Sara Komaiszko: Co pani zdaniem polska literatura ma do zaoferowania światu?
Olga Tokarczuk: Nasza literatura jest bardzo związana z Europą Środkową. Podobnie jak my myślą i piszą Słowacy, Czesi, Ukraińcy, Rumuni, Niemcy. Traktuję polską literaturę jako formującą swoją osobność w szerszej perspektywie, dopiero wtedy można się zabawić w jakieś porównania. Pod pewnymi względami jest wyjątkowa, nie bez powodu mamy tak mocną poezję. Język polski jest bardzo szczególny, niezbyt precyzyjny, ma bardzo dużo różnych określeń, jest giętki i plastyczny. Dlatego nadaje się do pisania poezji, ale już do takiej stricte logicznej narracji – nie bardzo.
Agnieszka Holland, która na podstawie pani prozy zrobiła „Pokot”, twierdzi, że początkowo uważała pani książkę za nieprzekładalną na język filmu. Co ją skusiło, by jednak spróbować?
Myślę, że historia oraz główna bohaterka Janina Duszejko, która podoba się wielu kobietom. To starsza pani, zbuntowana, antysystemowa, trochę anarchistyczna, bardzo wrażliwa, przeżywająca wszystko w nieco dziecięcy sposób. Jest bliska wielu ludziom, zwłaszcza kobietom w jej wieku. To opowieść dość ekscentryczna, ale myślę, że to też jest jej pozytyw. Poza tym po raz pierwszy w takiej opowieści jako główna bohaterka pojawia się starsza pani. Anglicy mają Mrs. Marple, detektywkę z powieści kryminalnych Agathy Christie. W naszej literaturze starsze kobiety właściwie nie istnieją.
Myślę, że prawdziwa profesja pisarza czy pisarki polega na uważności i przenoszeniu tej uważności na papier – mówiła Olga Tokarczuk
Nie tylko w literaturze.
No tak, ale to już całkiem inna sprawa. Poza tym mam wrażenie, że ostatnio w Polsce temat ekologii, stosunku do zwierząt i ich praw bardzo się spopularyzował. Być może wpłynęła na to arogancja rządu, popieranie myśliwych, wycinanie drzew w Puszczy Białowieskiej, która jest naszym narodowym skarbem. To wszystko wzburza ludzi, budzi nową świadomość wspólnotową wokół ekologii. Z kolei kiedy mówimy o ekologii, jak bumerang wraca temat feminizmu, ponieważ to są kwestie ze sobą powiązane. No i pojawia się coś, co jest zupełnie nowe w polskiej kulturze, mianowicie dyskusja na temat praw zwierząt. Mnie to akurat bardzo cieszy, bo to są tematy, wokół których się kręcę od dawna. Przecież „Prowadź swój pług przez kości umarłych” napisałam ponad osiem lat temu.
Rzeczywistość prześcignęła fikcję.
Osiem lat temu te wszystkie problemy już istniały, tyle że były ukryte. Teraz te wszystkie złe ziarna wykiełkowały bardzo szybko, liście zaczęły rosnąć. Jakoś to wyczułam, myślę zresztą, że prawdziwa profesja pisarza czy pisarki polega na uważności i przenoszeniu tej uważności na papier.
Podobno Agnieszka Holland załamała ręce, kiedy zobaczyła scenariusz, który pani napisała. Co poszło nie tak?
Nie mam doświadczenia w pisaniu scenariuszy, być może dałam się zwieść różnym ludziom, którzy mówili: „Olga, ta książka to jest gotowy scenariusz na film”. Dlatego, tworząc scenariusz, przepisałam początkowo tekst książki, rozpisując go po prostu na sceny. Okazało się jednak, że gdyby film powstał w oparciu o tę pierwotną propozycję, byłby nie do oglądania. Kino rządzi się innymi prawami, adaptacja książki jest pewnego rodzaju spuszczeniem z książki powietrza.
Ile jest Olgi Tokarczuk w Janinie Duszejko?
Trochę jest. Kiedyś nawet myślałam, że Janina Duszejko jest kimś, kim ja mogę się stać, kiedy będę w jej wieku. Ale to jest postać, która jest sklejona z kilku moich różnych znajomych, wymyśliłam jej język oparty na Williamie Blake’u i na astrologii. A to wszystko jest już zupełnie nie moje.
