Przesłuchanie każdego z trzech albumów Mars Volty to doświadczenie na miarę przerobienia za jednym posiedzeniem całych dyskografii King Crimson, Led Zeppelin, Yes, Tool, a na dokładkę Queen. Za dużo tego dobrego jak na jeden raz. W "Amputechture" pomysłów w zakresie aranżacji, eksperymentalnych brzmień, różnicowania melodyki, tempa i dynamiki w obrębie utworów jest tyle, że starczyłoby na co najmniej tuzin całkiem niezłych płyt. Jednak muzycy Mars Volty nie znają takich pojęć jak umiar czy dyscyplina. Z żadnego ze swoich pomysłów nie potrafią zrezygnować. W efekcie wszystkie kompozycje na przesyconym religijnymi wątkami "Amputechture" sprawiają wrażenie zbitek kilku czy nawet kilkunastu nie zawsze przystających do siebie utworów (kliniczny przykład to "Tetragrammaton"). Album pozostawia po przesłuchaniu uczucie nudy i znużenia. To nie jest rock, lecz tylko erudycyjny i pretensjonalny bryk z historii rocka, z naciskiem na pierwszą połowę lat 70.
Jerzy A. Rzewuski
Mars Volta, "Amputechture", Universal
Więcej możesz przeczytać w 41/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.