Milena Mazurczyk tydzień po tym, jak założyła pod Łodzią własną hurtownię hydrauliczną, dostała od razu cztery listy dostarczone na jej firmowy adres. Biała koperta z okienkiem. W środku oficjalne pismo z pieczątką, podpisem i kodem kreskowym. Naszpikowane paragrafami i sygnaturami akt. Napisane prawniczym językiem. Do złudzenia przypominające urzędową korespondencję. A do tego blankiet z numerem konta, terminem i kwotą do zapłaty. Kwoty różne: od 100 do nawet 500 zł. „Warunkiem niezbędnym do wpisania firmy do Centralnej Ewidencji o Działalności Gospodarczej jest uiszczenie stałej opłaty rejestracyjnej podanej na blankiecie wpłaty” – brzmi fragment korespondencji. Jeśli Mazurczyk kwoty nie wpłaci i firmy do rejestru nie wpisze, czyta, że mogą ją spotkać nieprzyjemności, nawet kary finansowe.
Młoda przedsiębiorczyni jeszcze nie wie, że coś takiego jak Centralna Ewidencja o Działalności Gospodarczej w polskim prawie w ogóle nie istnieje. Podobnie jak piszące do niej w tej samej sprawie: Centralna Ewidencja Działalności Gospodarczych i Firm, Centralna Ewidencja o Działalności Gospodarczej, Centralny Rejestr Działalności Gospodarczych i Firm oraz masa innych rejestrów podszywających się pod Centralną Ewidencję i Informację o Działalności Gospodarczej (CEIDG). To jedyny oficjalny rejestr polskich firm prowadzony przez ministra przedsiębiorczości i technologii. Powstał w 2011 r. Dzięki niemu można znaleźć, a nawet założyć firmę, zmieniać jej dane, zawiesić, wznowić lub zamknąć działalność. Tylko że wpis do CEIDG jest darmowy. Odbywa się automatycznie. W Polsce co miesiąc otwiera się ok. 30 tys. nowych firm. Na naiwności i braku doświadczenia nieopierzonych jeszcze przedsiębiorców żerują oszuści podszywający się pod państwowych urzędników. Sprawdziliśmy, kto stoi za tego typu działalnością. Rekordzista mógł zarobić na takim procederze ponad milion złotych.
Ośmiornica radnego
Centralna Ewidencja o Działalności Gospodarczej była jednym z pierwszych tego typu podmiotów na polskim rynku. Pomysłodawcą jest Radosław Mateusz Przestacki. To były radny gminy Dopiewo niedaleko Poznania i były kandydat na wójta Dopiewa. A wcześniej wieloletni dyrektor oddziału jednego z największych komercyjnych banków w Polsce. W wyborach zawsze startował z lokalnych komitetów. Nie jest członkiem żadnej partii. Przestacki stworzył prawdziwą ośmiornicę do wyciągania pieniędzy z kieszeni naiwnych przedsiębiorców. Założył aż 18 podmiotów z wyrażeniem „Centralna Ewidencja o Działalności Gospodarczej” w nazwie. Różnią się jedynie tym, że na końcu mają dodaną inną nazwę regionu: „Wielkopolskie”, „Lubelskie”, „Dolnośląskie” itd. Wszystkie są zarejestrowane w tym samym miejscu, w Poznaniu, przy ulicy Żmigrodzkiej.
