W Polsce najlepiej być sędzią lub prokuratorem
Dziwię się, że w Polsce wszyscy tak bardzo emocjonują się wyborami. Wyborami prezydenckimi, wyborami parlamentarnymi, wyborami samorządowymi. A najbardziej dziwię się tym, którzy w nich startują. Być prezydentem, premierem, ministrem, posłem czy radnym może jest całkiem przyjemnie. Ale w Polsce najlepiej być sędzią lub (zwłaszcza po planowanej przez ministra sprawiedliwości reformie) prokuratorem.
Te stanowiska dają niemal nieograniczoną władzę. Poza tym można mówić i robić dowolne głupstwa. I w dodatku nie ponosić za to żadnej odpowiedzialności – ani karnej, ani nawet służbowej. Może pensje sędziów i prokuratorów nie są zbyt wysokie. Po kilku latach wnoszenia słusznych oskarżeń i ferowania sprawiedliwych wyroków można jednak bez większych kłopotów dopisać się do listy adwokatów lub radców prawnych i nadrobić finansowe zaległości. Zwłaszcza że o tym wpisie decydują adwokaci i radcy, których klientów sprawy wcześniej się rozsądzało.
Nigdy nie słyszałem o prokuratorze, który poniósłby poważne konsekwencje złożenia do sądu niesłusznego aktu oskarżenia, albo o sędzim, którego w sposób dotkliwy ukarano by za wydanie niedorzecznego wyroku. Porażki prokuratorów przed sądem i sędziów w apelacjach są przyjmowane jak coś zupełnie normalnego, czym absolutnie nie należy się przejmować. To bodaj dwa jedyne zawody w Polsce, w których za najbardziej katastrofalne błędy rzadko można dostać choćby naganę od przełożonych.
Co więcej, nawet kryminalne wpadki prokuratorów i sędziów kończą się zazwyczaj kilkoma dniami medialnego szumu. Tak było choćby w wypadku pewnego znanego sędziego, którego związki z gangsterami opisała kilka lat temu „Rzeczpospolita". Sędziemu włos nie spadł z głowy, a koledzy bohatera artykułu spowodowali, że proces ostatecznie przegrali, ale dziennikarze.
Wypadki ostatnich dni też dowodzą, że w Polsce realna władza należy do sędziów i prokuratorów. W tej sytuacji może wreszcie ten stan rzeczy należałoby usankcjonować. Niech więc prezydentem Poznania zostanie sędzia, który w ubiegłym tygodniu wydał wyrok skazujący na prezydenta stolicy Wielkopolski Ryszarda Grobelnego. Po co tysiące poznaniaków mają się głowić co cztery lata, kto ma najlepszą wizję rozwoju tego miasta, analizować programy wyborcze i chodzić na wybory samorządowe, skoro najlepiej o tym, co dobre dla Poznania, wie sędzia (vide: „Efekt Grobelnego").
A prezydentem całej Polski niech zostanie prokurator, który kilka dni temu zdecydował, że Lech Wałęsa nie obraził Lecha Kaczyńskiego, prezydenta RP, nazywając go durniem. On w końcu wie najlepiej, kiedy prezydent powinien się czuć obrażony.
Po tej decyzji prokuratora na pocieszenie zostaje nam fakt, że każdy z nas jego też może bezkarnie nazwać durniem. Podobnie jak wielu bohaterów cover story tego numeru „Wprost", łącznie z obecnym ministrem środowiska, którzy opowiadają Polakom bajki o straszliwych skutkach spożywania żywności genetycznie zmodyfikowanej (vide: „Kto się boi truskawek").
Te stanowiska dają niemal nieograniczoną władzę. Poza tym można mówić i robić dowolne głupstwa. I w dodatku nie ponosić za to żadnej odpowiedzialności – ani karnej, ani nawet służbowej. Może pensje sędziów i prokuratorów nie są zbyt wysokie. Po kilku latach wnoszenia słusznych oskarżeń i ferowania sprawiedliwych wyroków można jednak bez większych kłopotów dopisać się do listy adwokatów lub radców prawnych i nadrobić finansowe zaległości. Zwłaszcza że o tym wpisie decydują adwokaci i radcy, których klientów sprawy wcześniej się rozsądzało.
Nigdy nie słyszałem o prokuratorze, który poniósłby poważne konsekwencje złożenia do sądu niesłusznego aktu oskarżenia, albo o sędzim, którego w sposób dotkliwy ukarano by za wydanie niedorzecznego wyroku. Porażki prokuratorów przed sądem i sędziów w apelacjach są przyjmowane jak coś zupełnie normalnego, czym absolutnie nie należy się przejmować. To bodaj dwa jedyne zawody w Polsce, w których za najbardziej katastrofalne błędy rzadko można dostać choćby naganę od przełożonych.
Co więcej, nawet kryminalne wpadki prokuratorów i sędziów kończą się zazwyczaj kilkoma dniami medialnego szumu. Tak było choćby w wypadku pewnego znanego sędziego, którego związki z gangsterami opisała kilka lat temu „Rzeczpospolita". Sędziemu włos nie spadł z głowy, a koledzy bohatera artykułu spowodowali, że proces ostatecznie przegrali, ale dziennikarze.
Wypadki ostatnich dni też dowodzą, że w Polsce realna władza należy do sędziów i prokuratorów. W tej sytuacji może wreszcie ten stan rzeczy należałoby usankcjonować. Niech więc prezydentem Poznania zostanie sędzia, który w ubiegłym tygodniu wydał wyrok skazujący na prezydenta stolicy Wielkopolski Ryszarda Grobelnego. Po co tysiące poznaniaków mają się głowić co cztery lata, kto ma najlepszą wizję rozwoju tego miasta, analizować programy wyborcze i chodzić na wybory samorządowe, skoro najlepiej o tym, co dobre dla Poznania, wie sędzia (vide: „Efekt Grobelnego").
A prezydentem całej Polski niech zostanie prokurator, który kilka dni temu zdecydował, że Lech Wałęsa nie obraził Lecha Kaczyńskiego, prezydenta RP, nazywając go durniem. On w końcu wie najlepiej, kiedy prezydent powinien się czuć obrażony.
Po tej decyzji prokuratora na pocieszenie zostaje nam fakt, że każdy z nas jego też może bezkarnie nazwać durniem. Podobnie jak wielu bohaterów cover story tego numeru „Wprost", łącznie z obecnym ministrem środowiska, którzy opowiadają Polakom bajki o straszliwych skutkach spożywania żywności genetycznie zmodyfikowanej (vide: „Kto się boi truskawek").
Więcej możesz przeczytać w 11/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.