W Ameryce już dawno doceniono komercyjny potencjał psychoanalizy, Hollywood nurza się w niej aż po czubek nosa. A w naszym kinie, nie wiedzieć czemu, tak atrakcyjny temat leży odłogiem. "Pod powierzchnią", opowieść o pokusach czyhających na lokatorów weekendowego domku nad jeziorem, próbuje tę lukę wypełnić. I czyni to z niezgorszym skutkiem. Na tle nieporadnych w formie i dołujących w treści debiutów pokazanych na festiwalu w Gdyni film Marka Gajczaka jawi się niczym przybysz z innej planety. Pewnie dlatego nie dopuszczono go do konkursu. Sprawna reżyseria, trzymająca w napięciu fabuła, pełnokrwiste, mocno skontrastowane postacie, sceny erotyczne, które nie wywołują wesołości na widowni, to wystarczające powody, by sprawdzić, co kryje się "pod powierzchnią". Widoczne gołym okiem niedoróbki wynikają z ubóstwa środków, jakimi dysponował Gajczak, również scenarzysta i autor zdjęć. Na przyszłość wypada życzyć większej skuteczności w pozyskiwaniu sponsorów. Pospolite ruszenie ma u nas długie tradycje, ale w ten sposób można co najwyżej wygrać jedną bitwę. Wojnę się przegra.
Wiesław Chełminiak
"Pod powierzchnią", reż. Marek Gajczak, Monolith
Więcej możesz przeczytać w 41/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.