Grzechy przyszłości
Z jakiegoś powodu reżyserzy pokochali ostatnio dystopie. Wi Ding Ho też idzie tą drogą. Przenosi widzów do 2049 r. Maluje rzeczywistość, w której każdy ma pod skórą identyfikujący go czip, rynek zalewają narkotyczne eliksiry młodości, a podziały ekonomiczne zrodziły gigantyczną szarą strefę. Również bohater, starszy glina, jest (niemal karykaturalnie) posępny. W pierwszej scenie pobije partnera żony, której nie chce dać rozwodu. Później akcja skacze w czasie o całe dekady, aby wytłumaczyć zawiłą historię policjanta i źródło przemocy, która niegdyś w nim zaszczepiona, nie pozwala mu wyzwolić się ze swojego kręgu. Niełatwo wchodzi się w konwencję „Cities Of Last Things”. Ale warto. To mroczny i gorzki thriller o systemie, który potrafi zniszczyć człowieka.
„CITIES OF LAST THINGS” reż. Wi Ding Ho, Netflix
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.