najtrudniejszym egzaminem zarówno dla władzy, jak i dla społeczeństwa. Obie strony notują w tej materii wyniki godne edukacyjnego szaleństwa Wielkiego Romana. Dwóje bez szans na amnestie. To dobre miejsce na bycie prymusem... Dlatego się staram. Ale na wojownika jestem za stary i za komercyjny. Jestem raczej podżegaczem... Wprost: Czy kiedykolwiek (abstrahując od kary nałożonej na Polsat) czuł się pan szykanowany przez władze IV RP? Kuba Wojewódzki: Słuchanie kolegi Mojzesowicza to spora szykana. Tak samo, jak czytanie prasy zagranicznej, która w kułak się śmieje z małych dyktatorów, czy coraz smutniejsze powtórki z rozrywki z propagandowego PRL. Najgorzej jest, gdy tak zwana klasa polityczna nie ma klasy. Pamiętajmy, że już Stefan Wyszyński mawiał, że Polaków nie zdobywa się groźbą, tylko sercem... Wprost: Prof. Wiesław Godzic powiedział w rozmowie z "Wprost", że dzisiejsi opozycjoniści nie mają tak naprawdę przeciwko czemu się buntować, bo demokracja nie jest zagrożona. Nie ma cenzury, ani prześladowania za poglądy. Współczesnych opozycjonistów opisał jako ludzi siedzących na wypasionej kanapie i udających bohaterów, podczas gdy prawdziwymi bohaterami, naprawdę wiele ryzykującymi byli opozycjoniści w PRL. Co pan o tym myśli? Kuba Wojewódzki: Polityka była zawsze systematyczną organizacją różnych nienawiści. Tego się boję. Uporządkowania populistycznych obsesji, ksenofobii, homofobii. Nadania im rangi doktryny. Ta władza wprowadza bardzo infekującą retorykę, kto obcy, a kto swój. Dziś mamy polowanie z nagonką na ostatnie 17 lat, a kto podważa choć jedno oczyszczające hasło, stawiany jest do kąta z etykietką "postkomuna". Tępiona jest suwerenność myślenia, każdy dziennikarz zadający niewygodne pytania jest z układu, chroniącego szarą sieć. Ci ludzie to paranoicy podejrzliwości. Sieją nienawiść, a żonglowanie nienawiścią na każdym kroku jest obsesją. A jej niedostrzeganie - głupotą! Wprost: Z jednej strony mówi pan o unikaniu "bogoojczyźnianego sosu", ale jednocześnie o "tarabanieniu do tubylczych głów" i narodzie, który "zachowuje się, jakby stracił przytomność". Czy nie popada pan niechcący w retorykę romantyczną i martyrologiczną, od której pan ucieka? Kuba Wojewódzki: Każda retoryka jest dobra, jeśli jest skuteczna. Mam wokół dobrych nauczycieli - Jacka Kurskiego, Przemka Gosiewskiego, Felka Dzierżyńskiego, Fidela Castro... Talk show w mojej optyce to specjalna strefa ideologiczna. Nie płaci się tam cła za sądy i poglądy. Trzeba szerzyć niepokój serca i umysłu tylko bez zamkniętych przyłbic, zakutych łbów i kapturów rodem z Ku-Klux-Klan. To zostawiam brawurowym publicystom telewizji, nazywanej nie wiedzieć czemu publiczną. Ja nie jestem kaznodzieją, tylko prześmiewcą... Moja humorystyczna wizja świata jest kołem ratunkowym w smrodliwym nurcie życia IV RP. Wprost: Wydaje się, że zapomina pan o wadach poprzedniej władzy i widzi tylko wady obecnej. Czy naprawdę, jak pan mówił, tęskni za byłym prezydentem? Kuba Wojewódzki: Na tym polega magia demokracji, że każdy rząd jest tymczasowy. Mam nadzieję, że ten będzie tymczasowy bardziej. To znaczy szybciej. Bo przekleństwem społeczeństw jest to, że władzę mają ludzie żądni władzy. Tamta ekipa wyryła kilka nazwisk na polskim kamieniu hańby narodowej - Sobotka, Jagiełło, Pęczak, Miller, Jakubowska...Obawiam się, że władza obecna nie będzie gorsza. A za prezydentem Alkiem tęsknię, bo owszem golnąć lubił, ale za to na światowych salonach lepiej się komponował. |
Więcej możesz przeczytać w 41/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.