Każdy z nich jest powiązany z radnym Przestackim. Mechanizm działania CEoDG jest niezwykle prosty. W oficjalnym, państwowym rejestrze sprawdza się nowo zarejestrowanych przedsiębiorców, pobiera ich dane, które są jawne, i zalewa się ich korespondencją z blankietem do zapłaty. Wielu z nich pieniądze wpłaca, bo myśli, że bez wpisu do takiego rejestru nie będzie mogło prowadzić dalej swojej firmy albo na dzień dobry narazi się skarbówce. Większość obecnych radnych w rozmowie z „Wprost” nie chciała się o Przestackim wypowiadać. Krzysztof Dorna jako jeden z nielicznych twierdzi, że Przestacki to „bogobojny, normalny człowiek. Co tydzień chodzący do kościoła”. Jednak wieloletni wójt Dopiewa Walenty Moskalik ma o nim odmienne zdanie: „To świr, którego lepiej unikać”. Przestacki zawiadomienia o wpisie do stworzonego przez siebie rejestru wysyłał nawet do najbliższych sąsiadów z tej samej gminy. Czyli do swoich potencjalnych wyborców. Nic dziwnego, że po jakimś czasie ludzie zaczęli obok jego domu wypisywać na murach: „Rafał, przestań kantować ludzi!” czy: „Złodzieju, oddaj pieniądze!”. Wielokrotnie próbowaliśmy skontaktować się z Przestackim. Nie odbierał jednak od nas telefonu, nie odpisywał na SMS-y. Nie odpowiedział też na prośbę kontaktu na Twitterze. Jego profil w mediach społecznościowych od kilku miesięcy pozostaje zresztą nieaktywny.
Rejestry widma
Inny podmiot naciągający nowych przedsiębiorców nosi nazwę: Centralny Rejestr Działalności Gospodarczych i Firm. Tutaj właścicielem całego biznesu jest brytyjska spółka zarejestrowana w Liverpoolu, ale odpowiedzialną za pozyskiwanie, obsługę płatności i kontakt z klientem jest polska firma o nazwie: CRDGIF Marlena Batarowicz zarejestrowana w wirtualnym biurze przy Alejach Jerozolimskich w Warszawie. Co ciekawe, adres do składania reklamacji jest zupełnie inny niż siedziba w Wielkiej Brytanii i Warszawie. To ul. Praska 15/17 w Łodzi. Właściciel firmy, która wynajmuje tam powierzchnie biurowe, mówi: „To firma krzak!”. – Nieraz ludzie dzwonili do mnie i wprost kazali oddawać im ukradzione pieniądze. Nie mówiąc już o dziesiątkach listów i zażaleń, które musiałem wyrzucać – mówi mężczyzna. Ani właściciel budynku, ani najemca, ani nawet jego pracownicy nigdy nie widzieli Marleny Batarowicz ani żadnego pracownika CRDGIF. Jeszcze większy tupet mają założyciele kolejnego podrabianego rejestru: Centralnej Ewidencji Firm i Działalności Gospodarczych. Nazwy takiego podmiotu nie ma ani w wykazie firm w CEIDG, ani spółek w Krajowym Rejestrze Sądowym. Jako jedyny kontakt podano adres, gdzie za kilkadziesiąt złotych miesięcznie można wynająć sobie wirtualne biuro. Bardzo więc możliwe, że CEFiDG nie ma nawet osobowości prawnej.
Odzyskać swój kapitał może uda się poszkodowanym przez A.G. To inicjały mężczyzny skazanego w 2017 r. przez Sąd Apelacyjny w Białymstoku. Mechanizm jego działania był identyczny jak Przestackiego, tylko żądał mniejszej kwoty, bo nie 200, tylko 110 zł. To jeden z nielicznych „rejestrowych” oszustów z prawomocnym wyrokiem. Sąd wymierzył mu karę dwóch lat pozbawienia wolności. Dotarliśmy do akt jego sprawy. Mężczyzna wysłał ponad 150 tys. wezwań do zapłaty. Skuteczność miał całkiem niezłą: ponad 11,5 tys. nowych przedsiębiorców zdecydowało się wpłacić mu po 110 zł. Łącznie dało to A.G. grubo ponad milion złotych przychodów. Odejmując koszty znaczków pocztowych, kopert i tuszu do drukarki, zysk musiał być równie imponujący. Zatrzymany został, gdy w planach miał wysyłkę kolejnych 640 tys. listów. Przed sądem przyznał bez ogródek, że chciał zostać biznesmenem i szybko dorobić się znacznych pieniędzy. Oprócz kary pozbawienia wolności, A.G. ma zapłacić 50 tys. zł grzywny oraz oddać przywłaszczony milion złotych. Pole do tego typu nadużyć jest ogromne. Wystarczy wspomnieć, że w zeszłym roku zarejestrowano ok. 380 tys. nowych firm. O 5 proc. więcej niż w 2017 r. To cała rzesza potencjalnych ofiar.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.