W niedawnym wywiadzie dla „Crack Magazine” Thom Yorke mówił dużo i niecenzuralnie o meandrach brytyjskiej polityki od Thatcher przez Blaira aż po Borisa Johnsona, perorował na temat emisji dwutlenku węgla, ale też zdradził co nieco na temat swojej nowej muzyki. Dziennikarz zasugerował, że po „Kid A” i „Amnesiac” Radiohead (płyty sprzed prawie dwóch dekad!) słuchacz pójdzie za artystą wszędzie. I Yorke, kiedy już przełamał kryzys twórczy, działał ostatnio tak, jakby miał tego pełną, rozleniwiającą, świadomość. Był jak znudzony rockman po pięćdziesiątce – tu ścieżka filmowa (do remake’u kultowego włoskiego horroru „Suspiria”), tam muzyka klasyczna. Ale odpowiedział z ikrą, iż tęskni za czasami, kiedy to krytyk „Melody Maker” pisał, że nietykalne z dzisiejszej perspektywy „Kid A” brzmi jakby „Yorke włożył sobie głowę w tyłek, nasłuchał się wiatrów i potem postanowił to upublicznić”. Bo wtedy trzeba było walczyć, żeby przekonać ludzi, i on czuje się jak w tamtym czasie. Może dlatego płyta „Anima” jest tak dobra.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.