Wyobraź sobie, że pewnego dnia dzwoni do ciebie ktoś, kto przedstawia się jako bliski współpracownik ministra obrony Francji, np. jego doradca Claude Mallet, i zapowiada rozmowę telefoniczną ze swoim szefem. Nie ma w tym nic dziwnego, bo zakładamy, że nie jesteś zwykłym czytelnikiem „Wprost”, tylko publiczną personą z międzynarodową reputacją i odpowiednio grubym portfelem. Od czasu do czasu dzwonią do ciebie różni ważni ludzie, więc i ten telefon przyjmujesz z dobrodziejstwem inwentarza. Szczególnie jeśli nigdy nie miałeś osobiście do czynienia z panem o nazwisku Jean-Yves Le Drian. Wiesz jedynie, że ktoś taki jest rzeczywiście ministrem obrony Francji. W słuchawce odzywa się głos podobny do tego, który możesz, choć nie musisz, kojarzyć z telewizji. Le Drian nie jest specjalnie popularnym ministrem, a w świecie mało kto go zna. Zanim prezydent François Hollande zrobił z niego ministra, był tylko działaczem socjalistycznym w Bretanii i przez rok ministrem do spraw morskich, ale to było w początku lat 90. i nikt tego za bardzo nie pamięta.
No więc pan minister dzwoni i mówi, że ma niecierpiącą zwłoki, poufną sprawę. Republika Francuska potrzebuje przysługi, dzięki czemu można będzie uratować życie więzionych w Syrii zakładników. Chodzi o okup, który trzeba zapłacić terrorystom, ale oczywiście oficjalnie państwo nie może wydawać na to pieniędzy podatników, więc potrzebna jest szybka i dyskretna pożyczka. Spłata jest gwarantowana przez cały majestat republiki, potwierdzony potem w e-mailowej korespondencji: są tam dokumenty z oficjalnymi nagłówkami francuskich ministerstw i banków. Wahasz się jeszcze, ale twoje poczucie przyzwoitości i chęć pomocy krajowi, z którym sympatyzujesz i którego walkę z terroryzmem wspierasz całą mocą, bierze w końcu górę.
Zwłaszcza że minister Le Drian kontaktuje się z tobą także osobiście za pomocą łącza video. Jakość połączenia nie jest najlepsza, kładziesz to jednak na karb tajności całej operacji. Rozmowa jest krótka, ale przecież minister prowadzi sprawy najwyższej wagi. A poza tym wszystko wygląda jak na oficjalnych zdjęciach. Minister ma łysinę i okulary, za plecami flagę republiki i portret prezydenta Hollande’a. Może tylko przedpotopowy telefon na biurku wygląda nieco groteskowo, ale w końcu bierzesz udział w tajnej operacji, więc z podniecenia nie zwracasz uwagi na detale. Wydajesz polecenie wykonania wielomilionowych przelewów na konta wskazane w korespondencji z ministrem. Są one zarejestrowane w Polsce, na Słowacji i w Dubaju, ale dopiero przelew do Chin zaczyna cię niepokoić.
Twoi pracownicy zaczynają sprawdzać w Paryżu dziwną transakcję. Okazuje się, że tam już o niej słyszeli, jednak ani minister Le Drian, ani sama republika nie mają z nią nic wspólnego. Przelewy w UE udaje się zablokować, ale te do Chin przepadają bezpowrotnie. Zostaje ci zgrzytanie zębami z powodu utraty milionów euro i upokarzająca świadomość, że zostałeś wystrychnięty na dudka przez sprytnych oszustów.
Od biskupa do prezydenta
To, co opisaliśmy przed chwilą, nie jest scenariuszem filmowym, a przynajmniej nie do końca, o czym piszemy szerzej w ramce obok tekstu.
Proces w sprawie zuchwałych wyłudzeń dziesiątek milionów euro od znanych i szanowanych miliarderów toczy się w Paryżu od początku lutego. Na ławie oskarżonych zasiada mózg operacji, Francuz z izraelskim paszportem, Gilbert Chikli i jego wspólnik Anthony Lasarewitsch, a także pięciu ich współpracowników. Szajka, której liderzy zostali w 2017 r. złapani na Ukrainie, wyniosła popularną ostatnio w środowisku cyberprzestępców metodę – kradzież tożsamości – na nowy poziom, znany dotąd tylko z filmów akcji: Chikli podszywał się pod ministra Le Driana, używając wykonanej na zamówienie silikonowej maski, którą wielu z nas widziało w użyciu wyłącznie w sensacyjnych produkcjach z serii „Mission: Impossible”. Aresztowano go w Kijowie, gdzie pojechał ponoć zamówić maskę księcia Monako Alberta II. Wcielenie się w popularnego arystokratę i filantropa miało zastąpić udawanie ministra Le Driana, które stało się już zbyt niebezpieczne.
Francuski resort obrony wiedział o działalności oszustów już od 2015 r. Gang próbował bowiem podchodzić ponad 150 różnych osób i organizacji. Lista celów była imponująca: ambasady francuskie zagranicą i zagraniczne we Francji, prezesi koncernów Lafarge i Total, właściciele marki Pernod Ricard, arcybiskup Lyonu i organizacja charytatywna Sidaction. Oszuści odezwali się także do ministerstwa obrony Tunezji, króla Belgii, a także do prezydentów Gabonu i Senegalu. To chyba ten ostatni, Macky Sall, jako pierwszy zorientował się, że kontaktujący się z nim w niecierpiącej zwłoki tajnej sprawie Jean-Yves Le Drian nie jest tym, za kogo się podaje. Oszuści nie wiedzieli, że Sall i Le Drian znali się i byli na ty, więc wcielający się w rolę francuskiego polityka Gilbert Chikli w rozmowie telefonicznej zwracał się do Salla per pan. Ten szybko zawiadomił Paryż, jednak rząd nie mógł zrobić nic, dopóki ktoś nie zgłosiłby się z prośbą o potwierdzenie tożsamości rozmówcy podającego się za Le Driana.
W ostatniej chwili zrobili to Tunezyjczycy, których Chikli omal nie przekonał do wypłaty pokaźnej zaliczki na poczet dostawy czterech śmigłowców szturmowych Tiger produkowanych przez Airbusa. Tunezyjski resort obrony w porę zorientował się, że żadnej umowy na te maszyny nie ma.
Większość ludzi, z którymi kontaktowali się oszuści, nie dała się nabrać. Jednak na 150 podjętych prób wystarczyły trzy celne strzały, żeby złodziejska operacja okazała się wielce dochodowa. W marcu 2016 r. upolowany został Karim Aga Chan IV, duchowy przywódca izmailitów. Znany miliarder i filantrop przelał w pięciu transzach na kilka kont w Polsce i Chinach 20 mln dolarów. W tym samym czasie 6 mln przekazała Corinne Mentzelopoulos, właścicielka ekskluzywnej winnicy Château Margaux. Listę naiwniaków zamyka turecki przedsiębiorca Inan Kirac, który w listopadzie i grudniu 2016 r. zapłacił oszustom aż 47 mln dolarów rzekomego okupu za dziennikarzy wziętych do niewoli w Syrii.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.