Prawdę mówiąc, to, co w sprawie listu zdarzyło się do tej pory, źródłem wielkiego optymizmu być nie może. Najpierw była wymiana tradycyjnych, choć dość zdawkowych grzeczności. Potem zaczęło się udowadnianie, że o. Ludwik wcale nie miał na myśli tego, co napisał. Potem było potępianie o. Ludwika za to, że krytykując, nie złożył jakiejś samokrytyki, a przede wszystkim, że w ogóle śmiał krytykować założyciela Radia Maryja i Telewizji Trwam, choć ani radia katolickiego, ani telewizji katolickiej nie założył. Wreszcie pojawiło się kilka głosów wskazujących, żelist jest jednak jakimś tematem do dyskusji. Chwilę potem, zapewne w związku z tą deklaracją, zapadła tradycyjna w takich sytuacjach i raczej nie tylko świąteczna cisza.
Otóż śmiem twierdzić, że debaty nie będzie, tak jak nie było jej wcześniej. A przypomnijmy, że nie było jej na przykład wtedy, gdy jeszcze odważniej i zdecydowanie na alarm bił ks. Tischner. To było kilkanaście lat temu. Dziś sytuacja Kościoła jest trudniejsza, ale najwyraźniej nigdy nie jest tak trudna, by o niej otwarcie mówić. Przy okazji stało się jednak coś znaczącego. Kilku hierarchów mających w Kościele silną pozycję postanowiło publicznie wyrazić swoje opinie w mediach wciąż uważanych przez dużą część duchownych w Polsce za antykościelne, z „Gazetą Wyborczą" na czele.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.