Bartosz Czartoryski
Mija ćwierćwiecze ich panowania. Ponad 25 lat temu Metallica wypuściła swój słynny „Czarny album” i raz zdobytej korony już nie oddała. A nie były to rządy spokojne, bo niełatwo utrzymać się na tronie przeznaczonym dla monarchy ciężkiego grania. Kompromisy wydają się nieodzowne, kiedy chce się sprzedawać miliony płyt i zapełniać stadiony. Metallica zaczęła jako trashmetalowy zespół, który – obok Slayera, Anthraxu i Megadeth – odmienił niegdyś oblicze tej hardej, gniewnej, podbitej ostrymi gitarowymi riffami i sugestywnymi lirykami muzyki. Potem przedzierzgnęła się w świetnie funkcjonujące przedsiębiorstwo zajmujące się produkcją międzypokoleniowej rozrywki. Zespół, u którego steru stoją James Hetfield, Lars Ulrich, Kirk Hammett i Robert Trujillo (wszyscy już po pięćdziesiątce), stał się bowiem częścią bezpiecznej sfery akceptowanej przez rodzicielski ogół. Zaś „Meta”, jak kapelę pieszczotliwie zwą fani, doskonale poznała prawidła rynku muzycznego i nie ma zamiaru ustępować młodszym. Inni pojawiali się i znikali, ich krótkotrwała sława przemijała, a oni przetrzymali wszystko.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.