Politycy zachodu wikłają Dalajlamę w polityczne łamańce, by nie narazić się Chinom
Każdy problem można rozwiązać przez dialog – mówił duchowy przywódca Tybetańczyków do 25 tys. ludzi pod Bramą Brandenburską. Tych słów zapewne nie słyszeli tamtejsi politycy zajęci przepychankami, jakie wybuchły właśnie o Dalajlamę. Angela Merkel nie znalazła czasu na spotkanie z nim, prezydent Horst Köhler nagle się rozchorował, a wicekanclerz Frank-Walter Steinmeier stwierdził, że nie chce podkopywać dialogu Chin z Tybetańczykami. W ostatniej chwili na rozmowę zgodziła się Heidemarie Wieczorek-Zeul, minister ds. pomocy gospodarczej, ale nie przyjęła Dalajlamy w swym gabinecie, lecz w hotelu. Tak samo było w Londynie, gdzie wprawdzie Gordon Brown spotkał się z przywódcą Tybetańczyków, ale nie w swojej siedzibie na Downing Street 10, lecz w Lambeth Palace.
Sprawdzają się prognozy, że wymogi realpolitik i gospodarcze interesy w Chinach odbiorą siłę potępieniom wyrażanym po marcowych zajściach w Tybecie. Podawane oficjalnie powody, dla których politycy nie mogą się spotkać z Dalajlamą, można uznać za hipokryzję albo też lekcję języka dyplomacji.
Sprawdzają się prognozy, że wymogi realpolitik i gospodarcze interesy w Chinach odbiorą siłę potępieniom wyrażanym po marcowych zajściach w Tybecie. Podawane oficjalnie powody, dla których politycy nie mogą się spotkać z Dalajlamą, można uznać za hipokryzję albo też lekcję języka dyplomacji.
Więcej możesz przeczytać w 22/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.