O co walczy Duszejko?
O najbardziej ludzkie wartości. Pokazuję sytuację, w której przyzwoity człowiek uświadamia sobie, że żyje w świecie prawa, które jest niemoralne. Zadaje sobie wtedy pytania: Co mogę zrobić? Czy mam się pogodzić z tym prawem, czy też wzniecić rebelię? Czy mam prawo się zbuntować? Najpierw podejmuje działania, które powinien podjąć każdy porządny obywatel: zgłasza sprawę na policję, pisze listy, petycje – niestety jednak nie przynosi to rezultatów. Dlatego w którymś momencie wpada w gniew, który okazuje się potężną siłą. Ten gniew prowadzi w końcu Duszejko do szaleństwa.
Czy film był politycznym komentarzem do bieżącej sytuacji w Polsce?
Nie, dlatego że prace nad nim rozpoczęły się kilka lat temu. Mogę sobie co najwyżej pogratulować zdolności proroczych albo raczej złożyć to na karb mojej uważności.
Pani jest rozczarowana tym, co teraz dzieje się w Polsce?
Rozczarowana? To mało powiedziane, jestem wkurzona! Jakiś czas temu ogarnęło mnie też poczucie bezsilności, czułam, że cokolwiek powiem, zostanie wykorzystane przeciwko mnie. Dlatego trudno mi się rozmawia z drugą stroną. W ogóle ten podział na jedną i drugą stronę jest nienormalny, nie do wiary, że polityka może aż tak polaryzować. My, Polacy, przechodzimy swoistą grypę psychiczną, mam nadzieję, że się z niej szybko otrząśniemy.
Po odebraniu przez panią drugiej nagrody Nike wybuchła awantura w związku z pani kontrowersyjną wypowiedzią na temat relacji polsko-żydowskich…
Błagam, tylko nie „kontrowersyjną”! Wszystko, co powiedziałam, jest prawdą – każdy uczciwy historyk to powie. Jeżeli coś nie pasuje do czyichś poglądów politycznych, to nie oznacza, że jest kontrowersyjne…
Jednak pani wypowiedź, że historia Polski jest przekłamana, że Polacy zatajają to, że mordowali Żydów – wywołała falę hejtu pod pani adresem. Jak sobie pani z nim radziła?
To, że jacyś ludzie zareagowali na moje słowa aż taką agresją, jest problemem tych ludzi. Smutne, że na słowa prawdy reaguje się groźbami śmierci.
Skończył się już hejt Olgi Tokarczuk?
Nie wiem, bo ja się bardzo ostrożnie obchodzę z internetem. Bardzo się pilnuję, żeby nie siedzieć zbyt długo na Facebooku, dbam o swoją strefę komfortu. Staram się dużo czytać, myśleć, pisać, ale też leniuchować. Dzisiaj leniuchowanie jest niedoceniane, człowiek, który cały czas coś robi i przetwarza informacje, w końcu się rozsypuje, wariuje albo idzie na wojnę.
A co pani czuje, gdy hejterzy mówią o pani: „lewaczka”?
Przez ostatnie lata byliśmy świadkami wykuwania w języku pojęć, które stawały się maczugami do walenia po głowie. „Lewak” też jest takim słowem maczugą. Ta walka na język, której jesteśmy świadkami, wypacza znaczenie słów. Nie wiem, co znaczy „lewak”, nie używam tego słowa, kojarzy mi się z trockistami i maoistami. Natomiast z całą pewnością mam lewicowe poglądy i przyznaję to z dumą.
U wielu młodych ludzi wielką popularność zdobywa dziś konserwatyzm.
Niewątpliwie jesteśmy świadkami konserwatywnej kontrrewolucji na świecie. Wydaje mi się, że jest to związane z rewolucją informacyjną. Żyjemy w świecie przepełnionym sprzecznymi informacjami, półprawdami, postprawdami, zwykłym fałszem, nadinterpretacjami, niedointerpretacjami. W tym chaosie ludzie czują się zagubieni, nie umieją go uporządkować. W związku z tym budują sobie prostą, biało-czarną strukturę, którą na przykład proponuje Jarosław Kaczyński.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.