Teraz ja! Tomasz Sekielski
LEWĄ MARSZ!
Przypomnijmy kluczowe wydarzenia kampanii prezydenckiej. Kandydat, który był trzeci, trzy razy wstał o piątej rano, uścisnął dłonie kilkudziesięciu robotnikom, wręczył im po jabłku i zaśpiewał piosenkę w stylu disco polo razem z dwiema atrakcyjnymi bliźniaczkami. To wystarczyło, by stał się superbohaterem mediów. Trzy poranne pobudki mogą nawet w perspektywie przemodelować naszą scenę polityczną. Trudno pojąć, dlaczego młodzi nie garną się do polityki, skoro tak niewiele trzeba, by odnieść w niej sukces.
A teraz wspomnień czar. Prawie dokładnie rok temu politycy PO atakowali Grzegorza Napieralskiego za wspólne z PiS zawłaszczenie mediów publicznych. Wzburzony Stefan Niesiołowski w lipcu 2007 r. wysyłał go nawet do zoo na rozmowy z małpami i nazywał „załganym hipokrytą". Nie zapytaliśmy Napieralskiego o tamtą opinię, by nie wyszedł na załganego hipokrytę.
4 czerwca 1989 r., jak wiadomo, skończył się w Polsce komunizm. 21 czerwca 2010 r., jak wiadomo, skończył się w Polsce postkomunizm. Tego dnia Jarosław Kaczyński „honorowo" ogłosił koniec ery postkomunizmu i początek ery,w której jest miejsce na lewicę. Tak, tak, to ten sam polityk, który jeszcze nie tak dawno sugerował, że SLD to partia służąca Moskwie, i chciał ją delegalizować. To prezes PiS gada z tymi, co służą Moskwie?
Wydarzenie, jeśli nie historyczne, to szalenie ważne, miało miejsce także w piątek 25 czerwca. Tego dnia o poranku Adam Bielan z PiS wyjaśnił wszystkim zaniepokojonym nowym obliczem Jarosława Kaczyńskiego, że „wiele osób nie nadąża za prezesem, bo to mąż stanu". Dla tych, co zaniemówili z wrażenia, krótka powtórka z historii najnowszej. To w rządzie Kaczyńskiego wiceministrem sprawiedliwości był sędzia, który w PRL skazał za działalność opozycyjną m.in. Bronisława Komorowskiego. Jarosław Kaczyński to od lat najprawdziwsza lewica. A mąż stanu od zawsze.
Gdy kilka miesięcy temu PO w prawyborach wybierała kandydata na kandydata na prezydenta, podsumował je na swoim blogu Marek Siwiec. 27 marca napisał, że Platforma obdarowała wyborców „wielkanocną wydmuszką, a właściwie pisanką". Patrząc na zamieszanie wokół Grzegorza Napieralskiego, można odnieść wrażenie, że powstała wielka polityczna wydmuszka udająca jajo, z którego ma się wykluć Nowa Lewica. Napieralski tak bardzo w to uwierzył, iż przyznał w Radiu Zet, że czuje, że to od niego zależy los Polski. Przypomnijmy, wszystko na skutek trzech pobudek o piątej rano.
Media oszalały, obwieszczając wielki sukces Napieralskiego. Jest jeden wyjątek – Tomasz Lis. Naczelny „Wprost" prezydentem zrobił już Bronisława Komorowskiego. Podobno to z tego powodu PKW opóźniła ogłoszenie wyników wyborów. Po przeliczeniu głosów okazało się, że druga tura będzie jednak potrzebna. Komorowski zareagował ostro – nazwał Kaczyńskiego „farbowanym lisem".
W zeszłym tygodniu szef sztabu kandydata PO Sławomir Nowak postanowił udowodnić, że lewicowcem z krwi i kości jest także Bronisław Komorowski. W tym przygotował nawet dla dziennikarzy specjalną tabelkę, by pokazać, jak wiele łączy kandydata PO z Napieralskim. Weźmy na przykład sprawę in vitro. W listopadzie 2007 r. premier Tusk ogłosił, że „metoda in vitro jest godna i warta wsparcia". Chodziło o refundację tych zabiegów. Ewa Kopacz dodawała: „Jestem katoliczką. Widzi pan coś złego w tym, żeby dawać ludziom szczęście? Ja nie". Ale już po miesiącu minister pytana o to samo stwierdziła: „Ja teraz mam dużo poważniejsze sprawy na głowie, nie będę zajmować się in vitro". Dziś mamy czerwiec 2010 r. Liczba opinii PO w sprawie in vitro jest jak liczba zarodków powstałych w wyniku zapłodnienia in vitro.
Dobrze, jeszcze jedna złośliwość, ale nie taka tam, z kapelusza, tylko podparta liczbami. W 2007 r. pewna formacja polityczna, Lewica i Demokraci, zdobyła w wyborach parlamentarnych 2 mln 122 tys. głosów. Prawie trzy lata później pan Grzegorz zdobył 2 mln 299 tys. głosów. Halo, czy ktoś z państwa pamięta LiD? Pan Grzegorz powinien pamiętać.
