MAŁGORZATA OHME
Ona i on. Odsuwa fotel możliwie jak najdalej (ona). Pochyla się do przodu (on). Wydyma wzgardliwie usta, ma błyszczące oczy, ucieka wzrokiem, chce, nie chce, boi się, jest pewna, niepewny. On lub ona. Płeć tu nie ma znaczenia. Coraz częściej przychodzą pary nie po to, by ze sobą zostać, ale aby się rozstać. Z jednej strony dobrze, że przychodzą. Potrzebny jest człowiek, który im w tym pomoże. Zmniejszy swoją obecnością lęk, doda odwagi, wypowie słowa, które nigdy nie padły, zostawi namacalny ślad w tym, co się dzieje w ukryciu, wreszcie postawi kropkę nad i. Z drugiej strony decyzja coraz częściej podjęta jest znacznie wcześniej. „Nie chcę z nim być, a on nie chce tego usłyszeć”. „Dla mnie to koniec. Po prostu”. Oczami wyobraźni są już gdzie indziej. W czyimś innym zrozumieniu, uwadze, trosce, komplemencie, ba, zachwycie. Tam, gdzie nie ma złości, pretensji albo pustki. W sobie, ze sobą. Ważne jest też wyobrażenie tego, co będzie potem. Ta idealizacja, która pozwala nam pysznie poruszać się w nowej rzeczywistości wykreowanej na potrzebę odwagi. „Jak wyobraża sobie pani życie po rozwodzie?”. „Będę mogła wreszcie żyć, jak chcę”. „Będę dbać o siebie, czytać, chodzić do teatru”. „Rozwinę skrzydła”. Dlaczego nie możemy tak żyć, gdy jesteśmy razem? Dlaczego tak trudno iść na kompromisy? Dlaczego przestajemy o siebie dbać? Dlaczego trzeba się rozstać, by „żyć według siebie”? Związek zamiast dawać, zaczyna odbierać. Co się zmieniło, że nasi dziadkowie świętowali złote gody, a dla nas to abstrakcja? Trudniej żyć dziś razem? Dlaczego? Możliwość. To po pierwsze. My kobiety jesteśmy samodzielne, związek coraz częściej staje się wyborem, a nie koniecznością. Wiele moich koleżanek podsumowuje: „W sumie po co mi to?”. No właśnie, bo kiedy odejmiemy te wszystkie zobowiązania: kredyty, nieruchomości, opiekę nad dziećmi podzielimy równo po połowie – to co nam zostaje? Miłość? Jaka miłość? Mam wrażenie, że staliśmy się konsumentami uczuć. To mi się opłaca, to nie. Tu mam pozytywny, a tu negatywny bilans. Z tego mogę zrezygnować, to mogę oddać, a tego nie. Za to zapłacę, ale tego kupić nie chcę.
Dzisiejszy romantyzm ma całkiem pragmatyczne oblicze. Wiem, wiem – zakochanie dotyczy nas wszystkich, przez te kilka miesięcy nie mamy żadnych liczb w głowach, ale… wiele zakochań trwa dosłownie sekundę. Te kilka zdań, które wymieniamy na Tinderze. Szybki skan konwersacji, który daje lepsze bądź gorsze rokowania. Miłość jest dziś mało romantyczna. A kiedy jednak uda nam się razem coś stworzyć, weźmiemy ślub, zrobimy sobie dziecko, jedno, drugie, to nadal jesteśmy całkiem młodzi i żądni życia, i, jak to mawia moja przyjaciółka, „obudziłam się obok niego i przeraziłam się, że to koniec, że już zawsze tak będzie”. Zawsze, czyli powtarzalnie. Po lewej lub prawej stronie łóżka. W akompaniamencie czyjegoś chrapania. A przecież gdzieś na półce czeka jakaś nowa miłość. Bez tej nudy, bez chrapania. W Polsce co trzecie małżeństwo się rozpada. Dlaczego mimo rozwodu jest pani wciąż za tym, aby brać śluby? – zapytała mnie kiedyś dziennikarka jakiegoś magazynu. Nie „pomimo”, „dzięki” temu – odpowiedziałam. Dzięki własnym doświadczeniom, a także moich przyjaciół, pacjentów, uważam, że gubią nas pośpiech, niedojrzałość. Czas, który musimy poświęcić na formalności związane z rozwodem, to też czas na refleksję. Rozmyślanie o tym, co się wydarzyło, ale przede wszystkim czas na przeżycie różnych uczuć. Bo złość często mija, pretensja nabiera rozsądku, pustkę wypełnia tęsknota. Wtedy pojawia się przestrzeń na uświadomienie sobie, czy to na pewno koniec, czy jest o cokolwiek walczyć. Warto dać sobie czas. Głęboko w to wierzę. Niedomknięte sprawy są jak niewygojone rany, sączą się przez lata. Ewa Woydyłło, psycholog, powiedziała mi dziś w rozmowie, że rozwód jest jak operacja. Trzeba się na nią zdecydować w ostateczności. Po operacji człowiek wraca do zdrowia, ale zostaje mu na zawsze blizna. Większa lub mniejsza. Raczej większa. Każdy rozwodnik ma bliznę. Z blizną można dalej szczęśliwie żyć. Oczywiście. Ale może, zanim zdecydujemy się na tę operację, warto wziąć na leczenie związek? Sprawdzić wszystkie alternatywne metody leczenia? A w perspektywie tego wspaniałego życia, które czeka już za progiem, to naprawdę ułamek sekundy. Co zyskujemy? Pewność. Realizm. Spokój. Domknięcie. Badania pokazują, że ok. 70 proc. osób po rozwodzie żałuje, że nie zawalczyło. Częściej kobiety. g
MAŁGORZATA OHME, PSYCHOLOG, PSYCHOTERAPEUTA DZIECIĘCY I RODZINNY, WŁAŚCICIELKA PORTALU OH!ME.PL, PRACUJE W WIRTUALNEJ POLSCE.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.