Film
W piątek na ekrany polskich kin wejdzie nagrodzony Złotą Palmą w Cannes rumuński film Cristiana Mungiu „4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni" o studentce, która za czasów Nicolae Ceauşescu chciała dokonać aborcji, choć było to zabronione i surowo karane.
Rozmowa z reżyserem Cristianem Mungiu
Czy „4 miesiące..." w Polsce mogą być interpretowane jako manifest pro– lub antyaborcyjny? Myślę, że w Polsce temat aborcji okaże się najważniejszy, choć jest to film o odpowiedzialności, o trudnych decyzjach. Nie przeszkadza mi jednak traktowanie go jako głosu w debacie o przerywaniu ciąży. Głosu, który nie jest jednoznaczny.
Miał pan osobiste doświadczenia z aborcją? Wielu moich przyjaciół próbowało pomóc swoim dziewczynom rozwiązać ten problem i uniknąć konsekwencji. Dlatego po dwudziestu latach zdecydowałem się zrobić ten film. Byliśmy młodzi, a kiedy masz 16 lat, łatwo jest być liberalnym. Im bardziej dojrzewasz, tym mniej oczywiste stają się wybory moralne.
Czy po otrzymaniu Złotej Palmy laureatowi nie zaczyna odbijać palma? Ludzie sobie wyobrażają, że teraz hollywoodzcy producenci zasypują mnie scenariuszami. To nie tak. Dostałem wiele propozycji od amerykańskich agentów chcących mnie tam reprezentować. To może być pomocne, jeśli ktoś chce robić tam karierę. Ja raczej nie chcę. Nie zarzekam się, że nigdy nie zrobię filmu po angielsku, ale nie chcę się przenosić do Hollywood i reżyserować cudzych pomysłów. Chcę robić własne historie. W Europie to niełatwe, w Stanach Zjednoczonych – prawie niemożliwe. Nie dysponujemy co prawda ogromnymi budżetami, ale nawet za niewielkie pieniądze da się zrobić dobry film. Ja miałem zaledwie 600 tys. euro, a udało mi się zrobić obraz nagrodzony Złotą Palmą.
Rozmowa z reżyserem Cristianem Mungiu
Czy „4 miesiące..." w Polsce mogą być interpretowane jako manifest pro– lub antyaborcyjny? Myślę, że w Polsce temat aborcji okaże się najważniejszy, choć jest to film o odpowiedzialności, o trudnych decyzjach. Nie przeszkadza mi jednak traktowanie go jako głosu w debacie o przerywaniu ciąży. Głosu, który nie jest jednoznaczny.
Miał pan osobiste doświadczenia z aborcją? Wielu moich przyjaciół próbowało pomóc swoim dziewczynom rozwiązać ten problem i uniknąć konsekwencji. Dlatego po dwudziestu latach zdecydowałem się zrobić ten film. Byliśmy młodzi, a kiedy masz 16 lat, łatwo jest być liberalnym. Im bardziej dojrzewasz, tym mniej oczywiste stają się wybory moralne.
Czy po otrzymaniu Złotej Palmy laureatowi nie zaczyna odbijać palma? Ludzie sobie wyobrażają, że teraz hollywoodzcy producenci zasypują mnie scenariuszami. To nie tak. Dostałem wiele propozycji od amerykańskich agentów chcących mnie tam reprezentować. To może być pomocne, jeśli ktoś chce robić tam karierę. Ja raczej nie chcę. Nie zarzekam się, że nigdy nie zrobię filmu po angielsku, ale nie chcę się przenosić do Hollywood i reżyserować cudzych pomysłów. Chcę robić własne historie. W Europie to niełatwe, w Stanach Zjednoczonych – prawie niemożliwe. Nie dysponujemy co prawda ogromnymi budżetami, ale nawet za niewielkie pieniądze da się zrobić dobry film. Ja miałem zaledwie 600 tys. euro, a udało mi się zrobić obraz nagrodzony Złotą Palmą.
Więcej możesz przeczytać w 40/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.