W polskiej telewizji publicznej zbliżający się przyjazd Angeli Merkel do Polski nazwano „najważniejszą wizytą niemieckiego przywódcy po 1989 r.”. Przesada?
To ocena na miarę tej zwariowanej sytuacji, w której znajduje się obecnie świat.
To znaczy?
Są podstawy, by sądzić, że kandydat Kremla wygrał wybory w Ameryce. Unia Europejska jest w głębokim kryzysie, i coraz więcej przywódców o tym mówi. Polskie gazety nie bez powodów piszą o możliwości „nowej Jałty”. W dodatku przed nami trudne wybory we Francji i w Niemczech. Merkel, obecnie wróg Kremla numer jeden w Unii, te wszystkie zagrożeniawidzi. Putin, Trump – może to wszystko każe Berlinowi szukać głębszego dialogu z Warszawą. Jak trwoga, to do Boga – i do sąsiada. Trzeba zewrzeć szyki.
Emocje, które obecnie są na linii Warszawa – Berlin, na to pozwolą?
Najważniejsza jest świadomość tej nadrzędnej sprawy, że siedzimy w jednej łódce, a dookoła jest sztorm. Dlatego oczekuję, że po spotkaniu Merkel i Szydło, albo jeszcze lepiej Merkel i Kaczyński, staną przed kamerami i dadzą mocny sygnał: tak, w tej nadzwyczajnej sytuacji bądźmy razem. Na pewno jest też dobry czas, żeby rozmawiać o perspektywach polityki obronnej, w tym o wspólnej armii europejskiej. Z tym tematem zresztą wyskoczył dziesięć lat temu w Berlinie premier Kaczyński, a w ubiegłym roku Viktor Orbán podczas wizyty w Warszawie. Aleksander Kwaśniewski właśnie powiedział w gazecie „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, że Europa powinna teraz się zastanowić nad własną strategią atomowego odstraszania – nawet bez USA. I co? I nic! Nawet caracali nie będzie!
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.