Ma pan absolutną rację, nawet nie na 100, ale na 1000 proc. – ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski bez zmrużenia oka schlebiał próżności Donalda Trumpa podczas zeszłotygodniowych obrad Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku. Jak na kogoś, kto uważany jest za politycznego żółtodzioba bez obycia w świecie, Zełenski poradził sobie świetnie. Zwłaszcza że nie było to zwykłe kurtuazyjne spotkanie prezydenta USA z kolejnym przywódcą satelickiego środkowoeuropejskiegopaństwa zabiegającym o względy imperium. Zełenski przyleciał do Nowego Jorku z odsieczą dla Trumpa, nad którym po raz kolejny zawisły polityczne czarne chmury.
Demokratyczna większość w Izbie Reprezentantów domaga się wszczęcia procedury impeachmentu, czyli odwołania prezydenta ze stanowiska. Zarzut jest w zasadzie ten sam co zawsze: Trump ma wciągać obce rządy do wyborczych rozgrywek w USA. Tym razem jednak podejrzenia kongresmenów dotyczą nie Rosji, ale Ukrainy. Chodzi o zarzut nadużywania przez niego stanowiska w celu zmuszenia władz ukraińskich do szukania haków na jego rywala w przyszłorocznych wyborach prezydenckich w USA. Sprawa postawiła na baczność nawet republikańskich kongresmenów, zmuszając Trumpa do ujawnienia notatek z lipcowej rozmowy telefonicznej z Wołodymyrem Zełenskim. Ocena tego dokumentu zależy od poglądów politycznych. Demokraci doszukują się w niej dowodów na to, że Trump próbował namówić Zełenskiego do podjęcia dochodzenia, które może uderzyć w byłego wiceprezydenta USA Joe Bidena.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.