Przypomnijmy kluczowe wydarzenia kampanii prezydenckiej. Kandydat, który był trzeci, trzy razy wstał o piątej rano, uścisnął dłonie kilkudziesięciu robotnikom, wręczył im po jabłku i zaśpiewał piosenkę w stylu disco polo razem z dwiema atrakcyjnymi bliźniaczkami. To wystarczyło, by stał się superbohaterem mediów. Trzy poranne pobudki mogą nawet w perspektywie przemodelować naszą scenę polityczną. Trudno pojąć, dlaczego młodzi nie garną się do polityki, skoro tak niewiele trzeba, by odnieść w niej sukces.
A teraz wspomnień czar. Prawie dokładnie rok temu politycy PO atakowali Grzegorza Napieralskiego za wspólne z PiS zawłaszczenie mediów publicznych. Wzburzony Stefan Niesiołowski w lipcu 2007 r. wysyłał go nawet do zoo na rozmowy z małpami i nazywał „załganym hipokrytą". Nie zapytaliśmy Napieralskiego o tamtą opinię, by nie wyszedł na załganego hipokrytę.
4 czerwca 1989 r., jak wiadomo, skończył się w Polsce komunizm. 21 czerwca 2010 r., jak wiadomo, skończył się w Polsce postkomunizm. Tego dnia Jarosław Kaczyński „honorowo" ogłosił koniec ery postkomunizmu i początek ery,w której jest miejsce na lewicę. Tak, tak, to ten sam polityk, który jeszcze nie tak dawno sugerował, że SLD to partia służąca Moskwie, i chciał ją delegalizować. To prezes PiS gada z tymi, co służą Moskwie?
Wydarzenie, jeśli nie historyczne, to szalenie ważne, miało miejsce także w piątek 25 czerwca. Tego dnia o poranku Adam Bielan z PiS wyjaśnił wszystkim zaniepokojonym nowym obliczem Jarosława Kaczyńskiego, że „wiele osób nie nadąża za prezesem, bo to mąż stanu". Dla tych, co zaniemówili z wrażenia, krótka powtórka z historii najnowszej. To w rządzie Kaczyńskiego wiceministrem sprawiedliwości był sędzia, który w PRL skazał za działalność opozycyjną m.in. Bronisława Komorowskiego. Jarosław Kaczyński to od lat najprawdziwsza lewica. A mąż stanu od zawsze.
Gdy kilka miesięcy temu PO w prawyborach wybierała kandydata na kandydata na prezydenta, podsumował je na swoim blogu Marek Siwiec. 27 marca napisał, że Platforma obdarowała wyborców „wielkanocną wydmuszką, a właściwie pisanką". Patrząc na zamieszanie wokół Grzegorza Napieralskiego, można odnieść wrażenie, że powstała wielka polityczna wydmuszka udająca jajo, z którego ma się wykluć Nowa Lewica. Napieralski tak bardzo w to uwierzył, iż przyznał w Radiu Zet, że czuje, że to od niego zależy los Polski. Przypomnijmy, wszystko na skutek trzech pobudek o piątej rano.
Media oszalały, obwieszczając wielki sukces Napieralskiego. Jest jeden wyjątek – Tomasz Lis. Naczelny „Wprost" prezydentem zrobił już Bronisława Komorowskiego. Podobno to z tego powodu PKW opóźniła ogłoszenie wyników wyborów. Po przeliczeniu głosów okazało się, że druga tura będzie jednak potrzebna. Komorowski zareagował ostro – nazwał Kaczyńskiego „farbowanym lisem".
W zeszłym tygodniu szef sztabu kandydata PO Sławomir Nowak postanowił udowodnić, że lewicowcem z krwi i kości jest także Bronisław Komorowski. W tym przygotował nawet dla dziennikarzy specjalną tabelkę, by pokazać, jak wiele łączy kandydata PO z Napieralskim. Weźmy na przykład sprawę in vitro. W listopadzie 2007 r. premier Tusk ogłosił, że „metoda in vitro jest godna i warta wsparcia". Chodziło o refundację tych zabiegów. Ewa Kopacz dodawała: „Jestem katoliczką. Widzi pan coś złego w tym, żeby dawać ludziom szczęście? Ja nie". Ale już po miesiącu minister pytana o to samo stwierdziła: „Ja teraz mam dużo poważniejsze sprawy na głowie, nie będę zajmować się in vitro". Dziś mamy czerwiec 2010 r. Liczba opinii PO w sprawie in vitro jest jak liczba zarodków powstałych w wyniku zapłodnienia in vitro.
Dobrze, jeszcze jedna złośliwość, ale nie taka tam, z kapelusza, tylko podparta liczbami. W 2007 r. pewna formacja polityczna, Lewica i Demokraci, zdobyła w wyborach parlamentarnych 2 mln 122 tys. głosów. Prawie trzy lata później pan Grzegorz zdobył 2 mln 299 tys. głosów. Halo, czy ktoś z państwa pamięta LiD? Pan Grzegorz powinien pamiętać.
Więcej możesz przeczytać w 27/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.